Informacje

  • Wszystkie kilometry: 9989.70 km
  • Km w terenie: 3234.92 km (32.38%)
  • Czas na rowerze: 28d 01h 51m
  • Prędkość średnia: 14.65 km/h
  • Suma w górę: 54668 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Vampire.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Niedziela, 20 kwietnia 2014 Kategoria NORWAY

Skudnesrute

W Norwegii wszystko ucichło na ten świąteczny czas... Cisza i spokój, a to za sprawą wielce wydłużonej przerwy świątecznej, która trwa od środy południa 12.00 do późnego poniedziałku. Oj, Polacy pokochali by taka "przedmajówkę". "Wojna i pokój" odbywa się w górach, gdzie o miejsca noclegowe w hyttach i na trasach biegowych walczą Norwedzy o trochę miejsca. Wielkanoc to czas w Norwegii na nielimitowaną aktywność fizyczną, wszelkiej maści, ale dominują oczywiście narty. Sama tez wybrałam się na wypad pieszy w górki w czwartek, ale resztę postanowiłam spędzić na rowerze.
Dzisiaj na południowy Karmøy, gdzie można znaleźć ukojenie na piaszczystych plażach.



Na początek sposiłkowałam się autobusem, który ślimaczył się jak tylko mógł po okolicznych wioskach. Trasę wszelkim możliwymi serpentyny nazywa się w Norwegii "melkerute", jak "Droga Mleczna", długa, spiralna i biała jak we mgle :-).



Wysiadlam w Farkingstad i niemal od razu wjechałam na początek drogi, Burmavegen, prowadzącej w poprzek wyspy wikingów. Trakt został zbudowany podczas II wojny światowej by ułatwić transport materiałów na wybrzeże, teraz Ponoć jest popularna wśród młodzieży bawiącej się w "straszenie się" nawzajem w okolicznych małych laskach. Co zabawa oznacza, trudno dociec, może tak tu nazywają podchody? Poza nielicznymi fragmentami droga jest wybitnie nudna. Z lewa lub prawa odchodzą czasem jakieś ścieżki w głąb karmyøskiego płaskowyżu, ale niemal wszędzie tylko niskie byliny, zbrązowiałe jeszcze z poprzedniej jesieni wrzosy, karłowate drzewka i byliny. Jak już się wydostałam z monotonnego krajobrazu ruszyłam dalej południową częścią drogi 511, wzdłuż idyllicznego wybrzeża, prosto do Skudenshavn.

Cmentarz
Przed wjazdem do Skudenshavn, natknęłam się na cmentarz Falnes, założony w 1851, wybudowany według rysunków królewskiego architekta, Linstowa. Teraz spoczywa tu około 660 nieboszczyków. Jest to jedyne miejsce z grobami brytyjskich żołnierzy poległych na terenach wyspy. Prócz tego w jednym z zakątków cmentarza znajdują się cztery lub pięć starych grobów z metalowymi, ornamentowanymi krzyżami, z datą pochówku z końca XIX w.



7 starych grobów




Kamień księżycowy
W parczku miejskim na samusieńkim końcu Skudenshavn jest parę ciekawostek. Wśród nich kamień, leżący na skałach. Wedle dawnych wierzeń miał kamień spaść z nieba, prosto z księżyca, jednak próbki i analizy wykazały, że z meteorytami nie ma on nic wspólnego. Jednak podejrzenia wzbudził dziwny kształt kamienia, jest bowiem pobrużdżony i jakby z otworkami. Otóż okazało się, że ma ponoć 800 milionów lat i składa się z mieszanki kwarcu, marmuru i dolomitu. A przybył tu z lodowcem przed 10.000 lat.



Zamknięte muzeum – Mælandsgården.
Zagłębiając się dalej w najstarszą cześć Skudenshavn, pomiędzy stare uliczki wciśnięte w niskie, białe domki, natknęłam się na muzeum (niestety było nieczynne). W muzeum pokazany jest przekrój przez życie od przeszło 200 lat, gdyż miasteczko rozrosło się w XVIII wieku w związku z bogactwem otaczającego morza w śledzia. A więc można zobaczyć jak dawniej żyło się w tutejszych gospodarstwach rybackich i w jaki sposób dawne rękodzieło wpłynęło na wygląd miasteczka. Jako że był to port rybacki, do którego zawijały wszelakiej maści kutry i łodzie z innych części Europy, ludzie tutaj spotykali się i ulegali wpływowi innych kultur. Tak więc ówczesna moda i sposoby budownictwa naśladowały tzw. „styl cesarski”, który poznano po znaleziskach archeologicznych w Pompejach. Mówi się nawet, że Skudenshavn jest „miasteczkiem białego stylu cesarskiego”.


Ja się tak bardzo nie znam na stylach architektonicznych, ale faktycznie spacerując między uliczkami, czuje się inną atmosferę, a domki, wejścia, drzwi, schody, wszystko ma jakiś inny wymiar i styl.
Moim zwyczajem ponaciskałam wszystkie możliwe klamki (a nóż coś będzie otwarte) i pozaglądałam we wszystkie możliwe szpary i okna. Udało mi się nawet zdjąć okiem aparatu wnętrze dawnego sklepiku przez okno (choć było brudne).


Zdobienia okien, wejść, kołatki, nawet hydranty, mają swoją unikalną duszę. Ja się po prostu przeniosłam w czasie… do momentu kiedy nie spotkałam moich znajomych z pracy z rodziną z Polski. Całusy, obściski z niemal wszystkimi znanymi i nieznanymi i poczułam się jak w Polsce na Wielkanoc. A więc wehikuły czasu naprawdę istnieją.



Restauracja - Smiå Bistro and Piano Bar
Nastawiona na posuchę w jedzeniu i piciu, spodziewałam się bowiem, że wszystko będzie zamknięte, spakowałam do plecaka suchy prowiant w maksymalnych ilościach. Ciastka piernikowe, ciastka z czekoladą, batony, kanapki, orzeszki pistacjowe…i to wszystko na plecach. Jakież było moje zdziwienie, ale szczęście zarazem, że przejeżdżałam obok małej, miłej restauracji.
A cóż by mogło być piękniejszego w ten wspaniały, słoneczny i wielkanocny dzień, jak nie lokalne jedzonko!! Zamówiłam więc tutejszą, przepyszną zupę rybną z trzema różnymi rodzajami ryb i krewetkami, posypaną świeżą pietruszką i podaną z focaccio z masełkiem! Pycha! Do tego kieliszek białego wina – idylla. Cenami nie będę straszyć moich polskich czytelników, a ja i tak jestem już zaprawiona, więc nie żałowałam żadnej wydanej korony.





Plaże w Sandve
No tak, może ktoś zapytać. A dlaczegóż to zachwycać się plażami? Ano dlatego, że w Norwegii piaszczyste plaże to niezwykłość! Niestety większość jest kamienista, a jak już na fiordem to ledwo metrowy skrawek piaszczystej gleby z dna morskiego i kamienie dalej.
Karmøy słynie z kilku, rozległych piaszczystych plaż, bo przypominają te z południa Europy. Norwedzy mówią na nie: syndenstrander, plaże południowe. Syden to wspólne określenie na kraje leżące w basenie Morza Śródziemnego. Nieważne czy w Hiszpani, Portugalli, Włoszech Chorwacji czy Grecji. Wszystko co na południe od Norwegii to Syden. Jak się czasem pytam znajomych, gdzie wysłali dzieci na wakacje, otrzymuję odpowiedź: „do Syden”. „No ale gdzie dokładnie ?” – pytam. „No, Syden, nie wiem, może Wyspy Kanaryjskie, a może na Majorce albo w Halkidiki”. Uff, myślę sobie w duszy…
No, no więc mają Norwedzy namiastkę Syden na wyspie Karmøy. A morze jest może trochę chłodniejsze, ale ludzie się kąpią. I ja nawet raz się kąpałam w Morzu Północnym bez większego szoku termicznego.




A na koniec proponuję posłuchać :)
  • DST 42.68km
  • Teren 12.30km
  • Czas 03:47
  • VAVG 11.28km/h
  • VMAX 43.20km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • HRmax 155 ( 83%)
  • HRavg 129 ( 69%)
  • Kalorie 1186kcal
  • Podjazdy 423m
  • Sprzęt Brosik
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
Lubisz się krygować, oj, lubisz!:) Jak każda kobieta, zresztą... Starość, też coś...! :D
yurek55
- 11:22 czwartek, 24 kwietnia 2014 | linkuj
Dzieki, dzieki :) Nie jest juz tak latwo pogodzic prace z innymi rzeczami. Albo to juz strosc mnie dopadla ;)
Vampire
- 06:37 czwartek, 24 kwietnia 2014 | linkuj
Ten walczyk taki w klimacie Petersburskiego, Chóru Czejanda, Mieczysława Fogga, jednym słowem - międzywojnia. Fajna sprawa. I dobrze, że wróciłaś, relacja super!
yurek55
- 20:40 poniedziałek, 21 kwietnia 2014 | linkuj
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa przep
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]


Blogi rowerowe na www.bikestats.pl