Informacje

  • Wszystkie kilometry: 9989.70 km
  • Km w terenie: 3234.92 km (32.38%)
  • Czas na rowerze: 28d 01h 51m
  • Prędkość średnia: 14.65 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Vampire.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Albania

Dystans całkowity:321.31 km (w terenie 7.50 km; 2.33%)
Czas w ruchu:26:50
Średnia prędkość:11.97 km/h
Maksymalna prędkość:43.40 km/h
Suma podjazdów:7737 m
Maks. tętno średnie:115 (115 %)
Suma kalorii:8116 kcal
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:45.90 km i 3h 50m
Więcej statystyk
Niedziela, 19 czerwca 2016 Kategoria Albania, Poza granicami...

Albania 9, Himare - Vlore

Dzień dziewiąty

Trasa przedwcześnie przerwana z powodu zbyt dużego ruchu samochodowego, dalsza jazda byłaby koszmarem. Jednak pierwsza część to jednak najcięższa wspinaczka, jaką udało się nam przeżyć! 
Poza tym apka w telefonie się zbuntowała po drodze i zaejestrowała tylko początek wycieczki...

Trasa wycieczki
  • DST 29.48km
  • Czas 03:18
  • VAVG 8.93km/h
  • VMAX 38.60km/h
  • Temperatura 27.0°C
  • HRavg 115 (115%)
  • Kalorie 740kcal
  • Podjazdy 1071m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 18 czerwca 2016 Kategoria Albania, Poza granicami...

Albania 8, Sarande - Himare

Dzień ósmy

Trasa wycieczki
  • DST 42.83km
  • Czas 03:36
  • VAVG 11.90km/h
  • VMAX 41.50km/h
  • Temperatura 29.0°C
  • Kalorie 1126kcal
  • Podjazdy 1887m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 17 czerwca 2016 Kategoria Albania, Poza granicami...

Albania 7, Gjirokaster - Sarande

Dzień siódmy

Trasa wycieczki
  • DST 50.68km
  • Czas 03:34
  • VAVG 14.21km/h
  • VMAX 43.10km/h
  • Temperatura 32.0°C
  • Kalorie 1211kcal
  • Podjazdy 786m
  • Sprzęt Brosik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 16 czerwca 2016 Kategoria Albania, Poza granicami...

Albania 6, Permet - Gjirokaster

Dzień szósty
Trasa wycieczki
  • DST 46.24km
  • Czas 02:40
  • VAVG 17.34km/h
  • VMAX 43.40km/h
  • Temperatura 31.0°C
  • Kalorie 940kcal
  • Podjazdy 369m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 15 czerwca 2016 Kategoria Albania, Poza granicami...

Albania 5, Farma Sotira - Permet


Dzień piąty
Trasa wycieczki
  • DST 53.43km
  • Teren 3.00km
  • Czas 04:39
  • VAVG 11.49km/h
  • VMAX 43.30km/h
  • Kalorie 1500kcal
  • Podjazdy 1223m
  • Sprzęt Brosik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 14 czerwca 2016 Kategoria Albania, Poza granicami...

Albania 4, Korce - Farma Sotira

Dzień czwarty
  
Według relacji jednego z podróżników znalezionych w internecie, ponoć albańczycy wstydzą się swojego wina a w sklepach dominują zagraniczne. Może w sklepach tak, ale w mniejszych restauracjach a szczególnie na prowincji serwują albańskie wino bez problemu, takie swojskie, wino stołowe, domowe, u gospodarzy i w lokalnych, niewielkich restauracyjkach. Jest wspaniałe, zwłaszcza czerwone i naprawdę niedrogie. Jest jedną z turystycznych atrakcji kraju. Trzeba spróbować!


  • DST 56.60km
  • Teren 2.50km
  • Czas 05:18
  • VAVG 10.68km/h
  • VMAX 40.80km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Kalorie 1314kcal
  • Podjazdy 2087m
  • Sprzęt Brosik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 13 czerwca 2016 Kategoria Albania, Poza granicami...

Albania 3, Progradec - Korce

Dzień trzeci
  Zbyt wczesną pobudkę zafundowały mi niestety przychodzące na telefon wiadomości koleżanki w pokoju. Potem już tylko sen zaburzały uderzające z furią w szyby krople ulewnego deszczu, szalała burza i wiatr. Po godzinie sprawdziłam jednak pogodę w telefonie - niestety prognozy były jak najbardziej niepomyślne i pokrywające się z aurą za oknem: grzmoty, błyski, grzmoty, deszcz, hektolitry lały się z nieba.
   Śniadanie w hotelu okazało się klapą. Sezon jeszcze się na dobre nie zaczął, więc prócz wycieczki nastolatków, która spałaszowała śniadanie dużo wcześniej, została nasza piątka. Kuchnia więc nic więcej nie dokładała na bufet. Nawet talerzy i sztućców. Nie znaleźliśmy żadnych wędlin, z wyjątkiem mizernie wyglądających paróweczek wielkości kciuka (w smaku były jednak nie najgorsze). O herbatę też musiałam się dopraszać. Poza tym pomidor i ogórek, które okazały się żelaznym składnikiem każdego śniadania później, razem z serem białym (z reguły owczym) i miód. Podczas mizernego śniadania omówiliśmy dalsze plany. Czułam się jak w jury w konkursie skoków narciarskich: zawody przesunięte z powodu niekorzystnych warunków pogodowych. Odsuwaliśmy start 3 razy w odstępach półgodzinnych, by w końcu podjąć decyzję o podwózce naszym minibusem. Naszym następnym postojem miało być Korce.

KORCE (KORCZA)
   Niestety, z powodu ulewnych deszczy drugi dzień rowerowania wziął w łeb. Podjechaliśmy więc z Pogradec do Korce minibusem, naszym samochodem technicznym, by spędzić tam resztę dnia i posmakować tradycyjnej kuchni albańskiej.
Julian (vel Juli, jak prosił go nazywać), nasz przewodnik zaprowadził nas do typowej knajpy albańskiej. Nie w złym słowa tego znaczeniu, oj nie. Lokalna restauracja, z prawdziwym piecem i grillem, serwująca lokalny browar. Jak nam opowiedział Juli nie powinno nas dziwić, że w większości podobnych przybytków siedzą sami mężczyźni, kobiety po prostu do takich nie zaglądają. A tu koło południa można spotkać "obradujących przy stolikach" starszych mężczyzn pochylonych nad kuflem piwa Korce. Ponoć zwykły dzień albańskiego mężczyzny. Jednak nikt na nas, kobiety, nie zwrócił uwagi. Collin i Liz postanowili, że chcą spróbować wszystkiego po trochu z lokalnej kuch, a i nam pomysł się spodobał. Zamówiliśmy się m.in. pyszne kulki mięsne z grilla, z mielonego podwójnie mięsa baraniego, wymieszanego z wołowym jak niewielkie kotleciki o nazwie gofte. Na talerzach pojawił się też byrek, rodzaj strudla nadziewanego mięsem, serem, szpinakiem, pomidorami czy cebulą. Do tego masa sałatek z najświeższych warzyw, polanych oliwą i przepyszne pieczone ziemniaki. 
  Za plecami mieliśmy browar i wkrótce zainteresowaliśmy się, czy jest udostępniony do zwiedzania. Juli sam nie wiedział, więc poszedł się zapytać. Co prawda, okazało się, nie organizują wycieczek, ale w drodze wyjątku dla nas kierownik za 1 euro oprowadził nas po halach. Zwiedziliśmy więc drugi co wielkości browar w Albanii, Korce, produkujący całkiem miłe piwko. Nawet zostaliśmy poczęstowani lokalnym "pół litrem". W browarze, wyremontowanym i unowocześnionym we współpracy z Czechami (Karlove Vary), pracuje ok. 60 osób. Dowiedzieliśmy się, że do produkcji 1 litra piwa zużywa się aż  6 litrów wody!!

  Po orzeźwieniu każdy z nas poszedł na wycieczkę po mieście na własną rękę. Początkowo chcieliśmy znaleźć jakiś pub irlandzki z okazji meczu wieczorem. Idąc więc w dół, w kierunku centrum, podziwiałyśmy tutejsze życie. Przechodziłyśmy obok pierwszej w Albanii szkoły, nawet o tym nie wiedząc. Dopiero później skojarzyłyśmy pomnik z pierwszymi literami alfabetu, który utknął nam w pamięci.  Monica zaczepiała staruszki, pytając o drogę do centrum. Skonsternowane stawały słuchając angielskiej paplaniny (a mówiłam, że nikt ze starszych nie rozumie). Jedna biedna myślała, że chodzi o autobus i pokazywała ręką kierunki, a potem onieśmielona zakryła dłonią usta, w geście że nie może wyjaśnić... Później Monica zaczęła "molestować" młodszego z wyglądu kelnera, ale też się poddał. Podesłał później jakiegoś młokosa, który już więcej gadał po angielsku i to on zgarnął 25% napiwek. W środku restauracji zaś, zakamuflowani przy toalecie i za rogiem baru, popijali wino i palili papierosy policjanci na służbie!

  W końcu dotarłyśmy do głównego deptaku. Na jego początku górowała olbrzymia cerkiew, którą nie omieszkałyśmy się odwiedzić. Zawsze warto zaglądnąć do lokalnych przybytków świętości, bo ciekawie, a że cerkwie mają swój artystyczny urok to prawda. I nie była to nasza ostatnia cerkwia, bo szukając geocacha zawędrowałyśmy stromo pod gorę do następnej, mniejszej lecz jeszcze piękniejszej. 

 W końcu umęczone pieszą, 8,5 km wędrówką po mieście, wróciłyśmy do hotelu na kolację a później na mecz w przyhotelowej i bardzo klimatycznej knajpce. 

  • Temperatura 26.0°C
Niedziela, 12 czerwca 2016 Kategoria Poza granicami..., Albania

Albania 2, Qafe Thane-Pogradec

Dzień drugi
I dzień drugi się zaczął. Pierwszy dzień spędziłam w stolicy Albanii, w Tiranie, ale skoro nie był rowerowy, to oszczędzę opisów, przynajmniej na razie. 
  Z Tirany, stolicy Albanii, wyruszyliśmy ok. 8.00 rano, by podjechalić w kierunku granicy z Macedonią w górach, nad jezioro Ochridzkie, a stamtąd ruszyć na południe w kierunku Pogradec. W busie poznaliśmy angielską parę, Colina i Elizabeth z North Hampton, którzy jak się później okazało zjeździli, między innymi na rowerach, prawie połowę krajów świata. 
Po drodze, zza okna "podziwialiśmy" albańską architekturę, czyli w połowie ukończone domy. Budowane bez architektonicznego pomyślunku, niedokończone, jakby wzięte z Grecji, gdzie za nieukończone budowle nie płaci się podatku. Przewodnik, Juli, potwierdził to. Poza tym ciekawość budziły inne środki transportu, dwukółki zaprzężone w konie i osły. Zaś po naszej lewej stronie wlokła się zniszczona, zapuszczona i nieczynna już droga kolejowa z jednym torem. Okazało się, że już przed kilkudziesięcioma laty kolej, która nigdy nie zaznała elktryfikacji, jest już zlikwidowana w całej Albanii. Pozostały jedynie zardzewiałe tory i tunele przez góry. 




  W końcu, na wysokości 1000 m n.p.n, pod pomnikiem Matki Teresy w Qafe Thane zmontowaliśmy rowery i czekała nas dalsza przeprawa. Okazało się, że mój rower ma jakieś "nieco" słabe hamulce, jednak Przewodnik cały czas powtarzał, że są O.K. Trochę zła, bo jak tu przeżyć przyjemność jazdy w dół z na wpół zepsutymi hamulcami... No cóż, pomyślałam, jakoś to będzie. Wszak połowa wycieczki to też jazda pod górę. Mimo to nie nastrajało mnie to pozytywnie do przewodnika w klapkach. 

   Jazda zaczęła się rozrywkowo, oczywiście w dół. Do rozrywek nie należało jednak pedałowanie po dosyć ruchliwej trasie, obok samochodów. Akurat to jest moją najgorszą zmorą i wtedy jadę z duszą na ramieniu. A zwłaszcza w mniej "cywilizowanych" krajach do jakich zaliczałam Albanię. Raz, że denerwowały mnie hamulce, ale co gorsze kierowcy coraz częściej po prostu na nas trąbili. Kilka pierwszych klaksonów przeżyłam jak zawał serca. Po prostu muszę powiedzieć, że jak słyszę klakson za sobą to prawie, że wylatuję z siodełka. Potem reagowałam już trochę spokojniej, ale maniera mnie tak wkurzała, że nie wyobrażałam sobie, iż wytrzymam tak całą wyprawę. 
  Na całe nieszczęście trasa wiodła wzdłuż niezwykle malowniczego jeziora Ochridzkiego. Piszę na nieszczęście, bo przy taki ruchu samochodowym zagapienie się na sekundę na jezioro jest raczej niebezpieczne. 
  • DST 42.05km
  • Teren 2.00km
  • Czas 03:45
  • VAVG 11.21km/h
  • VMAX 41.30km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • Kalorie 1285kcal
  • Podjazdy 314m
  • Sprzęt Brosik
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl