Wpisy archiwalne w miesiącu
Maj, 2008
Dystans całkowity: | 488.08 km (w terenie 330.59 km; 67.73%) |
Czas w ruchu: | 30:50 |
Średnia prędkość: | 15.83 km/h |
Liczba aktywności: | 13 |
Średnio na aktywność: | 37.54 km i 2h 34m |
Więcej statystyk |
Niedziela, 4 maja 2008
Kategoria Maratony
Bike Maraton - Zdzieszowice
Bike Maraton - Zdzieszowice
No więc postanowiłam "zaatakować" drugi w życiu maraton.
Wyprawa zaczęła się dzień wcześniej. O godz. 6:30 wstrząsnął mną alarm w komórce. Otoczenie - obskurna dyżurka szpitalna..., trzeszcząca leżanka ze przepaloną papierosem dziurą w kocu. No tak, usnęłam na krótko w czasie dyżuru. Wybłagałam koleżankę z pracy, by przyjechała o 2.00 w nocy mnie zmienić, bym choć trochę się wyspała przed podróżą. Dyżur nota bene był chujowy. Potem pędem poleciałam na autobus, zdążyć do Siechnic na prysznic i małe śniadanko a potem na pociąg (11.57) prosto ze Świętej Katarzyny do Zdzieszowic.
Dylemat wcześniej był standardowy - jak się ubrać do pociągu?
a) normalnie jak człowiek jeżdżący pociągiem czy
b) nienormalnie czyli jak dosiadający roweru? czyli w klasycznym wdzianku kolarza z kaskiem na łbie...
Wygrała jednak druga opcja - ludzie się co prawda oglądają, ale z jakimś błyskiem podziwu, więc dlaczego nie.
Brałam pod uwagę również możliwość nieoczekiwanych kąpieli błotnych (vide Maraton we Wrocławiu), więc trzeba było jednak wykombinować na powrót w "ludzkich" twarzach.
W pociągu - wjazd do pierwszego bagażowego(tzn. wyglądającego na bagażowy... pomyłka, to był służbowy. Za chwilę wypad z pociąg i bieg na jego drugi koniec. Tam w bagażowym "śpią" inne rowery i ich umęczeni właściciele - chyba jadą z daleka...
No cóż, zostawiamy nasze rowerki i sidamy w przedziale obok. JUż siedzi para ubrana w "piżamki". Kumpela wydaje tchnienie ulgi - nie tylko my jesteśmy kosmicznie ubrane, choć w zestawieniu z siedzącą obok pańcią w bieli i pełnym makijażu wyglądamy rzeczywiście niewyjściowo jak Robin Hoody w rajuzach :))).
Z pociągu wyjście w Zdzieszowicah, no i przywitał nas mały deszcz. Ale nic to... Po rejestrcji pognałyśmy zjeść i napić się czegoś ciepłego, czyli zarzucić cosik na ruszta. Trafiłyśmy do jakiejś pizzerii o dźwięcznej nazwie, no właśnie... jakiej? Na M... Obawim się, że tam również widziałyśmy szefa Bike Maratonu, bo twarz i sylwetka gościa jakaoś mi przypominała taką jedną z neta :).
Po napełnieniu żołądka z nowymi siłami dałyśmy po korbie do Kędzierzyna - Koźla, gdzie czekły na nas rodzinne noclegi!!!
Poranek w dniu maratonu
Najedzone pysznym śniadankiem od kuzyneczki wyglądamy przez okno. Poranek pogodny i małe słońce przebijało się przez nieco większe chmury. Pogodę podawano różną (w zależności od serwisu) i żadnej nie oglądnęłam wczoraj osobiście. Całe szczęście okazało się, że będziemy mieć transport samochodowy, uff:).
A to tu po upadku...kiedy wlazłam na podjazd na piechotę :(. Na zdziwioną minę mijającego mnie gościa odpowiedziałam: "Pasja fotograficzna nie mniej ważna niż kolarstwo":). No i trochę straciłam na czasie, ale co tam... mogę za to wrzucić kilka fotek na stronkę!!
A oto "zabawa" i rozładowanie napięcia na bufecie - pozy baletnicze też są potrzebne w czasie jazdy:)
Dzisiaj 177 miejsce na maj 2008, 352 na rok 2008. Jakoś pełznę do góry :)
No więc postanowiłam "zaatakować" drugi w życiu maraton.
Wyprawa zaczęła się dzień wcześniej. O godz. 6:30 wstrząsnął mną alarm w komórce. Otoczenie - obskurna dyżurka szpitalna..., trzeszcząca leżanka ze przepaloną papierosem dziurą w kocu. No tak, usnęłam na krótko w czasie dyżuru. Wybłagałam koleżankę z pracy, by przyjechała o 2.00 w nocy mnie zmienić, bym choć trochę się wyspała przed podróżą. Dyżur nota bene był chujowy. Potem pędem poleciałam na autobus, zdążyć do Siechnic na prysznic i małe śniadanko a potem na pociąg (11.57) prosto ze Świętej Katarzyny do Zdzieszowic.
Dylemat wcześniej był standardowy - jak się ubrać do pociągu?
a) normalnie jak człowiek jeżdżący pociągiem czy
b) nienormalnie czyli jak dosiadający roweru? czyli w klasycznym wdzianku kolarza z kaskiem na łbie...
Wygrała jednak druga opcja - ludzie się co prawda oglądają, ale z jakimś błyskiem podziwu, więc dlaczego nie.
Brałam pod uwagę również możliwość nieoczekiwanych kąpieli błotnych (vide Maraton we Wrocławiu), więc trzeba było jednak wykombinować na powrót w "ludzkich" twarzach.
W pociągu - wjazd do pierwszego bagażowego(tzn. wyglądającego na bagażowy... pomyłka, to był służbowy. Za chwilę wypad z pociąg i bieg na jego drugi koniec. Tam w bagażowym "śpią" inne rowery i ich umęczeni właściciele - chyba jadą z daleka...
No cóż, zostawiamy nasze rowerki i sidamy w przedziale obok. JUż siedzi para ubrana w "piżamki". Kumpela wydaje tchnienie ulgi - nie tylko my jesteśmy kosmicznie ubrane, choć w zestawieniu z siedzącą obok pańcią w bieli i pełnym makijażu wyglądamy rzeczywiście niewyjściowo jak Robin Hoody w rajuzach :))).
Z pociągu wyjście w Zdzieszowicah, no i przywitał nas mały deszcz. Ale nic to... Po rejestrcji pognałyśmy zjeść i napić się czegoś ciepłego, czyli zarzucić cosik na ruszta. Trafiłyśmy do jakiejś pizzerii o dźwięcznej nazwie, no właśnie... jakiej? Na M... Obawim się, że tam również widziałyśmy szefa Bike Maratonu, bo twarz i sylwetka gościa jakaoś mi przypominała taką jedną z neta :).
Po napełnieniu żołądka z nowymi siłami dałyśmy po korbie do Kędzierzyna - Koźla, gdzie czekły na nas rodzinne noclegi!!!
Poranek w dniu maratonu
Najedzone pysznym śniadankiem od kuzyneczki wyglądamy przez okno. Poranek pogodny i małe słońce przebijało się przez nieco większe chmury. Pogodę podawano różną (w zależności od serwisu) i żadnej nie oglądnęłam wczoraj osobiście. Całe szczęście okazało się, że będziemy mieć transport samochodowy, uff:).
A to tu po upadku...kiedy wlazłam na podjazd na piechotę :(. Na zdziwioną minę mijającego mnie gościa odpowiedziałam: "Pasja fotograficzna nie mniej ważna niż kolarstwo":). No i trochę straciłam na czasie, ale co tam... mogę za to wrzucić kilka fotek na stronkę!!
A oto "zabawa" i rozładowanie napięcia na bufecie - pozy baletnicze też są potrzebne w czasie jazdy:)
Dzisiaj 177 miejsce na maj 2008, 352 na rok 2008. Jakoś pełznę do góry :)
- DST 23.00km
- Teren 21.00km
- Czas 01:48
- VAVG 12.78km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 3 maja 2008
Kategoria Wypady Dolny Śląsk
Wyprawa i dojazd na maraton
Wyprawa i dojazd na maraton w Zdzieszowicach :)
Prawie początek trasy - stacja PKP w Św. Katarzynie, skąd odjechał pociąg do Zdzieszowic.
Prawie początek trasy - stacja PKP w Św. Katarzynie, skąd odjechał pociąg do Zdzieszowic.
- DST 30.59km
- Teren 2.00km
- Czas 02:01
- VAVG 15.17km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 1 maja 2008
Kategoria Wypady Dolny Śląsk
Różne rzeczy się działy...
Różne rzeczy się działy...
Trasa treningowo - rekreacyjna :).
Siechnice - Kotowice - Siedlec - Oława - Grody Ryczyńskie - Bystrzyca - Jelcz-Laskowice - Ratowice - Siechnice.
To była ostatnia szansa aby rozruszać członki przed maratonem w Zdzieszowicach. Trening jaki by nie był musi być. A okazał się nieoczekiwanie spory :).
Początek wycieczki był niestety pochmurny i deszczowy. Już na 5 kilometrze czułam , że jestem przemoczona. No, może nie do suchej nitki, ale każdy powiew wiatru czułam na sobie (na plecach chronił mnie plecak z dobrociami). Kropiło i kropiło... nawet pomyślałam by się gdzieś schować, ale w sumie trudno było powiedzieć ile jeszcze będzie tak kropić :). W sumie jak się człowiek "zmacha" będzie schło na Tobie.
Pod Oławą przestało padać. Za mostem przy którym kiedyś leżały 2 hełmy żółnierzy radzieckich, którzy bohatersko wysadzili most by nie dotarli do miasteczka Niemcy, skręt w prawo na rezerwat. W dorzeczu rzek Odry i Oławy rosną takie sobie lasy liściaste, jakieś łęgi, lasy olszowo - jesionowe, czy tak jakieś. Nie pamiętam dokładnie co przeczytałam na tablicy informacyjnej - ale się poprawię;).
Tymczasem słońce nie chciało ani na chwilę wyjść...co było bardzo smutne. Trasa pośród ciemnego lasu, małym błockiem, zapachem ścinki leśnej i trochę smętnego śpiewu ptaków. W końcu na horyzoncie pojawił się jakiś obiekt - śluza w Lipkach (oczywiście wcześniej nie kapnęłam się, że już jesteśmy pod Lipkami - czyli w innym zgoła województwie)...
Uwielbiam wspinaczki na taki dziwne rzeczy, więc porzuciłam rower i susami znalazłam się na szczycie metalowej kładki jazu.
Podczas gdy kumpela gadała pod jazem przez telefon, ja umilałam sobie czas cykając zdjęcia ślimakom. Jeden z nich zechciał nawet pozować do tej galerii i wyciągną czułki-oczy, by spojrzeć w wasze źrenice, hi,hi.
Acha, zaliczyłam dziś 36 miejsce w top 100 na maj, 466 na rok 2008 :)
Trasa treningowo - rekreacyjna :).
Siechnice - Kotowice - Siedlec - Oława - Grody Ryczyńskie - Bystrzyca - Jelcz-Laskowice - Ratowice - Siechnice.
To była ostatnia szansa aby rozruszać członki przed maratonem w Zdzieszowicach. Trening jaki by nie był musi być. A okazał się nieoczekiwanie spory :).
Początek wycieczki był niestety pochmurny i deszczowy. Już na 5 kilometrze czułam , że jestem przemoczona. No, może nie do suchej nitki, ale każdy powiew wiatru czułam na sobie (na plecach chronił mnie plecak z dobrociami). Kropiło i kropiło... nawet pomyślałam by się gdzieś schować, ale w sumie trudno było powiedzieć ile jeszcze będzie tak kropić :). W sumie jak się człowiek "zmacha" będzie schło na Tobie.
Pod Oławą przestało padać. Za mostem przy którym kiedyś leżały 2 hełmy żółnierzy radzieckich, którzy bohatersko wysadzili most by nie dotarli do miasteczka Niemcy, skręt w prawo na rezerwat. W dorzeczu rzek Odry i Oławy rosną takie sobie lasy liściaste, jakieś łęgi, lasy olszowo - jesionowe, czy tak jakieś. Nie pamiętam dokładnie co przeczytałam na tablicy informacyjnej - ale się poprawię;).
Tymczasem słońce nie chciało ani na chwilę wyjść...co było bardzo smutne. Trasa pośród ciemnego lasu, małym błockiem, zapachem ścinki leśnej i trochę smętnego śpiewu ptaków. W końcu na horyzoncie pojawił się jakiś obiekt - śluza w Lipkach (oczywiście wcześniej nie kapnęłam się, że już jesteśmy pod Lipkami - czyli w innym zgoła województwie)...
Uwielbiam wspinaczki na taki dziwne rzeczy, więc porzuciłam rower i susami znalazłam się na szczycie metalowej kładki jazu.
Podczas gdy kumpela gadała pod jazem przez telefon, ja umilałam sobie czas cykając zdjęcia ślimakom. Jeden z nich zechciał nawet pozować do tej galerii i wyciągną czułki-oczy, by spojrzeć w wasze źrenice, hi,hi.
Acha, zaliczyłam dziś 36 miejsce w top 100 na maj, 466 na rok 2008 :)
- DST 64.90km
- Teren 50.00km
- Czas 03:51
- VAVG 16.86km/h
- Aktywność Jazda na rowerze