Informacje

  • Wszystkie kilometry: 9989.70 km
  • Km w terenie: 3234.92 km (32.38%)
  • Czas na rowerze: 28d 01h 51m
  • Prędkość średnia: 14.65 km/h
  • Suma w górę: 54668 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Vampire.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2009

Dystans całkowity:363.13 km (w terenie 79.00 km; 21.76%)
Czas w ruchu:25:39
Średnia prędkość:14.16 km/h
Maksymalna prędkość:51.00 km/h
Suma podjazdów:4350 m
Liczba aktywności:14
Średnio na aktywność:25.94 km i 1h 49m
Więcej statystyk
Czwartek, 9 kwietnia 2009 Kategoria NORWAY, Skrzynki pocztowe w Norwegii

Na wschód od Haugesund

Na wschód od Haugesund - górki zdobyte

Mapka trasy

Miało dzisiaj być nieco inaczej, ale plany pokrzyżował mi tunel. Zresztą zazwyczaj plany sobie a trasa sobie :).
Ponieważ z rana świeciło słońce zaplanowałam sobie, że pojadę do Aksdal - miasteczka położonego na wschód od Haugesund, skąd niedaleko jest do fiordu Grinnefjorden.
W nocy padało, więc drogi były mokre i śliskie, jednak całe szczęście trzymałam się jakoś nawierzchni. Przy sympatycznym jeziorku Eivindsvatnet odbiłam nieco na południowy-wschód, prowadzącą do Oslo drogą E134.

Na zakręcie © Sinead


Jednak było ze mnie jakieś niemądre stworzenie, bo nie mogłam trafić na idącą tutaj gdzieś w pobliżu ścieżkę rowerową. Na jakimś skomplikowanym rondzie, przy którym dziwnie ścieżka się kończyła kręciłam dobre pół godziny. Już nawet nieopatrznie zawracałam do Haugesund (nie wiedząc o tym ) i przez przypadek zajechałam do Raglamyr, gdzie mieszczą się bycze centra handlowe. Przy okazji wiem jednak gdzie się wybrać na większe zakupy ;)

Zwariowane rondo © Sinead


Po drodze jednak, nieco wściekła, znalazłam ławeczkę w ustronnym miejscu. Zjadłam kanapę z makrelą (mniam, mniam), popiłam z bidonu i zaintrygowałam się kolorowymi, malowanymi skrzynkami pocztowymi. Należy wiedzieć, że żyjący głównie w domkach Norwedzy nie wieszają sobie skrzynek na drzwiach lub domu (oczywiście zdarzają się), ale umieszczają skrzynki po kilka z jednej ulicy pod małym zadaszeniem. Czasem, jak ktoś ma chyba natchnienie, wymalowuje jakieś cuda na niej. Będę zbierać i fotografować co ciekawsze.

Postkasser © Sinead


W końcu nakręciłam tak, że musiałam trochę popedałować ruchliwą E134. Ale bezpiecznie, to nie to co w Polsce, kiedy każdy przejeżdżający samochód musi swym pędem spychać rowerzystę do rowu ;). Po mojej lewej ręce widziałam gdzieś drogę, obiegającą malutkie jezioro Toskatjørn. Ale gdzie u diabła był tam wjazd. Niestety dostać się nie dało rady. Droga, dwupasmówka i w dodatku odgrodzone pasy... Nie pozostało mi nic innego jak jechać dalej.

W końcu doczłapałam się do jakiejś miejscowości nad małym i niezbyt malowniczym fiordem (w porównaniu oczywiści do innych, licznie obleganych turystycznie), do Førresfjorden. Tutaj natknęłam się na Muzeum Historii Wojny (Krigshistoriemuseum). Czynne od 1 maja...
Pozostało mi pooglądać eksponaty stojące na zewnątrz, czyli czołg, moździerz lub działo (nie odróżniam) i olbrzymia boja morska albo mina morska???

Wojna w czasie pokoju? © Sinead


A że za małą chwilkę zaczął padać mały deszczyk schroniłam się po zadaszeniem przy wejściu do muzeum i zjadłam kolejną kanapkę i baton. Resztki kanapki na zdjęciu obok mnie :)

Odpoczynek pod muzeum... © Sinead


Niestety ciąg dalszy trasy do Aksdal przerwał mi znak zakazu wjazdu dla rowerów. Dopiero objeżdżając okolicę zobaczyłam, że dalej jest wjazd do tunelu. Do tunelów, których w Norwegii jest całkiem sporo, rowerom jest wjazd niedozwolony. Ostatnio nawet "trąbili" o wypadku rowerzysty, który sobie tam wjechał. Trudno się mówi, postanowiłam poszukać innej ciekawej trasy, bo wracać mi się specjalnie nie chciało. Udałam się więc pod wiaduktem nieco na północ, wjechałam na miłą, mało uczęszczaną asfaltową drogę, która wiła się wśród pól, pastwisk i drobnych gospodarstw. Po mojej prawicy majaczył gdzieś w górze kamienny szczyt Valhest (313 m n.p.m). Droga natomiast ciągnęła się raz z górki, raz pod górę, co się przerzutki namęczyły ;)

W końcu ujrzałam jakieś żywe stworzenia - były to pasące się w okolicy owce. Gdy przystanęłam zrobić kilka fotek nagle wszystkie się zbiegły popatrzeć na mnie z wielkim zaciekawieniem. Chyba byłam większą atrakcją dla nich niż one dla mnie, chociaż tak z początku by wyglądało. Czarny baran przybył do płata ostatni, ale wzrokiem powiedział swoim owcom, że nie ma sobie czym zawracać głowy a do mnie machnął kilka razy łbem, próbując mnie przegonić.

I co się tak gapicie?? © Sinead


No i sumie miał rację. Czy ja owiec w życiu nie widziałam?
Dalej nadal roztaczał się sielankowy widok na norweską wioskę. Spokój cisza, mimo pochmurnej pogody świergot ptaków, pod drzewami gdzieniegdzie konwie z mlekiem (tak mi się wydaje, nie sprawdzałam). Kilkaset metrów dalej konie, ale jakieś takie masywne - zero gracji, z pewnością nie wyścigowe.

Ktoś chce mleka? © Sinead


W końcu asfaltowa droga jakoś się skończyła, zaczęła się szutrowa. Rzuciłam rower by zrobić pieszy rekonesans. Jakieś tabliczki o ujęciu wody, bramka na szutrowej drodze, po prawej stronie jakiś potok, robiący mnóstwo hałasu. Bramkę da się ominąć, więc...
Ponownie wsiadłam na rower i pędząc w dół dojechałam do małej przystani z łódkami. Wyglądało na to, że łódkę można sobie bez pytania nikogo wypożyczyć, by wypłynąć na małe wędkowanie. Zresztą stojące obok na "dzikim parkingu" samochody sugerowały, że ktoś już tak zrobił :)

Może by tak odpłynąć? © Sinead


Ja niestety, z powodu braku zdolności i chęci do pływania, zrezygnowałam z tej przyjemności.
  • DST 45.70km
  • Teren 15.00km
  • Czas 03:31
  • VAVG 13.00km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 741m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 5 kwietnia 2009 Kategoria NORWAY

North Sea Cycle Route

North Sea Cycle Route

Mapka trasy

Krótka wycieczka rozeznawcza jak wygląda kawałek szlaku M.Północnego na północ od Haugesund.

Królewski monument © Sinead


W zasadzie to jeden z punktów szczególnych. Królewski monument na cześć zmarłego podczas zarazy, pierwszego króla Norwegii, Haralda Pięknowłosego. Zaraza (nie wiedzieć jaka, nie mogę na razie ustalić, może dżuma?) zabiła go niedaleko na wyspie Karmøy w Avaldsnes. Tam też założył pierwszą w Norwegii siedzibę królewską. Teraz mieści się tam Muzeum Wikingów a na pobliską wysepkę zjeżdżają się co roku miłośnicy hełmów z rogami :)

Dalej, jakże by inaczej, znowu zgubiłam drogę i po przejechaniu małych uliczek między domami straciłam ze wzroku tabliczki z rowerem...
Trafiłam przypadkowo na jakieś "bajoro" i tam się na chwilę zatrzymałam.

Polowanie na mewy © Sinead
  • DST 20.28km
  • Teren 2.00km
  • Czas 01:35
  • VAVG 12.81km/h
  • VMAX 35.00km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 279m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 4 kwietnia 2009 Kategoria NORWAY

Na południe od Haugesund

Na południe od Haugesund

Mapka trasy


Dzisiaj po wczorajszej rozgrzewce postanowiłam wydłużyć dystans, no i się udało. Prognoza pogody dla okolicy wskazywała, że po 12.00 w południe niebo zaszyje się chmurami, jednak na szczęście nie okazało się to być prawdą :), do 17.00 - ale wtedy już byłam w domu.

Zaraz za Haugesund musiałam minąć ruchliwą drogę, ale i przejechać pod nią, ale nie było to trudne - wszędzie są objazdy dla rowerów. Bez dobrej mapki tutejszej okolicy musiałam się trochę nagłowić, gdzie jechać dalej i postanowiłam, przynajmniej na początku trzymać się trasy autobusu podmiejskiego nr 5.

Gdy wyjechałam już poza zabudowania, ruch stał się mniejszy a słońce zaczęło dawać czadu. Musiałam się zatrzymać i ściągnąć trochę betów z siebie. Tym bardziej, że zaczęło być pod górkę. Nie jestem do nich przyzwyczajona, więc było to małym wyzwaniem.
Na <b>4[/b] km musiałam zaczerpnąć powietrza, bo wysokościomierz GPS zaczął pokazywać stromości. Z 5 m n.p.m było teraz 65 m n.p.m. Może dla niektórych to niezbyt wielki wyczyn, ale jak na mnie - owszem :). Niedługo potem minęłam kierunkowskaz na pobliskie muzeum w Ørpetveit, muszę jednak sprawdzić co tam pokazują - teraz kompletnie nie wiem...

5.85 km - pierwsze zdjęcie. Nie było zbyt piękne więc nie pokazuję. Ale następne kilometr dalej ujdzie więc wkleję ;)

Widok z Solbakken © Sinead


6.8 km - przystanęłam na chwilę podziwiać widoki. Jednocześnie musiałam cyknąć zdjęcie wszędobylskich niemal "zasieków" z drutu kolczastego. W regionie w którym mieszkam, zresztą jak w całej pozostałej Norwegii, nie ma zbyt wiele pól uprawnych (stanowią one zaledwie 3% powierzchni kraju), ale za to na kamienistych wzgórzach porośniętych trawą dominuje wypas zwierząt - w domyśle owiec:). Co by owieczki nie błąkały się po drogach muszą być druty. Na tereny zagrodzone wstęp jest zabroniony, ale wszędzie gdzie go nie ma można wejść i chodzić.

Pastuch © Sinead


8 km - widzę z daleka mały drogowskaz na zjazd w lewo. Aksnesstrand czyli plażaw Aksnes. Nie namyślając się dłużej dałam nura w wąską asfaltową ścieżkę z mostkiem nad małą rzeką. Z górki - pod górkę - z górki długi zjazd i oto jestem nad plażą. Z wysokości 65 m n.p.m zjechałam do -5 m. Po prawej stronie płynęła sobie wciąż "burzliwa" rzeczka. Trudno to nazwać plażą znaną z Morza Bałtyckiego, ale niewątpliwie jest to miejsce, gdzie nie skacząc ze skały można łagodnie wejść do wody.
Zapewniam, była trochę słona - wszak to fiord czyli woda morska (no może ciut mniej morska).

Aksnesstrand © Sinead


Førdesfjord © Sinead


Ławka z tabliczką © Sinead


Po krótkim pobycie na plaży, niestety bez kąpieli, wczłapałam się z powrotem na górę.
Na 9 km zaczęło się trochę psuć powietrze za sprawą jakiś naturalnych nawozów. Chyba pastwiska nawozili jakimś łajnem. Trudno ustalic - na tutejszym rolnictwie znam się jak krowa na gwiazdach.
Popedałowałam dalej szukając jakiegoś zjazdu w prawo. Tak pokazywała ogólna mapka. W końcu zjazd się pojawił a niedaleko potem pokazały się okoliczne jeziorka.
Na pewno wiosna już się tutaj zbudziła a okres wielkanocny może być rozpoczęty. Tutaj też zakwitły bazie - więc...z pogodą nie jest tak źle :)

Wiosna w Norwegii © Sinead


13,5 km - niedaleko od jeziorka następne i następne, jacyś amatorzy wędkowania również się znaleźli. Minęłam ich i pojechałam dalej szukając jakiegoś spokojnego miejsca na odpoczynek i "szamanko". Najlepiej w słońcu. W końcu za budynkiem jakiejś stacji przekaźnikowej, nad wodą, znalazłam ustronne miejsce.

Odpoczynek w lesie i nad wodą © Sinead


W tym miejscu znowu musiałam sprawdzić wodę - jezioro - woda słodka. Też sprawdzone na język. Gdy wylazłam na słoneczko stwierdziłam, że ubrałam się jak na zimę w mnóstwo "barchanów". Trochę zrzuciłam i wpakowałam do plecaka. Nawet rękawiczki z pełnymi palcami mogłam zastąpić lżejszymi. Hmm, a pogodynka zapowiadała 4 st???

Przytulne jeziorko © Sinead
  • DST 25.04km
  • Teren 10.00km
  • Czas 01:47
  • VAVG 14.04km/h
  • VMAX 38.00km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Podjazdy 312m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 3 kwietnia 2009 Kategoria NORWAY

Rozruch na norweskiej ziemi

Mapka trasy

No i stało się. Jestem już na norweskiej ziemi.
Dzisiaj po pracy uruchomiłam mój rower, by zrobić mały rekonesans po okolicy. Na początek ruszyłam na południe od miasteczka, w którym mieszkam.
Co najważniejsze droga wyjazdowa w kierunku wyspy Karmøy była trochę ruchliwa po południu, kiedy to wszyscy wracają z pracy, ale muszę przyznać, że kultura jazdy czterech kółek jest wysoka. Mijają rowerzystów przynajmniej z 1,5 m zapasem, a jeśli coś jedzie jeszcze naprzeciwko jadą w ogonku za cyklistą, czekając na możliwość wyprzedzenia. Mimo że nie cierpię takich dróg, tutaj czułam się bezpiecznie:).

Pierwszy postój był oczywiście spowodowany ładnym widoczkiem, więc musiałam cyknąć zdjęcie.

Most na Karmøy © Sinead


Kierowałam się na most prowadzący na wyspę obok. Jednak celem nie była owa wyspa :(. Może następnym razem, ale tamże byłam na nogach. Pognałam więc Salhusvegen dalej na południe pod most widniejący powyżej. Zjechałam sobie nad Morze Północne poszukać czegoś ciekawego. No i natknęłam się na jakiś zabytek z epoki późnego brązu - stojące prawie w okręgu kamienne słupy, ze trzy razy wyższe ode mnie.

Wykopalisko z epoki późnego brązu © Sinead


Po niezbyt szczegółowych oględzinach kamiennych bali zawróciłam trochę w kierunku małej przystani dla jachtów. W oddali majaczył jakiś tajemniczy postument, oczywiście też kamienny, ale nikt nie pozostawił pisemnej informacji ku jakiej czci zostało to coś postawione. Z tyłu ktoś próbował łatać łódkę po zimie, ktoś inny spacerował z długowłosym wilczurem a ja znowu chwyciłam za aparat.

Mała marina © Sinead


Cypelek koło mariny © Sinead


Po postoju i nasyceniu oczu widokami poleciałam dalej małym objazdem od całkiem głównej drogi w kierunku Moksheim. Przy wjeździe na Vormedalsvegen stał miły znak drogowy z informacją o szlaku rowerowym.

Szlak rowerowy © Sinead


Słońce jeszcze świeciło, jednak zbliżająca się 17.00 godzina przypomniały mi, że jeszcze mam przed sobą jakiś kawałek drogi. W sumie nie wiedziałam, gdzie jadę, tak przed siebie. W pewnym momencie zauważyłam skręt w lewo i postanowiłam sprawdzić, gdzie ów może mnie zaprowadzić. Okazało się, że w całkiem miłe miejsce a droga pod górę opłaciła się. Najpierw okazało się, że w pobliżu jest teren stadniny koni, więc podglądnęłam sobie okryte derkami "kunie" a nieco dalej, jakby wykuty w skałach, ukazał się tor wyścigów konnych. Zastanawiam się, kiedy zaczyna się tutaj sezon na ujeżdżanie.

Widoczek © Sinead


Miejscowy tor wyścigów konnych © Sinead


Tak sobie postałam, łyknęłam wody z bidona, powlepiałam ślipia na zjeżdżających bryczkami dżokejów i pstryknęłam sobie zdjęcia walcząc z ustawieniem aparatu i samowyzwalaczem. Ale za to mogę popatrzeć na siebie... Kusiło mnie by wjechać w drogę za moimi plecami (na zdjęciu) i tak też się stało...

Rowerzysta we własnej osobie © Sinead


Wśród drzew słońca już nie było i para wydobywała się z ust jak koniowi po wyścigu. W dodatku dookoła skały i jakieś mokradła dodawały zimna, wilgoci i szczyptę mroku, ale żwirowa droga szybko wydostała się na słońce. Pokręciłam sie tu i ówdzie a zobaczywszy stromy zjazd w dół odechciało mi się jechać. W końcu musiałabym wracać pod tą górę. Niestety z powodu braku lokalnej mapy nie mogłam pozwolić sobie na jakieś błądzenie. Czas było wracać...

W zimnym lesie... © Sinead


Po drodze niestety niebo zasnuło się chmurami i niemal nagle pojawiła się mgła. Nie pedałowało się przyjemnie, ale wiedziałam, że do domu mam niedaleko :)
  • DST 17.70km
  • Teren 3.00km
  • Czas 01:12
  • VAVG 14.75km/h
  • VMAX 43.50km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 214m
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl