Informacje

  • Wszystkie kilometry: 9989.70 km
  • Km w terenie: 3234.92 km (32.38%)
  • Czas na rowerze: 28d 01h 51m
  • Prędkość średnia: 14.65 km/h
  • Suma w górę: 54668 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Vampire.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Środa, 15 sierpnia 2012 Kategoria Dunaj

Wzdłuż Dunaju - dzień 4

Wzłuż Dunaju, dzień czwarty: Komarno – Esztergom

No więc porankiem opuściłyśmy „Piekiełko”. Lucyfera nie spotkałyśmy, ale za to po sutym śniadaniu w małej hotelowej restauracji z otwartym tarasem, byłyśmy gotowe by ruszyć dalej. Kolano trochę odpoczęło, ale i dzisiaj obawiałam się, że nie wytrzyma. Całe szczęście, że pozwolę sobie wyprzedzić wydarzenia, jakoś wytrzymało.


Naddunajskie plaże

I znowu wyjechałyśmy na „patelnię” czyli na wały. Niczym nie osłonięte, bez „cienia” cienia, zakurzona droga, w oddali jakieś prace polowe, traktory młócące zapalczywie żółte zboże. Tak z kilka kilosów na początek. Potem jednak na asfalcik. Wjeżdżamy do jakiejś wioseczki by zaopatrzyć się w trochę wody. Spożywczak starcza, za bezcen wybieramy wszystko na co mamy ochotę. Po przeliczeniu na norweskie korony w norweskim sklepie mogłybyśmy co najwyżej kupić chleb i jednego pomidora. Tutaj jednak i bułki, i pomidory, i sok pomidorowy, Snickersy, wody ze 2 litry, szynkę w plasterkach, cebulę, orzeszki, chipsy i… już nawet nie pamiętam. Późne drugie śniadanie jemy na trawie przed sklepem, omiatając wzorkiem resztę rowerowych wycieczkowiczów, którzy skuszeni naszą sjestą, stają, parkują i tłumem rzucają się do sklepu. Ale im kientów narobiłyśmy.

&feature=youtu.be

Daj droga wiodła do Radvan nad Dunajom.
W końcu upragniony cień, a kuszone przepięknymi piaszczystymi plażami, schodzimy w dół, by zobaczyć, czy wody Dunaju nadają się na małą kąpiel. Cóż, 50 cm od brzegu dno jeszcze widać, ale dalej nurt jakoś tak podejrzanie mętnieje. Niemniej jednak widoczki piękne, gdyby był tylko kocyk, można byłoby się wystawić blade pod strojem rowerowym ciała i poopalać resztę. Póki co możemy się zadowolić opalonymi ramionami z białymi rękoma (rękawiczki robią swoje) i opalonymi kolanami i łydkami, no może jeszcze trochę udami co to wystają ze spodenek.
Ja wypijam przepyszny sok pomidorowy, na którego widok Monica się wzdryga. Kiedyś też tak patrzyłam na smakoszów bezalkoholowej „krwawej Merry”. Zatem zapasy potasu zostały uzupełnione. Na górze odpinamy rowery i po raz kolejny mijamy się z Francuzami.

Niedługo potem zaczyna nam znowu doskwierać głód, na mapce rozglądamy się za polecaną restauracyjką i już ją namierzamy. Jeszcze tylko jeden zakręt i na miejscu. Przy zjeździe z asfaltówki znowu winnica i po raz kolejny nie mogłam się oprzeć, by nie zerwać kiści winogron, które spałaszowałam zresztą jedną ręką w drodze do plenerowej knajpki.
Obiad w iście winnym plenerze, z egzotyczną mieszanką kurczaka w sosie kokosowym, równie egzotyczną sałatką owocową a na dokładkę sałatką z kiszoną słodkawą i młodą kapustą, kiszonymi ogórkami i węgierskimi papryczkami we wszystkich możliwych kolorach.

W końcu zajeżdżamy do wyglądającej uzdrowiskowo miejscowości Sturovo – z długim deptakiemi masą spacerujących pomiędzy fontannami ludzi. Przy okazji wydobywamy kesz za rynny przy Muzeum Miejskim.

Esztergom



Po drugiej stronie Dunaju, znowu po węgierskiej części, a zamkowym wzniesieniu góruje Bazylika. Wielka, symbol miasta, największe dzieło węgierskiego klasycyzmu i największa świątynia Węgier. Wybudowano ją w miejscu, w którym pierwotnie znajdował się kościół św. Adalberta, ufundowany przez pierwszego władcę Węgier, króla Stefana I.


Wjazd na dziedziniec Bazyliki

Kościół ten zwano wówczas "Pięknym". Aż trudno było uwierzyć, że była niemal całkowicie I kilkakrotnie ograbiona i zniszona.


Taaaakieeee drzwi

Z bazyliką w Esztergom wiążą się dwa ważne dla Polaków wydarzenia. Pierwsze dotyczy naszego króla Jana III Sobieskiego. Po zwycięskim odparciu wojsk tureckich od Wiednia, przybył on do cudem ocalałej z pożogi wojennej kaplicy Bakócza i osobiście odśpiewał uroczysty hymn Te Deum. Trzy wieki później miejsce to odwiedził Jan Paweł II w czasie swej pielgrzymki na Węgry w 1991r.


Imponująca kopuła



Do środka wślizgnęłyśmy się prawie na sam konic, wkrótce potem zaczęto wypraszać ostatnich turystów. Nie zdołałyśmy więc wejśc na kopułe, z której ponoć rozciąga się zapierający dech w piersi widok na zakole Dunaju. Widać stamtąd nie tylko panoramę całego miasta, ale także błękitna wstęga Dunaju, przecinająca dolinę między pokrytymi lasami wzgórzami pasm Börzsöny, Visegrád, Pilis i Gerecse.



Nam pozostał jeszcze nocleg w małym hotelu przy Bazylice a przed nocnym odpoczynkiem obiad w restauracji przy murach dziedzińca Bazyliki. Restauracja imponowała wielkością, ceglane ściany i ceglany sufit wiszący dobre kilka metrów nad głowami. Niesamowita akustyka, brzdęk rozkładanych talerzy, muzyka w tle, winna piwnica i wybór kunsztownych węgierskich win. I kącik z dawnym wyposażeniem kuchni polowej w czasów I I II wojny światowej, plecaki-termosy na zupę do roznoszenia w polu dla żołnierzy. Umęczone poczłapałyśmy wybrukowanymi uliczkami do małego pokoju hotelowego, a sympatyczna pani w recepcji próbowała nam wcisnąć jeszcze na dobranoc flaszkę wina. Pofatygowała się na zaplecze, by dać nam posmakować jednego z wyśminitych tokajów, ale grzecznie odmówiłyśmy. Jeszcze tylko brakowało zmówić paciorek, skoro otaczały nas świętobliwości.




Moje ulubione graffiti

  • DST 58.51km
  • Teren 13.10km
  • Czas 03:59
  • VAVG 14.69km/h
  • VMAX 30.30km/h
  • Temperatura 28.0°C
  • Podjazdy 110m
  • Sprzęt Brosik
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa zekon
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]


Blogi rowerowe na www.bikestats.pl