Informacje

  • Wszystkie kilometry: 9989.70 km
  • Km w terenie: 3234.92 km (32.38%)
  • Czas na rowerze: 28d 01h 51m
  • Prędkość średnia: 14.65 km/h
  • Suma w górę: 54668 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Vampire.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Niedziela, 2 maja 2010

Håvashytta

No cóż, poprzedni wpis poszedł w eter, muszę zacząć od nowa.
Przed południem zjechała kumpela, rodowita norweżka, z zapakowanym na samochodzie rowerem. Dobrze mieć jakieś towarzycho do jeżdżenia :). Zresztą niedawno kupiła rower, nota bene w tym samym sklepie co ja. I jest to bynajmniej dziwne, bo sklepów rowerowych to jest tutaj chyba z pięć, jeśli nie więcej.

No więc postanowiłyśmy zrobić pętlę po okolicy. Z haugesund do Førre, dalej do Nodland i Håvashytta, przez Byheiene do Haugesund z powrotem.
Początkowa droga prowadziła ścieżką rowerowo-pieszą do Førre, niewielkiej wioski tuż obok głównej trasy do Oslo, z zachodu na wschód, znanej tu jako E39.
Przy zjeździe na północ znajduje się mały, biały kościółek z przyległym niewielkim cmentarzem. Tutaj czekał na nas kesz, którego trochę się naszukałyśmy. Po poszukiwaniach siadłyśmy pod ścianą przybudówki by zjeść lunch. W Norwegii ok. godz. 11-12.00 wszyscy muszą znaleźć czas na lunsj (po ichniejszemu). Ja skonsumowałam polskie kanapki, Monica coś typowo norweskiego - kjeks med brunost (coś w rodzaju ciastek z brązowym, kozim serem, nota bene bardzo dobre).

Bawię się GPS-em © Sinead

Dalej w kierunku Nodland... Po naszej prawej stronie rozpostarł się widok na góry, które trzeba niedługo odwiedzić: Valhest (313 m n.p.m) i Valafjellet (294 m n.p.m). Chyba, ze względu na wąskie ścieżki, nie da się tam wjechać rowerami, ale zawsze można spróbować.
Niedaleko za małym parkingiem znalazłyśmy wjazd do parku Byheiene. Szutrową drogą, między pagórkami i niewielką odnogą jeziora, wjechałyśmy do lasu by za chwilę, po niespełna 3 km, zajechać pod Håvashytta.

Håvashytta © Sinead

Hytta to niewielki drewniany domek, który służy turystom w czasie wędrówek. Są większe hytty obsługiwane przez personel, gdzie można coś zjeść lub napić się. Kawa i soki bywają za darmo, za wafle trzeba zapłacić. W górach są też hytty samoobsługowe, służące w zasadzie przenocowaniu. Tutaj zawsze obowiązuje zasada, że hyttę pozostawia się wysprzątaną, w takim stanie w jakim się ją zastało. Pełna kulturka.
Hytta na naszej drodze to turystyczny przystanek z kilkoma pokojami (na ok. 20 osób), dużym salonem i kominkiem, kuchnią i holem z kilkoma obrazami. Jak głosi turystyczny folder z bio-toaletą, o której za chwilę.

Fajnie też spotkać kolegów na rowerach!!
Håvashytta i rowerzyści © Sinead

Zaparkowałyśmy rowery by po okolicy poszukać kolejnej skrzynki geocachingowej. Z GPS-em w ręku krążyłyśmy i krążyłyśmy, pewno wyglądałyśmy na nieco stuknięte :). Ponieważ była to niedziela, ludzi którzy biwakowali na trawie i drewnianych ławkach było mnóstwo. Jedni grillowali, inni piekli sobie wafle i naleśniki, nęcące zapachy rozchodziły się po pobliskim lesie. W końcu kesz znaleziony!!

Przed wyjazdem postanowiłam jednak skorzystać z bio-toalety.

widok z kibelka ;) © Sinead

Na polski język to zwykła latryna, w zasadzie to może nie zwykła, bo doznania i wysiłek włożony by wspiąć się na podest, niemal pod dach, są nie do opisania. Zakładam oczywiście, że to lokalne warunki sprawiły, iż sikanie stało się tak karkołomnym zajęciem. Ale widok i podgląd na okolicę przez serduszko w drzwiach - nie do podrobienia!!

Na odjezdne cyknęłam jeszcze zdjęcie nietypowego termometru, wiszącego przy wejściu do hytty. Przyznam szczerze, że nie wiem co on pokazywał prócz temperatury, domyślam się jednak, że odpowiednio pasujące do niej napitki.

Temeraturomierz ;) przy Håvashytta © Sinead


No więc z zaliczonymi dwoma keszami pojechałyśmy dalej, przez las, jakąś ledwo widoczną ścieżką. Doprowadziła nas ona do większego żwirowego traktu, wiodącego między wykarczowanym pod linie wysokiego napięcia lasem. Z górki i pod górkę, po kamieniach i nierównym terenie. Wnet na drodze stanęło nam gruzowisko, hmm... w sam raz ścieżka rowerowa ;)

Zdjęcie z wycieczki rowerowej © Sinead


Koniec ścieżki rowerowej? :) © Sinead

Początkowo pomyślałam, że to koniec drogi, ale należało to tylko obejść. Kiedyś już tu byłam, tyle tylko że nie pamiętałam. Pamięć mi się jednak odświeżyła.
Kolejny punkt na geocachingowej trasie to jezioro Stakkastadvatnet, będące ujęciem wody pitnej dla Haugesund i okolic. Kesz został znaleziony pod pomostem, niedaleko stacji ujęć.

Stakkastadvatnet © Sinead

Tutaj też, nad wodą, spałaszowany został kolejny posiłek. Niedaleko na ławce siedział jakiś facet, skrzętnie coś piszący. Śmiałyśmy się, że pewno jakiś pisarz kryminałów albo romansów, choć siedział w gumiakach.
Droga powrotna wiodła już przez Byheiene i Djupadalen, wznoszącą się i opadającą stromo szutrową drogą. Doznania nieziemskie!!

Djupadalen © Sinead


  • DST 26.33km
  • Teren 10.00km
  • Czas 01:56
  • VAVG 13.62km/h
  • VMAX 41.00km/h
  • Podjazdy 598m
  • Sprzęt Brosik
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
nazwy straszne:) ale w rzeczywistości wszystko wygląda super!
k4r3l
- 18:40 sobota, 8 maja 2010 | linkuj
Fajna wycieczka. Może się uda kiedyś tam wybrac
miesny
- 18:31 sobota, 8 maja 2010 | linkuj
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa kjakw
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]


Blogi rowerowe na www.bikestats.pl