Informacje

  • Wszystkie kilometry: 9989.70 km
  • Km w terenie: 3234.92 km (32.38%)
  • Czas na rowerze: 28d 01h 51m
  • Prędkość średnia: 14.65 km/h
  • Suma w górę: 54668 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Vampire.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2009

Dystans całkowity:212.28 km (w terenie 81.00 km; 38.16%)
Czas w ruchu:11:54
Średnia prędkość:17.84 km/h
Maksymalna prędkość:49.50 km/h
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:35.38 km i 1h 59m
Więcej statystyk
Niedziela, 26 lipca 2009 Kategoria NORWAY

Bez pomysłu...

No właśnie, nie miałam specjalnie dzisiaj pomysłu. Rano niebo było zachmurzone, ale nie padało, więc szkoda było zmarnować wolnego czasu.
Postanowiłam więc pokręcić trochę przy morzu i zobaczyć co tam słychać teraz. Z miasta ruszyłam więc w kierunku szlaku M. Północnego, gdyż tam widoki są najpiękniejsze. Minąwszy miejscowy kemping i monument na cześć Haralda Pięknowłosego, zaczęłam się przedzierać żwirową ścieżką, zastępowaną od czasu do czasu płaskimi skałami.

Zdjęcie z wycieczki rowerowej © Sinead

W końcu dostałam się w zaciszną okolicę z jakąś zatoczką, warsztatem rybackim i owcami dookoła. Wkrótce na horyzoncie pojawili się jacyś wycieczkowicze więc zakończyłam mały popas. Jechałam dalej omijając skrzętnie owcze kupy, walające się po trasie mojej jazdy. Po ostatnich opadach wypełzło tutaj też mnóstwo "bezskorupnych" ślimaków, których obłe cielska w odcieniach brązu wyglądają tak jakby miały za chwilę pęknąć. Nie zamierzałam mieć resztek ślimaków na oponach, więc je też musiałam wymijać.

Zdjęcie z wycieczki rowerowej © Sinead

Dotarłam do zatoki Kvalsvik i czując morze w nozdrzach porzuciłam rowerek, by udać się na sam koniec cypla. Na horyzoncie zaczęło się przejaśniać, a właściwie na otwartym morzu świeciło słońce pełną gębą. Wiatr rzucał falami o skały, co potęgowało fantastyczne poczucie odprężenia.

Zdjęcie z wycieczki rowerowej © Sinead

Do pełni szczęścia brakowało mi tylko wdrapać się na małą latarnię morską, które tutaj wyglądają zawsze tak samo. Biała, sześciokątna budka z kolorowymi (czerwono-zielono-niebieskimi szybami) otoczona czerwoną do bólu balustradą.

Zdjęcie z wycieczki rowerowej © Sinead

Oczywiście wlazłam. Jakże by inaczej. Z cypelka wywiał mnie jednak trochę chłodny wiatr i nadciągające rzesze niedzielnych spacerowiczów. Zjechałam nieco dalej, gdzie w czasie upałów zazwyczaj jest dużo luda. Dzisiaj pogoda kąpiącym nie sprzyjała, więc na kąpielisku zauważyłam tylko jednego dziadka, moczącego się w słonej wodzie. Zeszłam nad morze jak tylko blisko się dało i postanowiłam podpatrzeć z bliska jakieś formy życia. Wszędzie nagie skały, a do nich przylepione jakieś muszle.

Owoce morza ;) © Sinead

Widoku porostów i morszczynów (czy jak to się tam zwie) zaoszczędzę. Trochę obleśne było. Ale na gołych skałkach rosły też, prócz żółtych glonów, normalne kwiatki. Trochę skarlałe czy jakieś takie suche, ale sympatyczne.

Na gołych skałach © Sinead

Tutaj też oddałam się przyjemności kliknięcia zdjątek do moich eksperymentów z HDR. Brak statywu zmusił mnie nawet do leżenia na ziemi, ale chyba się udało!!

Kvalsvik © Sinead

Kvalsvik2 © Sinead

Słońce już się pojawiło nad lądem, więc jazda zrobiła się jeszcze przyjemniejsza. Minąwszy mały tor wyścigowy (dla gokartów) przeprawiłam się na drugą stronę Rv.47 (droga wojewódzka). Traska powrotna wiła się już po drugiej stronie Rv.47 wśród zielonych lasów, jeziorek i jednego małego wodospadu ("Wodospad Łososia).
  • DST 22.90km
  • Teren 16.00km
  • Czas 01:12
  • VAVG 19.08km/h
  • VMAX 39.80km/h
  • Temperatura 17.0°C
  • Sprzęt Brosik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 25 lipca 2009 Kategoria NORWAY

Na Kattanakk

Popołudniowa przebieżka po Djupadalen - tym razem Kattanakk (wzniesienie) i azymut na Krokavatnet (jezioro).
Początek przy wrotach do Djupadalen, dość dużego kompleksu leśno-wodnego, gdzie okoliczni Norwedzy uwielbiają spędzać czas wolny na powietrzu. Po drodze jak zwykle mnóstwo biegaczy, ale sezon urlopowy chyba jednak przetrzebił szeregi truchtająych.

Jak sama nazwa wskazuje:) © Sinead

Na 4 kilometrze skręcam w znaną sobie drogę, która zasuwa nieco pod górę. Przy okazji, nieco dalej, odkrywam nowo zrobioną żwirową ścieżkę. Co prawda miałam ochotę od razu sprawdzić, gdzie prowadzi ale po chwili namysłu stwierdziłam, że jadę tam gdzie sobie wcześniej umyśliłam. Nad jezioro Krokavatnet.

W końcu skręcam w odnogę głównej szutrowej drogi, która jeszcze 3 tygodnie temu była w jakimś remoncie. Tak czy siak nie można było nią przejechać. Po prawicy wił się strumyk, płynący to raz bliżej drogi, to znów oddalając się, ale niezmiennie przyjemnie szumiąc.

Tak szczerze mówiąc, to nie wiem co tu można było remontować lub naprawiać. Droga jak droga, pnie się trochę pod górę a ja jestem coraz bardziej ciekawa czy przy jeziorze da się zrobić pętlę.

Fioletowa góra? © Sinead

Tymczasem mijam połacie porośnięte fioletowym kwieciem, którego nazwy nie jestem pewna. Czyżby to wrzos??? Ale już teraz by kwitł? No cóż, z botaniki nigdy nie byłam zbyt mocna. Ale widoczki górek porośniętych niskimi iglakami i dywanami tego "wrzosu" są niesamowite!!

A tutaj góra z innej perspektywy. Tzw. oddolnej.

Na Katanakk © Sinead

No i ciąg dalszy trasy. Minęłam pana z psem i córką, który z uśmiechem skomentował mój podjazd pod górę. Chwilę później musiałam dać sobie na wstrzymanie - było trochę pchania. Co prawda zdjęcie poniżej nie oddaje w ogóle pojęcia wysokości (raczej wskazuje na teren płaski), ale ostatnie zdjęcie to pokaże!!!

W kierunku Krokavatnet. © Sinead

Po drodze na górę rozmyślam sobie o barszczu, który mam zamiar zrobić po powrocie. Dorwałam dzisiaj jakieś ładne i dorodne buraczki z liśćmi i już nie mogę się doczekać zupki:). Muszę jeszcze tylko kupić po drodze marchewkę. Rzecz jasna, żadnego sklepu na tym odludziu które widnieje na zdjęciach nie znajdę, ale przy domu - czemu nie. Posilona wirtualnie nacisnęłam na pedały, bo kamienie spod kół dały o sobie znać, waląc w szprychy.

Dom wbity w ziemię ;) © Sinead

Muszę przyznać, że dzisiejszą wycieczkę "odwalam" na moim starym rowerze. Oddałam go ostatnio do regulacji przerzutek, ale jak w porę ich nie zrzucę przy podjeździe do góry to już d...blada. Spodziewałam się, że mi trochę lepiej gościu podreguluje. No cóż, robił to za darmo, więc...
Nowy rowerek poszedł natomiast do gratisowego full przeglądu po pierwszych trzech miesiącach. Niestety musiałam go zostawić do wtorku. No tyle dygresji...

Krokavatnet © Sinead

W międzyczasie dotarłam na miejsce - niestety dalsza droga rowerem była niemożliwa. Na 174 m n.p.m musiałam zostawić rowerek przy jakimś niemal wbitym w ziemię domu (dach z trawą). Właściwie to nie był dom, bo tam coś w środku szumiało - domyślam się że woda, ale co ona tam robiła???

Nie lubię wracać tę samą trasą, ale na pocieszenie wlazłam sobie jeszcze wyżej na wzniesienie, by podziwiać panoramę okolicy. Teraz ciut tę wysokość widać, nie??
  • DST 19.67km
  • Teren 15.00km
  • Czas 01:03
  • VAVG 18.73km/h
  • VMAX 32.00km/h
  • Sprzęt Brosik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 21 lipca 2009 Kategoria Nie warte uwagi ;), Skrzynki pocztowe w Norwegii

Wieczorna przejażdżka

Jak dawno się nie ruszałam rowerem... Ale to trochę przez maraton dyżurowy.
Tym razem zaległe skrzynki pocztowe:)

Skrzynka-mewy © Sinead


Skrzynka © Sinead
  • DST 10.10km
  • Czas 00:32
  • VAVG 18.94km/h
  • VMAX 34.00km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • Sprzęt Brosik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 12 lipca 2009 Kategoria NORWAY

Etne i Ølen

Etne i Ølen.
Dzisiaj i wczoraj zapuściłam się w dalsze, wschodnie rejony mojego regionu. Podjechałam sobie lokalnym autobusem a przy hotelu wypożyczyłam rowerek (tak, tak, była taka możliwość). Zaraz po zameldowaniu się wyruszyłam w okolicę bo słońce jeszcze świeciło. Szkoda było dnia. Trasa wiodła sobie wzdłuż brzegu fiordu Ølensfjorden, kręcąc zawijasy. Ruchu samochodowego prawie wcale, ale za to mnóstwo biegaczy. I to chyba były jakieś zawody (maraton?), bo biegli z numerkami na koszulkach. Niektórzy szli... ale mogę ich zrozumieć.
Przed sobą miałam piękną słoneczną pogodę, ale gdy tylko obróciłam się do tyłu, ujrzałam za sobą niemal czarne, kłębiące się na górami chmury.

Chmury się zbierają :( © Sinead

Ocho, jechać dalej, czy zawrócić. A tak fajnie się pedałowało. Jeszcze tylko fotek, jeszcze jedna, a tu nogi w fiordzie zamoczyć... I skończyło się na tym, że w końcu nad moją głową zagrzmiało, zahuczało i... lunęło. Może nie aż tak bardzo jak się spodziewałam, ale kręciłam korbą naprawdę całkiem szybko!! Do suchej nitki nie przemokłam, udało się!!

I zaraz lunie... © Sinead

Po burzy czekałam tylko na moment, by znowu usiąść na siodełko. Wszak była dopiero 18.00, jeszcze prawie 5 godzin do wykorzystania.
No i się udało. Nawet jeszcze wyszło później słońce!!

Widoczek, Etne. © Sinead
  • DST 31.50km
  • Teren 20.00km
  • Czas 01:12
  • VAVG 26.25km/h
  • VMAX 41.00km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Sprzęt Brosik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 5 lipca 2009 Kategoria NORWAY

Vestre Bokn, wyspa

Wyprawa statkowo-rowerowa:) z taką jedną koszmarną przygodą. Zdjęcia nadejdą:)
Ale już niestety nie mam siły opisywać mojej koszmarnej przygody z zagubieniem się w górach. Przyznam się tylko, że tak spanikowałam, iż dzwoniłam na policję... Siara. Pół godziny później pedałowałam dalej starą trasą!!

Później zakwaterowałam się na małym, przytulnym kempingu, gdzie dostałam miłą i fajną hyttę, w której zamieszkałam na jeden dzień.

Vestre Bokn, wyspa © Sinead

Jak tylko rozgościłam się w tymczasowym domku, wsiadłam na rower popedałować na sam koniec wyspy. Oto rezultaty.

Vestre Bokn, wyspa © Sinead

A to zdjęcie to przed przypłynięciem promu - droga powrotna.
Vestre Bokn, na wyspie © Sinead


No więc nadszedł czas na opisanie mojej koszmarnej przygody.
Dopłynęłam do wyspy statkiem za 150 noków do jakiejś norweskiej wioski zwanej od zatoki Føresvik (Zatoka Føres). Jak na norweskie warunki to całkiem duża wioska, bo ma nawet jeden sklep Coop (chyba jedyny na wyspie). W nim też zaopatrzyłam się w mały browarek i serek oraz pieczywo na śniadanie dnia następnego.
Moja droga wiodła na południe. Zaraz jak minęłam tradycyjnie pomalowany na biało kościół (też ważna instytucja na wsi) z przyległym małym cmentarzykiem skręciłam w prawo.
  • DST 61.44km
  • Teren 20.00km
  • Czas 04:10
  • VAVG 14.75km/h
  • VMAX 48.00km/h
  • Temperatura 26.0°C
  • Sprzęt Brosik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 2 lipca 2009 Kategoria NORWAY, Skrzynki pocztowe w Norwegii

Haugesund-Buavåg-Sveio-Haugesund

Trasa jak wyżej.
Wiem, że niewiele to mówi. Najogólniej więc napiszę, że postanowiłam posunąć się dalej w eksploracji górnej (północnej) części szlaku rowerowego M. Północnego. Tam gdzie kończy się ląd i trzeba załadować się na prom, by ruszyć dalej w kierunku Bergen. Prom odpływa z Buavåg.
W punkcie docelowym, przy kei, zobaczyłam tylko "tyłek" promu, który właśnie odpływał, a że nie miałam zamiaru nim płynąć to żalu nie było. Za to pokręciłam po okolicy. Szczególne wrażenie zrobiła okolica "małych" domków z widokiem na morze.

Zdjęcie z wycieczki rowerowej © Sinead

Niedaleko stamtąd zajechałam nad jakiś warsztat rybacki. Wszystko leżało w ciszy, jakby zamarło nagle podczas pracy. A słońce przygrzewało niemiłosiernie. Dobrze, że tutaj nad morzem, wiaterek jakoś łagodził ukrop. Dziwne... w Norwegii ukrop, nie?

Zdjęcie z wycieczki rowerowej © Sinead

No i może nie na sam koniec, ale z pwenością był to hit dnia dla mnie. Znalazłam takie miejsce, w którym roiło się od przepysznych, słodziutkich poziomek. Nigdy w życiu nie najadłam się nimi tak jak dzisiaj. Nawet na koniec zastanawiałam się, czy ich z pudełka nie wyrzucić - ale zlitowałam się. Przejedzona nimi do granic możliwości, wrzuciłam jeszcze garść do "jadaczki".

Zdjęcie z wycieczki rowerowej © Sinead

Uff...

Parę skrzynek pocztowych
Zdjęcie z wycieczki rowerowej © Sinead


Zdjęcie z wycieczki rowerowej © Sinead
  • DST 66.67km
  • Teren 10.00km
  • Czas 03:45
  • VAVG 17.78km/h
  • VMAX 49.50km/h
  • Temperatura 24.0°C
  • Sprzęt Brosik
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl