Hårfagrerittet 2011
Uff, maraton by morderczy i pechowy.
Szczerze mówiąc był to mój najdłuższy maraton, w Polsce startowałam w zaledwie dwóch i to na krótszych dystansach. Ten miał długość 53 km, ale dla mnie zakończył się na 44, zaledwie 8 km od mety...
Może jednak od początku. Historia wyścigu jest całkiem niedawna, po raz pierwszy maraton "Haralda Pięknowłosego" wystartował w kwietniu ubiegłego roku. W tym czasie ja uskuteczniałam jazdę na biegówkach w Haukelifjellet.
W tym roku roweruję kiepsko, więc nie spodziewałam się, że z mojego udziału coś będzie, ale postanowiłam mimo wszystko spróbować. Pogoda niestety nie była najbardziej wymarzona. Dwa lub trzy dni wcześniej sporo popadało i trasa zrobiła się w dużej części błotnista. He, he, pamiętam błoto z Bike Maratonu we Wrocławiu i byłam wtedy "wstrząśnięta".
Teraz to muszę powiedzieć "wstrząśnięta i zmieszana" - błoto z Wrocławia to pestka!!! I na dodatek cały czas mżawka. Brodziłam w błocie niemal po łydki, czasem z trudem wyciągałam nogę za nogą. Mokłam coraz bardziej, ale póki jakoś się poruszałam nie było to takie upierdliwe. Jednak postój na picie i jedzenie dawał się we znaki, zaczynałam przymarzać ;).
Niestety nie mogłam uśmiechać się słodko, jak pani na zdjęciu. Nawet chciała po drodze zakupy zrobić, hi, he. Gościówka była niezła na tym turystycznym rowerze!! Ale dała radę.
Nie tak jak ja, co to się wyglebała na zjeździe jak długa i nie ukończyła maratonu... buu,buuuu.....
Nie zrobiłam i nie zrobię zdjęć moich obrażeń cielesnych bo to wymagałoby mocnych nerwów i co wrażliwszym daruje ;). Do dzisiaj szczycę się poobijanym ramieniem, ręką i biodrem. Na razie na rower nie wsiadam.
Kumpela Monica, co prawda idąc, ale ukończyła maraton. Dla niej nagroda za najbardziej "klown-owaty" strój!!
Co do trudności maratonu - GPSies podaje jakiś współczynnik fiets index - 6,19. Tenże odpowiada trasie we włoskich Dolomitach, Passo di Falzarego da Cortina, gdzie na długości 16,4 km droga wznosi się pod kątem 5,6%. Uff, nic z tego nie rozumiem, ale chyba za trudne także dla umysłu ;)
Szczerze mówiąc był to mój najdłuższy maraton, w Polsce startowałam w zaledwie dwóch i to na krótszych dystansach. Ten miał długość 53 km, ale dla mnie zakończył się na 44, zaledwie 8 km od mety...
Może jednak od początku. Historia wyścigu jest całkiem niedawna, po raz pierwszy maraton "Haralda Pięknowłosego" wystartował w kwietniu ubiegłego roku. W tym czasie ja uskuteczniałam jazdę na biegówkach w Haukelifjellet.
W tym roku roweruję kiepsko, więc nie spodziewałam się, że z mojego udziału coś będzie, ale postanowiłam mimo wszystko spróbować. Pogoda niestety nie była najbardziej wymarzona. Dwa lub trzy dni wcześniej sporo popadało i trasa zrobiła się w dużej części błotnista. He, he, pamiętam błoto z Bike Maratonu we Wrocławiu i byłam wtedy "wstrząśnięta".
Teraz to muszę powiedzieć "wstrząśnięta i zmieszana" - błoto z Wrocławia to pestka!!! I na dodatek cały czas mżawka. Brodziłam w błocie niemal po łydki, czasem z trudem wyciągałam nogę za nogą. Mokłam coraz bardziej, ale póki jakoś się poruszałam nie było to takie upierdliwe. Jednak postój na picie i jedzenie dawał się we znaki, zaczynałam przymarzać ;).
Niestety nie mogłam uśmiechać się słodko, jak pani na zdjęciu. Nawet chciała po drodze zakupy zrobić, hi, he. Gościówka była niezła na tym turystycznym rowerze!! Ale dała radę.
Nie tak jak ja, co to się wyglebała na zjeździe jak długa i nie ukończyła maratonu... buu,buuuu.....
Nie zrobiłam i nie zrobię zdjęć moich obrażeń cielesnych bo to wymagałoby mocnych nerwów i co wrażliwszym daruje ;). Do dzisiaj szczycę się poobijanym ramieniem, ręką i biodrem. Na razie na rower nie wsiadam.
Kumpela Monica, co prawda idąc, ale ukończyła maraton. Dla niej nagroda za najbardziej "klown-owaty" strój!!
Co do trudności maratonu - GPSies podaje jakiś współczynnik fiets index - 6,19. Tenże odpowiada trasie we włoskich Dolomitach, Passo di Falzarego da Cortina, gdzie na długości 16,4 km droga wznosi się pod kątem 5,6%. Uff, nic z tego nie rozumiem, ale chyba za trudne także dla umysłu ;)
- DST 43.30km
- Teren 35.90km
- Czas 03:33
- VAVG 12.20km/h
- VMAX 40.90km/h
- Temperatura 13.0°C
- Kalorie 745kcal
- Podjazdy 622m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Błotko niesamowite. Szybkiego powrotu do pełnej formy życzę :) Trzymaj się.
sirmicho - 05:58 wtorek, 7 czerwca 2011 | linkuj
Zrezygnowałaś właściwie na finiszu. Ale jeśli przyczyną byłą kontuzja, to rozumiem.
Szybkiego powrotu do zdrowia i nie daj się służbie zdrowia! Ups ;-)
Super warunki ;-). Dało się w ogóle po tym błocie jechać? WrocNam - 05:15 wtorek, 7 czerwca 2011 | linkuj
Szybkiego powrotu do zdrowia i nie daj się służbie zdrowia! Ups ;-)
Super warunki ;-). Dało się w ogóle po tym błocie jechać? WrocNam - 05:15 wtorek, 7 czerwca 2011 | linkuj
Ważne, że wystartowałaś, nie wystraszyłaś się błota, które niejednego by zniechęciło. Pełny szacun :)
niradhara - 21:15 poniedziałek, 6 czerwca 2011 | linkuj
Komentuj