Piątek, 10 kwietnia 2009
Kategoria NORWAY
Djupadalen
Djupadalen
Po popołudniu wyszło przepiękne słońce, a że zachodzi ono u mnie teraz ok. 20.45 miałam sporo czasu by wykombinować jeszcze jakąś wycieczkę. Początkowo, z uwagi na moja kontuzje lewego kolana, miałam pójść piechotą.
Ale mój rowerem popatrzył na mnie i wyprosił. Miałam dojechać do parkingu rowerem a potem ruszyć z "buta".
Nad samym jeziorem wiało jak cholera, jakieś 8,5 m/s - czyli po ichniejszemu frisk bris (mocna bryza). Kaczki ledwo trzymały się na wodzi a mi mało czapki nie zwiało (tak, tak, tym razem wybrałam się bez kasku).
Jak widać na zdjęciu słońce świeciło przeuroczo. Ponieważ nigdzie nie mogłam znaleźć sensownego miejsca na rzucenie roweru ruszyłam dalej razem z nim. Co prawda tutaj nikogo nie interesują cudze rowery, ale kto wie czy gdzieś polacy nie spacerują ;). Ścieżki były ładne, postanowiłam więc podjechać kawałek. Kolano trochę się odezwało, ale za to na horyzoncie pojawiły się ławeczki obok miejsca na grilla.
Tutaj złowiłam na aparat parę kaczek i w oddali mewy, ale wyszły nietwarzowo ;). Pędząc dalej żwirową ścieżynką, od czasu do czasu wymijając ludzi, wjechałam do lasu. Było sporo pod górę, więc w którymś momencie porzuciłam rowere i udałam się kawałek na nogach. Tu strumyczek, tam małe bagienko i ładne widoki. Rower stał gdzieś pod drzewem, od czasu do czasu bezsensownie na niego spoglądałam, ale upewniona że nikt go nie ruszy zeszłam niżej do jeziora. Dalsza droga rowerem nie miała sensu... stromo, kamole, korzenie, wywrócone drzewa... Zawróciłam i pojechałam płaską ścieżką w lasek...
Niedługo potem zawróciłam. Podjazd pod górę na tyle dał się we znaki mojemu kolanie, że trzeba było wracać. Po drodze udało mi się utrwalić parkę mew na skałce.
Jeszcze raz przy starcie zeszłam na małą plażę. Kto by pomyślał, że w Norwegii są takie plaże i to jeszcze niecałe 3 km od mojego domu?? Każda plaża zaopatrzona jest w koło ratunkowe i drabinę. Drabina oczywiście na czas zimowy, jakby kto toną w przeręblu...
Na tym zakończyłabym relację z wycieczki. Fajnie było i jeszcze jasno jak wracałam. Słońce też świeci, choć 19.41...
Po popołudniu wyszło przepiękne słońce, a że zachodzi ono u mnie teraz ok. 20.45 miałam sporo czasu by wykombinować jeszcze jakąś wycieczkę. Początkowo, z uwagi na moja kontuzje lewego kolana, miałam pójść piechotą.
Ale mój rowerem popatrzył na mnie i wyprosił. Miałam dojechać do parkingu rowerem a potem ruszyć z "buta".
Nad samym jeziorem wiało jak cholera, jakieś 8,5 m/s - czyli po ichniejszemu frisk bris (mocna bryza). Kaczki ledwo trzymały się na wodzi a mi mało czapki nie zwiało (tak, tak, tym razem wybrałam się bez kasku).
Eivindsvatnet© Sinead
Jak widać na zdjęciu słońce świeciło przeuroczo. Ponieważ nigdzie nie mogłam znaleźć sensownego miejsca na rzucenie roweru ruszyłam dalej razem z nim. Co prawda tutaj nikogo nie interesują cudze rowery, ale kto wie czy gdzieś polacy nie spacerują ;). Ścieżki były ładne, postanowiłam więc podjechać kawałek. Kolano trochę się odezwało, ale za to na horyzoncie pojawiły się ławeczki obok miejsca na grilla.
A może piknik?© Sinead
Tutaj złowiłam na aparat parę kaczek i w oddali mewy, ale wyszły nietwarzowo ;). Pędząc dalej żwirową ścieżynką, od czasu do czasu wymijając ludzi, wjechałam do lasu. Było sporo pod górę, więc w którymś momencie porzuciłam rowere i udałam się kawałek na nogach. Tu strumyczek, tam małe bagienko i ładne widoki. Rower stał gdzieś pod drzewem, od czasu do czasu bezsensownie na niego spoglądałam, ale upewniona że nikt go nie ruszy zeszłam niżej do jeziora. Dalsza droga rowerem nie miała sensu... stromo, kamole, korzenie, wywrócone drzewa... Zawróciłam i pojechałam płaską ścieżką w lasek...
A to w "głębokim" lesie ;)© Sinead
Niedługo potem zawróciłam. Podjazd pod górę na tyle dał się we znaki mojemu kolanie, że trzeba było wracać. Po drodze udało mi się utrwalić parkę mew na skałce.
Coś nie chciały zerwać się do lotu...© Sinead
Jeszcze raz przy starcie zeszłam na małą plażę. Kto by pomyślał, że w Norwegii są takie plaże i to jeszcze niecałe 3 km od mojego domu?? Każda plaża zaopatrzona jest w koło ratunkowe i drabinę. Drabina oczywiście na czas zimowy, jakby kto toną w przeręblu...
Może by się zabawić w ratownika© Sinead
Hmm, lato...© Sinead
Na tym zakończyłabym relację z wycieczki. Fajnie było i jeszcze jasno jak wracałam. Słońce też świeci, choć 19.41...
- DST 9.82km
- Teren 6.00km
- Czas 00:42
- VAVG 14.03km/h
- VMAX 32.00km/h
- Temperatura 12.0°C
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Komentuj