Informacje

  • Wszystkie kilometry: 9989.70 km
  • Km w terenie: 3234.92 km (32.38%)
  • Czas na rowerze: 28d 01h 51m
  • Prędkość średnia: 14.65 km/h
  • Suma w górę: 54668 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Vampire.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wtorek, 14 sierpnia 2012 Kategoria Dunaj

Wzłuż Dunaju, dzień 3

Wzłuż Dunaju – dzień trzeci: Mosonmagyarovar - Komarno



Trzeci dzień zmagań z pedałami, siodełkiem, bolącymi czterema literami… i cholernie nawalającym prawym kolanem. Już nawet chciałam się poddać tego dnia i zawinąć do Budapesztu pociągiem.

Pogoda znów dopisywała, a to najważniejsze. Nawet nie omieszkałam się zabrać ciuchów przeciwdeszczowych, więc pogoda była podstawą.
Dzisiaj zaplanowany był etap z pociągiem z Mosonmagyarovar do Gyar, a stamtąd do Komarno. Przejażdżka pociągiem – no cóż, może chcieli skrócić trasę, wszak było to koło 38 km co dało by w sumie koło 100 na dzień, nie każdy by wytrzymał. Może trasa nieciekawa… Ale nie zaprzątałyśmy sobie głowy.
Na zabytkowej niemal, ale czystej i wyremontowanej, stacji kolejowej kupiłyśmy bilety. Na wszelki wypadek zrobiłam jeszcze zdjęcie trasy kolejowej z zaznaczonymi stacjami. Miejsce w przedziale rowerowym było już zarezerwowane i rzecz oczywista nie byłyśmy same.



Dalsza droga od stacji to tylko sielanka, no może z wyjątkiem mojego coraz bardziej bolącego kolana. Dopóki miałyśmy pod kołami asfalt i nie pod górkę, było w miarę ok. Rozkoszowałam się widokami żółtych pól poprzecinanych seledynowymi pasmami łąk, drzew i błękitnym niebem.
Jakby niezauważalnie, ale coraz mocniej zaczął dmuchać wiatr. Po niedługiej chwili oczom ukazały się wirujące elektrownie wiatrowe, a więc musi tu dmuchać silniej i częściej, co się rzecz jasna potwierdziło. Jechało się nieco trudniej pod wiatr, ale wkrótce zostawiłyśmy wiatraki po naszej lewej stronie gdzieś z tyłu. Uspokoiło się, więc dalej jechało się miło i przyjemnie. Co rusz mijałyśmy „naszych”, albo to oni nas wymijali. Dzisiaj szczególnie zmieniałyśmy się z Francuzami – ojcem, matką i wyrośniętą córką – nastolatką. Mama francuzka wydawała się najsłabsza, zawsze gdzieś wlokła się w ogonku, córka – zawsze z przodu, czasem z ojcem jak ją dogonił. Machaliśmy sobie co rusz, wymieniając tylko uśmiechy.


W krainie wiatrakow...


... i słoneczników

I znowu zaczęła się szutrówka między polami kukurydzy a biegnącymi obok torami kolejowymi. Sielsko!! Nawet zdołałam obedrzeć jedną kolbę kukurydzy, by zakosztować złocistych, młodych i słodkawych ziaren. Mniam!! Po niedługim obciążeniu wybojami kolano odmówiło posłuszeństwa. Za każdym naciśnięciem pedału, zastanawiałam się czy z bólu zdołam to kolano wyprostować. Jechać kręcąc tylko jednym było niemożliwe gdy człowiek nie ma SPD-ków, a bynajmniej ciężko. Można tylko ujechać co najwyżej kilometr, a przed nami było niemal 30. Nie powiem, miałam nawet kryzys i zastanawiałam się czy nie dojechać do najbliższej stacji i dalej pociągiem. Zacisnęłam jednak zęby i kręciłyśmy dalej. Ale co by nie było lekko zaczęłam odczuwać dziwne swędzenie na prawej łydce. Krótkie oględziny wskazywały po prostu, że skórę spaliło słońce. Mimo kremów p/słonecznych i tak było coraz gorzej. Na ratunek przyszły mi więc długie liście kukurydzy, które wsunęłam pod spodenki (całe szczęście miałam za kolana) w ilości trzech, końce niżej zatopiłam w skarpetkach. Och, jaka była ulga!!!
Jakoś dalej między winnicami szło lżej.

Takim to sposobem dotarłyśmy do bardziej cywilizowanych obszarów.
Z racji, że w pobliżu znajdował się jakiś fort postanowiłyśmy odbić trochę z trasy i zobaczyć co to takiego.



Fort Monostor został zbudowany między 1850 a 1871 r. a podczas II wojny światowej Rosjanie urządzili sobie niezły skłąd amunicji.
Trafiłyśmy akurat na jakieś przedstawienie, udało nam się nawet za darmochę.
Po krótkiej mowie wstępnej głównego aktora i narratora w szerokiej bramie wjazdowej, cała zgromadzona gawiedź poprowadzona została w głąb fortu. Inscenizacja zaczęła się od sceny stracenia na szubienicy jakiegoś zbira – z węgierskiego nic w ząb nie potrafiłam zrozumieć za co, po co i kiedy go zawieszono na stryczku.

&feature=youtu.be

Chwilę później przedstawienie przenosiło się z dworu do ciemnych murowanych cel, korytarzy, w których aktorzy odgrywali sceny.
My wypuściłyśmy się przodem, w tyle zostawiając plenerowy teatr. Z pewnością było to interesujące dla rozumiejących po węgiersku, ale dla nas nie.
Obeszłyśmy więc szybko korytarze z wystawami i niecodzienną sztuką alternatywną, wspięłyśmy się na bunkier z którego szczytu pokazała się piękna panorama na Dunaj, a dalej po skosie obejrzałyśmy wystawkę dział armatnich, moździerzy, amfibii i skotów używanych podczas II wojny światowej przez węgierską armię.
Szkoda było tylko, że Muzeum Kultury Chleba było zamknięte, a ponoć warte zobaczenia.


Węgiersko-słowacki most

Dalej po godzinnym pobycie w forcie pedałowałyśmy na Komarom (po węgiersku) a na Komarno (po słowacku). Na małym słowackim cyplu za mostem granicznym odnalazłyśmy nasz hotel „Peklo” czyli „Piekło”. Otoczenie hotelu przez dwa mosty po obu stronach przepiękne. Nocą wręcz urokliwe!!


...ten sam most nocą

Niestety życie nocne zamarło w miasteczku z godziną 21.00 a jedyną atrakcją okazały się stare zabudowania przejścia granicznego i celnego.


Widoczek z mostu na naddunajskie doki


Trochę kiepska jakość, ale ciemno było. Dawniejsze przejście graniczne.

A mapke gdzieś wcięło!!
  • DST 68.80km
  • Teren 12.30km
  • Czas 05:10
  • VAVG 13.32km/h
  • VMAX 42.30km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Podjazdy 254m
  • Sprzęt Brosik
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
Piękne są te zdjęcia Twoje...
completny
- 08:59 niedziela, 2 września 2012 | linkuj
Czekamy na ciąg dalszy!! Gościu Gość - 19:24 sobota, 1 września 2012 | linkuj
Dzieki, jeszcze nie koniec, dwa dni rowerowania i Budapest :)
Vampire
- 18:44 sobota, 1 września 2012 | linkuj
Świetna wyprawa. Coś ostatnio brakowało Twoich zdjęć na BS.
anwi
- 18:31 sobota, 1 września 2012 | linkuj
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa jazyc
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]


Blogi rowerowe na www.bikestats.pl