Poniedziałek, 7 grudnia 2009
Kategoria NORWAY
Rower na biegówki - chwilowo :)
W piątkowe popołudnie, zaraz po pracy, ruszyłam ze znajomymi na wypad do hytty (norweski domek letniskowo-zimowy).
W wypadzie zatytułowanym "Javla utlendinger" (cholerni obcokrajowcy) wzięło udział 4 sztuki w tym 3 zagraniczne (prócz Norweżki Monica) swoją obecnością zaszczycili: Dan (Duńczyk), Minna (Finka), no i ja Polka :).
Celem były narty - biegówki, biegówki! Ja oczywiście pierwszy raz!!
Wpakowaliśmy się więc w czarne, terenowe Volvo z bagażnikiem zapakowanym nartami i ruszyliśmy na wschód w kierunku Haukelifjellet, niedaleko Haradagnervidda. Po przyjedzie i zrobieniu zakupów po drodze zaczęła się jedzeniowo - winiarska uczta, a jak!!
Oczywiście pierwsze co zwróciło moją uwagę była olbrzymia półka na pół ściany z wszelkiego rodzaju butami narciarskimi. Z pewnością nie należały one tylko do domowników i właścicieli hytty. Najpewniej grono znajomych zostawia tu swoje wyposażenie w nadziei na powrót i kolejną dobrą zabawę.
W hyttcie obowiązkowo drewnianej i z obowiązkowo z kominkiem zaczęliśmy przygotowania do jej ocieplenia - stała zakopana do połowy w śniegu i trochę się w niej wychłodziło. W ruch poszły szczapy drewna, masa świeczek, światełek i ozdóbek (trzeba było zrobić świąteczną atmosferę!!).
Następnego dnia pierwsza "wsiadka" na narty. Dziewczyny przyszykowały mi niezłą ekstremalną wycieczkę przez zaspy śniegu, by w końcu po 2 godzinach doprowadzić nas niechcąco do stoku narciarskiego dla "slalomowców". Przyznam, że zjeżdżanie na biegówkach i to dla początkującego było wyjątkowo bolesnym dla moich "czterech liter". Całe szczęście wróciłam cała. Ale takiej masy sniegu w życiu nie widziałam - no cóż, mogę powiedzieć, że w tej kwestii byłam ewidentnie zacofana ;))).
Zaliczyłam wszystkie możliwe techniki - podejście pod górę, jodełką i krokiem równoległym (i to wszystko w półmetrowym niemal śniegu). Zaznaczę jeszcze, że żadnymi przygotowanymi trasami nie szłyśmy - same narciarskie bezdroża. A więc dalej przeprawy przez na wpół zamarznięte strumyki, między pozbawionymi liści krzakami, których zaledwie czubki wystawały spod śniegu.
No więc dzisiaj pozostaje mi doprowadzanie do stanu używalności mojego obolałego ciała.
W wypadzie zatytułowanym "Javla utlendinger" (cholerni obcokrajowcy) wzięło udział 4 sztuki w tym 3 zagraniczne (prócz Norweżki Monica) swoją obecnością zaszczycili: Dan (Duńczyk), Minna (Finka), no i ja Polka :).
Celem były narty - biegówki, biegówki! Ja oczywiście pierwszy raz!!
Wpakowaliśmy się więc w czarne, terenowe Volvo z bagażnikiem zapakowanym nartami i ruszyliśmy na wschód w kierunku Haukelifjellet, niedaleko Haradagnervidda. Po przyjedzie i zrobieniu zakupów po drodze zaczęła się jedzeniowo - winiarska uczta, a jak!!
Vågsli, Telemark© Sinead
Oczywiście pierwsze co zwróciło moją uwagę była olbrzymia półka na pół ściany z wszelkiego rodzaju butami narciarskimi. Z pewnością nie należały one tylko do domowników i właścicieli hytty. Najpewniej grono znajomych zostawia tu swoje wyposażenie w nadziei na powrót i kolejną dobrą zabawę.
W hyttcie obowiązkowo drewnianej i z obowiązkowo z kominkiem zaczęliśmy przygotowania do jej ocieplenia - stała zakopana do połowy w śniegu i trochę się w niej wychłodziło. W ruch poszły szczapy drewna, masa świeczek, światełek i ozdóbek (trzeba było zrobić świąteczną atmosferę!!).
Następnego dnia pierwsza "wsiadka" na narty. Dziewczyny przyszykowały mi niezłą ekstremalną wycieczkę przez zaspy śniegu, by w końcu po 2 godzinach doprowadzić nas niechcąco do stoku narciarskiego dla "slalomowców". Przyznam, że zjeżdżanie na biegówkach i to dla początkującego było wyjątkowo bolesnym dla moich "czterech liter". Całe szczęście wróciłam cała. Ale takiej masy sniegu w życiu nie widziałam - no cóż, mogę powiedzieć, że w tej kwestii byłam ewidentnie zacofana ;))).
Pierwszy raz na nartach :)© Sinead
På skitur :)© Sinead
Zaliczyłam wszystkie możliwe techniki - podejście pod górę, jodełką i krokiem równoległym (i to wszystko w półmetrowym niemal śniegu). Zaznaczę jeszcze, że żadnymi przygotowanymi trasami nie szłyśmy - same narciarskie bezdroża. A więc dalej przeprawy przez na wpół zamarznięte strumyki, między pozbawionymi liści krzakami, których zaledwie czubki wystawały spod śniegu.
No więc dzisiaj pozostaje mi doprowadzanie do stanu używalności mojego obolałego ciała.
Vågslig© Sinead
- Temperatura -5.0°C
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
W chwili gdy pojawia się śnieg kolor biały staje się tym najbardziej znienawidzonym;) oby u nas to nastąpiło jak najpóźniej;) choć trzeba przyznać że zdjęcia można wtedy zrobić niezłe:)
Pozdro! azbest87 - 20:36 wtorek, 8 grudnia 2009 | linkuj
Pozdro! azbest87 - 20:36 wtorek, 8 grudnia 2009 | linkuj
No szczerze mowiac to akurat nie jest tak kolo mnie, musielismy sie wybrac gdzie 200 km dalej, w wyzsze gorki :)))
Vampire - 22:00 poniedziałek, 7 grudnia 2009 | linkuj
O pojawiłaś się! Super! Świetna relacja, takiej zimy tutaj możemy tylko pozazdrościć:) rozmarzyłam się patrząc na te krajobrazy! pozdrower!
kuguar - 20:57 poniedziałek, 7 grudnia 2009 | linkuj
Miło znów poczytać Twoje relacje. U nas, na szczęście, pogoda jeszcze "rowerowa".
Serdecznie pozdrawiam :) niradhara - 20:14 poniedziałek, 7 grudnia 2009 | linkuj
Komentuj
Serdecznie pozdrawiam :) niradhara - 20:14 poniedziałek, 7 grudnia 2009 | linkuj