Niedziela, 8 lutego 2009
Kategoria Warszawka
Zmaganie z zakwasami
Zmaganie z zakwasami:)
Dzisiaj już odczułam skutki wczorajszego wyjazdu. Jak się długo nie jeździ, to powrót na siodełko może być małym dyskomfortem. Nogi też czułam, choć myłam ;). Ponieważ odnowił się ból kolana, postanowiłam dzisiaj nie szaleć. Tylko asfalt - tak było w zamiarach... później się okazało, że teren (znowu trochę błotnisty) jednak mnie ciągnie jak pijaka do flaszki.
Po drodze haj-wejem rowerowym wzdłuż Przyczółkowej prawie pustki (gdzie ci wczorajsi rowerzyści? Może jednak dlatego że wczorajsi :D). Fajna była pańcia, lat około 50, z falującymi za nią włosami (musiała czuć wiatr we włosach), w
krótkich gaciach i jakimś polarku. Zmroziło mnie na jej widok...
Na 5. km zaczęło nieźle śmierdzieć. Woniało z okolicznych pól, gdzie jesienią rosła kapusta. Pozostawiona sama sobie (i jej resztki) dały znać o sobie. Musiałam pojechać trochę szybciej...
Trochę przed lasem Kabackim zdecydowałam wjechać w teren by urozmaicić sobie drogę powrotną. I znowu dało znać o sobie kolano i błoto. Już nie tak masakryczne jak wczoraj, ale jechało się ciężko. Po tym jak się trochę "zmachałam" trzeba było sobie odpocząć pod choinką i przy okazji wypatrzyłam purchawy... Jak niżej.
Później, bez specjalnych przygód powrót do domu. Chciałam jeszcze przykukać kaczki, ale nie chciały się popisać przed obiektywem:)
Dzisiaj już odczułam skutki wczorajszego wyjazdu. Jak się długo nie jeździ, to powrót na siodełko może być małym dyskomfortem. Nogi też czułam, choć myłam ;). Ponieważ odnowił się ból kolana, postanowiłam dzisiaj nie szaleć. Tylko asfalt - tak było w zamiarach... później się okazało, że teren (znowu trochę błotnisty) jednak mnie ciągnie jak pijaka do flaszki.
Po drodze haj-wejem rowerowym wzdłuż Przyczółkowej prawie pustki (gdzie ci wczorajsi rowerzyści? Może jednak dlatego że wczorajsi :D). Fajna była pańcia, lat około 50, z falującymi za nią włosami (musiała czuć wiatr we włosach), w
krótkich gaciach i jakimś polarku. Zmroziło mnie na jej widok...
Na 5. km zaczęło nieźle śmierdzieć. Woniało z okolicznych pól, gdzie jesienią rosła kapusta. Pozostawiona sama sobie (i jej resztki) dały znać o sobie. Musiałam pojechać trochę szybciej...
Trochę przed lasem Kabackim zdecydowałam wjechać w teren by urozmaicić sobie drogę powrotną. I znowu dało znać o sobie kolano i błoto. Już nie tak masakryczne jak wczoraj, ale jechało się ciężko. Po tym jak się trochę "zmachałam" trzeba było sobie odpocząć pod choinką i przy okazji wypatrzyłam purchawy... Jak niżej.
Później, bez specjalnych przygód powrót do domu. Chciałam jeszcze przykukać kaczki, ale nie chciały się popisać przed obiektywem:)
- DST 13.59km
- Teren 4.00km
- Czas 00:56
- VAVG 14.56km/h
- VMAX 23.50km/h
- Temperatura 6.0°C
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj