Wpisy archiwalne w miesiącu
Luty, 2011
Dystans całkowity: | 34.30 km (w terenie 2.00 km; 5.83%) |
Czas w ruchu: | 01:56 |
Średnia prędkość: | 17.74 km/h |
Maksymalna prędkość: | 26.40 km/h |
Suma podjazdów: | 406 m |
Suma kalorii: | 503 kcal |
Liczba aktywności: | 3 |
Średnio na aktywność: | 11.43 km i 0h 38m |
Więcej statystyk |
Poniedziałek, 21 lutego 2011
Pracka, pracka, znowu
Po krótkim, tygodniowym urlopie miło było wstać i stwierdzić, że w końcu jest jasno kiedy ruszam do pracy. Jednak po kilkuset metrach zaczął szwankować tylny hamulec. Za Chiny ludowe nie mogłam rozgryźć o co w tym wszystkim chodziło, więc by hamulce nie zacisnęły się na amen na kole, postanowiłam go więcej nie ruszać.
.
Po wyjściu z pracy wszystko się samo z siebie unormowało.
Ale, ale. Małe co nieco z wczoraj...
A więc wracając z wczorajszej wycieczki, zauważyłam na poboczu jakiś stary traktor. Z daleka wyglądał na dawno opuszczony, i stojący przynajmniej 10 lat. Tyle, że zbliżywszy się do niego, jakoś tak dziwnie wyglądał. Koła były (znaczy się felgi), ale bez opon. Rozpuściły się czy jak, myślałam intensywnie. W końcu zrozumiałam, że spalił się doszczętnie. Zostało tylko to, co spalić się nie mogło. Druty, niczym szkielet opon, owijały się wokół felg, rdza pełzała po czym tylko mogła.
.
A oto obiekt mojego podziwu.
Rozbierając go na części wzrokiem i aparatem otrzymujemy:
- serce traktora - tak mi się przynajmniej wydaje
- zbliżenie na coś, co mogło być... właśnie, czym mogło być?
- dalej podziwiałam resztki opon, ale nie wydawało mi się to ciekawe do zdjęcia. Więc pominęłam. Dalej rozmyślałam czy ktoś podpalił go umyślnie, czy też zajął się tak o, po prostu. Jakby iskra z nieba.
. Jakieś wnętrzności wyrwane z kontekstu.
- zajrzałam też na tyły: bezpieczniki, kółka... diabli wiedzą co to jest. Ale dowód rzeczowy uwidoczniony.
I to byłoby na wszystko. Ciekawe znalezisko, albo tylko pretekst by uchwycić coś co mnie zafascynowało...
.
Po wyjściu z pracy wszystko się samo z siebie unormowało.
Ale, ale. Małe co nieco z wczoraj...
A więc wracając z wczorajszej wycieczki, zauważyłam na poboczu jakiś stary traktor. Z daleka wyglądał na dawno opuszczony, i stojący przynajmniej 10 lat. Tyle, że zbliżywszy się do niego, jakoś tak dziwnie wyglądał. Koła były (znaczy się felgi), ale bez opon. Rozpuściły się czy jak, myślałam intensywnie. W końcu zrozumiałam, że spalił się doszczętnie. Zostało tylko to, co spalić się nie mogło. Druty, niczym szkielet opon, owijały się wokół felg, rdza pełzała po czym tylko mogła.
.
A oto obiekt mojego podziwu.
Rozbierając go na części wzrokiem i aparatem otrzymujemy:
- serce traktora - tak mi się przynajmniej wydaje
- zbliżenie na coś, co mogło być... właśnie, czym mogło być?
- dalej podziwiałam resztki opon, ale nie wydawało mi się to ciekawe do zdjęcia. Więc pominęłam. Dalej rozmyślałam czy ktoś podpalił go umyślnie, czy też zajął się tak o, po prostu. Jakby iskra z nieba.
. Jakieś wnętrzności wyrwane z kontekstu.
- zajrzałam też na tyły: bezpieczniki, kółka... diabli wiedzą co to jest. Ale dowód rzeczowy uwidoczniony.
I to byłoby na wszystko. Ciekawe znalezisko, albo tylko pretekst by uchwycić coś co mnie zafascynowało...
- DST 4.70km
- Czas 00:17
- VAVG 16.59km/h
- VMAX 19.80km/h
- Temperatura -3.0°C
- Kalorie 81kcal
- Podjazdy 78m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 20 lutego 2011
Årabrot
He, he, po krótkim wyskoku wiosny w Polsce, jak doniosły mi prywatne agencje informacyjne, ponownie temperatury spadły, razem ze śniegiem. Tutaj w Norwegii trąbili od jakiegoś czasu o nadchodzących mrozach, niemal Syberyjskich warunkach, ale chyba wszystko przeniosło się nad Polskę.
Dzisiaj jednak niebo nad Haugesund było czyste, słońce nie dało się zasłonić ani jedną chmurką. Resztki wcześniejszej zimy były co prawda, gdzieniegdzie widoczne i na termometrze było nieco na minusie, ale żal było nie wybrać się na wycieczkę.
Kawałek za miastem okazało się, że moje obawy odnośnie jazdy na mrozie, były bezzasadne. Po prostu jechało się świetnie. Obrałam Nordsjørute, na północ, gdzieś przed siebie. Wkrótce wraz z kumpelą zrobiłyśmy sobie postój, i wszamałam przygotowane wcześniej goferki z bitą śmietaną. Cyknęłam kilka zdjęć, głównie po to by wypróbować nowy, próżniaczy nabytek.
Reszta trasy była zupełnie przypadkowa i niezamierzona. Dojechałyśmy do pobliskiego centrum sportów motorowych z torem kartingowym. Gdzieś na zapleczu pałętali się jacyś ludzie z przyczepką załadowaną dwoma kartingami, ale nic z tego nie wynikało. Kupili je, ukradli, zamierzali jeździć? Kiedy zrobiłyśmy kilka kółek, ci zdążyli się ulotnić z alei serwisowej. Fajnie było poczuć się jak na małym torze wyścigowym do Formuły 1.
Aleję zwiedziłyśmy dokładnie... a naszą uwagę przykuła waga, (s)tarowana na 10 kg jakimiś kamieniami. Nie obyło się bez ważenia rowerów, nas z rowerami i bez, we wszelkich możliwych kombinacjach. W sumie zastanawiałam się do czego służy... Ale na sportach motorowych w ogóle się nie znam.
.
Na torze nic się więcej nie działo, prócz naszej dwójki kręcącej ósemki. Jako zbłąkana polska dusza myślałam o Robercie Kubicy. Znudzone w końcu podjechałyśmy nieco pod górkę w poszukiwaniu jakiejś ścieżki na piesze wędrówki. Ku mojemu zaskoczeniu dojrzałam wnet jakieś dziwne oznakowania, strzałki i kółka różnych kolorów, czarno-żółte taśmy, wijące się coraz wyżej i wyżej, niemal aż na szczyt. A ukształtowanie terenu podobne do tego niżej, tyle że więcej krzaków, kamoli i drzew.
.
Suma sumarum doszłyśmy do wniosku, że tym razem to był tor dla motorów terenowych, a na samą myśl o zjeżdżaniu tamtędy robiło mi się niedobrze. Ale obok ścieżką można się kiedyś przejść.
Dzisiaj jednak niebo nad Haugesund było czyste, słońce nie dało się zasłonić ani jedną chmurką. Resztki wcześniejszej zimy były co prawda, gdzieniegdzie widoczne i na termometrze było nieco na minusie, ale żal było nie wybrać się na wycieczkę.
Kawałek za miastem okazało się, że moje obawy odnośnie jazdy na mrozie, były bezzasadne. Po prostu jechało się świetnie. Obrałam Nordsjørute, na północ, gdzieś przed siebie. Wkrótce wraz z kumpelą zrobiłyśmy sobie postój, i wszamałam przygotowane wcześniej goferki z bitą śmietaną. Cyknęłam kilka zdjęć, głównie po to by wypróbować nowy, próżniaczy nabytek.
Reszta trasy była zupełnie przypadkowa i niezamierzona. Dojechałyśmy do pobliskiego centrum sportów motorowych z torem kartingowym. Gdzieś na zapleczu pałętali się jacyś ludzie z przyczepką załadowaną dwoma kartingami, ale nic z tego nie wynikało. Kupili je, ukradli, zamierzali jeździć? Kiedy zrobiłyśmy kilka kółek, ci zdążyli się ulotnić z alei serwisowej. Fajnie było poczuć się jak na małym torze wyścigowym do Formuły 1.
Aleję zwiedziłyśmy dokładnie... a naszą uwagę przykuła waga, (s)tarowana na 10 kg jakimiś kamieniami. Nie obyło się bez ważenia rowerów, nas z rowerami i bez, we wszelkich możliwych kombinacjach. W sumie zastanawiałam się do czego służy... Ale na sportach motorowych w ogóle się nie znam.
.
Na torze nic się więcej nie działo, prócz naszej dwójki kręcącej ósemki. Jako zbłąkana polska dusza myślałam o Robercie Kubicy. Znudzone w końcu podjechałyśmy nieco pod górkę w poszukiwaniu jakiejś ścieżki na piesze wędrówki. Ku mojemu zaskoczeniu dojrzałam wnet jakieś dziwne oznakowania, strzałki i kółka różnych kolorów, czarno-żółte taśmy, wijące się coraz wyżej i wyżej, niemal aż na szczyt. A ukształtowanie terenu podobne do tego niżej, tyle że więcej krzaków, kamoli i drzew.
.
Suma sumarum doszłyśmy do wniosku, że tym razem to był tor dla motorów terenowych, a na samą myśl o zjeżdżaniu tamtędy robiło mi się niedobrze. Ale obok ścieżką można się kiedyś przejść.
- DST 12.00km
- Teren 2.00km
- Czas 00:57
- VAVG 12.63km/h
- VMAX 26.40km/h
- Temperatura -2.0°C
- Kalorie 212kcal
- Podjazdy 328m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 16 lutego 2011
Kategoria Nie warte uwagi ;)
Małe, lutowe co nie co
No cóż, kolejny miesiąc nadszedł. Tutaj wciąż bez śniegu, ale wypady w góry, gdzie białego puchu w brud, wystarczają. Początek lutego był relatywnie ciepły, 4-6 stopni, co sprzyjało drobnym wycieczkom, pieszo-rowerowym. Jednak największy mróz ma przyjść w nadchodzący weekend, więc z rowerowania pewno nici.
I jak zwykle kilka zdjątek.
Pies nie mój :)
I jak zwykle kilka zdjątek.
Pies nie mój :)
- DST 17.60km
- Czas 00:42
- VAVG 25.14km/h
- Temperatura 4.0°C
- Kalorie 210kcal
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze