Niedziela, 24 lutego 2013
Kategoria Geocaching, NORWAY
Vestre Bokn po raz drugi
Sławetna wyspa, na które dramatycznie zgubiłam drogę. Vestre Bokn za pierwszym razem. Teraz nastał czas by odwiedzić ją po raz drugi w równie pięknych okolicznościach przyrody. Tym razem z rowerami na samochodowym bagażniku.
Kole godz. 10.00 rozbrzmiały kościelne dzwony, których granie doszło mnie nawet w domu. Nawet nie wiedziałam, że zwiastowały fantastyczny dzień.
Zapakowałyśmy z Monica rowery na samochód i ruszyłyśmy w długą. Na wyspę można się dostać albo szybkim statkiem kursującym z Haugesund, albo krajową E39, która wiedzie nitką do Stavanger. Po drodze zawsze wiadomo, kiedy prom się wyładował, bo sunie wtedy długa kawalkada samochodów w jedną stronę, a im bliżej promowego portu, tym częściej w przednim lusterku widać ciągnący się na samochodem ogonek „pędzących” by zdążyć na prom.
1. Kościół na Bokn.
W niedzielne przedpołudnie oczekiwałam, że kościół będzie otwarty. Całe szczęście niedawno skończyła się msza, więc jeszcze dwójka ostatnich wyspiarskich parafian wyszła z małej świątyni, a my wsunęłyśmy się nieśmiało do środka. Jeszcze tylko kościelny z organistką krzątali się na odchodne, więc wypytałyśmy trochę o historię kościoła.
Okazało się, że jedyny na wyspie kościółek stanowiący niemal centrum wyspy, stoi na miejscu wcześniejszego stavkirke, czyli całkowicie drewnianej świątyni typowej dla Skandynawii, a właściwie Norwegii. Obecny kościół wybudowany i konsekrowany został był w 1847 r.
Typowo dla protestanckich kościołów jest skromny i minimalistyczny, zarówno z zewnątrz jak i wewnątrz. Łaska boska rozświetlała kościół mdławym trochę jasnoniebieskim kolorem ławy, sufit i ambonę z chowającym się pod świętą księgą też niebiesko upstrzonym gołębiem.
Już z internetu później wygooglowałam, że zaprojektował go specjalizujący się w zamkach i kościołach niejaki Hans Ditlev Franciscus von Linstow, natomiast obraz za ołtarzem namalował Ole Frøvig i 1924.
2. Monument
Monument ku czci Asbjørna Klostera, który urodził się na wyspie, by potem wyjechać do Stavanger. Pomnik postawiono mu w 100 rocznice urodzin, a miał się ponoć szczycić dużym wkładem w utrzymanie trzeźwości.
3. Gunnarstadvatnet
Gdy przejeżdżałyśmy obok jeziora, momentami 40 km/h z górki, dało się z oddali słyszeć dziwne odgłosy… jakby dudnienie, ryki lub pomrukiwania. Przystanęłyśmy więc nadsłuchując. To lód „śpiewał|…
Przyznam szczerze, że słyszałam to pierwszy raz a wrażenie jest wspaniałe. Gdy dookoła głucha cisza, a niemal panowała, dało się usłyszeć melodię kry i lodu, z dobiegającymi od dna pomrukiwaniami wody, momentami bulgoczącej pod warstwą spękanego gdzieniegdzie kryształowego lodu… Pół godziny wycieczki było z głowy.
4. Tronsvåg
Potem przyszedł czas na drugiego kesza w Trosnavåg (pierwszy przy kościele) znalezionego przy małej uroczej zatoczce. Niedaleko znajduję się mały zakład przetwórstwa owoców morza, tutejszych ryb, krabów i krewetek.
5. Kanal
Dalej na południe rowerowałyśmy Lodavegen do miejscowości Loten. Śmiałyśmy się, że brzmi trochę jak na Lofoty a widoki niemal podobne. Tam z kolei czekał na nas przepiękny, chudziutki kanał morski w Sunnalandstraumen. Na nadbrzeżu kilkadziesiąt małych dwupiętrowych letnich domków, stojących na straży po obu stronach kanału.
Kanał jest jedną z małych atrakcji wyspy. Został zbudowany około 1870, aby ułatwić podróżowanie pomiędzy Boknasundet i Karmsund. Kanał został zaprojektowany dla mniejszych statków, bo kamienne przegrody są naprawdę wąske.
W 1906 roku zbudowano też most wiszący, czy też kładkę, tak aby ludzie mogli bezpiecznie przejść na Jøsenlandet. Kładkę rozebrano w 1928 roku i zastąpiona przez nowy mostek, a potem w 1957 przez egzystujący do dzisiaj.
Pod koniec lat 90-tych kanał został wybrany jako część dziedzictwa kulturowego na wyspach Bokn, gdyż wedle źródeł historycznych miejsce to miało strategiczne znaczenie dla wodzów epoki żelaza. Jako zabytki w okolicy uznano jeszcze kilka chat rybackich i kopiec pogrzebowy. Co się jeszcze okazało, a o czym ne wiedziałyśmy przejeżdżając tamtędy, że w 1923 odkryto tutaj przypadkowo srebrne skarby podczas budowy drogi do Jøsang.
6. Røydehamn
Na samiuśkim końcu wyspy, gdzie prawie nikt nie mieszka (zresztą na samej wyspie mało kto mieszka) i owce zawracają, znajduje się urzekające miejsce z widokiem na morze i mnóstwo małych wysepek – Røydehamn.
Kiedy skończyła się asfaltowa, wąska na jeden samochód droga, musiałyśmy otworzyć sobie szerokie wrota na zdziczałe, kamieniste pastwiska. Słońce już dawno przeszło za zenit i wisiało nisko nad horyzontem i miejsce nabrało złotawych barw. Dwa kilometry terenowej drogi i kilkaset metrów po zamarzniętych podmokłych łakach doprowadziy mie nad urzekającą plaże. Dobrze, że zlodowaciałe moczary, których latem nie daje się przejść bez kaloszy, były teraz dostepne.
Tutaj ukrył się następny kesz, pośród pozostałości kamiennych fundamentów domów, które prawdopodobnie ludzie z fiordów wykorzystywali na nocleg podczas zimowego połowu śledzia. Na równinie znaleziono ponoć co najmniej 160 takich miejsc.
7. Bunkry, bunkry… i krowy
Niedaleko zaś, jak niemal rzut beretem, znalazłam coś co „tygrysy lubią najbardziej” – bunkry i pozostałości z umocowań z II wojny światowej.
W południowo-zachodniej części wyspy Bokn na Loten w miejscu zwanym Klepp stoi niemiecki fort z 2 wojny światowej. Wraz z fortem na Fjøløy na południu i fortyfikacji Skudeneshavn od zachodu Niemcy mogli blokować zarówno podejście do Boknafjorden i Karmsund - tłumaczą źródła hisotryczne.
Skacząc między skałami znalazłam tu zarówno bunkry do przechowywanie amunicji i ufortyfikowane rowy a także pozostałości stanowisk artyleryjskich. Ponoć gdzieś mieściło się ambulatorium, a więc coś z mojej działki, ale że nie było tabliczek to do nie dotarłam. Dalej na zachód były zabudowania dla załogi i koszary oficerów, ale wstępu tam broniło stado czarnych krów z cielakami i bykiem na czele. Stojąc na środku drogi, z buchającą z nozdrzy parą i świdrującym wzrokiem doskonale broił wstępu. Miałam na sobie niestety czerwoną kurtkę, więc nie chcąc rozjuszyć jurnego byczka, musiałam skapitulować.
[/img]
8. Bygdemuseum
Po drodze do samochodu, czekały na nas jeszcze trzy atrakcje…
Jedną z nich małe, jednodomkowe muzeum otwarte niestety tylko w trzy miesiące letnie, ewentualnie po uprzednim umówieniu.
Muzem mieści się w starym centrum młodzieżowym (chyba jak młodzieżowy dom kultury na wsi) w Haaland. Ponoć wystawa pokazuje historię grupki młodzieży i klubu, który działał tu od 1908 roku. W 1980 założono muzeum by wychwalać „stare, dobre czasy”. Zgromadzono tutaj ok. 4000 eksponatów pokazujących niemal całą historię wyspy, stare czasy rybołówstwa i rolnictwa.
Można się przejść przez kuchnię, pokój dzienny i sypialnię - wszystko jak było na początku 1900. Także szewc i sklep z butami, funkcjonowała tu też szkolna klasa. Szkoda, że nawet przez okienko nie dało się czegoś z atmosfery uszczknąć.
9. Śpiewający kamień
Potem nadszedł czas na trochę magii… i kolejny kesz.
Kilkaset metrów od drogi na południowej stronie Boknabergvatnet przy poboczu stoi kamień… Ten szczególny kamień wydaje specjalny dźwięk i według starych podań śpiew. Ale tylko jak się go stuknie od góry jakimś innym kamieniem.
Zanim wybudowano drogę kamień stał przy drodze E39, głównej i ruchliwej. Przeniesiono go jednak w aktualne, bardziej zaciszne miejsce, zapewno by ludzie mogli bez przeszkód słuchać jego śpiewu, gdzie ponoć słuchać go nawet lepiej. Wcześniej nazywana kamień: kamieniem zegarowym. Geologicznie to tonalit czyli kwaśna skała magmowo-głębinowa, zawierająca w swym składzie zasadowy plagioklaz, kwarc, biotyt i amfibole.
Przyznam szczerze, że mi nie udało się zmusić kamienia do śpiewu, mimo że mocno się starałam.
10. No i na ostatek tej bogatej w historię wycieczki dojechałyśmy do malutkiego, odnowionego z okazji 1000-lecia Kvednabekken młyna. Chodziło o to, aby odtworzyć warunki sprzed około 1000 lat temu, kiedy to tutejsze ludziska mielili zboże z 12 okolicznych spichrzy. Miejsce było też używane jako ujęcie wody pitnej i pralnia.
Tak oto dotarłyśmy do końca naszej wyczerpującej i różnorodnej wycieczki. Oby więcej takich.
Kole godz. 10.00 rozbrzmiały kościelne dzwony, których granie doszło mnie nawet w domu. Nawet nie wiedziałam, że zwiastowały fantastyczny dzień.
Zapakowałyśmy z Monica rowery na samochód i ruszyłyśmy w długą. Na wyspę można się dostać albo szybkim statkiem kursującym z Haugesund, albo krajową E39, która wiedzie nitką do Stavanger. Po drodze zawsze wiadomo, kiedy prom się wyładował, bo sunie wtedy długa kawalkada samochodów w jedną stronę, a im bliżej promowego portu, tym częściej w przednim lusterku widać ciągnący się na samochodem ogonek „pędzących” by zdążyć na prom.
1. Kościół na Bokn.
W niedzielne przedpołudnie oczekiwałam, że kościół będzie otwarty. Całe szczęście niedawno skończyła się msza, więc jeszcze dwójka ostatnich wyspiarskich parafian wyszła z małej świątyni, a my wsunęłyśmy się nieśmiało do środka. Jeszcze tylko kościelny z organistką krzątali się na odchodne, więc wypytałyśmy trochę o historię kościoła.
Okazało się, że jedyny na wyspie kościółek stanowiący niemal centrum wyspy, stoi na miejscu wcześniejszego stavkirke, czyli całkowicie drewnianej świątyni typowej dla Skandynawii, a właściwie Norwegii. Obecny kościół wybudowany i konsekrowany został był w 1847 r.
Typowo dla protestanckich kościołów jest skromny i minimalistyczny, zarówno z zewnątrz jak i wewnątrz. Łaska boska rozświetlała kościół mdławym trochę jasnoniebieskim kolorem ławy, sufit i ambonę z chowającym się pod świętą księgą też niebiesko upstrzonym gołębiem.
Już z internetu później wygooglowałam, że zaprojektował go specjalizujący się w zamkach i kościołach niejaki Hans Ditlev Franciscus von Linstow, natomiast obraz za ołtarzem namalował Ole Frøvig i 1924.
2. Monument
Monument ku czci Asbjørna Klostera, który urodził się na wyspie, by potem wyjechać do Stavanger. Pomnik postawiono mu w 100 rocznice urodzin, a miał się ponoć szczycić dużym wkładem w utrzymanie trzeźwości.
3. Gunnarstadvatnet
Gdy przejeżdżałyśmy obok jeziora, momentami 40 km/h z górki, dało się z oddali słyszeć dziwne odgłosy… jakby dudnienie, ryki lub pomrukiwania. Przystanęłyśmy więc nadsłuchując. To lód „śpiewał|…
Przyznam szczerze, że słyszałam to pierwszy raz a wrażenie jest wspaniałe. Gdy dookoła głucha cisza, a niemal panowała, dało się usłyszeć melodię kry i lodu, z dobiegającymi od dna pomrukiwaniami wody, momentami bulgoczącej pod warstwą spękanego gdzieniegdzie kryształowego lodu… Pół godziny wycieczki było z głowy.
4. Tronsvåg
Potem przyszedł czas na drugiego kesza w Trosnavåg (pierwszy przy kościele) znalezionego przy małej uroczej zatoczce. Niedaleko znajduję się mały zakład przetwórstwa owoców morza, tutejszych ryb, krabów i krewetek.
5. Kanal
Dalej na południe rowerowałyśmy Lodavegen do miejscowości Loten. Śmiałyśmy się, że brzmi trochę jak na Lofoty a widoki niemal podobne. Tam z kolei czekał na nas przepiękny, chudziutki kanał morski w Sunnalandstraumen. Na nadbrzeżu kilkadziesiąt małych dwupiętrowych letnich domków, stojących na straży po obu stronach kanału.
Kanał jest jedną z małych atrakcji wyspy. Został zbudowany około 1870, aby ułatwić podróżowanie pomiędzy Boknasundet i Karmsund. Kanał został zaprojektowany dla mniejszych statków, bo kamienne przegrody są naprawdę wąske.
W 1906 roku zbudowano też most wiszący, czy też kładkę, tak aby ludzie mogli bezpiecznie przejść na Jøsenlandet. Kładkę rozebrano w 1928 roku i zastąpiona przez nowy mostek, a potem w 1957 przez egzystujący do dzisiaj.
Pod koniec lat 90-tych kanał został wybrany jako część dziedzictwa kulturowego na wyspach Bokn, gdyż wedle źródeł historycznych miejsce to miało strategiczne znaczenie dla wodzów epoki żelaza. Jako zabytki w okolicy uznano jeszcze kilka chat rybackich i kopiec pogrzebowy. Co się jeszcze okazało, a o czym ne wiedziałyśmy przejeżdżając tamtędy, że w 1923 odkryto tutaj przypadkowo srebrne skarby podczas budowy drogi do Jøsang.
6. Røydehamn
Na samiuśkim końcu wyspy, gdzie prawie nikt nie mieszka (zresztą na samej wyspie mało kto mieszka) i owce zawracają, znajduje się urzekające miejsce z widokiem na morze i mnóstwo małych wysepek – Røydehamn.
Kiedy skończyła się asfaltowa, wąska na jeden samochód droga, musiałyśmy otworzyć sobie szerokie wrota na zdziczałe, kamieniste pastwiska. Słońce już dawno przeszło za zenit i wisiało nisko nad horyzontem i miejsce nabrało złotawych barw. Dwa kilometry terenowej drogi i kilkaset metrów po zamarzniętych podmokłych łakach doprowadziy mie nad urzekającą plaże. Dobrze, że zlodowaciałe moczary, których latem nie daje się przejść bez kaloszy, były teraz dostepne.
Tutaj ukrył się następny kesz, pośród pozostałości kamiennych fundamentów domów, które prawdopodobnie ludzie z fiordów wykorzystywali na nocleg podczas zimowego połowu śledzia. Na równinie znaleziono ponoć co najmniej 160 takich miejsc.
7. Bunkry, bunkry… i krowy
Niedaleko zaś, jak niemal rzut beretem, znalazłam coś co „tygrysy lubią najbardziej” – bunkry i pozostałości z umocowań z II wojny światowej.
W południowo-zachodniej części wyspy Bokn na Loten w miejscu zwanym Klepp stoi niemiecki fort z 2 wojny światowej. Wraz z fortem na Fjøløy na południu i fortyfikacji Skudeneshavn od zachodu Niemcy mogli blokować zarówno podejście do Boknafjorden i Karmsund - tłumaczą źródła hisotryczne.
Skacząc między skałami znalazłam tu zarówno bunkry do przechowywanie amunicji i ufortyfikowane rowy a także pozostałości stanowisk artyleryjskich. Ponoć gdzieś mieściło się ambulatorium, a więc coś z mojej działki, ale że nie było tabliczek to do nie dotarłam. Dalej na zachód były zabudowania dla załogi i koszary oficerów, ale wstępu tam broniło stado czarnych krów z cielakami i bykiem na czele. Stojąc na środku drogi, z buchającą z nozdrzy parą i świdrującym wzrokiem doskonale broił wstępu. Miałam na sobie niestety czerwoną kurtkę, więc nie chcąc rozjuszyć jurnego byczka, musiałam skapitulować.
[/img]
8. Bygdemuseum
Po drodze do samochodu, czekały na nas jeszcze trzy atrakcje…
Jedną z nich małe, jednodomkowe muzeum otwarte niestety tylko w trzy miesiące letnie, ewentualnie po uprzednim umówieniu.
Muzem mieści się w starym centrum młodzieżowym (chyba jak młodzieżowy dom kultury na wsi) w Haaland. Ponoć wystawa pokazuje historię grupki młodzieży i klubu, który działał tu od 1908 roku. W 1980 założono muzeum by wychwalać „stare, dobre czasy”. Zgromadzono tutaj ok. 4000 eksponatów pokazujących niemal całą historię wyspy, stare czasy rybołówstwa i rolnictwa.
Można się przejść przez kuchnię, pokój dzienny i sypialnię - wszystko jak było na początku 1900. Także szewc i sklep z butami, funkcjonowała tu też szkolna klasa. Szkoda, że nawet przez okienko nie dało się czegoś z atmosfery uszczknąć.
9. Śpiewający kamień
Potem nadszedł czas na trochę magii… i kolejny kesz.
Kilkaset metrów od drogi na południowej stronie Boknabergvatnet przy poboczu stoi kamień… Ten szczególny kamień wydaje specjalny dźwięk i według starych podań śpiew. Ale tylko jak się go stuknie od góry jakimś innym kamieniem.
Zanim wybudowano drogę kamień stał przy drodze E39, głównej i ruchliwej. Przeniesiono go jednak w aktualne, bardziej zaciszne miejsce, zapewno by ludzie mogli bez przeszkód słuchać jego śpiewu, gdzie ponoć słuchać go nawet lepiej. Wcześniej nazywana kamień: kamieniem zegarowym. Geologicznie to tonalit czyli kwaśna skała magmowo-głębinowa, zawierająca w swym składzie zasadowy plagioklaz, kwarc, biotyt i amfibole.
Przyznam szczerze, że mi nie udało się zmusić kamienia do śpiewu, mimo że mocno się starałam.
10. No i na ostatek tej bogatej w historię wycieczki dojechałyśmy do malutkiego, odnowionego z okazji 1000-lecia Kvednabekken młyna. Chodziło o to, aby odtworzyć warunki sprzed około 1000 lat temu, kiedy to tutejsze ludziska mielili zboże z 12 okolicznych spichrzy. Miejsce było też używane jako ujęcie wody pitnej i pralnia.
Tak oto dotarłyśmy do końca naszej wyczerpującej i różnorodnej wycieczki. Oby więcej takich.
- DST 20.10km
- Teren 3.10km
- Czas 01:30
- VAVG 13.40km/h
- VMAX 38.60km/h
- Temperatura 6.0°C
- Kalorie 569kcal
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie powiem ciekawe, od gościa, który zbudował kościółek wiejski i pałac królewski, poprzez zagorzałego abstynenta (nieciekawy typ), po śpiewający kamień, który milczał jak głaz ;)
surf-removed - 11:54 niedziela, 3 marca 2013 | linkuj
Świetnie opisałeś rowerową przejażdżkę. Do tego doszły rewelacyjne zdjęcia. Jednym słowem doskonała relacja.
panther - 20:49 poniedziałek, 25 lutego 2013 | linkuj
Komentuj