Poniedziałek, 25 kwietnia 2011
Kategoria NORWAY
Wielkanocne rowerowanie do pracy, dzień 5, ostatni
Wielkanocne rowerowanie – dzień 4 (25.04.2011).
Dzisiaj zrobię ciekawy eksperyment. Kumpela napisała na FB, po norwesku rzecz jasna, krótką relację z wycieczki. Przyznam szczerze, że styl jest treściwy i telegraficzny, zarazem jednak ciekawy i ujmujący. Cholernie mi się spodobał. Chciałam jednak pójść na skróty i się nie wysilając przetłumaczyć i zapodać tutaj. Jakież było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam tłumaczenie Gogle, myślałam że spadnę z krzesła. Po drodze więc, opisując wycieczkę, zapodam „smaczne kąski” tłumaczeniowe.
Dzisiaj, gdy się obudziłam, gęsta mgła wisiała nad szczytem Nuten (134 m n.p.m), który mam przed oknem.
Monica napisała: Mgła nad miastem (Haugesund) wprowadziła nieco ograniczeń w wyborze trasy.
Gogle tłumaczy: Mgła w mieście wprowadzone pewne ograniczenia w możliwości.
Pogoda się mi popsowiła – pomyślałam, i już zaczęłam wątpić w moją zaplanowaną wczoraj wyprawę. Ale zaparłam się. Po krótkiej konsultacji z kumpelą, okazałao się że 15 km dalej w Tysvær, jest ładniejsza pogoda. Zapakowałam rower na samochód i pojechałyśmy kilkanaście kilometrów na wschód, by drogą 515 zapoczątkować pętlę.
Monica pisze: Mimo, że wysłuchałam masę propagandy na temat dramatycznego ruchu na 515 w kierunku Straumen (od mnie zresztą), wybrałyśmy jednak ten kierunek.
Google tłumaczył to tak: Po wysłuchaniu wielu propaganda o dramatycznych ruchu na drodze w wir, to jeszcze wybrany.
Droga 515 jest nawet trochę ruchliwa, tak zgadza się, więc po drodze objeżdżałyśmy ją wszelkimi możliwymi, terenowymi skrótami.
Już na samym początku musiałyśmy zaliczyć atrakcję. W okolicach Trafo skręciłyśmy w prawo, w niewielką żwirową drogę między gospodarstwami. W większości z nich hodowane są konie, w dwóch miejscach nawet urządzono małe „hipodromy”.
Na końcu jednak przywitało nas jednak ujadanie mopsów. Gospodarstwo hodowli psów – tych brzydkich mopsów. Dalej małym podjazdem znalazłyśmy się w końcu niedaleko „kverkhuset”. Jest to miejsce spotkań, jakby kościół, kwakrów. Przyznam szczerze, że nie potrafiłam przetłumaczyć tego na polski. I nic dziwnego, pierwszy raz o nich słyszałam.
Kwakrzy, inaczej Religijne Towarzystwo Przyjaciół – to protestancki kierunek wyznaniowy w chrześcijaństwie silnie akcentujący rolę osobistego wewnętrznego objawienia. Charakteryzuje się m.in. przestrzeganiem światopoglądu pacyfistycznego.
Kverhuset
Zapoczątkowany w Wielkiej Brytani, gdzieś ok. 1652 r. przez Georga Foxa. Na świecie żyje ok. 365 tys. kwakrów, w Norwegii 150. Źródła polskie nie podają ilu ich żyje w Polsce a strona internetowa jest na razie w przygotowaniu i zawiera podstawowe informacje.
Nie mają oni księży, dni świątecznych, sakramentów.
W 1947 roku społeczności kwakrów przyznano Pokojową Nagrodę Nobla.
Nieopodal mieści się niewielkie miejsce pochówku, otoczone niskim kamiennym murkiem. Urokliwe miejsce, muszę przyznać.
Dalej zahaczyłyśmy o… hmm, no właśnie jak to przetłumaczyć. Tor do jazdy na śliskiej nawierzchni. To w celach dydaktyczno-egzaminacyjnych. Próba jazdy na śliskiej nawierzchni jest obowiązkowa na egzaminie na prawo jazdy.
Po „zasadzeniu” tam kesza jedziemy więc dalej. Wkrótce po naszej lewej stronie ukazuje się niemal idylliczny widok, zielona jak oczy wykol trawa, układająca się w zielone dywany między brzozami i białawymi kamieniami. Oj, mały odpoczynek na powdychanie brzozowego powietrza.
Tak oto opisuje miejsce Monica: Cóż za piękne widoki, wszystko co zielone i nowe, przebija się przez ubiegłoroczne uschnięte. Zawilce kładą się białym dywanem wzdłuż drogi. Wiele miejsc, które przypominają beztroskie dzieciństwo, zabawę w lesie i na łonie natury, stare ogrody kamieni, ciepło i spokój.
Tak oto „opisuje” to Google: Krajobraz jest piękny w tej chwili. Świeże i zielone wybuchy drogę przez zmarłych. Anemones są dobrze dywany wzdłuż drogi. Co ciekawe, w wielu miejscach w kraju, wspomnienia z dzieciństwa, beztroskiej zabawy w lesie, murach lub bramy, ciepłe i ciche.
He, he, te tłumaczenia!!
Na ok. 25 km mijamy dużą wyspę, na którą można się dostać tylko łódką. Niestety dzisiaj zamówienie łodzi kosztowałoby trochę czasu i kasy, więc odkładamy ten pomysł na odleglejszy termin. Pedałujemy dalej, już trochę zmęczone, bo zimny wiatr daje się coraz bardziej we znaki. Dalej jedziemy więc nie zwracając uwagi na resztę pięknych rzeczy, byle do domu. Mojemu oku nie umknęło jednak "małe" fotograficzne "co nieco".
Na sam koniec, jako nagroda, kupujemy ”kanuttapølse”, czyli gorącą, małą kiełbaskę w pieczywie, coś jak hot-dog, ale kiełbasa ma trochę sera w środku, jest trochę grubsza i specjalnie przypieczona. Mniam.
Do domu miałam jeszcze kawałek, więc Monica wpakowała mi jeszcze rower na samochód i drogą E39, śledząc jakiś fajny samochodzik, dotarłam na miejsce!
50 kilosów udało się przepedałowane!
Dzisiaj zrobię ciekawy eksperyment. Kumpela napisała na FB, po norwesku rzecz jasna, krótką relację z wycieczki. Przyznam szczerze, że styl jest treściwy i telegraficzny, zarazem jednak ciekawy i ujmujący. Cholernie mi się spodobał. Chciałam jednak pójść na skróty i się nie wysilając przetłumaczyć i zapodać tutaj. Jakież było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam tłumaczenie Gogle, myślałam że spadnę z krzesła. Po drodze więc, opisując wycieczkę, zapodam „smaczne kąski” tłumaczeniowe.
Dzisiaj, gdy się obudziłam, gęsta mgła wisiała nad szczytem Nuten (134 m n.p.m), który mam przed oknem.
Monica napisała: Mgła nad miastem (Haugesund) wprowadziła nieco ograniczeń w wyborze trasy.
Gogle tłumaczy: Mgła w mieście wprowadzone pewne ograniczenia w możliwości.
Pogoda się mi popsowiła – pomyślałam, i już zaczęłam wątpić w moją zaplanowaną wczoraj wyprawę. Ale zaparłam się. Po krótkiej konsultacji z kumpelą, okazałao się że 15 km dalej w Tysvær, jest ładniejsza pogoda. Zapakowałam rower na samochód i pojechałyśmy kilkanaście kilometrów na wschód, by drogą 515 zapoczątkować pętlę.
Monica pisze: Mimo, że wysłuchałam masę propagandy na temat dramatycznego ruchu na 515 w kierunku Straumen (od mnie zresztą), wybrałyśmy jednak ten kierunek.
Google tłumaczył to tak: Po wysłuchaniu wielu propaganda o dramatycznych ruchu na drodze w wir, to jeszcze wybrany.
Droga 515 jest nawet trochę ruchliwa, tak zgadza się, więc po drodze objeżdżałyśmy ją wszelkimi możliwymi, terenowymi skrótami.
Już na samym początku musiałyśmy zaliczyć atrakcję. W okolicach Trafo skręciłyśmy w prawo, w niewielką żwirową drogę między gospodarstwami. W większości z nich hodowane są konie, w dwóch miejscach nawet urządzono małe „hipodromy”.
Na końcu jednak przywitało nas jednak ujadanie mopsów. Gospodarstwo hodowli psów – tych brzydkich mopsów. Dalej małym podjazdem znalazłyśmy się w końcu niedaleko „kverkhuset”. Jest to miejsce spotkań, jakby kościół, kwakrów. Przyznam szczerze, że nie potrafiłam przetłumaczyć tego na polski. I nic dziwnego, pierwszy raz o nich słyszałam.
Kwakrzy, inaczej Religijne Towarzystwo Przyjaciół – to protestancki kierunek wyznaniowy w chrześcijaństwie silnie akcentujący rolę osobistego wewnętrznego objawienia. Charakteryzuje się m.in. przestrzeganiem światopoglądu pacyfistycznego.
Kverhuset
Zapoczątkowany w Wielkiej Brytani, gdzieś ok. 1652 r. przez Georga Foxa. Na świecie żyje ok. 365 tys. kwakrów, w Norwegii 150. Źródła polskie nie podają ilu ich żyje w Polsce a strona internetowa jest na razie w przygotowaniu i zawiera podstawowe informacje.
Nie mają oni księży, dni świątecznych, sakramentów.
W 1947 roku społeczności kwakrów przyznano Pokojową Nagrodę Nobla.
Nieopodal mieści się niewielkie miejsce pochówku, otoczone niskim kamiennym murkiem. Urokliwe miejsce, muszę przyznać.
Dalej zahaczyłyśmy o… hmm, no właśnie jak to przetłumaczyć. Tor do jazdy na śliskiej nawierzchni. To w celach dydaktyczno-egzaminacyjnych. Próba jazdy na śliskiej nawierzchni jest obowiązkowa na egzaminie na prawo jazdy.
Po „zasadzeniu” tam kesza jedziemy więc dalej. Wkrótce po naszej lewej stronie ukazuje się niemal idylliczny widok, zielona jak oczy wykol trawa, układająca się w zielone dywany między brzozami i białawymi kamieniami. Oj, mały odpoczynek na powdychanie brzozowego powietrza.
Tak oto opisuje miejsce Monica: Cóż za piękne widoki, wszystko co zielone i nowe, przebija się przez ubiegłoroczne uschnięte. Zawilce kładą się białym dywanem wzdłuż drogi. Wiele miejsc, które przypominają beztroskie dzieciństwo, zabawę w lesie i na łonie natury, stare ogrody kamieni, ciepło i spokój.
Tak oto „opisuje” to Google: Krajobraz jest piękny w tej chwili. Świeże i zielone wybuchy drogę przez zmarłych. Anemones są dobrze dywany wzdłuż drogi. Co ciekawe, w wielu miejscach w kraju, wspomnienia z dzieciństwa, beztroskiej zabawy w lesie, murach lub bramy, ciepłe i ciche.
He, he, te tłumaczenia!!
Na ok. 25 km mijamy dużą wyspę, na którą można się dostać tylko łódką. Niestety dzisiaj zamówienie łodzi kosztowałoby trochę czasu i kasy, więc odkładamy ten pomysł na odleglejszy termin. Pedałujemy dalej, już trochę zmęczone, bo zimny wiatr daje się coraz bardziej we znaki. Dalej jedziemy więc nie zwracając uwagi na resztę pięknych rzeczy, byle do domu. Mojemu oku nie umknęło jednak "małe" fotograficzne "co nieco".
Na sam koniec, jako nagroda, kupujemy ”kanuttapølse”, czyli gorącą, małą kiełbaskę w pieczywie, coś jak hot-dog, ale kiełbasa ma trochę sera w środku, jest trochę grubsza i specjalnie przypieczona. Mniam.
Do domu miałam jeszcze kawałek, więc Monica wpakowała mi jeszcze rower na samochód i drogą E39, śledząc jakiś fajny samochodzik, dotarłam na miejsce!
50 kilosów udało się przepedałowane!
- DST 49.80km
- Teren 5.00km
- Czas 05:26
- VAVG 9.17km/h
- VMAX 51.20km/h
- Temperatura 16.0°C
- Kalorie 863kcal
- Podjazdy 1000m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Ładne zdjęcia :) Ładne widoki...
A tłumaczenia mogą nieźle humor poprawić ;) alistar - 16:59 wtorek, 3 maja 2011 | linkuj
A tłumaczenia mogą nieźle humor poprawić ;) alistar - 16:59 wtorek, 3 maja 2011 | linkuj
Fajne są tłumaczenia na stronach internetowych. Lubię te po słowacku. Jeszcze ciekawiej jest gdy w polskiej wersji językowej strony, ktoś skorzystał z tej możliwości, można spaść z krzesła.
Inną jeszcze lepszą sprawą są tłumaczenia w restauracyjnych menu, szczególnie na Węgrzech. Czasami jeść się odechciewa:( Kajman - 07:34 wtorek, 3 maja 2011 | linkuj
Komentuj
Inną jeszcze lepszą sprawą są tłumaczenia w restauracyjnych menu, szczególnie na Węgrzech. Czasami jeść się odechciewa:( Kajman - 07:34 wtorek, 3 maja 2011 | linkuj