Wtorek, 26 lutego 2013
Kategoria Nie warte uwagi ;)
W obronie futerkowców
Dzisiaj obudziłam się wyjątkowo wcześnie, nawet przed wschodem słońca, co to sobie zaplanowało wyjść 07.46. Ja wstałam kilka minut wcześniej. Po otworzeniu oka, spoglądnęłam na prognozę pogody i stwierdziłam, że dziś jest ostatni słoneczny dzień w którym można sobie popedałować, przed zapowiadanymi opadami śniegu.
O 10.00 byłam już gotowa do wyjścia. Pytaniem pozostawało, gdzie pojadę, bo nie znoszę nuuudddyy…..a wszystko niemal dookoła objechane. A więc nastawiłam się na NUDĘ i zaledwie parę kilometrów. Uderzyłam na północ.
W twarz wiał północny wiatr i na jednym ze zjazdów a później podjazdów całe oczy miałam mokre od łez. Dodatkowo pożałowałam, że nie wzięłam czegoś na szyję. I chyba trochę minusowo było…
Ostatnio z powodu większej ilości czasu mam okazję do częstszego czytania blogów i stwierdzam, że spora część bikestatowiczów ujawnia w blogach swoje osobiste przemyślenia, podczas gdy ja uskuteczniam li tylko suche relacje, no może trochę okraszone zdjęciami. O czym to ja mogę dzisiaj przemyśliwać, zastanawiałam się… Że wycieczka będzie nudna… i tyle. Do jej końca nie stwierdziłam, bym poczyniła jakieś konstruktywne myślowe obserwacje, może jeżdżę bez mózgu.
Nie, nie, jedyne co zazwyczaj robię to podziwiam i chłonę naturę, na której piękno tutaj nie mogę narzekać. Ot, cały wniosek.
Nudno… jechałam przed siebie w żółwim tempie dopóki nie odkryłam, że mijam geocachingowego kesza obok szkołu w Saltvik. Ależ się napociłam, by go otworzyć, bowiem zatyczka tak mocno siedziała, że musiałam wspomóc się zębami.
1. Saltveit skole
Kesz założony został w okolicach szkoły podstawowej otwartej 10 października 1958 roku. Początkowo szkoła miała trawę na dachu i przez długi czas był to jej znak rozpoznawczy. Jednak w 1999 roku szkoła została odnowiona i przebudowana. Rozszerzona ma teraz 6 sal lekcyjnych w 3 bazach. Są one umieszczone wokół centralnej części szkoły zwanej Storstua czyli Duża Sala. W roku szkolnym 2011/2012 miała 47 uczniów z okolicznych wiosek: Skogland, Kalland, Hagland, Støle, Vikse og Førland ale ponoć jej obszar działania ostatnio i z pewnością chodzi tam teraz więcej uczniów.
Jak na polskie warunki to niezbyt imponujące, czyż nie…?
Po drodze dalej na północ minęłam zlodowaciałe bagno, dostałam szanse by po nim pochodzić. Zmrożone do cna, a zamarzła niebiesko mleczna woda przypomniała mi Blue Lagoon na Islandii.
Ale najciekawsze było dopiero przede mną.
2. Viksemarka i farma zwierząt futerkowych
Postanowiłam zboczyć z głównej trasy, w kierunku Viksemarka. Tam mnie jeszcze nie było!! Najpierw obszczekał mnie jeden pies, a potem było z górki po lekko zmrożonym asfalcie. Do czasu…i potem znowu górka. Z zza pagórka dojrzałam jakieś zabudowania. Z wrodzoną mi ciekawością rzuciłam rower na pobocze i podreptałam na górę. Odkryłam tam kilka zabudowań farmy dla zwierząt futerkowych. I tu mogę powiedzieć, że zacznę przemyśliwać…
Otóż całkiem niedawno, a właściwie od czasu jak przybyłam do Norwegii w 2009 r. toczy się debata na temat hodowli tych zwierzątek różnej maści. Jedyne co je łączy to wspaniałe futro, które potem pańcie noszą w postaci naturalnych futer.
Co rusz wybucha tutaj skandal odnośnie warunków w jakich te zwierzęta są przechowywane. Na dworze, zimnie, wietrze, w ciasnych klatkach, tłoczą się biedaczki a ich los jest z góry przesądzony. Skończą na ramionach modnych acz głupich kobiet.
Patrzyłam więc na te klatki jak na baraki w Oświęcimiu… Puste i zardzewiałe już podajki do wody, blaszane miseczki na jedzenie… Pierwszy z pawilonów jeszcze całkiem stojący, drugi już mniej, a trzeci chylący się ku rychłemu upadkowi. Obok na stronie masa porozrzucanych klatek, w których życie zakończyły żywot lisy pospolite, lisy polarne, norki, tchórze, nutrie, szynszyle…
Nic to, wróciłam po rower by zjechać w dół. Ślepa droga prowadziła do kilku gospodarstw rolnych, ale jak się wkrótce okazało dostępu broniły jurne byczki. W prawo - byczek, w lewo za kilka metrów – też byczek, musiałam znowu skapitulować.
Opowieści nie będę przeciągać, kilka wspaniałych rzeczy zdarzyło się podczas tej rowerowej wycieczki, której za nic w świecie nie nazwę nudną, ale o tym w innym wpisie niedługo. Między innymi dlaczego lód na jeziorze buczy i skrzypi.
O 10.00 byłam już gotowa do wyjścia. Pytaniem pozostawało, gdzie pojadę, bo nie znoszę nuuudddyy…..a wszystko niemal dookoła objechane. A więc nastawiłam się na NUDĘ i zaledwie parę kilometrów. Uderzyłam na północ.
W twarz wiał północny wiatr i na jednym ze zjazdów a później podjazdów całe oczy miałam mokre od łez. Dodatkowo pożałowałam, że nie wzięłam czegoś na szyję. I chyba trochę minusowo było…
Ostatnio z powodu większej ilości czasu mam okazję do częstszego czytania blogów i stwierdzam, że spora część bikestatowiczów ujawnia w blogach swoje osobiste przemyślenia, podczas gdy ja uskuteczniam li tylko suche relacje, no może trochę okraszone zdjęciami. O czym to ja mogę dzisiaj przemyśliwać, zastanawiałam się… Że wycieczka będzie nudna… i tyle. Do jej końca nie stwierdziłam, bym poczyniła jakieś konstruktywne myślowe obserwacje, może jeżdżę bez mózgu.
Nie, nie, jedyne co zazwyczaj robię to podziwiam i chłonę naturę, na której piękno tutaj nie mogę narzekać. Ot, cały wniosek.
Nudno… jechałam przed siebie w żółwim tempie dopóki nie odkryłam, że mijam geocachingowego kesza obok szkołu w Saltvik. Ależ się napociłam, by go otworzyć, bowiem zatyczka tak mocno siedziała, że musiałam wspomóc się zębami.
1. Saltveit skole
Kesz założony został w okolicach szkoły podstawowej otwartej 10 października 1958 roku. Początkowo szkoła miała trawę na dachu i przez długi czas był to jej znak rozpoznawczy. Jednak w 1999 roku szkoła została odnowiona i przebudowana. Rozszerzona ma teraz 6 sal lekcyjnych w 3 bazach. Są one umieszczone wokół centralnej części szkoły zwanej Storstua czyli Duża Sala. W roku szkolnym 2011/2012 miała 47 uczniów z okolicznych wiosek: Skogland, Kalland, Hagland, Støle, Vikse og Førland ale ponoć jej obszar działania ostatnio i z pewnością chodzi tam teraz więcej uczniów.
Jak na polskie warunki to niezbyt imponujące, czyż nie…?
Po drodze dalej na północ minęłam zlodowaciałe bagno, dostałam szanse by po nim pochodzić. Zmrożone do cna, a zamarzła niebiesko mleczna woda przypomniała mi Blue Lagoon na Islandii.
Ale najciekawsze było dopiero przede mną.
2. Viksemarka i farma zwierząt futerkowych
Postanowiłam zboczyć z głównej trasy, w kierunku Viksemarka. Tam mnie jeszcze nie było!! Najpierw obszczekał mnie jeden pies, a potem było z górki po lekko zmrożonym asfalcie. Do czasu…i potem znowu górka. Z zza pagórka dojrzałam jakieś zabudowania. Z wrodzoną mi ciekawością rzuciłam rower na pobocze i podreptałam na górę. Odkryłam tam kilka zabudowań farmy dla zwierząt futerkowych. I tu mogę powiedzieć, że zacznę przemyśliwać…
Otóż całkiem niedawno, a właściwie od czasu jak przybyłam do Norwegii w 2009 r. toczy się debata na temat hodowli tych zwierzątek różnej maści. Jedyne co je łączy to wspaniałe futro, które potem pańcie noszą w postaci naturalnych futer.
Co rusz wybucha tutaj skandal odnośnie warunków w jakich te zwierzęta są przechowywane. Na dworze, zimnie, wietrze, w ciasnych klatkach, tłoczą się biedaczki a ich los jest z góry przesądzony. Skończą na ramionach modnych acz głupich kobiet.
Patrzyłam więc na te klatki jak na baraki w Oświęcimiu… Puste i zardzewiałe już podajki do wody, blaszane miseczki na jedzenie… Pierwszy z pawilonów jeszcze całkiem stojący, drugi już mniej, a trzeci chylący się ku rychłemu upadkowi. Obok na stronie masa porozrzucanych klatek, w których życie zakończyły żywot lisy pospolite, lisy polarne, norki, tchórze, nutrie, szynszyle…
Nic to, wróciłam po rower by zjechać w dół. Ślepa droga prowadziła do kilku gospodarstw rolnych, ale jak się wkrótce okazało dostępu broniły jurne byczki. W prawo - byczek, w lewo za kilka metrów – też byczek, musiałam znowu skapitulować.
Opowieści nie będę przeciągać, kilka wspaniałych rzeczy zdarzyło się podczas tej rowerowej wycieczki, której za nic w świecie nie nazwę nudną, ale o tym w innym wpisie niedługo. Między innymi dlaczego lód na jeziorze buczy i skrzypi.
- DST 20.65km
- Teren 4.50km
- Czas 01:24
- VAVG 14.75km/h
- VMAX 31.80km/h
- Temperatura -1.0°C
- Kalorie 623kcal
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
No, ale żeby byczka się przestraszyć ;)
Mam nadzieje, że otworzyłaś klatki i futrzaki hasają na wolności. surf-removed - 11:38 niedziela, 3 marca 2013 | linkuj
Mam nadzieje, że otworzyłaś klatki i futrzaki hasają na wolności. surf-removed - 11:38 niedziela, 3 marca 2013 | linkuj
Nie da sie bez przemyśleń... pisanie na blogu to zawsze niejako analiza tego co nas otacza. Nie trzeba wiele aby wpaść w przemyślenia i leciec w poście "ja sądzę , że". Wpis fajny - miejsce z klatkami mroczne;P
Ksiegowy - 07:04 środa, 27 lutego 2013 | linkuj
Już przemyślenia o braku przemyśleń udowadniają, że to nie jest tylko sucha relacja z wycieczki :]
Nie szukaj na siłę tematów do wpisu. To, że zauważasz na swej drodze zwykłe zlodowaciałe bagna świadczy o tym, że nie jeżdzisz "bez mózgu". Wystarczy chłonąć otaczającą nas naturę i opowiedzieć to w interesujący sposób. Tylko tyle, i aż tyle. W każdym razie mi taka narracja odpowiada. Dlatego tutaj zaglądam :]
Pozdrower. marusia - 00:43 środa, 27 lutego 2013 | linkuj
Nie szukaj na siłę tematów do wpisu. To, że zauważasz na swej drodze zwykłe zlodowaciałe bagna świadczy o tym, że nie jeżdzisz "bez mózgu". Wystarczy chłonąć otaczającą nas naturę i opowiedzieć to w interesujący sposób. Tylko tyle, i aż tyle. W każdym razie mi taka narracja odpowiada. Dlatego tutaj zaglądam :]
Pozdrower. marusia - 00:43 środa, 27 lutego 2013 | linkuj
Futrzaków szkoda...
"Ostatnio z powodu większej ilości czasu mam okazję do częstszego czytania blogów i stwierdzam, że spora część bikestatowiczów ujawnia w blogach swoje osobiste przemyślenia, podczas gdy ja uskuteczniam li tylko suche relacje, no może trochę okraszone zdjęciami." - u mnie każdy rowerowy dzień wygląda praktycznie tak samo (poza dłuższymi wypadami robionymi mniej więcej co 3 tygodnie), więc muszę się ratować przemyśleniami, bo same relacje byłyby nudne :) lukasz78 - 18:21 wtorek, 26 lutego 2013 | linkuj
Komentuj
"Ostatnio z powodu większej ilości czasu mam okazję do częstszego czytania blogów i stwierdzam, że spora część bikestatowiczów ujawnia w blogach swoje osobiste przemyślenia, podczas gdy ja uskuteczniam li tylko suche relacje, no może trochę okraszone zdjęciami." - u mnie każdy rowerowy dzień wygląda praktycznie tak samo (poza dłuższymi wypadami robionymi mniej więcej co 3 tygodnie), więc muszę się ratować przemyśleniami, bo same relacje byłyby nudne :) lukasz78 - 18:21 wtorek, 26 lutego 2013 | linkuj