Wpisy archiwalne w miesiącu
Kwiecień, 2013
Dystans całkowity: | 153.82 km (w terenie 30.70 km; 19.96%) |
Czas w ruchu: | 09:34 |
Średnia prędkość: | 16.08 km/h |
Maksymalna prędkość: | 41.50 km/h |
Suma podjazdów: | 822 m |
Maks. tętno maksymalne: | 159 (85 %) |
Maks. tętno średnie: | 128 (117 %) |
Suma kalorii: | 4013 kcal |
Liczba aktywności: | 12 |
Średnio na aktywność: | 12.82 km i 0h 47m |
Więcej statystyk |
Wtorek, 2 kwietnia 2013
Kategoria Ciekawe i niepospolite miejsca, NORWAY
Śladem opuszczonych hytt
Śladami zapomnianych hytt
No cóż, jak się jeździ rekreacyjnie to zawsze tak bywa, że czas na rowerze nie pokrywa się z czasem w naturze. A średnia prędkość stoi w miejscu lub co gorzej spada na łeb na szyję. Ale co tam, ja tam lubię, im większa prędkość tym szybciej świat ucieka z punktu widzenia rowerowego siodełka.
A ja tam lubię stanąć, nasycić oczy widokami, czasami przejść na nogach kawałek dalej, gdzie rower nie pojedzie.
Dzisiaj, a właściwie wczoraj postanowiłam, zobaczyć co za dwa domki stały po drugiej stronie zatoki. Z daleka wyglądały już na podupadające i opuszczone, co tym bardziej mnie zaintrygowało. Dzisiaj więc pojechałam na przeszpiegi.
Porzucona hytta
Pojechałam drogą na Årabrot, kawałek tą samą co wczoraj. Lecz zamiast zjechać w dół w kierunku rezerwatu przyrody, pojechałam stromo w górę. Asfalt stawał się bardziej pobrużdżony i popękany, miejscami zalegał grus, widać, że droga mało używana. Potem się nagle skończyła i trzeba było wjechać na single tracka po wysuszonej i wydeptanej trawie. I błoga cisza przerywana czasami pokrzykiwaniami mew. Słońce dawało swoją wiosenna „parą”. Wkrótce postanowiłam porzucić rower i dalej pójść piechotą. Wjechać się już zresztą nie dało.
Na wzgórzu, z którego roztacza się przepiękny widok na Morze Północne stoi stara hytta, czyli domek letniskowy. Próbowałam szukać w necie cokolwiek o niej, jednak żadnej wzmianki nie znalazłam.
Hytta jeszcze się trzyma fundamentów, ściany oczywiście drewniane. Zastanawiałam się czy wejść czy też się zawali. Stanęłam na podłodze przy wejściu, podłoga nawet nie skrzypnęła. No to wchodzę dalej. Po obydwu stronach małego, wąskiego korytarzyka znajdowały się dwa pokoje sypialne z drewnianymi kojami.
Przy wejściu do tej na lewo, na gwoździu, wisiała jeszcze mała kurtka… Na drewnianych ścianach jeszcze pieczęcie z logo firmy jej produkującej. Weszłam dalej, obok na prawo mała kuchnia z porozrzucanymi sprzętami, otwarte szafki.
W głębi hytty znalazłam standardowo salonik z kominkiem i różową szafką w rogu. Z rozebranego okna, pozbawianego szyb mieli właściciele zapierający dech w piersiach widoczek.
Hyttowy salonik
Zastanawiałam się, kto tu pomieszkiwał, kiedy był tu po raz ostatni, co robili, lubili łowić ryby, wypływać w morze? Na pewno ktoś lubił przesiadywać w fotelu stojącym w kącie, ze sztukowanym zagłówkiem i kapą na siedzisku… Och, uwielbiam takie klimaty. Czas stanął tu w miejscu...
Czyjś ulubiony fotel?
Kiedy wyszłam znowu oślepiło mnie słońce.
W dole ujrzałam jeszcze jeden maleńki domek, nad zatoką Ørevik (zatoka groszówkowa?, z norweskiego øre – to grosz). Więc i tam zeszłam gnana ciekawością.
Była to mała szkutnia zawalona łódką i masą osprzętu rybackiego: sieci rybackie, boje korkowe i plastikowe, sznury i liny wszelkiej maści, klatka do łowienia krabów… Czy to właściciele tamtej hytty na górze urządzili sobie małą bazę wypadową? Tyle tylko, że była ona otoczona od strony hytty na górze ogrdzeniem…więc jednak należała do kogoś innego, kłębiły mi się myśli.
Korkowe boje
Rybackie sieci
Potem znalazłam, że ziemi, na której leży mała szkutnia przypisana jest do adresu Årabrotvegen 98, a nieruchomośc tam zapisana została przekazana (za darmo od komuny) niejakiemu Sverre Wathne 25.05.1973.
W drodze powrotnej zapomniawszy, że temperatura zmieniła zlodowaciałą wodę w jej płynną postać, wdepnęłam niechcąco do małego bajorka, umoczyłam buty i nogi. Przestraszyłam się, że mi teraz odmarzną, ale wiosenna pogoda szybko dała mi zapomnieć o tej „wtopie”.
W drodze powrotnej dane mi było ujrzeć dowody wiosny, przebiśniegi i krokusy!!
No cóż, jak się jeździ rekreacyjnie to zawsze tak bywa, że czas na rowerze nie pokrywa się z czasem w naturze. A średnia prędkość stoi w miejscu lub co gorzej spada na łeb na szyję. Ale co tam, ja tam lubię, im większa prędkość tym szybciej świat ucieka z punktu widzenia rowerowego siodełka.
A ja tam lubię stanąć, nasycić oczy widokami, czasami przejść na nogach kawałek dalej, gdzie rower nie pojedzie.
Dzisiaj, a właściwie wczoraj postanowiłam, zobaczyć co za dwa domki stały po drugiej stronie zatoki. Z daleka wyglądały już na podupadające i opuszczone, co tym bardziej mnie zaintrygowało. Dzisiaj więc pojechałam na przeszpiegi.
Porzucona hytta
Pojechałam drogą na Årabrot, kawałek tą samą co wczoraj. Lecz zamiast zjechać w dół w kierunku rezerwatu przyrody, pojechałam stromo w górę. Asfalt stawał się bardziej pobrużdżony i popękany, miejscami zalegał grus, widać, że droga mało używana. Potem się nagle skończyła i trzeba było wjechać na single tracka po wysuszonej i wydeptanej trawie. I błoga cisza przerywana czasami pokrzykiwaniami mew. Słońce dawało swoją wiosenna „parą”. Wkrótce postanowiłam porzucić rower i dalej pójść piechotą. Wjechać się już zresztą nie dało.
Na wzgórzu, z którego roztacza się przepiękny widok na Morze Północne stoi stara hytta, czyli domek letniskowy. Próbowałam szukać w necie cokolwiek o niej, jednak żadnej wzmianki nie znalazłam.
Hytta jeszcze się trzyma fundamentów, ściany oczywiście drewniane. Zastanawiałam się czy wejść czy też się zawali. Stanęłam na podłodze przy wejściu, podłoga nawet nie skrzypnęła. No to wchodzę dalej. Po obydwu stronach małego, wąskiego korytarzyka znajdowały się dwa pokoje sypialne z drewnianymi kojami.
Przy wejściu do tej na lewo, na gwoździu, wisiała jeszcze mała kurtka… Na drewnianych ścianach jeszcze pieczęcie z logo firmy jej produkującej. Weszłam dalej, obok na prawo mała kuchnia z porozrzucanymi sprzętami, otwarte szafki.
W głębi hytty znalazłam standardowo salonik z kominkiem i różową szafką w rogu. Z rozebranego okna, pozbawianego szyb mieli właściciele zapierający dech w piersiach widoczek.
Hyttowy salonik
Zastanawiałam się, kto tu pomieszkiwał, kiedy był tu po raz ostatni, co robili, lubili łowić ryby, wypływać w morze? Na pewno ktoś lubił przesiadywać w fotelu stojącym w kącie, ze sztukowanym zagłówkiem i kapą na siedzisku… Och, uwielbiam takie klimaty. Czas stanął tu w miejscu...
Czyjś ulubiony fotel?
Kiedy wyszłam znowu oślepiło mnie słońce.
W dole ujrzałam jeszcze jeden maleńki domek, nad zatoką Ørevik (zatoka groszówkowa?, z norweskiego øre – to grosz). Więc i tam zeszłam gnana ciekawością.
Była to mała szkutnia zawalona łódką i masą osprzętu rybackiego: sieci rybackie, boje korkowe i plastikowe, sznury i liny wszelkiej maści, klatka do łowienia krabów… Czy to właściciele tamtej hytty na górze urządzili sobie małą bazę wypadową? Tyle tylko, że była ona otoczona od strony hytty na górze ogrdzeniem…więc jednak należała do kogoś innego, kłębiły mi się myśli.
Korkowe boje
Rybackie sieci
Potem znalazłam, że ziemi, na której leży mała szkutnia przypisana jest do adresu Årabrotvegen 98, a nieruchomośc tam zapisana została przekazana (za darmo od komuny) niejakiemu Sverre Wathne 25.05.1973.
W drodze powrotnej zapomniawszy, że temperatura zmieniła zlodowaciałą wodę w jej płynną postać, wdepnęłam niechcąco do małego bajorka, umoczyłam buty i nogi. Przestraszyłam się, że mi teraz odmarzną, ale wiosenna pogoda szybko dała mi zapomnieć o tej „wtopie”.
W drodze powrotnej dane mi było ujrzeć dowody wiosny, przebiśniegi i krokusy!!
- DST 16.00km
- Teren 3.40km
- Czas 01:05
- VAVG 14.77km/h
- VMAX 31.10km/h
- Temperatura 8.0°C
- HRmax 156 ( 83%)
- HRavg 121 ( 65%)
- Kalorie 388kcal
- Podjazdy 85m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 1 kwietnia 2013
Kategoria Geocaching, Nie warte uwagi ;)
Årabrot
Podczas gdy w Polsce zimowa aura w pełni, ja cieszę się ze słońca. Temperaturka nad samym morzem ok. 4, nieco bliżej centrum 7 stopni. Ubrałam się zapobiegawczo ciepło, ale okazało się, że o jedną warstwę za dużo.
Na dowód pięknej pogody nie pozostaje mi nic innego jak zapodać kilka zdjęć.
Wstęp na teren pastwiska, tam też po kesza
Nie obyło się bez podziwiania widoków
Dzisiaj keszowanie i po wycieczce mycie roweru.
Mycie roweru, czas najwyższy!! Lany poniedziałek tylko dla rowerów!!
Na dowód pięknej pogody nie pozostaje mi nic innego jak zapodać kilka zdjęć.
Wstęp na teren pastwiska, tam też po kesza
Nie obyło się bez podziwiania widoków
Dzisiaj keszowanie i po wycieczce mycie roweru.
Mycie roweru, czas najwyższy!! Lany poniedziałek tylko dla rowerów!!
- DST 13.03km
- Teren 2.40km
- Czas 00:52
- VAVG 15.03km/h
- VMAX 33.60km/h
- Temperatura 6.0°C
- HRmax 145 ( 77%)
- HRavg 116 ( 62%)
- Kalorie 293kcal
- Podjazdy 108m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze