Środa, 20 lipca 2016
Wieczorna mała rundka
Niespieszna mała rundka po okolicy by popatrzeć na pokemonowy fenomen. Akurat zbyt dużo ich łapaczy nie widziałam, ale za to w mieście zatrzęsienie.
- DST 4.30km
- Teren 1.00km
- Czas 00:15
- VAVG 17.20km/h
- Kalorie 142kcal
- Podjazdy 34m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 4 lipca 2016
Kategoria Nie warte uwagi ;)
Dom - praca - dom
Jak tytuł mówi. Po raz drugi w tym roku do pracy rowerem... Cóż za leniwiec się ze mnie zrobił. I po co mi to prawko było...?
- DST 9.20km
- Teren 1.50km
- Czas 00:27
- VAVG 20.44km/h
- Kalorie 138kcal
- Podjazdy 130m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 3 lipca 2016
Kategoria Nie warte uwagi ;)
Na Ironmana
Krótka wyprawa na Ironmana, który po raz kolejny odbywa się w Haugesund. Na kibicowanie pływaczej części było już za późno, ale kolarzom i biegaczom już kibicowałam. Potem nawrót do domu.
- DST 11.78km
- Czas 40:00
- VAVG 0.29km/h
- Temperatura 17.0°C
- HRavg 118 ( 63%)
- Kalorie 218kcal
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 19 czerwca 2016
Kategoria Albania, Poza granicami...
Albania 9, Himare - Vlore
Dzień dziewiąty
Trasa przedwcześnie przerwana z powodu zbyt dużego ruchu samochodowego, dalsza jazda byłaby koszmarem. Jednak pierwsza część to jednak najcięższa wspinaczka, jaką udało się nam przeżyć!
Poza tym apka w telefonie się zbuntowała po drodze i zaejestrowała tylko początek wycieczki...
Trasa wycieczki
Trasa przedwcześnie przerwana z powodu zbyt dużego ruchu samochodowego, dalsza jazda byłaby koszmarem. Jednak pierwsza część to jednak najcięższa wspinaczka, jaką udało się nam przeżyć!
Poza tym apka w telefonie się zbuntowała po drodze i zaejestrowała tylko początek wycieczki...
Trasa wycieczki
- DST 29.48km
- Czas 03:18
- VAVG 8.93km/h
- VMAX 38.60km/h
- Temperatura 27.0°C
- HRavg 115 (115%)
- Kalorie 740kcal
- Podjazdy 1071m
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 18 czerwca 2016
Kategoria Albania, Poza granicami...
Albania 8, Sarande - Himare
Dzień ósmy
Trasa wycieczki
Trasa wycieczki
- DST 42.83km
- Czas 03:36
- VAVG 11.90km/h
- VMAX 41.50km/h
- Temperatura 29.0°C
- Kalorie 1126kcal
- Podjazdy 1887m
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 17 czerwca 2016
Kategoria Albania, Poza granicami...
Albania 7, Gjirokaster - Sarande
Dzień siódmy
Trasa wycieczki
Trasa wycieczki
- DST 50.68km
- Czas 03:34
- VAVG 14.21km/h
- VMAX 43.10km/h
- Temperatura 32.0°C
- Kalorie 1211kcal
- Podjazdy 786m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 16 czerwca 2016
Kategoria Albania, Poza granicami...
Albania 6, Permet - Gjirokaster
Dzień szósty
Trasa wycieczki
Trasa wycieczki
- DST 46.24km
- Czas 02:40
- VAVG 17.34km/h
- VMAX 43.40km/h
- Temperatura 31.0°C
- Kalorie 940kcal
- Podjazdy 369m
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 15 czerwca 2016
Kategoria Albania, Poza granicami...
Albania 5, Farma Sotira - Permet
Dzień piąty
Trasa wycieczki
- DST 53.43km
- Teren 3.00km
- Czas 04:39
- VAVG 11.49km/h
- VMAX 43.30km/h
- Kalorie 1500kcal
- Podjazdy 1223m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 14 czerwca 2016
Kategoria Albania, Poza granicami...
Albania 4, Korce - Farma Sotira
Dzień czwarty
Według relacji jednego z podróżników znalezionych w internecie, ponoć albańczycy wstydzą się swojego wina a w sklepach dominują zagraniczne. Może w sklepach tak, ale w mniejszych restauracjach a szczególnie na prowincji serwują albańskie wino bez problemu, takie swojskie, wino stołowe, domowe, u gospodarzy i w lokalnych, niewielkich restauracyjkach. Jest wspaniałe, zwłaszcza czerwone i naprawdę niedrogie. Jest jedną z turystycznych atrakcji kraju. Trzeba spróbować!
Według relacji jednego z podróżników znalezionych w internecie, ponoć albańczycy wstydzą się swojego wina a w sklepach dominują zagraniczne. Może w sklepach tak, ale w mniejszych restauracjach a szczególnie na prowincji serwują albańskie wino bez problemu, takie swojskie, wino stołowe, domowe, u gospodarzy i w lokalnych, niewielkich restauracyjkach. Jest wspaniałe, zwłaszcza czerwone i naprawdę niedrogie. Jest jedną z turystycznych atrakcji kraju. Trzeba spróbować!
- DST 56.60km
- Teren 2.50km
- Czas 05:18
- VAVG 10.68km/h
- VMAX 40.80km/h
- Temperatura 26.0°C
- Kalorie 1314kcal
- Podjazdy 2087m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 13 czerwca 2016
Kategoria Albania, Poza granicami...
Albania 3, Progradec - Korce
Dzień trzeci
Zbyt wczesną pobudkę zafundowały mi niestety przychodzące na telefon wiadomości koleżanki w pokoju. Potem już tylko sen zaburzały uderzające z furią w szyby krople ulewnego deszczu, szalała burza i wiatr. Po godzinie sprawdziłam jednak pogodę w telefonie - niestety prognozy były jak najbardziej niepomyślne i pokrywające się z aurą za oknem: grzmoty, błyski, grzmoty, deszcz, hektolitry lały się z nieba.
Śniadanie w hotelu okazało się klapą. Sezon jeszcze się na dobre nie zaczął, więc prócz wycieczki nastolatków, która spałaszowała śniadanie dużo wcześniej, została nasza piątka. Kuchnia więc nic więcej nie dokładała na bufet. Nawet talerzy i sztućców. Nie znaleźliśmy żadnych wędlin, z wyjątkiem mizernie wyglądających paróweczek wielkości kciuka (w smaku były jednak nie najgorsze). O herbatę też musiałam się dopraszać. Poza tym pomidor i ogórek, które okazały się żelaznym składnikiem każdego śniadania później, razem z serem białym (z reguły owczym) i miód. Podczas mizernego śniadania omówiliśmy dalsze plany. Czułam się jak w jury w konkursie skoków narciarskich: zawody przesunięte z powodu niekorzystnych warunków pogodowych. Odsuwaliśmy start 3 razy w odstępach półgodzinnych, by w końcu podjąć decyzję o podwózce naszym minibusem. Naszym następnym postojem miało być Korce.
KORCE (KORCZA)
Niestety, z powodu ulewnych deszczy drugi dzień rowerowania wziął w łeb. Podjechaliśmy więc z Pogradec do Korce minibusem, naszym samochodem technicznym, by spędzić tam resztę dnia i posmakować tradycyjnej kuchni albańskiej.
Julian (vel Juli, jak prosił go nazywać), nasz przewodnik zaprowadził nas do typowej knajpy albańskiej. Nie w złym słowa tego znaczeniu, oj nie. Lokalna restauracja, z prawdziwym piecem i grillem, serwująca lokalny browar. Jak nam opowiedział Juli nie powinno nas dziwić, że w większości podobnych przybytków siedzą sami mężczyźni, kobiety po prostu do takich nie zaglądają. A tu koło południa można spotkać "obradujących przy stolikach" starszych mężczyzn pochylonych nad kuflem piwa Korce. Ponoć zwykły dzień albańskiego mężczyzny. Jednak nikt na nas, kobiety, nie zwrócił uwagi. Collin i Liz postanowili, że chcą spróbować wszystkiego po trochu z lokalnej kuch, a i nam pomysł się spodobał. Zamówiliśmy się m.in. pyszne kulki mięsne z grilla, z mielonego podwójnie mięsa baraniego, wymieszanego z wołowym jak niewielkie kotleciki o nazwie gofte. Na talerzach pojawił się też byrek, rodzaj strudla nadziewanego mięsem, serem, szpinakiem, pomidorami czy cebulą. Do tego masa sałatek z najświeższych warzyw, polanych oliwą i przepyszne pieczone ziemniaki.
Za plecami mieliśmy browar i wkrótce zainteresowaliśmy się, czy jest udostępniony do zwiedzania. Juli sam nie wiedział, więc poszedł się zapytać. Co prawda, okazało się, nie organizują wycieczek, ale w drodze wyjątku dla nas kierownik za 1 euro oprowadził nas po halach. Zwiedziliśmy więc drugi co wielkości browar w Albanii, Korce, produkujący całkiem miłe piwko. Nawet zostaliśmy poczęstowani lokalnym "pół litrem". W browarze, wyremontowanym i unowocześnionym we współpracy z Czechami (Karlove Vary), pracuje ok. 60 osób. Dowiedzieliśmy się, że do produkcji 1 litra piwa zużywa się aż 6 litrów wody!!
Po orzeźwieniu każdy z nas poszedł na wycieczkę po mieście na własną rękę. Początkowo chcieliśmy znaleźć jakiś pub irlandzki z okazji meczu wieczorem. Idąc więc w dół, w kierunku centrum, podziwiałyśmy tutejsze życie. Przechodziłyśmy obok pierwszej w Albanii szkoły, nawet o tym nie wiedząc. Dopiero później skojarzyłyśmy pomnik z pierwszymi literami alfabetu, który utknął nam w pamięci. Monica zaczepiała staruszki, pytając o drogę do centrum. Skonsternowane stawały słuchając angielskiej paplaniny (a mówiłam, że nikt ze starszych nie rozumie). Jedna biedna myślała, że chodzi o autobus i pokazywała ręką kierunki, a potem onieśmielona zakryła dłonią usta, w geście że nie może wyjaśnić... Później Monica zaczęła "molestować" młodszego z wyglądu kelnera, ale też się poddał. Podesłał później jakiegoś młokosa, który już więcej gadał po angielsku i to on zgarnął 25% napiwek. W środku restauracji zaś, zakamuflowani przy toalecie i za rogiem baru, popijali wino i palili papierosy policjanci na służbie!
W końcu dotarłyśmy do głównego deptaku. Na jego początku górowała olbrzymia cerkiew, którą nie omieszkałyśmy się odwiedzić. Zawsze warto zaglądnąć do lokalnych przybytków świętości, bo ciekawie, a że cerkwie mają swój artystyczny urok to prawda. I nie była to nasza ostatnia cerkwia, bo szukając geocacha zawędrowałyśmy stromo pod gorę do następnej, mniejszej lecz jeszcze piękniejszej.
W końcu umęczone pieszą, 8,5 km wędrówką po mieście, wróciłyśmy do hotelu na kolację a później na mecz w przyhotelowej i bardzo klimatycznej knajpce.
Zbyt wczesną pobudkę zafundowały mi niestety przychodzące na telefon wiadomości koleżanki w pokoju. Potem już tylko sen zaburzały uderzające z furią w szyby krople ulewnego deszczu, szalała burza i wiatr. Po godzinie sprawdziłam jednak pogodę w telefonie - niestety prognozy były jak najbardziej niepomyślne i pokrywające się z aurą za oknem: grzmoty, błyski, grzmoty, deszcz, hektolitry lały się z nieba.
Śniadanie w hotelu okazało się klapą. Sezon jeszcze się na dobre nie zaczął, więc prócz wycieczki nastolatków, która spałaszowała śniadanie dużo wcześniej, została nasza piątka. Kuchnia więc nic więcej nie dokładała na bufet. Nawet talerzy i sztućców. Nie znaleźliśmy żadnych wędlin, z wyjątkiem mizernie wyglądających paróweczek wielkości kciuka (w smaku były jednak nie najgorsze). O herbatę też musiałam się dopraszać. Poza tym pomidor i ogórek, które okazały się żelaznym składnikiem każdego śniadania później, razem z serem białym (z reguły owczym) i miód. Podczas mizernego śniadania omówiliśmy dalsze plany. Czułam się jak w jury w konkursie skoków narciarskich: zawody przesunięte z powodu niekorzystnych warunków pogodowych. Odsuwaliśmy start 3 razy w odstępach półgodzinnych, by w końcu podjąć decyzję o podwózce naszym minibusem. Naszym następnym postojem miało być Korce.
KORCE (KORCZA)
Niestety, z powodu ulewnych deszczy drugi dzień rowerowania wziął w łeb. Podjechaliśmy więc z Pogradec do Korce minibusem, naszym samochodem technicznym, by spędzić tam resztę dnia i posmakować tradycyjnej kuchni albańskiej.
Julian (vel Juli, jak prosił go nazywać), nasz przewodnik zaprowadził nas do typowej knajpy albańskiej. Nie w złym słowa tego znaczeniu, oj nie. Lokalna restauracja, z prawdziwym piecem i grillem, serwująca lokalny browar. Jak nam opowiedział Juli nie powinno nas dziwić, że w większości podobnych przybytków siedzą sami mężczyźni, kobiety po prostu do takich nie zaglądają. A tu koło południa można spotkać "obradujących przy stolikach" starszych mężczyzn pochylonych nad kuflem piwa Korce. Ponoć zwykły dzień albańskiego mężczyzny. Jednak nikt na nas, kobiety, nie zwrócił uwagi. Collin i Liz postanowili, że chcą spróbować wszystkiego po trochu z lokalnej kuch, a i nam pomysł się spodobał. Zamówiliśmy się m.in. pyszne kulki mięsne z grilla, z mielonego podwójnie mięsa baraniego, wymieszanego z wołowym jak niewielkie kotleciki o nazwie gofte. Na talerzach pojawił się też byrek, rodzaj strudla nadziewanego mięsem, serem, szpinakiem, pomidorami czy cebulą. Do tego masa sałatek z najświeższych warzyw, polanych oliwą i przepyszne pieczone ziemniaki.
Za plecami mieliśmy browar i wkrótce zainteresowaliśmy się, czy jest udostępniony do zwiedzania. Juli sam nie wiedział, więc poszedł się zapytać. Co prawda, okazało się, nie organizują wycieczek, ale w drodze wyjątku dla nas kierownik za 1 euro oprowadził nas po halach. Zwiedziliśmy więc drugi co wielkości browar w Albanii, Korce, produkujący całkiem miłe piwko. Nawet zostaliśmy poczęstowani lokalnym "pół litrem". W browarze, wyremontowanym i unowocześnionym we współpracy z Czechami (Karlove Vary), pracuje ok. 60 osób. Dowiedzieliśmy się, że do produkcji 1 litra piwa zużywa się aż 6 litrów wody!!
Po orzeźwieniu każdy z nas poszedł na wycieczkę po mieście na własną rękę. Początkowo chcieliśmy znaleźć jakiś pub irlandzki z okazji meczu wieczorem. Idąc więc w dół, w kierunku centrum, podziwiałyśmy tutejsze życie. Przechodziłyśmy obok pierwszej w Albanii szkoły, nawet o tym nie wiedząc. Dopiero później skojarzyłyśmy pomnik z pierwszymi literami alfabetu, który utknął nam w pamięci. Monica zaczepiała staruszki, pytając o drogę do centrum. Skonsternowane stawały słuchając angielskiej paplaniny (a mówiłam, że nikt ze starszych nie rozumie). Jedna biedna myślała, że chodzi o autobus i pokazywała ręką kierunki, a potem onieśmielona zakryła dłonią usta, w geście że nie może wyjaśnić... Później Monica zaczęła "molestować" młodszego z wyglądu kelnera, ale też się poddał. Podesłał później jakiegoś młokosa, który już więcej gadał po angielsku i to on zgarnął 25% napiwek. W środku restauracji zaś, zakamuflowani przy toalecie i za rogiem baru, popijali wino i palili papierosy policjanci na służbie!
W końcu dotarłyśmy do głównego deptaku. Na jego początku górowała olbrzymia cerkiew, którą nie omieszkałyśmy się odwiedzić. Zawsze warto zaglądnąć do lokalnych przybytków świętości, bo ciekawie, a że cerkwie mają swój artystyczny urok to prawda. I nie była to nasza ostatnia cerkwia, bo szukając geocacha zawędrowałyśmy stromo pod gorę do następnej, mniejszej lecz jeszcze piękniejszej.
W końcu umęczone pieszą, 8,5 km wędrówką po mieście, wróciłyśmy do hotelu na kolację a później na mecz w przyhotelowej i bardzo klimatycznej knajpce.
- Temperatura 26.0°C