Czwartek, 7 lutego 2013
Kategoria Nie warte uwagi ;)
Pięknie i mroźno
Jeg er midlertidig „ut av drift”, det vil si fikk jeg en kort sykemelding. Heldigvis anbefalte legen å mosjonere, siden det er bare hodet som svikter.
Dagens tur til frisør som skulle hjelpe meg i å føle meg litt bedre.
Korzystając ze zwolnienia i pięknej pogody i mnóstwa wolnego czasu postanowiłam się upiększyć, tzn. w końcu pójść do fryzjera. Jako że na owego fryzjera miałam otrzymaną w prezencie kartę podarunkową ze sporą zniżka, nie miałam specjalnego wyboru i musiałam pojechać na Sørhaug.
Tyle tylko, że tam autobusy nie kursują… trzeba więc było wziąć rower.
Po wczorajszym upadku na twardy lód, obiwszy sobie niemal całe cztery litery i biodro, nie miałam za bardzo ochoty na „powtórkę z rozrywki”. Ale cóż, postanowiłam jechać najwolniej i najostrożniej jak potrafię.
Na początek jednak oślepiło mnie słońce zajadle odbijające się od wilgotnego asfaltu. Koszmar, widoczność 2 m, jednak wkrótce wjechałam na szczęście w „strefę cienia” i standardową drogą, jaką zwykle jeżdżę do pracy dotarłam do Skjoldavegen. Po drodze przy Haraldsvangvatnet, zauroczona zimowym i skutym lodem jeziorem, zeskoczyłam z roweru, by trochę pofocić.
Potem odbiłam w spokojniejsze rejony i naszukałąm się tego fryzjera, że z ledwością dotarłam na wyznaczoną godzinę.
Lżejsza o pół kilo włosów (oczywiście małą przesada, nigdy ich tak dużo na głowie nie miałam) wsiadłam z powrotem na siodełko. A że nie chciało mi się wracać wcześniejszą trasą, obrałam inną, klucząc między małymi uliczkami.
Słońce rzecz jasna dalej świeciło, ale z nieznanej mi przyczyny zaczęłam marznąć w ręce. Na liczniku pokazywało „-0”, więc niby nie najgorzej, a tu jak na złość paluchy odmawiały mi posłuszeństwa. Pewno dlatego, że pstrykałam zdjęcia łąbędziom i kaczkom, co to im nie zimno w kupry było.
Okolica, szczególnie w słoneczne dni jest genialna. Cisza, krzyk mew i kaczek, bulgotanie wpadającego do jeziora potoku, mknącego na spotkanie z jeziorową wodą. Nieco dalej zamarła z zimna i nieróbstwa wieża do skoków do wody. Gdyby nie palący ból w dłoniach, mogłabym tam stać i stać, i podziwiać.
W końcu skryłam się w sklepie, robiąc małe zakupy.
Dagens tur til frisør som skulle hjelpe meg i å føle meg litt bedre.
Korzystając ze zwolnienia i pięknej pogody i mnóstwa wolnego czasu postanowiłam się upiększyć, tzn. w końcu pójść do fryzjera. Jako że na owego fryzjera miałam otrzymaną w prezencie kartę podarunkową ze sporą zniżka, nie miałam specjalnego wyboru i musiałam pojechać na Sørhaug.
Tyle tylko, że tam autobusy nie kursują… trzeba więc było wziąć rower.
Po wczorajszym upadku na twardy lód, obiwszy sobie niemal całe cztery litery i biodro, nie miałam za bardzo ochoty na „powtórkę z rozrywki”. Ale cóż, postanowiłam jechać najwolniej i najostrożniej jak potrafię.
Na początek jednak oślepiło mnie słońce zajadle odbijające się od wilgotnego asfaltu. Koszmar, widoczność 2 m, jednak wkrótce wjechałam na szczęście w „strefę cienia” i standardową drogą, jaką zwykle jeżdżę do pracy dotarłam do Skjoldavegen. Po drodze przy Haraldsvangvatnet, zauroczona zimowym i skutym lodem jeziorem, zeskoczyłam z roweru, by trochę pofocić.
Potem odbiłam w spokojniejsze rejony i naszukałąm się tego fryzjera, że z ledwością dotarłam na wyznaczoną godzinę.
Lżejsza o pół kilo włosów (oczywiście małą przesada, nigdy ich tak dużo na głowie nie miałam) wsiadłam z powrotem na siodełko. A że nie chciało mi się wracać wcześniejszą trasą, obrałam inną, klucząc między małymi uliczkami.
Słońce rzecz jasna dalej świeciło, ale z nieznanej mi przyczyny zaczęłam marznąć w ręce. Na liczniku pokazywało „-0”, więc niby nie najgorzej, a tu jak na złość paluchy odmawiały mi posłuszeństwa. Pewno dlatego, że pstrykałam zdjęcia łąbędziom i kaczkom, co to im nie zimno w kupry było.
Okolica, szczególnie w słoneczne dni jest genialna. Cisza, krzyk mew i kaczek, bulgotanie wpadającego do jeziora potoku, mknącego na spotkanie z jeziorową wodą. Nieco dalej zamarła z zimna i nieróbstwa wieża do skoków do wody. Gdyby nie palący ból w dłoniach, mogłabym tam stać i stać, i podziwiać.
W końcu skryłam się w sklepie, robiąc małe zakupy.
- DST 11.30km
- Teren 2.10km
- Czas 00:57
- VAVG 11.89km/h
- VMAX 27.80km/h
- Temperatura -1.0°C
- Kalorie 362kcal
- Podjazdy 37m
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie rozumiem, na piękną nową fryzurę nałożyłaś kask? :-D
niradhara - 18:22 czwartek, 7 lutego 2013 | linkuj
Bardzo ciekawa fotorelacja i świetne zdjęcia. Miło było odkryć taki ładny blog :)
ryjek - 17:20 czwartek, 7 lutego 2013 | linkuj
Komentuj