Czwartek, 20 czerwca 2013
Kategoria Wypady Dolny Śląsk
Szlakiem bocianich gniazd
Żmigród – Żmigród, szlakiem bocianich gniazd
Zmigródek – kompleks pałacowo ogrodowy Halzfeldtów. Zaraz przed wyjazdem na wycieczkę obejrzałyśmy ruiny pałacu z zachowana fasadą, która jako jedyna stoi odmalowana, kontrastując z surowymi postrzępionymi murami tyłów zamku. Zaraz przy wjeździe pan nas zbeształ za to, ze wjechałyśmy rowerami, posłusznie więc zeszłyśmy.
Ze Żmigródka czerwonym szlakiem rowerowym, który był najgorszą, błotnistą i ceglastą częścią trasy. Jazda nie należała do najprzyjemniejszych, niestety. Dalej asfaltem dojechałyśmy do Zielonego domu, a dalej do Czarnego lasu aleją daglezjową. Pewno nazwę wzięła od daglezji, przyznam że o takim drzewie jeszcze nie słyszałam. W Czarnej Wsi postałyśmy trochę by się pożywić i napić z plecakowych zapasów, ale nie za długo, bo komary obsiadały nas pod krzyżem. Myślę, że zamiast modlitwy ofiara złożona z naszej krwi, była milsza Bogu i komarom. Od Czarnej Wsi odbiłyśmy w prawo w Drogę Gałkowską, wiodąca lasem.
Po drodze natknęłyśmy się na chudą do bólu wieże, nie wiadomo do czego służąca, na szczycie której już ktoś coś obserwował. U wejścia spotkałyśmy jeszcze parę rowerzystów, którzy usiłowali dostać się na wieżę. Otwierali drzwi kluczem, jak się okazało samochodowym. Dowiedziałyśmy się, że na górze jest jakaś pani, która rowerzyści poprosili o pozwolenie na wejście. Rzuciłąm im więc klucze, a były to klucze do jej samochodu. Za chwilę obok mojej głowy, gdzie z kilkudziesięciu metrów wylądowały te właściwe.
Nam się nie chciało tam wchodzić, więc pożyczyłyśmy im wszystkim miłej wycieczki i pojechałyśmy dalej.
Przez las Wilkowski do Wilkowa – miła wioseczka, dalej Olsza, w której weszłyśmy do genialnego sklepu, spożywczo-przemysłowego. Genialny bo miał klimatyzację z prawdziwego zdarzenia. Zakupy przedłużałyśmy więc jak tylko długo mogłyśmy, ja nawet kupiłam loda, by mieć wymówkę i postać tam jeszcze dłużej. Takiej ochłody w tej spiekocie potrzebowałyśmy.
Za Olszą w prawo do Grabówki i dalej wzdłuż Stawu Duża Grabówka do Rudy Sułowskiej z przepięknym łowiskiem wędkarskim i smażalnią ryb. Od Rudy Sułowskiej droga wiodła przepiękną miłą asfaltówką między stawami, gdzie ptaki porozsiadały się na wodzie i przybrzeżnej trzciny. Błękit wody, zieleń otaczających lasów, lekki wiaterek, wszystko co trzeba na wycieczce rowerowej. Zaraz za malowniczą drogą trasa prowadziła leśnym duktem przecinającym w pewnym miejscu „Dukt Geringa”. Zapachy lasu, sosen, borówek raczyły nasze zmysły… Pękające pod kołami rowerów małe szyszki też były atrakcją.
Stawy w okolicach Milicza
Radziądz – w tej małej wioseczce otarłyśmy się o zamknięty barokowy kościół p.w św. Karola Boromeusza. Drogą dębową dostałyśmy się już dalej na znany nam, upiorny trakt do Żmigródka.
Och, jakie sympatyczne
Zmigródek – kompleks pałacowo ogrodowy Halzfeldtów. Zaraz przed wyjazdem na wycieczkę obejrzałyśmy ruiny pałacu z zachowana fasadą, która jako jedyna stoi odmalowana, kontrastując z surowymi postrzępionymi murami tyłów zamku. Zaraz przy wjeździe pan nas zbeształ za to, ze wjechałyśmy rowerami, posłusznie więc zeszłyśmy.
Ze Żmigródka czerwonym szlakiem rowerowym, który był najgorszą, błotnistą i ceglastą częścią trasy. Jazda nie należała do najprzyjemniejszych, niestety. Dalej asfaltem dojechałyśmy do Zielonego domu, a dalej do Czarnego lasu aleją daglezjową. Pewno nazwę wzięła od daglezji, przyznam że o takim drzewie jeszcze nie słyszałam. W Czarnej Wsi postałyśmy trochę by się pożywić i napić z plecakowych zapasów, ale nie za długo, bo komary obsiadały nas pod krzyżem. Myślę, że zamiast modlitwy ofiara złożona z naszej krwi, była milsza Bogu i komarom. Od Czarnej Wsi odbiłyśmy w prawo w Drogę Gałkowską, wiodąca lasem.
Po drodze natknęłyśmy się na chudą do bólu wieże, nie wiadomo do czego służąca, na szczycie której już ktoś coś obserwował. U wejścia spotkałyśmy jeszcze parę rowerzystów, którzy usiłowali dostać się na wieżę. Otwierali drzwi kluczem, jak się okazało samochodowym. Dowiedziałyśmy się, że na górze jest jakaś pani, która rowerzyści poprosili o pozwolenie na wejście. Rzuciłąm im więc klucze, a były to klucze do jej samochodu. Za chwilę obok mojej głowy, gdzie z kilkudziesięciu metrów wylądowały te właściwe.
Nam się nie chciało tam wchodzić, więc pożyczyłyśmy im wszystkim miłej wycieczki i pojechałyśmy dalej.
Przez las Wilkowski do Wilkowa – miła wioseczka, dalej Olsza, w której weszłyśmy do genialnego sklepu, spożywczo-przemysłowego. Genialny bo miał klimatyzację z prawdziwego zdarzenia. Zakupy przedłużałyśmy więc jak tylko długo mogłyśmy, ja nawet kupiłam loda, by mieć wymówkę i postać tam jeszcze dłużej. Takiej ochłody w tej spiekocie potrzebowałyśmy.
Za Olszą w prawo do Grabówki i dalej wzdłuż Stawu Duża Grabówka do Rudy Sułowskiej z przepięknym łowiskiem wędkarskim i smażalnią ryb. Od Rudy Sułowskiej droga wiodła przepiękną miłą asfaltówką między stawami, gdzie ptaki porozsiadały się na wodzie i przybrzeżnej trzciny. Błękit wody, zieleń otaczających lasów, lekki wiaterek, wszystko co trzeba na wycieczce rowerowej. Zaraz za malowniczą drogą trasa prowadziła leśnym duktem przecinającym w pewnym miejscu „Dukt Geringa”. Zapachy lasu, sosen, borówek raczyły nasze zmysły… Pękające pod kołami rowerów małe szyszki też były atrakcją.
Stawy w okolicach Milicza
Radziądz – w tej małej wioseczce otarłyśmy się o zamknięty barokowy kościół p.w św. Karola Boromeusza. Drogą dębową dostałyśmy się już dalej na znany nam, upiorny trakt do Żmigródka.
Och, jakie sympatyczne
- DST 51.20km
- Teren 12.30km
- Czas 03:22
- VAVG 15.21km/h
- VMAX 28.80km/h
- Temperatura 30.0°C
- Kalorie 1994kcal
- Podjazdy 140m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Sporo płytkich rozlewisk, to i komary mają dobre warunki. A klimatyzowane sklepiki są genialne na taki upał, sam tego doświadczyłem ;)
surf-removed - 13:00 poniedziałek, 29 lipca 2013 | linkuj
Komentuj