Wpisy archiwalne w miesiącu
Luty, 2013
Dystans całkowity: | 134.89 km (w terenie 32.10 km; 23.80%) |
Czas w ruchu: | 10:01 |
Średnia prędkość: | 13.47 km/h |
Maksymalna prędkość: | 38.60 km/h |
Suma podjazdów: | 37 m |
Suma kalorii: | 3590 kcal |
Liczba aktywności: | 13 |
Średnio na aktywność: | 10.38 km i 0h 46m |
Więcej statystyk |
Wtorek, 5 lutego 2013
Kategoria Nie warte uwagi ;)
Tornesvatnet
Styczniowy rekord pobity, teraz przede mną pobicie lutowego z 2011 r. Wtedy udało mi się ujeździć 34,5 km. Do małego rekordu brakuje mi więc 20 km jeszcze. Może się uda biorąc pod uwagę fakt, iż mam trochę wolnego z pracy :)
Dzisiaj przejażdżka na północ, zupełnie bez celu. Zajechałam jednak od drugiej strony małego rezerwatu przyrody przy jeziorze Tornesvatnet, który latem jest pełny ptaków.
Dzisiaj jednak szary i smutny.
Prócz ptaków żyją tutaj różnej maści chruściki (bagiennik żółtorogi), nartniki i pełno innych nawet nie mających innych niż łacińskie nazwy stwory.
Prócz tego, że ugrzęzłam w błocku, sfotografowałam kawałek spalonego drzewa
i popodziwiałam stojącego przy drodze kamiennego grilla, nie stało się nic godnego większej uwagi…
Dzisiaj przejażdżka na północ, zupełnie bez celu. Zajechałam jednak od drugiej strony małego rezerwatu przyrody przy jeziorze Tornesvatnet, który latem jest pełny ptaków.
Dzisiaj jednak szary i smutny.
Prócz ptaków żyją tutaj różnej maści chruściki (bagiennik żółtorogi), nartniki i pełno innych nawet nie mających innych niż łacińskie nazwy stwory.
Prócz tego, że ugrzęzłam w błocku, sfotografowałam kawałek spalonego drzewa
i popodziwiałam stojącego przy drodze kamiennego grilla, nie stało się nic godnego większej uwagi…
- DST 5.20km
- Teren 1.40km
- Czas 00:24
- VAVG 13.00km/h
- VMAX 27.90km/h
- Temperatura 2.0°C
- Kalorie 176kcal
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 3 lutego 2013
Kategoria Nie warte uwagi ;)
Urdadalvatnet
Værvarsel så ikke så spennende ut i dag… Likevel etter formiddags kaffe fristet meg snøen til en liten sykkeltur. Det er selvsagt ikke vanlig jeg sykler i snø, men i dag var det et untakk. Turen gikk til Udland gravlund, som ble etablert i 1863 og har gjennomgått flere utvidelser etter det.
På Udland gravlund finnes det også et lite kapell som nå ikke er i bruk.
De fleste begravelsene går nå fra nye Udland kirke som ligger like ved kirkegården.
Offrene etter Røvær-ulykken hvor 33 personer omkom, ligger gravlagt på den
eldste delen av Udland gravlund. Etter denne ulykken ble det etablert egen
gravlund på Røvær (1901).
No a teraz po polsku.
Zazwyczaj nie jeżdżę, kiedy pada śnieg, jednak przeglądając zdjęcia „twardzieli
i twardzielek” z z Bikestatsa postanowiłam jednak spróbować.
Co prawda za oknem wiało, ale przepiękne i grube płatki śniegu wyglądały tak
cudownie, że to przeważyło szalę.
Wpierw jednak musiałam oglądnąć przełożone z wczoraj zawody w lotach
narciarskich w Harrachowie. Wczorajszy dzień miał być bowiem skokowo-biegowy,
skończył się tylko bigową porażką.
Przejażdżka w kilkucentymetrowym śniegu toczyła się w iście ślimaczym tempie, trochę
poprawiło się później w terenie, wokół jeziorka Urdadal. W końcu wyjechałam
w pobliżu kościoła Udland z przyległym do niego cmentarzem. Jego starsza część
została założona w 1863 roku. Biała kapliczka stojąca na małym wzniesieniu nie jest już dalej używana i tylko stoi oświetlona prześlicznie nocą.
Na cmentarzyku pochowano 33 ofiary katastrofy, w której statek rozbił się u brzegów jednej z małych wysp w pobliżu.
W międzyczasie wspaniały wcześniej śnieg zamienił się w wodnisto-śniegową mazię,
by w końcu zniechęcić mnie do dalszej jazdy.
Kapliczka
Cmentarne drzewo
På Udland gravlund finnes det også et lite kapell som nå ikke er i bruk.
De fleste begravelsene går nå fra nye Udland kirke som ligger like ved kirkegården.
Offrene etter Røvær-ulykken hvor 33 personer omkom, ligger gravlagt på den
eldste delen av Udland gravlund. Etter denne ulykken ble det etablert egen
gravlund på Røvær (1901).
No a teraz po polsku.
Zazwyczaj nie jeżdżę, kiedy pada śnieg, jednak przeglądając zdjęcia „twardzieli
i twardzielek” z z Bikestatsa postanowiłam jednak spróbować.
Co prawda za oknem wiało, ale przepiękne i grube płatki śniegu wyglądały tak
cudownie, że to przeważyło szalę.
Wpierw jednak musiałam oglądnąć przełożone z wczoraj zawody w lotach
narciarskich w Harrachowie. Wczorajszy dzień miał być bowiem skokowo-biegowy,
skończył się tylko bigową porażką.
Przejażdżka w kilkucentymetrowym śniegu toczyła się w iście ślimaczym tempie, trochę
poprawiło się później w terenie, wokół jeziorka Urdadal. W końcu wyjechałam
w pobliżu kościoła Udland z przyległym do niego cmentarzem. Jego starsza część
została założona w 1863 roku. Biała kapliczka stojąca na małym wzniesieniu nie jest już dalej używana i tylko stoi oświetlona prześlicznie nocą.
Na cmentarzyku pochowano 33 ofiary katastrofy, w której statek rozbił się u brzegów jednej z małych wysp w pobliżu.
W międzyczasie wspaniały wcześniej śnieg zamienił się w wodnisto-śniegową mazię,
by w końcu zniechęcić mnie do dalszej jazdy.
Kapliczka
Cmentarne drzewo
- DST 4.20km
- Teren 3.20km
- Czas 00:23
- VAVG 10.96km/h
- VMAX 29.00km/h
- Temperatura -1.0°C
- Kalorie 125kcal
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 2 lutego 2013
Kategoria Nie warte uwagi ;)
Tajemnicza okolica
Blant besøkende av min sykkelside har jeg noen norske venner, som dessverre ikke kan lese på polsk (7,3% av alle seere). Jeg har bestemt meg å skrive av og til et par norske ord tild dem.
I dag var jeg på en kort sykkeltur i nærheten av Tittlsnesvegen 139E. Hva som star her er et stort mysterium for meg. To tømme bygninger og to scener midt i en liten skog.
Dzień miał być sportowy, rowerowo-biegowo-skokowy. Pierwsza część dnia rowerowa, bo słoneczna i w miarę bez wiatru.
Znalazłszy pretekst (zakupy w pobliskim sklepie) i sposobność (miłe okoliczności pogodowe w postaci świecącego słońca) siadłam na rower.
Po "spantowaniu"kolejnych kilkunastu złotych, z małym zapasem zakupów, pojechałam dalej. W międzyczasie, jak na złość, słońce schowało się za nadciągające chmury. Gnane północnym wiatrem szybko zakryły całe niebo i cała radość z wycieczki jakoś tak szybko wyparowała.
Tajemnicza scena
Dojechałam jednak do miejsca, gdzie żwirowa, teraz mocno zmrożona i pokryta cienką warstwą śniegu droga powiodła mnie to tajemniczego małego lasku, na którego środku stało kilka zabudowań. Kiedyś tam byłam, ale rozczarowana ślepą drogą, zaraz zawróciłam. Dzisiaj chciałam przyjrzeć się bliżej opuszczonym zabudowaniom.
"Niebezpieczny dom"
Droga była tym razem zabarykadowana lepiej niż ostatnio. Oznaczało to jednak jakowąś aktywność tutaj. Po lewej stronie stał dom, teraz zamieniony w jakąś dziwną „twierdzę”. Przy wejściu tabliczka, że wejście zabronione i niebezpieczne. Co tam teraz jest, trudno było zgadnąć, mimo zaglądania w okienka. Nie odważyłam się nacisnąć na klamkę.
Przy wjeździe i na samym końcu polany stały dwie, bez wątpienia, sceny. Czyżby odbywały się tu kiedyś tajemne koncerty? Może zbudowano je dla małych bandów ćwiczących przed koncertami - nie wiadomo…
Na jednej ze scen, pod którą porzuciłam rower, stał zdezelowany przód motocykla. Na przedniej jego szybie masa naklejek, świadczących że jego dawny właściciel przemierzył być może motocyklem Luksemburg, a z pewnością północną Norwegię. Zadumałam się…
Motocyklowy przod
W głębi sceny stały stolik i kilka plastikowych krzesełek, jeden z katów zarośnięty bluszczem i gratami. Wyobraźnia pracowała… miejsce spotkań narkomanów? satanistów? Innych dziwnych grup zapaleńców? Raczej nie muzyków.
Wygooglowałam, że znajduje się tam pustostan, który przejęła gmina Haugesund w 1971 r., a dawniej właścicielem był niejaki Oystein Miljeteig.
Prócz dwóch scen stał tam jeszcze jeden dom/garaż ze sterczącą na północym boku budką do sprzedaży produktów firmy Gilde (spółka produkująca mięso i wędliny).
Całość jednak otoczona wielką tajemnicą co mnie zauroczyło.
W drodze powrotnej zahaczyłam o ośrodek jeździecki, gdzie coś się działo, ale nie odgadłam co. Jeźdźcy z rumakami przykrytymi derkami spacerowali tam i z powrotem, dla mnie jakby bez celu, ale pani z megafonu coś jednak ogłaszała. Popatrzyłam na koniki i zawróciłam do domu, robiąc pierwsze lutowe kilometry.
Koniki
Osrodek jezdziecki zimowo
I dag var jeg på en kort sykkeltur i nærheten av Tittlsnesvegen 139E. Hva som star her er et stort mysterium for meg. To tømme bygninger og to scener midt i en liten skog.
Dzień miał być sportowy, rowerowo-biegowo-skokowy. Pierwsza część dnia rowerowa, bo słoneczna i w miarę bez wiatru.
Znalazłszy pretekst (zakupy w pobliskim sklepie) i sposobność (miłe okoliczności pogodowe w postaci świecącego słońca) siadłam na rower.
Po "spantowaniu"kolejnych kilkunastu złotych, z małym zapasem zakupów, pojechałam dalej. W międzyczasie, jak na złość, słońce schowało się za nadciągające chmury. Gnane północnym wiatrem szybko zakryły całe niebo i cała radość z wycieczki jakoś tak szybko wyparowała.
Tajemnicza scena
Dojechałam jednak do miejsca, gdzie żwirowa, teraz mocno zmrożona i pokryta cienką warstwą śniegu droga powiodła mnie to tajemniczego małego lasku, na którego środku stało kilka zabudowań. Kiedyś tam byłam, ale rozczarowana ślepą drogą, zaraz zawróciłam. Dzisiaj chciałam przyjrzeć się bliżej opuszczonym zabudowaniom.
"Niebezpieczny dom"
Droga była tym razem zabarykadowana lepiej niż ostatnio. Oznaczało to jednak jakowąś aktywność tutaj. Po lewej stronie stał dom, teraz zamieniony w jakąś dziwną „twierdzę”. Przy wejściu tabliczka, że wejście zabronione i niebezpieczne. Co tam teraz jest, trudno było zgadnąć, mimo zaglądania w okienka. Nie odważyłam się nacisnąć na klamkę.
Przy wjeździe i na samym końcu polany stały dwie, bez wątpienia, sceny. Czyżby odbywały się tu kiedyś tajemne koncerty? Może zbudowano je dla małych bandów ćwiczących przed koncertami - nie wiadomo…
Na jednej ze scen, pod którą porzuciłam rower, stał zdezelowany przód motocykla. Na przedniej jego szybie masa naklejek, świadczących że jego dawny właściciel przemierzył być może motocyklem Luksemburg, a z pewnością północną Norwegię. Zadumałam się…
Motocyklowy przod
W głębi sceny stały stolik i kilka plastikowych krzesełek, jeden z katów zarośnięty bluszczem i gratami. Wyobraźnia pracowała… miejsce spotkań narkomanów? satanistów? Innych dziwnych grup zapaleńców? Raczej nie muzyków.
Wygooglowałam, że znajduje się tam pustostan, który przejęła gmina Haugesund w 1971 r., a dawniej właścicielem był niejaki Oystein Miljeteig.
Prócz dwóch scen stał tam jeszcze jeden dom/garaż ze sterczącą na północym boku budką do sprzedaży produktów firmy Gilde (spółka produkująca mięso i wędliny).
Całość jednak otoczona wielką tajemnicą co mnie zauroczyło.
W drodze powrotnej zahaczyłam o ośrodek jeździecki, gdzie coś się działo, ale nie odgadłam co. Jeźdźcy z rumakami przykrytymi derkami spacerowali tam i z powrotem, dla mnie jakby bez celu, ale pani z megafonu coś jednak ogłaszała. Popatrzyłam na koniki i zawróciłam do domu, robiąc pierwsze lutowe kilometry.
Koniki
Osrodek jezdziecki zimowo
- DST 6.20km
- Teren 1.30km
- Czas 00:22
- VAVG 16.91km/h
- VMAX 28.40km/h
- Temperatura -2.0°C
- Kalorie 175kcal
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze