Czwartek, 9 kwietnia 2009
Kategoria NORWAY, Skrzynki pocztowe w Norwegii
Na wschód od Haugesund
Na wschód od Haugesund - górki zdobyte
Mapka trasy
Miało dzisiaj być nieco inaczej, ale plany pokrzyżował mi tunel. Zresztą zazwyczaj plany sobie a trasa sobie :).
Ponieważ z rana świeciło słońce zaplanowałam sobie, że pojadę do Aksdal - miasteczka położonego na wschód od Haugesund, skąd niedaleko jest do fiordu Grinnefjorden.
W nocy padało, więc drogi były mokre i śliskie, jednak całe szczęście trzymałam się jakoś nawierzchni. Przy sympatycznym jeziorku Eivindsvatnet odbiłam nieco na południowy-wschód, prowadzącą do Oslo drogą E134.
Jednak było ze mnie jakieś niemądre stworzenie, bo nie mogłam trafić na idącą tutaj gdzieś w pobliżu ścieżkę rowerową. Na jakimś skomplikowanym rondzie, przy którym dziwnie ścieżka się kończyła kręciłam dobre pół godziny. Już nawet nieopatrznie zawracałam do Haugesund (nie wiedząc o tym ) i przez przypadek zajechałam do Raglamyr, gdzie mieszczą się bycze centra handlowe. Przy okazji wiem jednak gdzie się wybrać na większe zakupy ;)
Po drodze jednak, nieco wściekła, znalazłam ławeczkę w ustronnym miejscu. Zjadłam kanapę z makrelą (mniam, mniam), popiłam z bidonu i zaintrygowałam się kolorowymi, malowanymi skrzynkami pocztowymi. Należy wiedzieć, że żyjący głównie w domkach Norwedzy nie wieszają sobie skrzynek na drzwiach lub domu (oczywiście zdarzają się), ale umieszczają skrzynki po kilka z jednej ulicy pod małym zadaszeniem. Czasem, jak ktoś ma chyba natchnienie, wymalowuje jakieś cuda na niej. Będę zbierać i fotografować co ciekawsze.
W końcu nakręciłam tak, że musiałam trochę popedałować ruchliwą E134. Ale bezpiecznie, to nie to co w Polsce, kiedy każdy przejeżdżający samochód musi swym pędem spychać rowerzystę do rowu ;). Po mojej lewej ręce widziałam gdzieś drogę, obiegającą malutkie jezioro Toskatjørn. Ale gdzie u diabła był tam wjazd. Niestety dostać się nie dało rady. Droga, dwupasmówka i w dodatku odgrodzone pasy... Nie pozostało mi nic innego jak jechać dalej.
W końcu doczłapałam się do jakiejś miejscowości nad małym i niezbyt malowniczym fiordem (w porównaniu oczywiści do innych, licznie obleganych turystycznie), do Førresfjorden. Tutaj natknęłam się na Muzeum Historii Wojny (Krigshistoriemuseum). Czynne od 1 maja...
Pozostało mi pooglądać eksponaty stojące na zewnątrz, czyli czołg, moździerz lub działo (nie odróżniam) i olbrzymia boja morska albo mina morska???
A że za małą chwilkę zaczął padać mały deszczyk schroniłam się po zadaszeniem przy wejściu do muzeum i zjadłam kolejną kanapkę i baton. Resztki kanapki na zdjęciu obok mnie :)
Niestety ciąg dalszy trasy do Aksdal przerwał mi znak zakazu wjazdu dla rowerów. Dopiero objeżdżając okolicę zobaczyłam, że dalej jest wjazd do tunelu. Do tunelów, których w Norwegii jest całkiem sporo, rowerom jest wjazd niedozwolony. Ostatnio nawet "trąbili" o wypadku rowerzysty, który sobie tam wjechał. Trudno się mówi, postanowiłam poszukać innej ciekawej trasy, bo wracać mi się specjalnie nie chciało. Udałam się więc pod wiaduktem nieco na północ, wjechałam na miłą, mało uczęszczaną asfaltową drogę, która wiła się wśród pól, pastwisk i drobnych gospodarstw. Po mojej prawicy majaczył gdzieś w górze kamienny szczyt Valhest (313 m n.p.m). Droga natomiast ciągnęła się raz z górki, raz pod górę, co się przerzutki namęczyły ;)
W końcu ujrzałam jakieś żywe stworzenia - były to pasące się w okolicy owce. Gdy przystanęłam zrobić kilka fotek nagle wszystkie się zbiegły popatrzeć na mnie z wielkim zaciekawieniem. Chyba byłam większą atrakcją dla nich niż one dla mnie, chociaż tak z początku by wyglądało. Czarny baran przybył do płata ostatni, ale wzrokiem powiedział swoim owcom, że nie ma sobie czym zawracać głowy a do mnie machnął kilka razy łbem, próbując mnie przegonić.
No i sumie miał rację. Czy ja owiec w życiu nie widziałam?
Dalej nadal roztaczał się sielankowy widok na norweską wioskę. Spokój cisza, mimo pochmurnej pogody świergot ptaków, pod drzewami gdzieniegdzie konwie z mlekiem (tak mi się wydaje, nie sprawdzałam). Kilkaset metrów dalej konie, ale jakieś takie masywne - zero gracji, z pewnością nie wyścigowe.
W końcu asfaltowa droga jakoś się skończyła, zaczęła się szutrowa. Rzuciłam rower by zrobić pieszy rekonesans. Jakieś tabliczki o ujęciu wody, bramka na szutrowej drodze, po prawej stronie jakiś potok, robiący mnóstwo hałasu. Bramkę da się ominąć, więc...
Ponownie wsiadłam na rower i pędząc w dół dojechałam do małej przystani z łódkami. Wyglądało na to, że łódkę można sobie bez pytania nikogo wypożyczyć, by wypłynąć na małe wędkowanie. Zresztą stojące obok na "dzikim parkingu" samochody sugerowały, że ktoś już tak zrobił :)
Ja niestety, z powodu braku zdolności i chęci do pływania, zrezygnowałam z tej przyjemności.
Mapka trasy
Miało dzisiaj być nieco inaczej, ale plany pokrzyżował mi tunel. Zresztą zazwyczaj plany sobie a trasa sobie :).
Ponieważ z rana świeciło słońce zaplanowałam sobie, że pojadę do Aksdal - miasteczka położonego na wschód od Haugesund, skąd niedaleko jest do fiordu Grinnefjorden.
W nocy padało, więc drogi były mokre i śliskie, jednak całe szczęście trzymałam się jakoś nawierzchni. Przy sympatycznym jeziorku Eivindsvatnet odbiłam nieco na południowy-wschód, prowadzącą do Oslo drogą E134.
Na zakręcie© Sinead
Jednak było ze mnie jakieś niemądre stworzenie, bo nie mogłam trafić na idącą tutaj gdzieś w pobliżu ścieżkę rowerową. Na jakimś skomplikowanym rondzie, przy którym dziwnie ścieżka się kończyła kręciłam dobre pół godziny. Już nawet nieopatrznie zawracałam do Haugesund (nie wiedząc o tym ) i przez przypadek zajechałam do Raglamyr, gdzie mieszczą się bycze centra handlowe. Przy okazji wiem jednak gdzie się wybrać na większe zakupy ;)
Zwariowane rondo© Sinead
Po drodze jednak, nieco wściekła, znalazłam ławeczkę w ustronnym miejscu. Zjadłam kanapę z makrelą (mniam, mniam), popiłam z bidonu i zaintrygowałam się kolorowymi, malowanymi skrzynkami pocztowymi. Należy wiedzieć, że żyjący głównie w domkach Norwedzy nie wieszają sobie skrzynek na drzwiach lub domu (oczywiście zdarzają się), ale umieszczają skrzynki po kilka z jednej ulicy pod małym zadaszeniem. Czasem, jak ktoś ma chyba natchnienie, wymalowuje jakieś cuda na niej. Będę zbierać i fotografować co ciekawsze.
Postkasser© Sinead
W końcu nakręciłam tak, że musiałam trochę popedałować ruchliwą E134. Ale bezpiecznie, to nie to co w Polsce, kiedy każdy przejeżdżający samochód musi swym pędem spychać rowerzystę do rowu ;). Po mojej lewej ręce widziałam gdzieś drogę, obiegającą malutkie jezioro Toskatjørn. Ale gdzie u diabła był tam wjazd. Niestety dostać się nie dało rady. Droga, dwupasmówka i w dodatku odgrodzone pasy... Nie pozostało mi nic innego jak jechać dalej.
W końcu doczłapałam się do jakiejś miejscowości nad małym i niezbyt malowniczym fiordem (w porównaniu oczywiści do innych, licznie obleganych turystycznie), do Førresfjorden. Tutaj natknęłam się na Muzeum Historii Wojny (Krigshistoriemuseum). Czynne od 1 maja...
Pozostało mi pooglądać eksponaty stojące na zewnątrz, czyli czołg, moździerz lub działo (nie odróżniam) i olbrzymia boja morska albo mina morska???
Wojna w czasie pokoju?© Sinead
A że za małą chwilkę zaczął padać mały deszczyk schroniłam się po zadaszeniem przy wejściu do muzeum i zjadłam kolejną kanapkę i baton. Resztki kanapki na zdjęciu obok mnie :)
Odpoczynek pod muzeum...© Sinead
Niestety ciąg dalszy trasy do Aksdal przerwał mi znak zakazu wjazdu dla rowerów. Dopiero objeżdżając okolicę zobaczyłam, że dalej jest wjazd do tunelu. Do tunelów, których w Norwegii jest całkiem sporo, rowerom jest wjazd niedozwolony. Ostatnio nawet "trąbili" o wypadku rowerzysty, który sobie tam wjechał. Trudno się mówi, postanowiłam poszukać innej ciekawej trasy, bo wracać mi się specjalnie nie chciało. Udałam się więc pod wiaduktem nieco na północ, wjechałam na miłą, mało uczęszczaną asfaltową drogę, która wiła się wśród pól, pastwisk i drobnych gospodarstw. Po mojej prawicy majaczył gdzieś w górze kamienny szczyt Valhest (313 m n.p.m). Droga natomiast ciągnęła się raz z górki, raz pod górę, co się przerzutki namęczyły ;)
W końcu ujrzałam jakieś żywe stworzenia - były to pasące się w okolicy owce. Gdy przystanęłam zrobić kilka fotek nagle wszystkie się zbiegły popatrzeć na mnie z wielkim zaciekawieniem. Chyba byłam większą atrakcją dla nich niż one dla mnie, chociaż tak z początku by wyglądało. Czarny baran przybył do płata ostatni, ale wzrokiem powiedział swoim owcom, że nie ma sobie czym zawracać głowy a do mnie machnął kilka razy łbem, próbując mnie przegonić.
I co się tak gapicie??© Sinead
No i sumie miał rację. Czy ja owiec w życiu nie widziałam?
Dalej nadal roztaczał się sielankowy widok na norweską wioskę. Spokój cisza, mimo pochmurnej pogody świergot ptaków, pod drzewami gdzieniegdzie konwie z mlekiem (tak mi się wydaje, nie sprawdzałam). Kilkaset metrów dalej konie, ale jakieś takie masywne - zero gracji, z pewnością nie wyścigowe.
Ktoś chce mleka?© Sinead
W końcu asfaltowa droga jakoś się skończyła, zaczęła się szutrowa. Rzuciłam rower by zrobić pieszy rekonesans. Jakieś tabliczki o ujęciu wody, bramka na szutrowej drodze, po prawej stronie jakiś potok, robiący mnóstwo hałasu. Bramkę da się ominąć, więc...
Ponownie wsiadłam na rower i pędząc w dół dojechałam do małej przystani z łódkami. Wyglądało na to, że łódkę można sobie bez pytania nikogo wypożyczyć, by wypłynąć na małe wędkowanie. Zresztą stojące obok na "dzikim parkingu" samochody sugerowały, że ktoś już tak zrobił :)
Może by tak odpłynąć?© Sinead
Ja niestety, z powodu braku zdolności i chęci do pływania, zrezygnowałam z tej przyjemności.
- DST 45.70km
- Teren 15.00km
- Czas 03:31
- VAVG 13.00km/h
- VMAX 51.00km/h
- Temperatura 8.0°C
- Podjazdy 741m
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Tak, działo to każda broń palna kalibru (ogólnie średnicy wewnętrznej lufy) powyżej 20 mm. Te ustrojstwa w zależności od toru lotu pocisku dzieli się na moździerze(bardzo stromotorowe), haubice (stromotorowe) i armaty (do prowadzenia ognia na wprost). Ale się pomądrzyłem ;-)
WrocNam - 13:23 piątek, 10 kwietnia 2009 | linkuj
Ach i z racji zainteresowań, z chęcią poczytam po 1 maja więcej o Muzeum Historii Wojny :-D
PS. Każdy moździerz jest działem, ale nie każde działo jest moździerzem ;-) WrocNam - 12:09 piątek, 10 kwietnia 2009 | linkuj
PS. Każdy moździerz jest działem, ale nie każde działo jest moździerzem ;-) WrocNam - 12:09 piątek, 10 kwietnia 2009 | linkuj
Fajne tereny teraz eksplorujesz.
Z niecierpliwością czekam na kolejne zdjęcia skrzynek - niezły pomysł z nimi.
Pozdrawiam WrocNam - 12:03 piątek, 10 kwietnia 2009 | linkuj
Komentuj
Z niecierpliwością czekam na kolejne zdjęcia skrzynek - niezły pomysł z nimi.
Pozdrawiam WrocNam - 12:03 piątek, 10 kwietnia 2009 | linkuj