Sobota, 15 sierpnia 2009
Kategoria NORWAY
Silda Jazz Festival, krótka nocna przejażdżka.
W Polsce dzisiaj koncert Madonny, Matki Boskiej Zielnej a u mnie…
W Haugesund od środy trwa drugi co do wielkości festiwal jazzowy w Norwegii, Silda Jazz, co oznacza „śledziowy jazz” (sild – śledź po norwesku).
W środę po pracy byłam zbyt zmęczona, w czwartek dyżur, więc też nie za bardzo mi się chciało. Co prawda na dyżurach czas spędzam w domu i w zasadzie nie jestem w nim uwięziona, ale odgłosy muzyki mogłyby skutecznie zagłuszyć dzwoniący do dyżurnego telefon komórkowy.
Wybrałam się więc dzisiaj, w sobotę. Na dworze już się trochę ściemniło, więc klimat był tym bardziej niepowtarzalny.
Przy nadbrzeżu rozstawione są obficie namioty z różnymi stoiskami – z jedzeniem, pamiątkami, sklepiki egipskie, indyjskie (co by przypominało o tym, że festiwal jest jak najbardziej norweski ;)).
Z drugiej strony pootwierane wszystkie knajpy, a z nich sącząca się to głośniej, to ciszej muzyka, głównie jazz. Ale nie brakowało blusa, łagodniejszego popu i innych cieszących ucho melodii.
Z oddali, po drugiej stronie cieśniny słyszalny był jakiś koncert na świeżym powietrzu. Nie wiem kto to śpiewa, ale całkiem znane… „Charlin, Charlin…”. Nie potrafię zanucić, więc kto się jeszcze nie zorientował to już się nie zorientuje, co to za utwór.
A więc melodie, muzyka…
Ale też coś dla podniebienia i nosa. Zapachy kłębiły się pod nosem, z jednej strony kadzidła ze straganów, z drugiej morskie jadło z oceanicznym zapachem, zapewne jakieś różnej maści krewetki, kraby, dorsze, śledzie, może nawet jakieś suszi, itp.
Cudownie, szkoda, że zaczął zacinać drobny deszczyk bo jeździło się całkiem miło. Niestety nie skusiłam się na „posiedzenie” w knajpie, samemu jakoś tak nieciekawie.
Ludziska mimo niepogody jakoś z domów powypełzali. Co by to było, gdyby na niebie świeciły same gwiazdy? Sprawdzę dzisiaj. A wczoraj trochę zakapturzeni, w anorakach, płaszczach przeciwdeszczowych, z parasolami – ale uśmiechnięci. Niektórzy młodzi Norwedzy zalani w trupa, krążyli po ulicach zahaczając o urocze latarnie. Ale nikt nie leżał na ulicy, pod bramą ;).
A na koniec na wystawie sklepowej pożegnał mnie zebrowaty zwierz :)
W Haugesund od środy trwa drugi co do wielkości festiwal jazzowy w Norwegii, Silda Jazz, co oznacza „śledziowy jazz” (sild – śledź po norwesku).
W środę po pracy byłam zbyt zmęczona, w czwartek dyżur, więc też nie za bardzo mi się chciało. Co prawda na dyżurach czas spędzam w domu i w zasadzie nie jestem w nim uwięziona, ale odgłosy muzyki mogłyby skutecznie zagłuszyć dzwoniący do dyżurnego telefon komórkowy.
Wybrałam się więc dzisiaj, w sobotę. Na dworze już się trochę ściemniło, więc klimat był tym bardziej niepowtarzalny.
Przy nadbrzeżu rozstawione są obficie namioty z różnymi stoiskami – z jedzeniem, pamiątkami, sklepiki egipskie, indyjskie (co by przypominało o tym, że festiwal jest jak najbardziej norweski ;)).
Bazarek w Haugesund© Sinead
Z drugiej strony pootwierane wszystkie knajpy, a z nich sącząca się to głośniej, to ciszej muzyka, głównie jazz. Ale nie brakowało blusa, łagodniejszego popu i innych cieszących ucho melodii.
Z oddali, po drugiej stronie cieśniny słyszalny był jakiś koncert na świeżym powietrzu. Nie wiem kto to śpiewa, ale całkiem znane… „Charlin, Charlin…”. Nie potrafię zanucić, więc kto się jeszcze nie zorientował to już się nie zorientuje, co to za utwór.
A więc melodie, muzyka…
Plakat SildaJazz (sledziowego festwalu jazzowego)© Sinead
Ale też coś dla podniebienia i nosa. Zapachy kłębiły się pod nosem, z jednej strony kadzidła ze straganów, z drugiej morskie jadło z oceanicznym zapachem, zapewne jakieś różnej maści krewetki, kraby, dorsze, śledzie, może nawet jakieś suszi, itp.
Cudownie, szkoda, że zaczął zacinać drobny deszczyk bo jeździło się całkiem miło. Niestety nie skusiłam się na „posiedzenie” w knajpie, samemu jakoś tak nieciekawie.
Spiralka© Sinead
Ludziska mimo niepogody jakoś z domów powypełzali. Co by to było, gdyby na niebie świeciły same gwiazdy? Sprawdzę dzisiaj. A wczoraj trochę zakapturzeni, w anorakach, płaszczach przeciwdeszczowych, z parasolami – ale uśmiechnięci. Niektórzy młodzi Norwedzy zalani w trupa, krążyli po ulicach zahaczając o urocze latarnie. Ale nikt nie leżał na ulicy, pod bramą ;).
A na koniec na wystawie sklepowej pożegnał mnie zebrowaty zwierz :)
Zeberek :)© Sinead
- DST 9.10km
- Czas 00:40
- VAVG 13.65km/h
- VMAX 35.00km/h
- Temperatura 20.0°C
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Daj wreszcie znać, co to za klif na photoBS! ;-)
Pozdrawiam WrocNam - 18:10 środa, 9 września 2009 | linkuj
Pozdrawiam WrocNam - 18:10 środa, 9 września 2009 | linkuj
No wreszcie, strasznie już się stęskniłam za twoimi opisami!
Gorąco pozdrawiam :))) niradhara - 18:48 wtorek, 25 sierpnia 2009 | linkuj
Gorąco pozdrawiam :))) niradhara - 18:48 wtorek, 25 sierpnia 2009 | linkuj
Wreszcie jakiś opis ;-) I to jaki! Śledziowo-jazzowo-rowerowy.
Pozdrawiam WrocNam - 14:05 wtorek, 25 sierpnia 2009 | linkuj
Komentuj
Pozdrawiam WrocNam - 14:05 wtorek, 25 sierpnia 2009 | linkuj