Wpisy archiwalne w miesiącu
Październik, 2008
Dystans całkowity: | 126.05 km (w terenie 99.47 km; 78.91%) |
Czas w ruchu: | 07:14 |
Średnia prędkość: | 17.43 km/h |
Liczba aktywności: | 4 |
Średnio na aktywność: | 31.51 km i 1h 48m |
Więcej statystyk |
Niedziela, 26 października 2008
Kategoria Warszawka
Czyżby ostatni wypad w tym roku
Czyżby ostatni wypad w tym roku
...lepiej nie. Fajnie by było nie zakańczać jeszcze sezonu. Choć pogoda nie rozpieszcza...
Wypadzik tym razem w kierunku miasta i Warszawki po drugiej stronie Wisły. Jednak tuż za Mostem Siekierkowskim zmieniłam plany i porzuciłam lewobrzeżną część "stolycy", by "pokulać się" wzdłuż Wisły (" jeg har syklet langst Wisla").
...lepiej nie. Fajnie by było nie zakańczać jeszcze sezonu. Choć pogoda nie rozpieszcza...
Wypadzik tym razem w kierunku miasta i Warszawki po drugiej stronie Wisły. Jednak tuż za Mostem Siekierkowskim zmieniłam plany i porzuciłam lewobrzeżną część "stolycy", by "pokulać się" wzdłuż Wisły (" jeg har syklet langst Wisla").
- DST 19.03km
- Teren 11.23km
- Czas 01:05
- VAVG 17.57km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 12 października 2008
Kategoria Geocaching, Warszawka
"Kradzenie" dyni
"Kradzenie" dyni
Cały zachód po to by wziąć sobie jeszcze jedną dyńkę leżącą luzem na polu. No i najważniejsze - zrobiłam już więcej kilosów niż we wrześniu, a to z kończącym się sezonem sukses. Przynajmniej mój. Brzydka pogoda skutecznie zniechęca mnie do jazdy, bo mi jest zawsze zimno. Choć, jak mówią w Norwegii, "nie ma złej pogody, jest tylko złe ubranie"
Niezłe będą "strachy na lachy" na Heloween!! A swoją drogą oskubię je na pestki :)
Tutaj jednak nieco sztucznie zmienione dla ucieszenia oka
No i złapane cztery kesze. Huuura!!!
Cały zachód po to by wziąć sobie jeszcze jedną dyńkę leżącą luzem na polu. No i najważniejsze - zrobiłam już więcej kilosów niż we wrześniu, a to z kończącym się sezonem sukses. Przynajmniej mój. Brzydka pogoda skutecznie zniechęca mnie do jazdy, bo mi jest zawsze zimno. Choć, jak mówią w Norwegii, "nie ma złej pogody, jest tylko złe ubranie"
Niezłe będą "strachy na lachy" na Heloween!! A swoją drogą oskubię je na pestki :)
Tutaj jednak nieco sztucznie zmienione dla ucieszenia oka
No i złapane cztery kesze. Huuura!!!
- DST 35.31km
- Teren 33.20km
- Czas 02:05
- VAVG 16.95km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 11 października 2008
Kategoria Geocaching, Warszawka
Wilanów - Powsin - Ogród Botaniczny - Konstancin-Jeziorna - Chojnowski Park Krajobrazowy - Czarnów - powrót
Wilanów - Powsin - Ogród Botaniczny - Konstancin-Jeziorna - Chojnowski Park Krajobrazowy - Czarnów - powrót
Na początek jazda nudnym już dla mnie highway-em rowerowym w kierunku Powsina. Zmieniłam więc dotychczasową trasę i wjechałam w jakieś spokojniejsze okolice. Przepiękne zresztą... Grzybiarzy po lesie multum. A ja znalazłam muchomora :). Mniam.
Cudowny trujak
Kolorów dostatek
Po drodze odbiłam gdzieś w boczną ścieżkę, wpadającą w mały lasek, gdzieś przed Konstancinem. Zmartwiona i wkurzona tym, że nie znalazłam skrzyneczki ze skarbami, popedałowałam przed siebie. Nawet nie wiedzieć kiedy znalazłam się w centrum Konstancina. Zajechałam przed tężnie solankowe i ustawiwszy się tak, by wiatr zawiewał solankowe powietrze ku mnie, powdychałam sobie bogatszego powietrza.
Dalej postanowiłam jechać w kierunku Chojnowskiego Parku Krajobrazowego. Klucząc po leśnych ścieżkach, wśród aromatycznych sosen i zgniłej żółci od leżących liści, dojechałam w końcu w "Górki Czarnowskie". Górki owe to piaszczyste wzniesienia porośnięte świerkiem i sosną, z superanckimi ścieżkami do zjeżdżania po wertepach. Kesza tam nie znalazłam (choć miał być), ale widoki wszystko wynagrodziły.
Och, tak wytarzać się w tym piachu. Gdyby potem piasek nie uwierał w pewne części ciała ;), sturlałabym się z góreczki piachu tak chętnie...
W drodze powrotnej z okolic Chojnowa mała masakra... Wierwióra spadła z drzewa czy została ofiarą piratów drogowych.
Pokój jej duszy
Tyle "dyniów"
Na początek jazda nudnym już dla mnie highway-em rowerowym w kierunku Powsina. Zmieniłam więc dotychczasową trasę i wjechałam w jakieś spokojniejsze okolice. Przepiękne zresztą... Grzybiarzy po lesie multum. A ja znalazłam muchomora :). Mniam.
Cudowny trujak
Kolorów dostatek
Po drodze odbiłam gdzieś w boczną ścieżkę, wpadającą w mały lasek, gdzieś przed Konstancinem. Zmartwiona i wkurzona tym, że nie znalazłam skrzyneczki ze skarbami, popedałowałam przed siebie. Nawet nie wiedzieć kiedy znalazłam się w centrum Konstancina. Zajechałam przed tężnie solankowe i ustawiwszy się tak, by wiatr zawiewał solankowe powietrze ku mnie, powdychałam sobie bogatszego powietrza.
Dalej postanowiłam jechać w kierunku Chojnowskiego Parku Krajobrazowego. Klucząc po leśnych ścieżkach, wśród aromatycznych sosen i zgniłej żółci od leżących liści, dojechałam w końcu w "Górki Czarnowskie". Górki owe to piaszczyste wzniesienia porośnięte świerkiem i sosną, z superanckimi ścieżkami do zjeżdżania po wertepach. Kesza tam nie znalazłam (choć miał być), ale widoki wszystko wynagrodziły.
Och, tak wytarzać się w tym piachu. Gdyby potem piasek nie uwierał w pewne części ciała ;), sturlałabym się z góreczki piachu tak chętnie...
W drodze powrotnej z okolic Chojnowa mała masakra... Wierwióra spadła z drzewa czy została ofiarą piratów drogowych.
Pokój jej duszy
Tyle "dyniów"
- DST 46.00km
- Teren 35.00km
- Czas 02:34
- VAVG 17.92km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 10 października 2008
Kategoria Warszawka
Niestety, jesień...
Niestety, jesień...
Postanowiłam zobaczyć jak powoli rozgaszcza się jesień. Powoli ruszyłam w kierunku Wilanowa, nie za bardzo wiedząc gdzie tym razem dotrę. Tak jakoś jechałam przed siebie.
Jesienna ścieżka
Na początek obrałam azymut na Rezerwat Leśny Morysin. Słońce trochę zaszło i w lesie ciemność trochę nastała a spotkane ruiny pogłębiły mroczną nieco atmosferę.
Resztki czegoś tam
Po wyjeździe z Morysina dałam w długa w kierunku Wisły. Postanowiłam jechać wałem wzdłuż Wisły. Minąwszy słup oznaczający połowę długości Wisły zjechałam w dół znęcona mnóstwem kolorów jesieni. Tam też oczom ukazały się krzaczory jeżyn. Mniam, ale sie objadłam.
Jeżyny można było jeść garściami
Niestety w międzyczasie słońce schowało się za chmury i ukazał się nieco mniej piękny widoczek na piaszczystą drogę. Jechało się mozolnie, jak to po piachu, parę razy stanęłam kołami w miejscu ale udało mi sie jakoś w końcu wygrzebać i powrócić na wał.
Piachu, piachu
Wkrótce ukazały się zwaly piachu przy jakiejś żwirowni. Przerzuciłam rower nad torami kolejowymi biegnącymi po prawicy i wjechałam na betonową drogę w kierunku Powsina.
Postanowiłam zobaczyć jak powoli rozgaszcza się jesień. Powoli ruszyłam w kierunku Wilanowa, nie za bardzo wiedząc gdzie tym razem dotrę. Tak jakoś jechałam przed siebie.
Jesienna ścieżka
Na początek obrałam azymut na Rezerwat Leśny Morysin. Słońce trochę zaszło i w lesie ciemność trochę nastała a spotkane ruiny pogłębiły mroczną nieco atmosferę.
Resztki czegoś tam
Po wyjeździe z Morysina dałam w długa w kierunku Wisły. Postanowiłam jechać wałem wzdłuż Wisły. Minąwszy słup oznaczający połowę długości Wisły zjechałam w dół znęcona mnóstwem kolorów jesieni. Tam też oczom ukazały się krzaczory jeżyn. Mniam, ale sie objadłam.
Jeżyny można było jeść garściami
Niestety w międzyczasie słońce schowało się za chmury i ukazał się nieco mniej piękny widoczek na piaszczystą drogę. Jechało się mozolnie, jak to po piachu, parę razy stanęłam kołami w miejscu ale udało mi sie jakoś w końcu wygrzebać i powrócić na wał.
Piachu, piachu
Wkrótce ukazały się zwaly piachu przy jakiejś żwirowni. Przerzuciłam rower nad torami kolejowymi biegnącymi po prawicy i wjechałam na betonową drogę w kierunku Powsina.
- DST 25.71km
- Teren 20.04km
- Czas 01:30
- VAVG 17.14km/h
- Aktywność Jazda na rowerze