Sobota, 25 lipca 2009
Kategoria NORWAY
Na Kattanakk
Popołudniowa przebieżka po Djupadalen - tym razem Kattanakk (wzniesienie) i azymut na Krokavatnet (jezioro).
Początek przy wrotach do Djupadalen, dość dużego kompleksu leśno-wodnego, gdzie okoliczni Norwedzy uwielbiają spędzać czas wolny na powietrzu. Po drodze jak zwykle mnóstwo biegaczy, ale sezon urlopowy chyba jednak przetrzebił szeregi truchtająych.
Na 4 kilometrze skręcam w znaną sobie drogę, która zasuwa nieco pod górę. Przy okazji, nieco dalej, odkrywam nowo zrobioną żwirową ścieżkę. Co prawda miałam ochotę od razu sprawdzić, gdzie prowadzi ale po chwili namysłu stwierdziłam, że jadę tam gdzie sobie wcześniej umyśliłam. Nad jezioro Krokavatnet.
W końcu skręcam w odnogę głównej szutrowej drogi, która jeszcze 3 tygodnie temu była w jakimś remoncie. Tak czy siak nie można było nią przejechać. Po prawicy wił się strumyk, płynący to raz bliżej drogi, to znów oddalając się, ale niezmiennie przyjemnie szumiąc.
Tak szczerze mówiąc, to nie wiem co tu można było remontować lub naprawiać. Droga jak droga, pnie się trochę pod górę a ja jestem coraz bardziej ciekawa czy przy jeziorze da się zrobić pętlę.
Tymczasem mijam połacie porośnięte fioletowym kwieciem, którego nazwy nie jestem pewna. Czyżby to wrzos??? Ale już teraz by kwitł? No cóż, z botaniki nigdy nie byłam zbyt mocna. Ale widoczki górek porośniętych niskimi iglakami i dywanami tego "wrzosu" są niesamowite!!
A tutaj góra z innej perspektywy. Tzw. oddolnej.
No i ciąg dalszy trasy. Minęłam pana z psem i córką, który z uśmiechem skomentował mój podjazd pod górę. Chwilę później musiałam dać sobie na wstrzymanie - było trochę pchania. Co prawda zdjęcie poniżej nie oddaje w ogóle pojęcia wysokości (raczej wskazuje na teren płaski), ale ostatnie zdjęcie to pokaże!!!
Po drodze na górę rozmyślam sobie o barszczu, który mam zamiar zrobić po powrocie. Dorwałam dzisiaj jakieś ładne i dorodne buraczki z liśćmi i już nie mogę się doczekać zupki:). Muszę jeszcze tylko kupić po drodze marchewkę. Rzecz jasna, żadnego sklepu na tym odludziu które widnieje na zdjęciach nie znajdę, ale przy domu - czemu nie. Posilona wirtualnie nacisnęłam na pedały, bo kamienie spod kół dały o sobie znać, waląc w szprychy.
Muszę przyznać, że dzisiejszą wycieczkę "odwalam" na moim starym rowerze. Oddałam go ostatnio do regulacji przerzutek, ale jak w porę ich nie zrzucę przy podjeździe do góry to już d...blada. Spodziewałam się, że mi trochę lepiej gościu podreguluje. No cóż, robił to za darmo, więc...
Nowy rowerek poszedł natomiast do gratisowego full przeglądu po pierwszych trzech miesiącach. Niestety musiałam go zostawić do wtorku. No tyle dygresji...
W międzyczasie dotarłam na miejsce - niestety dalsza droga rowerem była niemożliwa. Na 174 m n.p.m musiałam zostawić rowerek przy jakimś niemal wbitym w ziemię domu (dach z trawą). Właściwie to nie był dom, bo tam coś w środku szumiało - domyślam się że woda, ale co ona tam robiła???
Nie lubię wracać tę samą trasą, ale na pocieszenie wlazłam sobie jeszcze wyżej na wzniesienie, by podziwiać panoramę okolicy. Teraz ciut tę wysokość widać, nie??
Początek przy wrotach do Djupadalen, dość dużego kompleksu leśno-wodnego, gdzie okoliczni Norwedzy uwielbiają spędzać czas wolny na powietrzu. Po drodze jak zwykle mnóstwo biegaczy, ale sezon urlopowy chyba jednak przetrzebił szeregi truchtająych.
Jak sama nazwa wskazuje:)© Sinead
Na 4 kilometrze skręcam w znaną sobie drogę, która zasuwa nieco pod górę. Przy okazji, nieco dalej, odkrywam nowo zrobioną żwirową ścieżkę. Co prawda miałam ochotę od razu sprawdzić, gdzie prowadzi ale po chwili namysłu stwierdziłam, że jadę tam gdzie sobie wcześniej umyśliłam. Nad jezioro Krokavatnet.
W końcu skręcam w odnogę głównej szutrowej drogi, która jeszcze 3 tygodnie temu była w jakimś remoncie. Tak czy siak nie można było nią przejechać. Po prawicy wił się strumyk, płynący to raz bliżej drogi, to znów oddalając się, ale niezmiennie przyjemnie szumiąc.
Tak szczerze mówiąc, to nie wiem co tu można było remontować lub naprawiać. Droga jak droga, pnie się trochę pod górę a ja jestem coraz bardziej ciekawa czy przy jeziorze da się zrobić pętlę.
Fioletowa góra?© Sinead
Tymczasem mijam połacie porośnięte fioletowym kwieciem, którego nazwy nie jestem pewna. Czyżby to wrzos??? Ale już teraz by kwitł? No cóż, z botaniki nigdy nie byłam zbyt mocna. Ale widoczki górek porośniętych niskimi iglakami i dywanami tego "wrzosu" są niesamowite!!
A tutaj góra z innej perspektywy. Tzw. oddolnej.
Na Katanakk© Sinead
No i ciąg dalszy trasy. Minęłam pana z psem i córką, który z uśmiechem skomentował mój podjazd pod górę. Chwilę później musiałam dać sobie na wstrzymanie - było trochę pchania. Co prawda zdjęcie poniżej nie oddaje w ogóle pojęcia wysokości (raczej wskazuje na teren płaski), ale ostatnie zdjęcie to pokaże!!!
W kierunku Krokavatnet.© Sinead
Po drodze na górę rozmyślam sobie o barszczu, który mam zamiar zrobić po powrocie. Dorwałam dzisiaj jakieś ładne i dorodne buraczki z liśćmi i już nie mogę się doczekać zupki:). Muszę jeszcze tylko kupić po drodze marchewkę. Rzecz jasna, żadnego sklepu na tym odludziu które widnieje na zdjęciach nie znajdę, ale przy domu - czemu nie. Posilona wirtualnie nacisnęłam na pedały, bo kamienie spod kół dały o sobie znać, waląc w szprychy.
Dom wbity w ziemię ;)© Sinead
Muszę przyznać, że dzisiejszą wycieczkę "odwalam" na moim starym rowerze. Oddałam go ostatnio do regulacji przerzutek, ale jak w porę ich nie zrzucę przy podjeździe do góry to już d...blada. Spodziewałam się, że mi trochę lepiej gościu podreguluje. No cóż, robił to za darmo, więc...
Nowy rowerek poszedł natomiast do gratisowego full przeglądu po pierwszych trzech miesiącach. Niestety musiałam go zostawić do wtorku. No tyle dygresji...
Krokavatnet© Sinead
W międzyczasie dotarłam na miejsce - niestety dalsza droga rowerem była niemożliwa. Na 174 m n.p.m musiałam zostawić rowerek przy jakimś niemal wbitym w ziemię domu (dach z trawą). Właściwie to nie był dom, bo tam coś w środku szumiało - domyślam się że woda, ale co ona tam robiła???
Nie lubię wracać tę samą trasą, ale na pocieszenie wlazłam sobie jeszcze wyżej na wzniesienie, by podziwiać panoramę okolicy. Teraz ciut tę wysokość widać, nie??
- DST 19.67km
- Teren 15.00km
- Czas 01:03
- VAVG 18.73km/h
- VMAX 32.00km/h
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
zdecydowanie wrzos, już może kwitnąć, tym bardziej na północy :)
a te iglaki to na jałowce wyglądają.
pzdr :)
yeti - 10:38 środa, 12 sierpnia 2009 | linkuj
a te iglaki to na jałowce wyglądają.
pzdr :)
yeti - 10:38 środa, 12 sierpnia 2009 | linkuj
Urokliwa ta zapora na ostatniej fotce i te malowcza kraina inna niż polska ..... Pozdr
DARIUSZ79 - 18:26 sobota, 25 lipca 2009 | linkuj
Komentuj