Wpisy archiwalne w miesiącu
Czerwiec, 2011
Dystans całkowity: | 261.36 km (w terenie 76.00 km; 29.08%) |
Czas w ruchu: | 16:32 |
Średnia prędkość: | 15.81 km/h |
Maksymalna prędkość: | 44.20 km/h |
Suma podjazdów: | 2797 m |
Suma kalorii: | 3759 kcal |
Liczba aktywności: | 12 |
Średnio na aktywność: | 21.78 km i 1h 22m |
Więcej statystyk |
Czwartek, 30 czerwca 2011
Kategoria Do i z pracy, Skrzynki pocztowe w Norwegii
Rutynianka
Ano do pracy i z powrotem. Nic ciekawego po drodze... ;)
Skrzynka "stara", tzn. jeszcze z niepublikowanych zapasów!
Skrzynka "stara", tzn. jeszcze z niepublikowanych zapasów!
- DST 8.60km
- Teren 1.80km
- Czas 00:29
- VAVG 17.79km/h
- Temperatura 18.0°C
- Kalorie 150kcal
- Podjazdy 101m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 26 czerwca 2011
Kategoria Nie warte uwagi ;)
Rasabø
Niedzielne, miłe popołudnie pod znakiem rowerowania w okolicy i geocachowania.
Najfajniejsza skrzynka geocaching-owa jaką znalazłam dzisiejsza, w formie budki dla ptaków, zawieszona na drzewie. Trzeba było się po nią wspiąć, rozgryźć jak ją otworzyć a potem tylko zalogować!!
Po drodze trzeba było zjeść rozpuszczające się w słońcu ciastka z czekoladą!!
Najfajniejsza skrzynka geocaching-owa jaką znalazłam dzisiejsza, w formie budki dla ptaków, zawieszona na drzewie. Trzeba było się po nią wspiąć, rozgryźć jak ją otworzyć a potem tylko zalogować!!
Po drodze trzeba było zjeść rozpuszczające się w słońcu ciastka z czekoladą!!
- DST 12.40km
- Czas 00:46
- VAVG 16.17km/h
- VMAX 31.10km/h
- Temperatura 21.0°C
- Kalorie 224kcal
- Podjazdy 153m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 25 czerwca 2011
Kategoria Geocaching, NORWAY, Skrzynki pocztowe w Norwegii
Sveio-Førde
Do Sveio samochodem, a stamtąd rundka w kierunku Førde i na Sveio z powrotem. Co się rzadko zdarza, zapomniałam aparatu, hi, hi. Co z komórki to może później. Kilka keszy po drodze zaliczonych.
- DST 35.30km
- Teren 9.00km
- Czas 02:00
- VAVG 17.65km/h
- VMAX 43.20km/h
- Temperatura 18.0°C
- Kalorie 603kcal
- Podjazdy 347m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 23 czerwca 2011
Kategoria Skrzynki pocztowe w Norwegii
Ze skrzynką w tle
Dom - praca - dom i zaległa skrzynka :)
- DST 8.60km
- Teren 1.80km
- Czas 00:29
- VAVG 17.79km/h
- VMAX 27.90km/h
- Temperatura 20.0°C
- Kalorie 152kcal
- Podjazdy 101m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 22 czerwca 2011
Kategoria Do i z pracy
Normalka
Do pracy i z powrotem, zahaczajac po drodze o Reme 1000, znany norweski dyskont spozywczy, ktory w Polsce raczej sie nie sprawdzil z tego co pamietam.
- DST 8.68km
- Teren 0.90km
- Czas 00:32
- VAVG 16.27km/h
- VMAX 30.30km/h
- Temperatura 19.0°C
- Kalorie 154kcal
- Podjazdy 63m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 21 czerwca 2011
Kategoria Do i z pracy
Brakuje mi pomysłu na tytuł
Do pracy, zwyczajnie, nieatrakcyjnie, ale na rowerze!
- DST 8.60km
- Teren 1.90km
- Czas 00:31
- VAVG 16.65km/h
- VMAX 25.80km/h
- Temperatura 17.0°C
- Kalorie 150kcal
- Podjazdy 98m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 20 czerwca 2011
Kategoria Skrzynki pocztowe w Norwegii
Początek tygodnia!
Bezdeszczowy początek tygodnia, względne ciepełko i niechęć do wydawania pieniędzy na miesięczny bilet sprowokowały niemal całotygodniowy dojazd do pracy rowerem. No i super!!!
- DST 8.98km
- Teren 1.00km
- Czas 00:30
- VAVG 17.96km/h
- VMAX 27.30km/h
- Temperatura 20.0°C
- Kalorie 157kcal
- Podjazdy 63m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 13 czerwca 2011
Kategoria Do i z pracy, Skrzynki pocztowe w Norwegii
Pinsedag
Pinsedag jest dniem wolnym w Norwegii, ale akurat dzisiaj przypadł mi w udziale dyżur, więc musiałam popedałować do pracy.
Po drodze nic ciekawego się nie działo, codzienna rutyna, ale mogę zaprezentować starsze skrzyneczki!!
Pierwsza niech będzie rolnicza, od kogoś kto hoduje krówki.
Druga, bardziej skoncentrowana na przedstawieniu całej rodziny. Obie datują się na ubiegły rok, ale nadrabiam opóźnienie. Zostało jeszcze trochę skrzynek, ale objeżdżam okolicę i już coraz mniej ciekawych znajduję. Ciekawe co się stanie jak nowych zabraknie? ;)
Po drodze nic ciekawego się nie działo, codzienna rutyna, ale mogę zaprezentować starsze skrzyneczki!!
Pierwsza niech będzie rolnicza, od kogoś kto hoduje krówki.
Druga, bardziej skoncentrowana na przedstawieniu całej rodziny. Obie datują się na ubiegły rok, ale nadrabiam opóźnienie. Zostało jeszcze trochę skrzynek, ale objeżdżam okolicę i już coraz mniej ciekawych znajduję. Ciekawe co się stanie jak nowych zabraknie? ;)
- DST 9.15km
- Teren 1.00km
- Czas 00:34
- VAVG 16.15km/h
- VMAX 38.20km/h
- Temperatura 19.0°C
- Kalorie 67kcal
- Podjazdy 61m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 12 czerwca 2011
Kategoria NORWAY
Sandbekken
Po przepięknej wycieczce po wyspie Tysnes przyszedł czas na mały odpoczynek i okolice niedaleko w Tysvær. Brzmi podobnie :).
Zabrałam więc z domu Monica i popedałowałyśmy na południe. Po drodze chciałyśmy znaleźć kesze, jednak nie miałyśmy dziś szczęścia, nic nie udało nam się znależć, ani w jednym ani w drugim miejscu. Faen! (norweski odpowiednik k...).
Okazało się, że w okolicach Sandbekken już kiedyś byłam przy okazji jakiegoś samochodowego "spendu", tzn. zlotu samochodów vann.
Jednak Sandbekken słynie z tego, że jest tam mały zabytek, a mianowicie dom niejakiego Clenga Peerson (1783-1865), który jest znany jako ojciec emigracji norweskiej do Stanów Zjednoczonych. Peerson mieszkał i dorastał w Tysvær pod koniec XVIII w. Dużo wypływał w morze, potem ożenił się i osiedlił na wyspie Finnøy, ale powrócił w 1821. Był kwekrem, więc z powodu swojego wyznania był nieco prześladowany a za zadanie od zboru kwerków otrzymał zbadanie jak się żyło w Ameryce. Już w 1824 roku wrócił, by wszystko co miał sprzedać i na stałe osiedlić się w Ameryce, wypłynąwszy 5 lipca ze Stavanger do Nowego Jorku (przybył tam 9 października). Dom Clenga Peersona stał początkowo w Hesthammer w Tysvær, ale został przeniesiony w obecne miejsce w 1976. Dom wybudowany w latach 1840, więc nie jest jego domem za czasów dzieciństwa, ale jest to typowy norweski dom z północnego Rogalandu. Na miejscu stoi dom mieszkalny, z przybudówkami, tj. stajnią, miejscem składowania drewna i domkiem do pracy.
Dla małej rozrywki trochę buszowania po drzewie!!
Zabrałam więc z domu Monica i popedałowałyśmy na południe. Po drodze chciałyśmy znaleźć kesze, jednak nie miałyśmy dziś szczęścia, nic nie udało nam się znależć, ani w jednym ani w drugim miejscu. Faen! (norweski odpowiednik k...).
Okazało się, że w okolicach Sandbekken już kiedyś byłam przy okazji jakiegoś samochodowego "spendu", tzn. zlotu samochodów vann.
Jednak Sandbekken słynie z tego, że jest tam mały zabytek, a mianowicie dom niejakiego Clenga Peerson (1783-1865), który jest znany jako ojciec emigracji norweskiej do Stanów Zjednoczonych. Peerson mieszkał i dorastał w Tysvær pod koniec XVIII w. Dużo wypływał w morze, potem ożenił się i osiedlił na wyspie Finnøy, ale powrócił w 1821. Był kwekrem, więc z powodu swojego wyznania był nieco prześladowany a za zadanie od zboru kwerków otrzymał zbadanie jak się żyło w Ameryce. Już w 1824 roku wrócił, by wszystko co miał sprzedać i na stałe osiedlić się w Ameryce, wypłynąwszy 5 lipca ze Stavanger do Nowego Jorku (przybył tam 9 października). Dom Clenga Peersona stał początkowo w Hesthammer w Tysvær, ale został przeniesiony w obecne miejsce w 1976. Dom wybudowany w latach 1840, więc nie jest jego domem za czasów dzieciństwa, ale jest to typowy norweski dom z północnego Rogalandu. Na miejscu stoi dom mieszkalny, z przybudówkami, tj. stajnią, miejscem składowania drewna i domkiem do pracy.
Dla małej rozrywki trochę buszowania po drzewie!!
- DST 35.33km
- Teren 5.90km
- Czas 02:03
- VAVG 17.23km/h
- VMAX 44.20km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 231m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 11 czerwca 2011
Kategoria NORWAY
Tysnes rundt!
TYSNES (11.06.2011)
Wpis znowu niestety z opóźnieniem, ale lepiej późno niż wcale. Długie dni sprzyjają długim wycieczkom.
Kolejna wyspa do przejechania. Leży sobie na północ od Haugesund, w kierunku na Bergen, mniej więcej w połowie drogi. Po jednodniowym planowaniu zapakowałam rower do Kystbussen (autobus kursujący wzdłuż wybrzeża) i pognałam najpierw na wyspę Stord. Stamtąd już tylko 10 minut promem na Tysnes. Długo zastanawiałam się z której strony zaatakować wyspę, z lewa, czy prawa. Wypadło na prawo a potem na skos, w kierunku północno-zachodnim.
Pierwszy postój to Flakke, miejsce gdzie stoi tablica informująca, że dawno, dawno temu na wyspie, kwitło wydobycie wapienia. Za górką stoją resztki budynku, z wysokim i szerokim kominem, przez który wrzucano materiał wyjściowy, a na dole odbierano coś co było chyba wapnem.
Ze szczegółami pozyskiwania wapna zbytnio się nie zapoznawałam, więc będzie bez. Dalej kręciłam mając po mojej prawej stronie Husnesfjorden (fjord Husnes) i kilka przepięknie zielonych wysp. Oczywiście, jak to w Norwegii bywa, z górki i na górkę dotarłam w końcu do Onerheim. Gwoli ciekawostki, to wiele ludzi ma nazwiska z miejsca, w którym się urodziło. Stąd Onerheimów jest jak nasrali, szczególnie na przykościelnym cmentarzu.
W tym też miejscu musiałam (a raczej postanowiłam) nakręcić w lewo na północny-zachód w poprzek wyspy. Początkowo było sporo pod górkę, niestety, ale jakoś dałam radę bez zsiadania z siodełka. Droga prowadziła przez przepiękną dolinę, otoczoną lasami i spływającymi potokami. Prawdopodobnie jest to jedna z najstarszych dróg w Hordaland, a miejscami jej szerokość nie przekraczała 1,5 m. Całe szczęście ruch tu prawie żaden, raz jedyny musiał samochód poczekać aż sobie pojadę, a częściej mijałam mknących rowerzystów.
Z lewa towarzyszyła mi z łoskotem płynąca bezimienne rzeka, wpadająca na wchodzie do fiordu Onarheim. Poza tym cisza, szum gum i wiatr w uszach, włosach i gdzie popadnie!!
W końcu wyjechałam ze spokojnej i sielankowej doliny do Uggdal z kościołem z centrum. Jak zwykle kościoły są tu zamknięte, ale wystroje i tak są uboższe niż w Polsce, więc pomyślałam, że nie ma czego żałować.
Skręciłam za kościół i się dalej pogubiłam, tzn. chciałam pojechać terenem, ale okazało się, że tam gdzie dawniej była droga, ktoś ogrodził sobie pastwisko. A że było pod prądem, to dałam sobie spokój.
Popedałowałam dalej w kierunku Våge, chyba największej tutaj mieściny. Szkoda, że dotarłam tu tak późno, bo wczoraj akurat zakończył się Tysnesfestival z masą super imprez, koncertów, itp. Jako największe skupisko „ludzia” działo się tu najwięcej, resztki niedobitków błąkały się po ulicach, gromadnie oblegając sklepy, kafejki, nadbrzeżną keję. Pomosty oblepione były mnóstwem łodzi motorowych z jakiegoś „Motorbåtforening” i Bergen. Odwiedziłam tylko małą informację turystyczną ze sklepikiem i mikro muzeum. Mały, sympatyczny budyneczek informacji stoi sobie na wodzie, wbity chyba w betonowe pale, zaś na środku w podłodze zrobione jest szklane okno z widokiem na dno fiordu!!
Ja natomiast zaopatrzyłam się dalej w mapę, trochę jedzonka, znalazłam miejsce „toaletowe” i popędziłam dalej, na wschód i potem południe.
„Atrakcyją” dalszej drogi miała być Årbakka, miejsce gdzie dawno, dawno temu znajdował się targ i typowe, westlandskie, miejsce handlowe w XIX wieku, otwarte w 1898 r. Obok wybudowane także kuźnia i przechowalnia łodzi z tamtych czasów. Nieopodal znajduje się tez miejsce pochówku z epoki żelaza z dosyć
charakterystycznymi kamiennymi kolumnami.
Tutaj też postanowiłam odpocząć i zjeść resztki mojego prowiantu, parę chipsów, orzeszki pistacjowe i kanapkę jako danie główne. Siadłam więc na kamienistej plaży, podziwiając pełzające ku mnie fale. Akurat zaczął się przypływ… Sielanka.
Wpis znowu niestety z opóźnieniem, ale lepiej późno niż wcale. Długie dni sprzyjają długim wycieczkom.
Kolejna wyspa do przejechania. Leży sobie na północ od Haugesund, w kierunku na Bergen, mniej więcej w połowie drogi. Po jednodniowym planowaniu zapakowałam rower do Kystbussen (autobus kursujący wzdłuż wybrzeża) i pognałam najpierw na wyspę Stord. Stamtąd już tylko 10 minut promem na Tysnes. Długo zastanawiałam się z której strony zaatakować wyspę, z lewa, czy prawa. Wypadło na prawo a potem na skos, w kierunku północno-zachodnim.
Pierwszy postój to Flakke, miejsce gdzie stoi tablica informująca, że dawno, dawno temu na wyspie, kwitło wydobycie wapienia. Za górką stoją resztki budynku, z wysokim i szerokim kominem, przez który wrzucano materiał wyjściowy, a na dole odbierano coś co było chyba wapnem.
Ze szczegółami pozyskiwania wapna zbytnio się nie zapoznawałam, więc będzie bez. Dalej kręciłam mając po mojej prawej stronie Husnesfjorden (fjord Husnes) i kilka przepięknie zielonych wysp. Oczywiście, jak to w Norwegii bywa, z górki i na górkę dotarłam w końcu do Onerheim. Gwoli ciekawostki, to wiele ludzi ma nazwiska z miejsca, w którym się urodziło. Stąd Onerheimów jest jak nasrali, szczególnie na przykościelnym cmentarzu.
W tym też miejscu musiałam (a raczej postanowiłam) nakręcić w lewo na północny-zachód w poprzek wyspy. Początkowo było sporo pod górkę, niestety, ale jakoś dałam radę bez zsiadania z siodełka. Droga prowadziła przez przepiękną dolinę, otoczoną lasami i spływającymi potokami. Prawdopodobnie jest to jedna z najstarszych dróg w Hordaland, a miejscami jej szerokość nie przekraczała 1,5 m. Całe szczęście ruch tu prawie żaden, raz jedyny musiał samochód poczekać aż sobie pojadę, a częściej mijałam mknących rowerzystów.
Z lewa towarzyszyła mi z łoskotem płynąca bezimienne rzeka, wpadająca na wchodzie do fiordu Onarheim. Poza tym cisza, szum gum i wiatr w uszach, włosach i gdzie popadnie!!
W końcu wyjechałam ze spokojnej i sielankowej doliny do Uggdal z kościołem z centrum. Jak zwykle kościoły są tu zamknięte, ale wystroje i tak są uboższe niż w Polsce, więc pomyślałam, że nie ma czego żałować.
Skręciłam za kościół i się dalej pogubiłam, tzn. chciałam pojechać terenem, ale okazało się, że tam gdzie dawniej była droga, ktoś ogrodził sobie pastwisko. A że było pod prądem, to dałam sobie spokój.
Popedałowałam dalej w kierunku Våge, chyba największej tutaj mieściny. Szkoda, że dotarłam tu tak późno, bo wczoraj akurat zakończył się Tysnesfestival z masą super imprez, koncertów, itp. Jako największe skupisko „ludzia” działo się tu najwięcej, resztki niedobitków błąkały się po ulicach, gromadnie oblegając sklepy, kafejki, nadbrzeżną keję. Pomosty oblepione były mnóstwem łodzi motorowych z jakiegoś „Motorbåtforening” i Bergen. Odwiedziłam tylko małą informację turystyczną ze sklepikiem i mikro muzeum. Mały, sympatyczny budyneczek informacji stoi sobie na wodzie, wbity chyba w betonowe pale, zaś na środku w podłodze zrobione jest szklane okno z widokiem na dno fiordu!!
Ja natomiast zaopatrzyłam się dalej w mapę, trochę jedzonka, znalazłam miejsce „toaletowe” i popędziłam dalej, na wschód i potem południe.
„Atrakcyją” dalszej drogi miała być Årbakka, miejsce gdzie dawno, dawno temu znajdował się targ i typowe, westlandskie, miejsce handlowe w XIX wieku, otwarte w 1898 r. Obok wybudowane także kuźnia i przechowalnia łodzi z tamtych czasów. Nieopodal znajduje się tez miejsce pochówku z epoki żelaza z dosyć
charakterystycznymi kamiennymi kolumnami.
Tutaj też postanowiłam odpocząć i zjeść resztki mojego prowiantu, parę chipsów, orzeszki pistacjowe i kanapkę jako danie główne. Siadłam więc na kamienistej plaży, podziwiając pełzające ku mnie fale. Akurat zaczął się przypływ… Sielanka.
- DST 72.42km
- Teren 15.80km
- Czas 04:35
- VAVG 15.80km/h
- VMAX 43.90km/h
- Temperatura 17.0°C
- Kalorie 1290kcal
- Podjazdy 895m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze