Sobota, 16 maja 2009
Kategoria NORWAY
Pętla szlakiem M.Północnego
No więc opis nadchodzi...;)
Rzut beretem od mojego kempingu czyli ok. 3 km dalej znajduje się Sandnes. Niewielkie miasteczko przy samym końcu (lub początku, jak kto woli) fiordu Gandsfjorden. Miasto jest nazywane "rowerowym miastem", gdyż wokół wytyczono wiele tras rowerowych, które prócz sławnego szlaku rowerowego M.Północnego oplatają okolice. W centrum miasta można bezpłatnie skorzystać z wypożyczalni rowerów (ok. 200 do wypożyczenia). W czerwcu natomiast odbywa się tutaj Rowerowy Festiwal Bluesowy - może zajrzę w tym czasie :).
Dojechałam do centrum przy terminalu autobusowym, poszukując informacji turystycznej oraz Muzeum Rowerów. Info znalazłam i postanowiłam poczekać do otwarcia. Muzeum gdzieś "przepadło", nigdzie śladu po nim - ale znowu się usprawiedliwię - bez mapy, na nosa wiele nie jestem w stanie wyczuć, he,he.
Muzeum Rowerów - w 1868 r. rozpoczął tutaj działalność sklep niejakiego Jonasa Øglænda a w 1906 r. jego dwaj synowie zaczęli produkcję rowerów w swoim warsztacie. Potem warsztat rozrósł się do większej wytwórni rowerów w Norwegii. Ponoć w muzeum zrekonstruowano ów warsztat z pierwszych lat działalności w XIX w. oraz zebrano kolekcję rowerów, motorowerów i motocykli norweskich.
Niestety nie miałam przyjemności oglądnięcia tego - ale może następnym razem:)
Do 10.00 postanowiłam pojeździć wzdłuż fiordu po Elvegata. W zasadzie to ciągnie się tutaj port rozładunkowy dla wszelkiej maści statków. Nawet ściągnęłam zoomem i podglądnęłam jeden z nich...
Tutaj też niedaleko informacji spotkałam tulipany "giganty". Oprócz tego, że wyglądały imponująco, to sięgały mi aż do pasa!!
Ale, tuż po godz. 10.00 odkryłam, że w sobotę poza okresem wakacyjnym (czyli od 20.06) info jest nieczynne w soboty. Super! - pomyślałam. Zamiast "cykać" dawno kolejne kilometry ja czekałam upierdliwie na otwarcie. Ale nic dziwnego - za szybką leżało mnóstwo przewodników po tutejszych trasach rowerowych i chciałam trochę pozabierać. Ale cóż, nie udało się...:(
Dalej popedałowałam na południowy-zachód, szukając szlaku rowerowego, na który w końcu trafiłam. Po drodze spotkałam urocze pastwisko z nie mniej uroczymi "łaciatkami". Widok rozleniwionych krówek tak mi się spodobał, że cyknęłam zdjęcie.
Na 20 km minęłam tablicę z napisem "Gmina Sola". Niedaleko też tkwiła w ziemi tablica z kierunkowskazem na jakiś zabytek lub miejsce pamiątkowe. Zajechałam tam szutrową drogą, prowadzącą również na pobliskie pole golfowe.
Otóż to zabytkowe miejsce to Domsteiene. Kamienny krąg zbudowany z 24 stojących sztorcem w ziemi podłużnych kamieni, tworzących krąg o wielkości 22,5x20 m. W środku leżał jeden płaski jak stół kamień, do którego prowadziły promieniście linie utworzone z mniejszych kamoli. To coś jest uważane za pamiątkowy grobowiec lub święte miejsce, gdzie składano dawniej krwawe ofiary.
Po raz pierwszy miejsce to odkrył Benedix Christian de Fine w 1745 r. Co by się uwiecznić na świętym miejscu i udowodnić swoją bytność tutaj, zdjęcie poniżej:).
A za chwilę kolejna atrakcja. Na drodze szlaku rowerowego kolejna perełka. To kościół w Sola. Jest to w zasadzie rekonstrukcja średniowiecznego kościoła, który był w zasadzie przez długie stulecia ruiną. Ruiny były nawet częściej przedstawiane na rycinach, jako przykład żałosnego upływu czasu, nawet po tym jak kupił je malarz, Johan Bennetter w 1871 r. Wcześniej z powodu swojego "rozpadu" kościół zamknięto dla wiernych (1842 r.).
Początki kościoła sięgają gdzieś kilku lat po r. 1000 i były dobrami królewskimi. Dzisiaj to w zasadzie połączenie, acz bardzo udane uważam, starego z nowym - średniowiecznego kościoła, domu i atelier.
Wokół z wzniesienia rozciąga się przepiękny widok na morze a i z samego wnętrza kościoła jest co podziwiać. Zza szkła wyłania się z mrocznej sali głównej bajkowy i kolorowy widok na okolicę.
.
W końcu na 26 km po mojej lewej stronie ujrzałam plażę!!! Przyznam, że było to jedne z ładniejszych zakątków tej trasy i spędziłam tutaj sporo czasu na chodzenie po plaży bez butków, mocząc nogi w lodowatej wodzie. Oczywiście zrobiło to tylko dobrze, na moje umęczone troszkę nogi! Wydmy, piasek, błękit morza. Cudnie!!!
Sola (w tłumaczeniu na polski - Słońce) jest znana ze swojego muzeum lotnictwa. W zasadzie to nie jestem zbyt zainteresowana latającym "ustrojstwem", więc postanowiłam darować sobie wycieczkę w głąb lądu. Pojechałam dalej, tym razem na północ, mając po swojej lewej stronie wybrzeże i morze.
Nad zatoczką Risavika leży miejscowość Tananger słynne ze swojego targu żywymi owocami morza. Zajechałam do małego portu, wdychając charakterystyczny zapach świeżych ryb, krabów, krewetek.
Korciło mnie posilić się w pobliskiej restaracyjce, gdzie serwowano powyższe specjały, ale w plecaku "spały" jeszcze moje kanapki. Szkoda, by się zmarnowały. Zresztą niespecjalnie chciało mi się jeść. Minęłam więc jeszcze po drodze pomnik na cześć dwóch sióstr, które w czasie sztormu wypłynęły łodzią wiosłową ratować swojego topiącego się na otwartym morzu brata.
Zmierzając dalej na północny-wschód, w kierunku Stavanger zahaczam jeszcze o jeden z wielu cudownych widoków i wkrótce znajduję się na przedmieściach stolicy regionu Rogaland.
Po drodze mijam tabliczki z różnymi trasami rowerowymi, tyle jeszcze do zobaczenia, a zbliża się późne popołudnie. Niestety, wszystkiego nie zdołam zobaczyć i objeździć. Pedałuję więc zgodnie z głównym szlakiem, by wydostać się na znajomą trasę do Sandnes. Przejechałam jeszcze przez tereny rekreacyjne rozłożone między lasami i jeziorem Store Stokkavatnet. Cudo! Tam zrobiłam sobie małą przerwę na kanapki i wygrzewanie w słoneczku. A poniżej filmik ze sjesty :)
"/>
W międzyczasie kluczę między uliczkami Stavanger, próbując znaleźć centrum;).
Niestety, jeszcze trochę pobłądziłam (jak zwykle zresztą). Ale za to trafiłam na cmentarz wojenny (Krigs gravlund). Z ciekawości wjechałam, a właściwie weszłam na jego teren. Dla szacunku dla zmarłych dusz, postanowiłam tylko prowadzić rower, aby nie szaleć po alejkach. Potem jednak okazało się, że inni bez skrupułów pedałują.
Cmentarz niby wojenny, ale nagrobki żywo świadczą o tym, że "polegują" tutaj sobie nie tylko zmarli w czasie wojny. Za to kwiaty i otoczenie przepiękne. Przy całkiem dużej kaplicy urządzono "bajorko" z fontanną, zegarem słonecznym na postumencie, a wokoło cudowne tulipany.
Nie wiedzieć czemu królują tutaj tulipany. No, ale trzeba przyznać, że całkiem "twarzowe", nie?
Co by nie mówić cmentarze są jakieś takie miłe do fotografowania.
W końcu dojeżdżam do St. Olav'sgata, która łukiem otacza parki miejski z fontanną na środku jeziorka Breiavatnet. Na jego południowym krańcu znajduje się średniowieczna katedra, Domkirke.
Katedra w Stavanger - jej budowa została ukończona w 1125 r. przez murzarzy, którzy pochodzili prawdopodobnie z Anglii, stąd jej anglo-normandzki styl. Patronem katedry, otaczającym ją swoim świętym ramieniem (dosłownie też), jest świ. Swithin (śmieszne imię dla świętego, nie?). Napisałam, że otacza dosłownie ramieniem, bo w katedrze znajdują się jego relikwie, a ściślej właśnie ramię świętego.
Trafiłam nawet na jakiś ślub pod katedrą, bo z odrzwi wylał się mały tłumek z parą nowożeńców. Nie powiem, że parą młodą, bo ich z bliska nie widziałam, ale na moje oko "pan młody" raczej był w nieco bardziej zaawansowanym wieku niż młody ;).
Znudzona widokiem katedry pojechałam w kierunku nadbrzeża, Niebieskiej Promenady. Takich tłumów nie spodziewałam się. Na placu i deptaku było takie mrowie ludzi, że tylko oczy wytrzeszczałam.
[/url]
W ogródkach przy restauracjach i pubach nie dałoby się igły wcisnąć. Niestety by jakoś się poruszać musiałam "zrzucić" cztery litery z siodełka. Przy ogródkach wrzaski, krzyki, śpiewy, muzyka na zewnątrz. Atmosfera genialna, prawie wakacje!!
Wnet tłumy spod pubów ruszyły gremialnie w kierunku zacumowanych przy kei statków. Okazało się, że to tłumy kibiców, które zapakowawszy się na pokład czterech wielkich statków, pożegnały Stavanger. Wnosząc z nazwy jednego z klubów mogli to być kibice klubu piłkarskiego Viking Stavanger.
Ja tymczasem usiadłam w restauracji "Hall Toll", bo trochę miejsc się zwolniło. Rozgościłam się przy dużym stoliku, zamówiłam sałatkę Cezara i zimne piwko. Sałatka, która kosztowała mnie na polskie 75 zł, składała się z zielonej sałaty, kulki sera (jak się potem okazało to było jajko!), kilku grzanek, kurczaka i skrawków pieczonego bekonu.
Posilałam się, rozglądając jednocześnie dookoła. W oczy rzucił mi się jakiś facecik z wąsem (musiał to być Polak). Gdy dostał piwo, siorbnął trochę i się jakoś tak wzdrygnął. Chyba przyzwyczajony do polskiego Żubra, Żywca lub Lecha ;). A tutaj Lervig - mi tam smakowało.
Drugi facet, dużo młodszy, założył po jedzeniu ręce za głowę, wystawił twarz do słońca i zastygł tak w tej pozycji na dobre 10 minut. Siedziało się fajniutko - słońce grzało, lekki wiaterek zawiewał, luzik. Och!!! Wtedy wnet poczułam narastające palenie w łydkach... Spojrzałam na nie, a tu zwykła opalenizna na "raka". Ładnie... będę w nocy wyć!!!
I już całkiem wracając przejechałam obok Muzeum Ropy Naftowej. Jest ono o tyle ciekawe, że z zewnątrz wygląda imponująco. W salach, które wyglądają z zewnątrz jak zbiorniki, pokazane są prezentacje multimedialne z historią wydobycia ropy, codziennego życia na platformie, itp. Ciekawy jest ponoć dokument, będący ekspertyzą rządową, w której mowa o tym, że nie ma przesłanek by twierdzić, że w tych okolicach są złoża ropy naftowej. Dobrze, że nikt w to nie uwierzył ;).
[img title="Norweskie Muzeum Ropy Naftowej" width="600" height="450" author="Sinead"]http://images.photo.bikestats.eu/zdjecie,600,54235,norweskie-muzeum-ropy-naftowej.jpg" title="Zdjęcie z wycieczki rowerowej" width="600" height="389" />
Rzut beretem od mojego kempingu czyli ok. 3 km dalej znajduje się Sandnes. Niewielkie miasteczko przy samym końcu (lub początku, jak kto woli) fiordu Gandsfjorden. Miasto jest nazywane "rowerowym miastem", gdyż wokół wytyczono wiele tras rowerowych, które prócz sławnego szlaku rowerowego M.Północnego oplatają okolice. W centrum miasta można bezpłatnie skorzystać z wypożyczalni rowerów (ok. 200 do wypożyczenia). W czerwcu natomiast odbywa się tutaj Rowerowy Festiwal Bluesowy - może zajrzę w tym czasie :).
Dojechałam do centrum przy terminalu autobusowym, poszukując informacji turystycznej oraz Muzeum Rowerów. Info znalazłam i postanowiłam poczekać do otwarcia. Muzeum gdzieś "przepadło", nigdzie śladu po nim - ale znowu się usprawiedliwię - bez mapy, na nosa wiele nie jestem w stanie wyczuć, he,he.
Muzeum Rowerów - w 1868 r. rozpoczął tutaj działalność sklep niejakiego Jonasa Øglænda a w 1906 r. jego dwaj synowie zaczęli produkcję rowerów w swoim warsztacie. Potem warsztat rozrósł się do większej wytwórni rowerów w Norwegii. Ponoć w muzeum zrekonstruowano ów warsztat z pierwszych lat działalności w XIX w. oraz zebrano kolekcję rowerów, motorowerów i motocykli norweskich.
Niestety nie miałam przyjemności oglądnięcia tego - ale może następnym razem:)
W rowerowym mieście - Sandnes© Sinead
Do 10.00 postanowiłam pojeździć wzdłuż fiordu po Elvegata. W zasadzie to ciągnie się tutaj port rozładunkowy dla wszelkiej maści statków. Nawet ściągnęłam zoomem i podglądnęłam jeden z nich...
Przeładunek trwa...© Sinead
Tutaj też niedaleko informacji spotkałam tulipany "giganty". Oprócz tego, że wyglądały imponująco, to sięgały mi aż do pasa!!
Ale, tuż po godz. 10.00 odkryłam, że w sobotę poza okresem wakacyjnym (czyli od 20.06) info jest nieczynne w soboty. Super! - pomyślałam. Zamiast "cykać" dawno kolejne kilometry ja czekałam upierdliwie na otwarcie. Ale nic dziwnego - za szybką leżało mnóstwo przewodników po tutejszych trasach rowerowych i chciałam trochę pozabierać. Ale cóż, nie udało się...:(
Sandnes© Sinead
Dalej popedałowałam na południowy-zachód, szukając szlaku rowerowego, na który w końcu trafiłam. Po drodze spotkałam urocze pastwisko z nie mniej uroczymi "łaciatkami". Widok rozleniwionych krówek tak mi się spodobał, że cyknęłam zdjęcie.
Zdjęcie z wycieczki rowerowej© Sinead
Na 20 km minęłam tablicę z napisem "Gmina Sola". Niedaleko też tkwiła w ziemi tablica z kierunkowskazem na jakiś zabytek lub miejsce pamiątkowe. Zajechałam tam szutrową drogą, prowadzącą również na pobliskie pole golfowe.
Otóż to zabytkowe miejsce to Domsteiene. Kamienny krąg zbudowany z 24 stojących sztorcem w ziemi podłużnych kamieni, tworzących krąg o wielkości 22,5x20 m. W środku leżał jeden płaski jak stół kamień, do którego prowadziły promieniście linie utworzone z mniejszych kamoli. To coś jest uważane za pamiątkowy grobowiec lub święte miejsce, gdzie składano dawniej krwawe ofiary.
Ja we własnej osobie:) i Domsteiene© Sinead
Po raz pierwszy miejsce to odkrył Benedix Christian de Fine w 1745 r. Co by się uwiecznić na świętym miejscu i udowodnić swoją bytność tutaj, zdjęcie poniżej:).
A za chwilę kolejna atrakcja. Na drodze szlaku rowerowego kolejna perełka. To kościół w Sola. Jest to w zasadzie rekonstrukcja średniowiecznego kościoła, który był w zasadzie przez długie stulecia ruiną. Ruiny były nawet częściej przedstawiane na rycinach, jako przykład żałosnego upływu czasu, nawet po tym jak kupił je malarz, Johan Bennetter w 1871 r. Wcześniej z powodu swojego "rozpadu" kościół zamknięto dla wiernych (1842 r.).
Sola Kirke© Sinead
Początki kościoła sięgają gdzieś kilku lat po r. 1000 i były dobrami królewskimi. Dzisiaj to w zasadzie połączenie, acz bardzo udane uważam, starego z nowym - średniowiecznego kościoła, domu i atelier.
Wokół z wzniesienia rozciąga się przepiękny widok na morze a i z samego wnętrza kościoła jest co podziwiać. Zza szkła wyłania się z mrocznej sali głównej bajkowy i kolorowy widok na okolicę.
Z wnętrza kościoła widok...© Sinead
W końcu na 26 km po mojej lewej stronie ujrzałam plażę!!! Przyznam, że było to jedne z ładniejszych zakątków tej trasy i spędziłam tutaj sporo czasu na chodzenie po plaży bez butków, mocząc nogi w lodowatej wodzie. Oczywiście zrobiło to tylko dobrze, na moje umęczone troszkę nogi! Wydmy, piasek, błękit morza. Cudnie!!!
Morze, plaża i rower...© Sinead
Bez "SPDziaków"© Sinead
Hmm, powygrzewać się :)© Sinead
Sola (w tłumaczeniu na polski - Słońce) jest znana ze swojego muzeum lotnictwa. W zasadzie to nie jestem zbyt zainteresowana latającym "ustrojstwem", więc postanowiłam darować sobie wycieczkę w głąb lądu. Pojechałam dalej, tym razem na północ, mając po swojej lewej stronie wybrzeże i morze.
Nad zatoczką Risavika leży miejscowość Tananger słynne ze swojego targu żywymi owocami morza. Zajechałam do małego portu, wdychając charakterystyczny zapach świeżych ryb, krabów, krewetek.
Rybak z krabem...© Sinead
Korciło mnie posilić się w pobliskiej restaracyjce, gdzie serwowano powyższe specjały, ale w plecaku "spały" jeszcze moje kanapki. Szkoda, by się zmarnowały. Zresztą niespecjalnie chciało mi się jeść. Minęłam więc jeszcze po drodze pomnik na cześć dwóch sióstr, które w czasie sztormu wypłynęły łodzią wiosłową ratować swojego topiącego się na otwartym morzu brata.
Zmierzając dalej na północny-wschód, w kierunku Stavanger zahaczam jeszcze o jeden z wielu cudownych widoków i wkrótce znajduję się na przedmieściach stolicy regionu Rogaland.
Zdjęcie z wycieczki rowerowej© Sinead
Po drodze mijam tabliczki z różnymi trasami rowerowymi, tyle jeszcze do zobaczenia, a zbliża się późne popołudnie. Niestety, wszystkiego nie zdołam zobaczyć i objeździć. Pedałuję więc zgodnie z głównym szlakiem, by wydostać się na znajomą trasę do Sandnes. Przejechałam jeszcze przez tereny rekreacyjne rozłożone między lasami i jeziorem Store Stokkavatnet. Cudo! Tam zrobiłam sobie małą przerwę na kanapki i wygrzewanie w słoneczku. A poniżej filmik ze sjesty :)
"/>
W międzyczasie kluczę między uliczkami Stavanger, próbując znaleźć centrum;).
Niestety, jeszcze trochę pobłądziłam (jak zwykle zresztą). Ale za to trafiłam na cmentarz wojenny (Krigs gravlund). Z ciekawości wjechałam, a właściwie weszłam na jego teren. Dla szacunku dla zmarłych dusz, postanowiłam tylko prowadzić rower, aby nie szaleć po alejkach. Potem jednak okazało się, że inni bez skrupułów pedałują.
Cmentarz niby wojenny, ale nagrobki żywo świadczą o tym, że "polegują" tutaj sobie nie tylko zmarli w czasie wojny. Za to kwiaty i otoczenie przepiękne. Przy całkiem dużej kaplicy urządzono "bajorko" z fontanną, zegarem słonecznym na postumencie, a wokoło cudowne tulipany.
Cmentarne kwiaty...© Sinead
Nie wiedzieć czemu królują tutaj tulipany. No, ale trzeba przyznać, że całkiem "twarzowe", nie?
Udane zestawienie ;)© Sinead
Co by nie mówić cmentarze są jakieś takie miłe do fotografowania.
Godzina się zgadzała :))© Sinead
W końcu dojeżdżam do St. Olav'sgata, która łukiem otacza parki miejski z fontanną na środku jeziorka Breiavatnet. Na jego południowym krańcu znajduje się średniowieczna katedra, Domkirke.
Katedra w Stavanger - jej budowa została ukończona w 1125 r. przez murzarzy, którzy pochodzili prawdopodobnie z Anglii, stąd jej anglo-normandzki styl. Patronem katedry, otaczającym ją swoim świętym ramieniem (dosłownie też), jest świ. Swithin (śmieszne imię dla świętego, nie?). Napisałam, że otacza dosłownie ramieniem, bo w katedrze znajdują się jego relikwie, a ściślej właśnie ramię świętego.
Trafiłam nawet na jakiś ślub pod katedrą, bo z odrzwi wylał się mały tłumek z parą nowożeńców. Nie powiem, że parą młodą, bo ich z bliska nie widziałam, ale na moje oko "pan młody" raczej był w nieco bardziej zaawansowanym wieku niż młody ;).
Domkirke-katedra© Sinead
Znudzona widokiem katedry pojechałam w kierunku nadbrzeża, Niebieskiej Promenady. Takich tłumów nie spodziewałam się. Na placu i deptaku było takie mrowie ludzi, że tylko oczy wytrzeszczałam.
[/url]
W ogródkach przy restauracjach i pubach nie dałoby się igły wcisnąć. Niestety by jakoś się poruszać musiałam "zrzucić" cztery litery z siodełka. Przy ogródkach wrzaski, krzyki, śpiewy, muzyka na zewnątrz. Atmosfera genialna, prawie wakacje!!
Wnet tłumy spod pubów ruszyły gremialnie w kierunku zacumowanych przy kei statków. Okazało się, że to tłumy kibiców, które zapakowawszy się na pokład czterech wielkich statków, pożegnały Stavanger. Wnosząc z nazwy jednego z klubów mogli to być kibice klubu piłkarskiego Viking Stavanger.
Ja tymczasem usiadłam w restauracji "Hall Toll", bo trochę miejsc się zwolniło. Rozgościłam się przy dużym stoliku, zamówiłam sałatkę Cezara i zimne piwko. Sałatka, która kosztowała mnie na polskie 75 zł, składała się z zielonej sałaty, kulki sera (jak się potem okazało to było jajko!), kilku grzanek, kurczaka i skrawków pieczonego bekonu.
Posilałam się, rozglądając jednocześnie dookoła. W oczy rzucił mi się jakiś facecik z wąsem (musiał to być Polak). Gdy dostał piwo, siorbnął trochę i się jakoś tak wzdrygnął. Chyba przyzwyczajony do polskiego Żubra, Żywca lub Lecha ;). A tutaj Lervig - mi tam smakowało.
Drugi facet, dużo młodszy, założył po jedzeniu ręce za głowę, wystawił twarz do słońca i zastygł tak w tej pozycji na dobre 10 minut. Siedziało się fajniutko - słońce grzało, lekki wiaterek zawiewał, luzik. Och!!! Wtedy wnet poczułam narastające palenie w łydkach... Spojrzałam na nie, a tu zwykła opalenizna na "raka". Ładnie... będę w nocy wyć!!!
I już całkiem wracając przejechałam obok Muzeum Ropy Naftowej. Jest ono o tyle ciekawe, że z zewnątrz wygląda imponująco. W salach, które wyglądają z zewnątrz jak zbiorniki, pokazane są prezentacje multimedialne z historią wydobycia ropy, codziennego życia na platformie, itp. Ciekawy jest ponoć dokument, będący ekspertyzą rządową, w której mowa o tym, że nie ma przesłanek by twierdzić, że w tych okolicach są złoża ropy naftowej. Dobrze, że nikt w to nie uwierzył ;).
[img title="Norweskie Muzeum Ropy Naftowej" width="600" height="450" author="Sinead"]http://images.photo.bikestats.eu/zdjecie,600,54235,norweskie-muzeum-ropy-naftowej.jpg" title="Zdjęcie z wycieczki rowerowej" width="600" height="389" />
Zdjęcie z wycieczki rowerowej© Sinead
- DST 77.79km
- Teren 23.00km
- Czas 05:07
- VAVG 15.20km/h
- VMAX 46.00km/h
- Temperatura 21.0°C
- Podjazdy 834m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Warto było czekać chwilę na kolejny opis Twojej wyprawy .... twórczość literacka i fotograficzna jak zawsze ekstra.... a przede wszystkim - nareszcie można zobaczyć właścicielkę stronki w pełnej okazałości :) ....
Ps.Cóż tak bardzo ciekawego zaabsorbowało Twoją uwagę / nad czym się tak zastanawiasz? ... Pozdrawiam ! Tortue - 15:37 środa, 20 maja 2009 | linkuj
Komentuj
Ps.Cóż tak bardzo ciekawego zaabsorbowało Twoją uwagę / nad czym się tak zastanawiasz? ... Pozdrawiam ! Tortue - 15:37 środa, 20 maja 2009 | linkuj