Informacje

  • Wszystkie kilometry: 9989.70 km
  • Km w terenie: 3234.92 km (32.38%)
  • Czas na rowerze: 28d 01h 51m
  • Prędkość średnia: 14.65 km/h
  • Suma w górę: 54668 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Vampire.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

NORWAY

Dystans całkowity:3211.71 km (w terenie 940.30 km; 29.28%)
Czas w ruchu:207:50
Średnia prędkość:15.45 km/h
Maksymalna prędkość:59.90 km/h
Suma podjazdów:22235 m
Maks. tętno maksymalne:166 (89 %)
Maks. tętno średnie:133 (71 %)
Suma kalorii:21967 kcal
Liczba aktywności:105
Średnio na aktywność:30.59 km i 1h 58m
Więcej statystyk
Sobota, 26 kwietnia 2014 Kategoria NORWAY

Rundt Ness

Wycieczka z Monica i jej mamą w jeden z kolejnych słonecznych dni. width="465" height="548" frameborder="0" src="http://connect.garmin.com:80/activity/embed/494086396">





  • DST 23.60km
  • Teren 3.40km
  • Czas 01:25
  • VAVG 16.66km/h
  • VMAX 40.50km/h
  • Temperatura 19.0°C
  • HRmax 166 ( 89%)
  • HRavg 133 ( 71%)
  • Kalorie 513kcal
  • Podjazdy 185m
  • Sprzęt Brosik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 21 kwietnia 2014 Kategoria NORWAY

Mosterheim

Dzisiaj był wypad w drugą stronę, na północ. Wzięłam podrzuciłam rower w autobus do Føyno, mafiej wyspy, z ktœrej rozchodzą się drogi do Bergen i na wyspę Bømlo.
Na Bømlo już kiedyś byłam, acz nie dałam rady zobaczyć wszystkiego. Tym brakującym ogniwem był m.in. Mostehamn (tak poza tym to jeszcze wiele brakujących ogniw na tej wyspie). Jedną z atrakcji był wjazd na mosty łączące wyspy i widok z rozpościerające się z jednej strony morze a z drugiej na górskie szczyty pokryte jeszcze lodowymi czapami. 



A więc dotarłam do Mosheim z 1203 mieszkańcami. Mieścina była w początkach X wieku siedzibą trzeciego króla Norwegii, Olafa Trygvassona i okolice słyną z kultu Wikingów.
Popedałowałam do starej części miasteczka, poświęconego starej historii tego miejsca.


Na pierwszy ogień poszła Tora i jej brązowy posąg. 
Tora Mosterstong żyła miedzy 110-170 r. i razem z Haraldem Hårfarge była matka króla Håkon den Gode (Haakona Dobrego, zwanego Haraldsonem), który kontynuował kristianiację Norwegii. Nie wspominają, że była żoną, a później wygooglowłam, że była ona jedną z ostatnich nałożnic Haralda Pięknowłosego, pierwszego króla Norwegii. Jej brązowa statua stoi na niewielkim wzniesieniu w starej części Mosteheim, została odsłonięta w 2004 r. Malutka ścieżynka w górę wniesienia poprowadziła mnie na Vetahaugen, będącym niegdyś punktem oberwacyjnym (stad widziano dobrze pożary), ustawiono w 1924 r. kamienny krzyż w 900-setna rocznice przyjęcia chrześcijaństwa.


Na jednym ze zboczu wzniesienia wybudowano przepiękny mały amfiteatr, w którym każdego lata odbywają się przedstawienia i inscenizacje z czasów Wokingow. Niestety teraz zamknięty na cztery spusty, otoczony wysokim brązowym parlamentu przed oczami takich wścibskich jak ja.



Kościół w Mosheim
Olav Tryggvason postanowił wybudować kościół lot w 995 r. Wikipediowe źródła donoszą, że wcześniej uznawano ten kościół za najstarszy w Norwegii, ale  nistety dokładniejsze badania w w 1872 r. nie potwierdziły tego. grundige undersøkelser. Niemniej jednak i tak kościół stanął na pewno przez końcem 1100 r. i jest jednym z najstarszych, tak czy siak.  
Kościół jest murowany i jego część chóralna jest postawiona na planie kwadratu, reszta zaś prostokata. W środku, choć do niego się nie dostałam, łuk chóru jest zdobiony ornamentami a ściany pokryte tynkowymi malowidłami, z najstarszym z ok. 1600 r.  Ponieważ kościółek był zamknięty, więc jedyne co mi pozostało to zrobić zdjęcie przez dziurkę od klucza. Efekt poniżej. 





Ołtarz z amboną datuje się na 1637 r. a "umywalka" do chrztu z 1722. 
Na zewnątrz oryginalne otynkowanie ostało się od strony północnej i wschodniej z pięknymi oknami, a właściwie jedym oknem. Na wieży znajduje się zegar zawieszony tam w późniejszym średniowieczu.  



Po krótkim popasie w okolicy, na zielonej trawce i gorejącym słoneczku czas było na powrót. Na koniec jeszcze odwiedziłam jakiś podupadający domek rybacki. Z jego ogólnego "stanu zdrowia" wyglądało, że raczej była mała szansa by ktoś go używał, ale od strony fiordu wisiały zasuszone rybki!!




  • DST 30.51km
  • Teren 1.40km
  • Czas 02:10
  • VAVG 14.08km/h
  • VMAX 41.10km/h
  • Temperatura 23.0°C
  • HRmax 147 ( 79%)
  • HRavg 109 ( 58%)
  • Kalorie 825kcal
  • Podjazdy 354m
  • Sprzęt Brosik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 20 kwietnia 2014 Kategoria NORWAY

Skudnesrute

W Norwegii wszystko ucichło na ten świąteczny czas... Cisza i spokój, a to za sprawą wielce wydłużonej przerwy świątecznej, która trwa od środy południa 12.00 do późnego poniedziałku. Oj, Polacy pokochali by taka "przedmajówkę". "Wojna i pokój" odbywa się w górach, gdzie o miejsca noclegowe w hyttach i na trasach biegowych walczą Norwedzy o trochę miejsca. Wielkanoc to czas w Norwegii na nielimitowaną aktywność fizyczną, wszelkiej maści, ale dominują oczywiście narty. Sama tez wybrałam się na wypad pieszy w górki w czwartek, ale resztę postanowiłam spędzić na rowerze.
Dzisiaj na południowy Karmøy, gdzie można znaleźć ukojenie na piaszczystych plażach.



Na początek sposiłkowałam się autobusem, który ślimaczył się jak tylko mógł po okolicznych wioskach. Trasę wszelkim możliwymi serpentyny nazywa się w Norwegii "melkerute", jak "Droga Mleczna", długa, spiralna i biała jak we mgle :-).



Wysiadlam w Farkingstad i niemal od razu wjechałam na początek drogi, Burmavegen, prowadzącej w poprzek wyspy wikingów. Trakt został zbudowany podczas II wojny światowej by ułatwić transport materiałów na wybrzeże, teraz Ponoć jest popularna wśród młodzieży bawiącej się w "straszenie się" nawzajem w okolicznych małych laskach. Co zabawa oznacza, trudno dociec, może tak tu nazywają podchody? Poza nielicznymi fragmentami droga jest wybitnie nudna. Z lewa lub prawa odchodzą czasem jakieś ścieżki w głąb karmyøskiego płaskowyżu, ale niemal wszędzie tylko niskie byliny, zbrązowiałe jeszcze z poprzedniej jesieni wrzosy, karłowate drzewka i byliny. Jak już się wydostałam z monotonnego krajobrazu ruszyłam dalej południową częścią drogi 511, wzdłuż idyllicznego wybrzeża, prosto do Skudenshavn.

Cmentarz
Przed wjazdem do Skudenshavn, natknęłam się na cmentarz Falnes, założony w 1851, wybudowany według rysunków królewskiego architekta, Linstowa. Teraz spoczywa tu około 660 nieboszczyków. Jest to jedyne miejsce z grobami brytyjskich żołnierzy poległych na terenach wyspy. Prócz tego w jednym z zakątków cmentarza znajdują się cztery lub pięć starych grobów z metalowymi, ornamentowanymi krzyżami, z datą pochówku z końca XIX w.



7 starych grobów




Kamień księżycowy
W parczku miejskim na samusieńkim końcu Skudenshavn jest parę ciekawostek. Wśród nich kamień, leżący na skałach. Wedle dawnych wierzeń miał kamień spaść z nieba, prosto z księżyca, jednak próbki i analizy wykazały, że z meteorytami nie ma on nic wspólnego. Jednak podejrzenia wzbudził dziwny kształt kamienia, jest bowiem pobrużdżony i jakby z otworkami. Otóż okazało się, że ma ponoć 800 milionów lat i składa się z mieszanki kwarcu, marmuru i dolomitu. A przybył tu z lodowcem przed 10.000 lat.



Zamknięte muzeum – Mælandsgården.
Zagłębiając się dalej w najstarszą cześć Skudenshavn, pomiędzy stare uliczki wciśnięte w niskie, białe domki, natknęłam się na muzeum (niestety było nieczynne). W muzeum pokazany jest przekrój przez życie od przeszło 200 lat, gdyż miasteczko rozrosło się w XVIII wieku w związku z bogactwem otaczającego morza w śledzia. A więc można zobaczyć jak dawniej żyło się w tutejszych gospodarstwach rybackich i w jaki sposób dawne rękodzieło wpłynęło na wygląd miasteczka. Jako że był to port rybacki, do którego zawijały wszelakiej maści kutry i łodzie z innych części Europy, ludzie tutaj spotykali się i ulegali wpływowi innych kultur. Tak więc ówczesna moda i sposoby budownictwa naśladowały tzw. „styl cesarski”, który poznano po znaleziskach archeologicznych w Pompejach. Mówi się nawet, że Skudenshavn jest „miasteczkiem białego stylu cesarskiego”.


Ja się tak bardzo nie znam na stylach architektonicznych, ale faktycznie spacerując między uliczkami, czuje się inną atmosferę, a domki, wejścia, drzwi, schody, wszystko ma jakiś inny wymiar i styl.
Moim zwyczajem ponaciskałam wszystkie możliwe klamki (a nóż coś będzie otwarte) i pozaglądałam we wszystkie możliwe szpary i okna. Udało mi się nawet zdjąć okiem aparatu wnętrze dawnego sklepiku przez okno (choć było brudne).


Zdobienia okien, wejść, kołatki, nawet hydranty, mają swoją unikalną duszę. Ja się po prostu przeniosłam w czasie… do momentu kiedy nie spotkałam moich znajomych z pracy z rodziną z Polski. Całusy, obściski z niemal wszystkimi znanymi i nieznanymi i poczułam się jak w Polsce na Wielkanoc. A więc wehikuły czasu naprawdę istnieją.



Restauracja - Smiå Bistro and Piano Bar
Nastawiona na posuchę w jedzeniu i piciu, spodziewałam się bowiem, że wszystko będzie zamknięte, spakowałam do plecaka suchy prowiant w maksymalnych ilościach. Ciastka piernikowe, ciastka z czekoladą, batony, kanapki, orzeszki pistacjowe…i to wszystko na plecach. Jakież było moje zdziwienie, ale szczęście zarazem, że przejeżdżałam obok małej, miłej restauracji.
A cóż by mogło być piękniejszego w ten wspaniały, słoneczny i wielkanocny dzień, jak nie lokalne jedzonko!! Zamówiłam więc tutejszą, przepyszną zupę rybną z trzema różnymi rodzajami ryb i krewetkami, posypaną świeżą pietruszką i podaną z focaccio z masełkiem! Pycha! Do tego kieliszek białego wina – idylla. Cenami nie będę straszyć moich polskich czytelników, a ja i tak jestem już zaprawiona, więc nie żałowałam żadnej wydanej korony.





Plaże w Sandve
No tak, może ktoś zapytać. A dlaczegóż to zachwycać się plażami? Ano dlatego, że w Norwegii piaszczyste plaże to niezwykłość! Niestety większość jest kamienista, a jak już na fiordem to ledwo metrowy skrawek piaszczystej gleby z dna morskiego i kamienie dalej.
Karmøy słynie z kilku, rozległych piaszczystych plaż, bo przypominają te z południa Europy. Norwedzy mówią na nie: syndenstrander, plaże południowe. Syden to wspólne określenie na kraje leżące w basenie Morza Śródziemnego. Nieważne czy w Hiszpani, Portugalli, Włoszech Chorwacji czy Grecji. Wszystko co na południe od Norwegii to Syden. Jak się czasem pytam znajomych, gdzie wysłali dzieci na wakacje, otrzymuję odpowiedź: „do Syden”. „No ale gdzie dokładnie ?” – pytam. „No, Syden, nie wiem, może Wyspy Kanaryjskie, a może na Majorce albo w Halkidiki”. Uff, myślę sobie w duszy…
No, no więc mają Norwedzy namiastkę Syden na wyspie Karmøy. A morze jest może trochę chłodniejsze, ale ludzie się kąpią. I ja nawet raz się kąpałam w Morzu Północnym bez większego szoku termicznego.




A na koniec proponuję posłuchać :)
  • DST 42.68km
  • Teren 12.30km
  • Czas 03:47
  • VAVG 11.28km/h
  • VMAX 43.20km/h
  • Temperatura 21.0°C
  • HRmax 155 ( 83%)
  • HRavg 129 ( 69%)
  • Kalorie 1186kcal
  • Podjazdy 423m
  • Sprzęt Brosik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 19 kwietnia 2014 Kategoria NORWAY

Klosterøy - czyli klasztorna wyspa

Dzisiaj wyjazd poza Haugesund, na średnio daleką wyspę, którą mija się jadąc na południe do Stavanger. 
Widoki sielskie, wszystko zazieleniałe, owieczki już na świeżym powietrzu, a my w drodze do klasztoru. 
Niestety zamkniętego jak się okazało, dziś sobota a w niedzielę udostępniony do zwiedzania, pokker (po norwesku odpowiednik "cholery jasnej" po polsku). 





Na całe szczęście i na pocieszenie udało nam się znaleźć jakiegoś kesza.
  • DST 27.60km
  • Teren 2.30km
  • Czas 02:01
  • VAVG 13.69km/h
  • VMAX 46.70km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Kalorie 1299kcal
  • Podjazdy 252m
  • Sprzęt Brosik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 30 marca 2014 Kategoria NORWAY

Frøylandsløypa

Mała wycieczka na rozruszanie, w nowym miejscu, więc ciekawie.
Niemal zaraz na początku musiałyśmy zrobić małą przerwę z okazji starego, opuszczonego domu. Zawsze mnie do takowych ciągnie. Niestety gdziesik się zdjęcia zapodziały, ale na pewno robiłam...
Otóż okazało się, iż dom należał kiedyś do kolegi ojca Monica, który zginął w wypadku samochodowym przed 30 laty. A więc dom stał opuszczony 30 lat!! Nie odważyłam się wejść, więc obcykałam go tylko z wierzchu. 

  • DST 12.80km
  • Teren 12.50km
  • Czas 01:18
  • VAVG 9.85km/h
  • VMAX 35.70km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • HRmax 158 ( 84%)
  • HRavg 124 ( 66%)
  • Kalorie 442kcal
  • Podjazdy 211m
  • Sprzęt Brosik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 29 marca 2014 Kategoria Nie warte uwagi ;), NORWAY, Skrzynki pocztowe w Norwegii

Liavågen

Dookoła jednego półwyspu. Może kiedyś opiszę :)
A tymczasem 2 skrzyneczki.



  • DST 26.78km
  • Teren 1.20km
  • Czas 01:50
  • VAVG 14.61km/h
  • VMAX 41.80km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Kalorie 1039kcal
  • Podjazdy 204m
  • Sprzęt Brosik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 12 maja 2013 Kategoria Ciekawe i niepospolite miejsca, NORWAY

Muzeum samochodów

A teraz ciąg dalszy wczorajszego wypadu…
Zapowiadałam widomości z muzeum samochodowego, a więc czas na SAMOCHODY!!!

Po drodze z Aksdal do Haugesund znowu natknęłam się na opuszczony dom. Okazji nie przepuściałm i też tam zaglądnełam... przez okno.



Ale czas było jechać dalej. 2 kilometry dalej, w Førresfjorden odkryłam niedawno założone Muzeum Samochodowe. Właścicielem jest 72 letni emeryt, który prowadzi to muzeum z żoną. Skupował on i remontował różne pojazdy w ciągu niemal całego swojego życia i zgromadził 140 różnych pojazdów i nawet jeden rosyjski myśliwiec i bombowiec.


Wnętrze radzieckiego bombowca

Kolekcja jest, jak piszą lokalne media, unikalna. Na prawie 3000 m kw w dużych halach stoi jedna z największych kolekcji w Europie, w tym ok. 80 samochodów ciężarowych. Kolekcja zawiera również kilka ciągników, wozy strażackie, taksówki i motocykle,w tym także jakieś artystycznie modelowane.


Motocykl a la szkielet pantery?

Wśród aut osobowych najstarszy jest Citroen od 1922. Rolf Wee kupił go w Niemczech w roku 1970. Większość samochodów wyprodukowano od 1950 roku i są tam pojazdy z wszystkich głównych marek, takich jak Bedford, Chevrolet i Dodge. Rosyjskie marki nie były rzadkością, znajdziemy tam w Wołgi, Łady i Pobiedy. A na dodatek wszystkie są sprawne i są jak najbardziej „ujeżdżalne”.





- Ile setek tysięcy godzin włożyłem w zebranie tej kolekcji, nie mam pojęcia. Samochody i ciężarówki były moja praca i hobby, odkąd zacząłem Rolf Wee transportu w 1958 roku, 18 lat. Teraz chcę dać wszystkim zainteresowanym możliwość obejrzenia pojazdów, mówi Rolf Wee.


Mural na ścianie muzeum

- Jeśli chciałbym wybrać mojego faworyta wśród wszystkich samochodów, to musi być Chevrolet Impala, model z 1960 r. Ale uwielbiam też Mercedesa-Benz 450 SLC z 1974, wybieram jak biżuterię, mówi Rolf Wee.

I kilka akcentów rowerowych też wyłapałam!!




Super wkomponowany prawdziwy rower w nieprawdziwe miasto.

I kilka innych samochodowych perełek




Samochód pogrzebowy
  • DST 37.45km
  • Teren 2.30km
  • Czas 01:30
  • VAVG 24.97km/h
  • VMAX 42.50km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • HRmax 158 ( 84%)
  • HRavg 125 ( 67%)
  • Kalorie 1068kcal
  • Podjazdy 141m
  • Sprzęt Brosik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 2 kwietnia 2013 Kategoria Ciekawe i niepospolite miejsca, NORWAY

Śladem opuszczonych hytt

Śladami zapomnianych hytt

No cóż, jak się jeździ rekreacyjnie to zawsze tak bywa, że czas na rowerze nie pokrywa się z czasem w naturze. A średnia prędkość stoi w miejscu lub co gorzej spada na łeb na szyję. Ale co tam, ja tam lubię, im większa prędkość tym szybciej świat ucieka z punktu widzenia rowerowego siodełka.



A ja tam lubię stanąć, nasycić oczy widokami, czasami przejść na nogach kawałek dalej, gdzie rower nie pojedzie.
Dzisiaj, a właściwie wczoraj postanowiłam, zobaczyć co za dwa domki stały po drugiej stronie zatoki. Z daleka wyglądały już na podupadające i opuszczone, co tym bardziej mnie zaintrygowało. Dzisiaj więc pojechałam na przeszpiegi.


Porzucona hytta

Pojechałam drogą na Årabrot, kawałek tą samą co wczoraj. Lecz zamiast zjechać w dół w kierunku rezerwatu przyrody, pojechałam stromo w górę. Asfalt stawał się bardziej pobrużdżony i popękany, miejscami zalegał grus, widać, że droga mało używana. Potem się nagle skończyła i trzeba było wjechać na single tracka po wysuszonej i wydeptanej trawie. I błoga cisza przerywana czasami pokrzykiwaniami mew. Słońce dawało swoją wiosenna „parą”. Wkrótce postanowiłam porzucić rower i dalej pójść piechotą. Wjechać się już zresztą nie dało.



Na wzgórzu, z którego roztacza się przepiękny widok na Morze Północne stoi stara hytta, czyli domek letniskowy. Próbowałam szukać w necie cokolwiek o niej, jednak żadnej wzmianki nie znalazłam.
Hytta jeszcze się trzyma fundamentów, ściany oczywiście drewniane. Zastanawiałam się czy wejść czy też się zawali. Stanęłam na podłodze przy wejściu, podłoga nawet nie skrzypnęła. No to wchodzę dalej. Po obydwu stronach małego, wąskiego korytarzyka znajdowały się dwa pokoje sypialne z drewnianymi kojami.



Przy wejściu do tej na lewo, na gwoździu, wisiała jeszcze mała kurtka… Na drewnianych ścianach jeszcze pieczęcie z logo firmy jej produkującej. Weszłam dalej, obok na prawo mała kuchnia z porozrzucanymi sprzętami, otwarte szafki.



W głębi hytty znalazłam standardowo salonik z kominkiem i różową szafką w rogu. Z rozebranego okna, pozbawianego szyb mieli właściciele zapierający dech w piersiach widoczek.


Hyttowy salonik

Zastanawiałam się, kto tu pomieszkiwał, kiedy był tu po raz ostatni, co robili, lubili łowić ryby, wypływać w morze? Na pewno ktoś lubił przesiadywać w fotelu stojącym w kącie, ze sztukowanym zagłówkiem i kapą na siedzisku… Och, uwielbiam takie klimaty. Czas stanął tu w miejscu...


Czyjś ulubiony fotel?

Kiedy wyszłam znowu oślepiło mnie słońce.



W dole ujrzałam jeszcze jeden maleńki domek, nad zatoką Ørevik (zatoka groszówkowa?, z norweskiego øre – to grosz). Więc i tam zeszłam gnana ciekawością.





Była to mała szkutnia zawalona łódką i masą osprzętu rybackiego: sieci rybackie, boje korkowe i plastikowe, sznury i liny wszelkiej maści, klatka do łowienia krabów… Czy to właściciele tamtej hytty na górze urządzili sobie małą bazę wypadową? Tyle tylko, że była ona otoczona od strony hytty na górze ogrdzeniem…więc jednak należała do kogoś innego, kłębiły mi się myśli.




Korkowe boje


Rybackie sieci



Potem znalazłam, że ziemi, na której leży mała szkutnia przypisana jest do adresu Årabrotvegen 98, a nieruchomośc tam zapisana została przekazana (za darmo od komuny) niejakiemu Sverre Wathne 25.05.1973.

W drodze powrotnej zapomniawszy, że temperatura zmieniła zlodowaciałą wodę w jej płynną postać, wdepnęłam niechcąco do małego bajorka, umoczyłam buty i nogi. Przestraszyłam się, że mi teraz odmarzną, ale wiosenna pogoda szybko dała mi zapomnieć o tej „wtopie”.

W drodze powrotnej dane mi było ujrzeć dowody wiosny, przebiśniegi i krokusy!!



  • DST 16.00km
  • Teren 3.40km
  • Czas 01:05
  • VAVG 14.77km/h
  • VMAX 31.10km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • HRmax 156 ( 83%)
  • HRavg 121 ( 65%)
  • Kalorie 388kcal
  • Podjazdy 85m
  • Sprzęt Brosik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 27 marca 2013 Kategoria NORWAY

Wielkanoc w Norwegii, cz.II

Påske quiz Wielkanocne zabawy

No właśnie, dlaczego to jest jakąś tradycją wielkanocną nie wiem. Pytałam się owszem kolegów i koleżanek Norwegów, ale nie za bardzo wiedzą, dlaczego akurat w Wielkanoc nachodzi ich ochota na testy, quizy i inne zgadywanki.
I tak pierwszy raz słyszałam audycję w radio: wszyscy w hyttcie jak jeden mąż rzucili się ro radioodbiornika, wsłuchując się w pytania i notując odpowiedzi. Zabawa była telefoniczna i każdy słuchający mógł zawdzwonić i zameldować się do konkursu. Jeśli ktoś odpowiedział prawidłowo na pięć pytań z rzędu, cosik tam wygrywał.


Foto: Roarpett / Flickr.com

W telewizji odbywa się wizualna wersja „wielkanocnych orzeszków” (påskenøtter) i to samo w gazetach.
Wielkanoc jest także czasem i okazją by rodzina wspólnie zasiadłą do klasycznych gier planszowych, gry w karty. Obowiązkowym wyposażeniem stołu są oczywiście słodycze, napoje gazowane i pizza.

Påskekrim – wielkanocne kryminały.

Tutaj też nie znalazłam wytłumaczenia, dlaczego akurat w Wielkanoc wszyscy bez wyjątku stają się wielbicielami kryminałów niemal z dnia na dzień. W księgarniach rabaty na kryminały, obowiązkowo należy przeczytać w tygodniu poprzedzającym niedzielę wielkanocną. W telewizji niemal co wieczór jest wspaniały wybór kryminalnych szlagierów, począwszy od detektywa Poirot, po nowsze wersje i ostatnie hity.
Wczoraj i przedwczoraj na przykład leciał "Injustice" z Jamesem Purefoy. Znakomity kryminał, do polecenia!!





Częściowe wytłumaczenie znalazłam w internecie:
A więc jednym z najbardziej podstawowych jest krwawe i ciemne tło które Wielkanoc rzeczywiście posiada. Pierwotnie jako przypomnienie plag egipskich, kiedy to anioł śmierci nawiedził Egipt a oszczędził Izraelitów. Poza tym cała nowotestamentowa historia wielkanocna jest przecież zbudowana na dramacie kryminalnym, ze śmiercią Chrystusa włącznie.

Inna teoria mówi, że w czasach pogańskich czas ten był przeznaczony na krwawe ofiary za obfite plony latem. Pragnienie krwi jest więc nas przebrane w pociąg do literatury kryminalnej - która odzwierciedla dawne rytualne spektakle z barankiem (lub kozłem) ofiarnym.

W Norwegii najbardziej popularne są oczywiście kryminały skandynawskie, by wspomnieć: Jo Nesbø, Stieg Larsson, czy Camilla Lackberg.

  • DST 10.12km
  • Teren 2.30km
  • Czas 00:45
  • VAVG 13.49km/h
  • VMAX 40.00km/h
  • Temperatura -3.0°C
  • HRmax 144 ( 77%)
  • HRavg 110 ( 59%)
  • Kalorie 229kcal
  • Podjazdy 65m
  • Sprzęt Brosik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 24 marca 2013 Kategoria Ciekawe i niepospolite miejsca, NORWAY

Hagland festning

Dalej popedałowałyśmy na północ w kierunku Hagland. Głównym celem było poszukiwanie keszy w okolicach starych, wojennych zabudowań militarnych.
Hagland to twierdza położona 12,5 km na północ od Haugesund, która składała się z 4 dział armatnich kalibru 15 cm.
Fortyfikacja została zbudowana przez Niemców w czasie II wojny światowej, budowa rozpoczęła się w 1940 roku i cały czas były tam prowadzone prace, dopóki Niemcy nie opuścili miejsca w Zielone Świątki 1945.



A oto co na temat budowy fortu opowiadał nieżyjący już Arill Eidesen, który był bratem Eivinda, kapitana organizacji militarnej Milorg.
Poniżej trochę fragmentaryczna i chaotyczna wzmianka o kulisach powstawania fortu.

"Niemcy przyjechali w sprawie oględzin okolicy 18 lub 19 maja 1940. My (z rodzina) byliśmy na torfowiskach, kiedy grupa oficerów niemieckich przyszła w ich wysokich czapkach.
Byli nieco zszokowani z powodu wybudowanych rowów, które zrobiono w związku z uprawą rolną na południe od Dalsåkeren – Niemcy myśleli, że to okopy.

Budowę drogi do fortu rozpoczęto 1 czerwca 1940 roku. Droga została zbudowana przez Røthing
(ówczesnego wykonawcę - przyp.tłum, czyli mój).



Niemcy nie byli oczywiście dobrze przyjęci, ale ogólnie zachowywali się bardzo poprawnie w tej okolicy. Podczas budowy mieszkali najpierw w kaplicy i w namiotach. Koszary zostały wybudowane z prefabrykowanych materiałów z miasta (Haugesund) i stanęły w pełni gotowe zimą 1940/41.
Obóz był przedstawiany jak ładne żółte domy wiejskie i zielonymi listwami, pięknymi ogrodami warzywnymi, trawnikami i fontanną. Kamuflaż był pomalowany a drogi pokryte i gotowe w ok. 1942.



Niemcy jeździli dookoła na dużych Fordach, a myśmy je nazywali samochodami fińskimi. Posadzili też i hodowali ziemniaki na kilku polach w Nyland i mieli nawet 4-5 świń w miejscu gdzie było bardziej zielono, po drodze do Bokshavn. Nam pozwolono tylko uprawiać rośliny na wschód od Kvednavatnet”.

Tłumaczem dla Niemców był Bleivik. Tłumaczem był jednak trochę kiepskim, ale późnej okazało się, że był podwójnym agentem i zaraz po wojnie ale wyjechał do USA".


A oto co składało się na fort:
Fort miał dwadzieścia budynków koszarowych stanowisk i dwadzieścia bunkrów ze stanowiskami strzelniczymi. W przypadku budynków, można wspomnieć: barak biurowy, barak szpitalny z trzynastoma łóżek, koszary straży z warsztatem szewskim i jedenastoma kojami, areszt z 4 celami, stację pomp i własny zbiornik wodny. Zbiornik wodny nadal istnieje. Ponadto, istniały dwie wiaty/przechowywalnie, dziesięć magazynów, oraz pomieszczeń mieszkalnych z czterema sypialniami i dziewięcioma kojami, garaż na 26 x 8 m. Ponadto koszary piechoty z dwunastoma sypialniami i salonem, pomieszczenie jadalne z kuchnią, dwie jadalnie z salonami, warsztat z sypialnią, łaźnia z jedną sypialni, i kilka innych baraków mieszkalnych.



Na platformie jednego z dział artyleryjskich jest obecenie zbudowane miejsce do grillowania w przepieknych okolicznościach natury i pięknym widokiem na Morze Północne.



Ciekawe okazały się także dziwnie ustawione półmetrowej i metrowej wysokości kamienie, strzegące wjazdu na teren fortu. Ustawione były nietypowo, jeden przy drugim jak ciasno ułożone nagrobki.
Już później doczytałam sobie, że to były… „zęby Hitlera”. Spiczasto zakończone kamienie były po prostu rodzajem przeszkody w razie najazdu obcych czołgów i „zęby Hitlera” miały je po prostu zatrzymać.


Zęby Hitlera

Nie miałyśmy zbytnio czasu, by obejść wszystko, ale postanowiłyśmy odwiedzić tylko wieżę dowódczą stojącą na wzniesieniu i górującą na całym fortem.
Bunkier zawierał duży pokój z miejscem dla 12 osób, pokój dla obozowego systemu telefonicznego i sala radiowego nadajnika i odbiornika. Wieża była również wyposażona wielki dalmierz stereo (prawie 6 m).
Obok wieży stoją teraz dwa wielkie kadzie do kąpieli na zewnątrz. Dla amatorów gorących kąpieli w środku zimy na przykład.


Wieża komandorska


Plan wieży dowódczej


A teraz rozrywka

Niestety trochę się już spieszyłyśmy a stanie bez ruchu i robienie fotek groziło atakiem spazmów z zimna, więc dokładnej fotograficznej dokumentacji miejsca nie posiadam. Ale uzupełnię kiedyś, bo tam na pewno wrócę!!

  • DST 10.90km
  • Teren 4.10km
  • Czas 01:09
  • VAVG 9.48km/h
  • VMAX 33.50km/h
  • Temperatura -3.0°C
  • HRmax 150 ( 80%)
  • HRavg 111 ( 59%)
  • Kalorie 288kcal
  • Podjazdy 82m
  • Sprzęt Brosik
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl