Informacje

  • Wszystkie kilometry: 9989.70 km
  • Km w terenie: 3234.92 km (32.38%)
  • Czas na rowerze: 28d 01h 51m
  • Prędkość średnia: 14.65 km/h
  • Suma w górę: 54668 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Vampire.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Nie warte uwagi ;)

Dystans całkowity:1159.39 km (w terenie 213.30 km; 18.40%)
Czas w ruchu:112:52
Średnia prędkość:10.25 km/h
Maksymalna prędkość:54.90 km/h
Suma podjazdów:6683 m
Maks. tętno maksymalne:169 (90 %)
Maks. tętno średnie:144 (77 %)
Suma kalorii:20410 kcal
Liczba aktywności:103
Średnio na aktywność:11.26 km i 1h 06m
Więcej statystyk
Niedziela, 31 marca 2013 Kategoria Nie warte uwagi ;)

Na zajutrz po imprezie...

Po wczorajszej udanej imprezce, trwającej do późna, jakoś tak nie chciało mi się ruszyć. Wylazłam dopiero po 16.00 by przemknąć przez lasek dookoła jeziora.

Gdy wszyscy w Polsce produkują fejsbukowe wpisy, jak to zima i śnieg na Wielkanoc zagościła, ja mogę tylko powiedzieć, że w Norwegii zima się prawie wyniosła. Ziemia wsącza tylko promienie słoneczne i tylko patrzeć, jak wszystko się zazieleni.

No a dzisiaj wypróbowałam licznik z nową baterią. Od jakiegoś czasu mój licznik jakoś fiksował, Jeszcze jak w ciepełku poleżał to szło, ale zimniejsze dni naliczał kilomety pierwsze kilka minut, a potem konsekwentnie pokazywał 3,5 km/h by w końcu zakomunikować, że chyba stoję. Cóż, myślałam że to zimno na niego tak koszmarnie działa, cyferki na wyświetlaczu były czarne i wyraźne, więc do głowy mi nie przyszło, że to bateria woła „jeść”.
Dzisiaj wszystko zweryfikowane – nowa bateria, nowe życie wstąpiło w mój licznik!!

Co dorekordów o których wspominałam, to już wyśrubowałam, marcowy też pobity z ilością 109 km, poprzedni 91,2 km. W żadnym też roku nie przejechałam w pierwsze 3 miesiące tyle co w tym - 277 km.
Na pobicie kwietniowego to szans już sobie nie daję, w najlepszym 2009 r. przejechałam 363 kilosy, w tym na pewno się nie uda, bo 10 dni rowerowych będzie wycięte z życiorysu, chyba że będę pedałować na Dominikanie.
Może się tylko skupię by pobić ubiegłoroczny, tylko 90 km.

A to wspomnienie niedawnego koncertu w mojej ulubione "dziurze" koncertowej - "Høvleriet"



Gościem zaś była norweska gwiazdeczka jazzowa: Hilde Louise Asbjørnsen.

  • DST 5.04km
  • Teren 2.40km
  • Czas 00:18
  • VAVG 16.80km/h
  • VMAX 36.80km/h
  • Temperatura 4.0°C
  • HRmax 159 ( 85%)
  • HRavg 127 ( 68%)
  • Kalorie 134kcal
  • Podjazdy 26m
  • Sprzęt Brosik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 30 marca 2013 Kategoria Nie warte uwagi ;)

Wielkanocne zakupy

Dzisiaj zagłębiłam się w statystyki…
Cały czas ciekawi mnie, kto ze USA tak mnie regularnie czytuje, szczególnie stan California. Czy ktoś z bikestatowiczów się przyznaje?
No i 26 tys wejść stuknęło, miło!


Powoli też wypełniam tę płaską wykresową lukę rowerowych statystyk. Pierwsze miesiące był zawsze takie płaskie i niezbyt imponujące, ale teraz wygląda to lepiej. „Wybrzuszam” jak się da.

A wracając do wycieczki, dzisiejsza mała rundka do sklepu by zakupić brakujące produkty na wieczorną wielkanocną imprezkę dla znajomych. Więc rowerek dzisiaj w odstawkę, trzeba zakasać rękawy do sprzątania i gotowania.
  • DST 3.78km
  • Czas 00:16
  • VAVG 14.17km/h
  • VMAX 26.70km/h
  • Temperatura -1.0°C
  • HRmax 141 ( 75%)
  • HRavg 112 ( 60%)
  • Kalorie 87kcal
  • Podjazdy 21m
  • Sprzęt Brosik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 25 marca 2013 Kategoria Do i z pracy, Nie warte uwagi ;)

Standardzik

Do pracusi...
W następnym odcinku co nieco o zwyczajach Wielkanocnych w Norwegii!!
  • DST 10.01km
  • Teren 1.20km
  • Czas 00:32
  • VAVG 18.77km/h
  • VMAX 31.50km/h
  • Temperatura -2.0°C
  • HRmax 155 ( 83%)
  • HRavg 144 ( 77%)
  • Kalorie 249kcal
  • Podjazdy 69m
  • Sprzęt Brosik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 27 lutego 2013 Kategoria Nie warte uwagi ;)

Śpiew lodu...brrr

Ostatnio jak opowiadałam po raz pierwszy w życiu słyszałam… śpiew lodu.
Za pierwszym razem myślałam, że to jakieś zwierzę, gdyż byłam nieco dalej od jeziora i nie przyszło mi do głowy, że to „coś” wydobywało się z niego.
A oto wypowiedź z jednego z forum:

“Generalnie lód popękał wcześniej, przez szczeliny wydobyło się trochę wody, która rozlała się trochę na boki i zamarzła. Teraz nie zauważyłem żadnych nowych pęknięć. Natomiast dźwięki pojawiały się po kilka na minutę. Wcześniej słyszałem już odgłosy lodu, ale były inne, niższe, jakby głębiej czy dalej i przede wszystkim nie tak często. Co kilka minut, kilkanaście minut a nie co chwilę.

Czy możecie mi powiedzieć czy to jest normalny objaw czy faktycznie z lodem może się dziać coś niedobrego? Temperatura ostatnio trochę wzrosła ale dalej jest ujemna, zresztą na jeziorze nie widać aby cokolwiek zaczynało się topic”.


Video mojej własnej roboty :)

Tłumaczenia były różne:
“To normalne. Osobiście lubię słuchac jak lód "gra". Te trzaski, to pęknięcia powstające na skutek wewnętrznych napięć wewnątrz kryształu - najczęściej spowodowanych temperaturą (lód się kurczy/rozszerza wraz ze wzrostem/spadkiem temperatury). Najlepsze i najgłośniejsze są odgłosy powstających dużych szczelin”.



“Lód na całej powierzchni jezior z różnych przyczyn nie zamarza równomiernie. Dodatkowo zamarznięta woda zwiększa objętość. W związku z tym w płycie lodowej, zważywszy na tak duże powierzchnie, działają bardzo duże sił, które w końcu prowadzą do pęknięć. Mimo to powierzchnia taka jest bezpieczna bo pracuje jak płyta sprężona. To charakterystyczne dudnienie/huczenia świadczy właśnie o działaniu tych sił. Siły te na wielkich powierzchniach mogą prowadzić do wypiętrzeń”.



A wrażenia:
“W trakcie ostatniej wizyty na lodzie na Zalewie Zegrzyńskim miałem okazję posłuchać właśnie tak "grającego" lodu... było super. A jeszcze dodatkową atrakcją było długie na pół Zalewu pęknięcie lodu, które nastąpiło ok. 10m metrów od nas, wtedy to już był normalny huk i do tego... "trzęsienie lodu”.

Potwierdzam, wrażenie niesamowite. Moim ulubionym zajęciem teraz jest kładzenie się na lodzie, z uchem niemal przy tafli plus robienie zdjęć bąbelkom. Te bąble powietrza zatrzymane po drodze ku powierzchni, niesamowite kształty i wzory, dają złudzenie jakby czas się dla nich nagle zatrzymał.

  • DST 9.11km
  • Teren 0.90km
  • Czas 00:31
  • VAVG 17.63km/h
  • VMAX 32.10km/h
  • Temperatura -1.0°C
  • Sprzęt Brosik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 26 lutego 2013 Kategoria Nie warte uwagi ;)

W obronie futerkowców

Dzisiaj obudziłam się wyjątkowo wcześnie, nawet przed wschodem słońca, co to sobie zaplanowało wyjść 07.46. Ja wstałam kilka minut wcześniej. Po otworzeniu oka, spoglądnęłam na prognozę pogody i stwierdziłam, że dziś jest ostatni słoneczny dzień w którym można sobie popedałować, przed zapowiadanymi opadami śniegu.

O 10.00 byłam już gotowa do wyjścia. Pytaniem pozostawało, gdzie pojadę, bo nie znoszę nuuudddyy…..a wszystko niemal dookoła objechane. A więc nastawiłam się na NUDĘ i zaledwie parę kilometrów. Uderzyłam na północ.
W twarz wiał północny wiatr i na jednym ze zjazdów a później podjazdów całe oczy miałam mokre od łez. Dodatkowo pożałowałam, że nie wzięłam czegoś na szyję. I chyba trochę minusowo było…



Ostatnio z powodu większej ilości czasu mam okazję do częstszego czytania blogów i stwierdzam, że spora część bikestatowiczów ujawnia w blogach swoje osobiste przemyślenia, podczas gdy ja uskuteczniam li tylko suche relacje, no może trochę okraszone zdjęciami. O czym to ja mogę dzisiaj przemyśliwać, zastanawiałam się… Że wycieczka będzie nudna… i tyle. Do jej końca nie stwierdziłam, bym poczyniła jakieś konstruktywne myślowe obserwacje, może jeżdżę bez mózgu.

Nie, nie, jedyne co zazwyczaj robię to podziwiam i chłonę naturę, na której piękno tutaj nie mogę narzekać. Ot, cały wniosek.
Nudno… jechałam przed siebie w żółwim tempie dopóki nie odkryłam, że mijam geocachingowego kesza obok szkołu w Saltvik. Ależ się napociłam, by go otworzyć, bowiem zatyczka tak mocno siedziała, że musiałam wspomóc się zębami.

1. Saltveit skole
Kesz założony został w okolicach szkoły podstawowej otwartej 10 października 1958 roku. Początkowo szkoła miała trawę na dachu i przez długi czas był to jej znak rozpoznawczy. Jednak w 1999 roku szkoła została odnowiona i przebudowana. Rozszerzona ma teraz 6 sal lekcyjnych w 3 bazach. Są one umieszczone wokół centralnej części szkoły zwanej Storstua czyli Duża Sala. W roku szkolnym 2011/2012 miała 47 uczniów z okolicznych wiosek: Skogland, Kalland, Hagland, Støle, Vikse og Førland ale ponoć jej obszar działania ostatnio i z pewnością chodzi tam teraz więcej uczniów.
Jak na polskie warunki to niezbyt imponujące, czyż nie…?



Po drodze dalej na północ minęłam zlodowaciałe bagno, dostałam szanse by po nim pochodzić. Zmrożone do cna, a zamarzła niebiesko mleczna woda przypomniała mi Blue Lagoon na Islandii.
Ale najciekawsze było dopiero przede mną.

2. Viksemarka i farma zwierząt futerkowych
Postanowiłam zboczyć z głównej trasy, w kierunku Viksemarka. Tam mnie jeszcze nie było!! Najpierw obszczekał mnie jeden pies, a potem było z górki po lekko zmrożonym asfalcie. Do czasu…i potem znowu górka. Z zza pagórka dojrzałam jakieś zabudowania. Z wrodzoną mi ciekawością rzuciłam rower na pobocze i podreptałam na górę. Odkryłam tam kilka zabudowań farmy dla zwierząt futerkowych. I tu mogę powiedzieć, że zacznę przemyśliwać…



Otóż całkiem niedawno, a właściwie od czasu jak przybyłam do Norwegii w 2009 r. toczy się debata na temat hodowli tych zwierzątek różnej maści. Jedyne co je łączy to wspaniałe futro, które potem pańcie noszą w postaci naturalnych futer.
Co rusz wybucha tutaj skandal odnośnie warunków w jakich te zwierzęta są przechowywane. Na dworze, zimnie, wietrze, w ciasnych klatkach, tłoczą się biedaczki a ich los jest z góry przesądzony. Skończą na ramionach modnych acz głupich kobiet.



Patrzyłam więc na te klatki jak na baraki w Oświęcimiu… Puste i zardzewiałe już podajki do wody, blaszane miseczki na jedzenie… Pierwszy z pawilonów jeszcze całkiem stojący, drugi już mniej, a trzeci chylący się ku rychłemu upadkowi. Obok na stronie masa porozrzucanych klatek, w których życie zakończyły żywot lisy pospolite, lisy polarne, norki, tchórze, nutrie, szynszyle…



Nic to, wróciłam po rower by zjechać w dół. Ślepa droga prowadziła do kilku gospodarstw rolnych, ale jak się wkrótce okazało dostępu broniły jurne byczki. W prawo - byczek, w lewo za kilka metrów – też byczek, musiałam znowu skapitulować.

Opowieści nie będę przeciągać, kilka wspaniałych rzeczy zdarzyło się podczas tej rowerowej wycieczki, której za nic w świecie nie nazwę nudną, ale o tym w innym wpisie niedługo. Między innymi dlaczego lód na jeziorze buczy i skrzypi.

  • DST 20.65km
  • Teren 4.50km
  • Czas 01:24
  • VAVG 14.75km/h
  • VMAX 31.80km/h
  • Temperatura -1.0°C
  • Kalorie 623kcal
  • Sprzęt Brosik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 25 lutego 2013 Kategoria Nie warte uwagi ;), Skrzynki pocztowe w Norwegii

Skrzynek ciąg dalszy...

Dzisiaj było bezcelowo z kumpelą z pracy.
Ale zapodaję dwie skrzynki z dedykacją, jak zawsze, dla WrocNama. Dla jeszcze niewtajemniczonych pstrykam namiętnie zdjęcia skrzynkom pocztowym w Norwegii, które często, gęsto są po prostu przeurocze!!!





A to miniatura budowy :)

  • DST 10.49km
  • Teren 3.40km
  • Czas 00:39
  • VAVG 16.14km/h
  • VMAX 26.60km/h
  • Temperatura -1.0°C
  • Kalorie 235kcal
  • Sprzęt Brosik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 23 lutego 2013 Kategoria Nie warte uwagi ;)

Na raty

Po wczorajszej lodowej wyprawie nastał nowy, piękny dzień, podsycany zresztą nadzieją na złoto Kowalczyk w biegu łączonym w Val di Fiemme.
Przed jej biegiem sama chciałam się nieco rozgrzać i wybiegłam na skąpany słońcem podjazd.

Pojechałam w kierunku morza, by odwiedzić miejsca, gdzie dawno nie byłam. Niestety musiałam stwierdzić, że jedno piękne miejsce zniknęło na zawsze. A jest to miejsce, gdzie zawsze stawałam, by podziwiać przepiękny widok na małą, wąską zatoczkę, zawsze zakwiecone i kolorowe. Teraz niestety ogordzone metalową, wysoką siatką, zastawione dźwigami i budową niewiadomo czego w trakcie. Zrobiło mi się smutno...


Miejsce przedtem...


... i teraz

Po powrocie kolejne rozczarowanie... Justysia nie dała rady.
A co z tytułem na raty... popołudniu jeszcze jedna mała przejażdżka do sklepu.
Ale rekord lutowy już pobity!! Jutro atakuje 100 :)
  • DST 12.01km
  • Teren 3.10km
  • Czas 00:57
  • VAVG 12.64km/h
  • VMAX 32.80km/h
  • Temperatura -1.0°C
  • Kalorie 351kcal
  • Sprzęt Brosik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 22 lutego 2013 Kategoria Nie warte uwagi ;)

Słoneczne królestwo lodu...

Pogoda dzisiaj urzekała… Grzechem byłoby nie wypuścić się na wycieczkę rowerową. Na zewnątrz -2, na termometrze w słońcu +20. Czyż nie pięknie?



Polecam ogladnac w HD



Pomysłu na wycieczkę niestety nie miałam, ale jak się okazało później sam się wykluł po drodze. Postanowiłam pokierować się na Katanakvegen, mało uczęszczaną drogę, którą jedynie turyści oblegają. Poza dojazdem do kilku posesji na górze, wjazdu dla samochodów nie ma.



Droga wiodła mocno pod górę a na pierwszym wzniesieniu musiałam zaczerpnąć głębiej powietrza. Stanęłam przy dróżce odgałęziającej się przy bagnie o uroczej nazwie Czarna Skałka (Svartbergsmyr). Zamarznięta tafla lodu bagniska odbijała słońce aż oczy bolały, ale humor mi się poprawił, gdyż postanowiłam poświęcić się dzisiaj wodzie i lodowi. Po drugiej stronie bagna płynie sobie bowiem spory potok. Gdzie jego źródło ? - miałam sprawdzić.



Jechałam więc dalej pod górę mając potok po mojej lewej stronie. Wg mapy potok nazywa się Dubergselva, więc jest w rzeczywistości uznany za rzekę (elv oznacza po norwesku: rzekę). Ja pozostanę jednak przy potoku. Potok wił się to bliżej, to dalej drogi, stając się mniejszy i mniejszy. Plusk wody to raz stawał się donośniejszy, by gdzieś na chwilę zginąć w lesie lub chowając się w rozległych, teraz zamarzniętych, podmokłych terenach.





W końcu dojechałam do jednej z odnóg drogi prowadzącej do jeziora Katanak. Obecnie jest to ujęcie wody pitnej dla Haugesund. Lasy zostawiłam za plecami, a mając przed sobą pagórkowatą przestrzeń porośniętą krzakami i trawą o wyschniętej słomkowej barwie. Po lewej stronie roztaczał się widok na zamarznięto bagnisko, po drugiej zaś wartko płyną potoczek.







Skusiłam się na obejrzenie bagna i nie było czego żałować. Leżąc na błyszczącej tafli artystycznie zamarzniętej wody strzelałam fotki w zapomnieniu. Uwięzione niczym w wiecznym lodzie bąble powietrza, lodowe igiełki, romby, trójkąty, krystaliczne paprocie… Och!! Mogłabym tam stać wiecznie.
Zresztą co tam będę pisać, zdjęcia mówią chyba za siebie…


Negatyw zdjęcia wyżej








A to filtr: kalejdoskop ze zdjęcia powyżej



  • DST 14.30km
  • Teren 3.60km
  • Czas 01:20
  • VAVG 10.73km/h
  • VMAX 33.20km/h
  • Temperatura -2.0°C
  • Kalorie 403kcal
  • Sprzęt Brosik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 18 lutego 2013 Kategoria Nie warte uwagi ;)

Rezerwat po raz drugi

Już, już miałam ogłaszać rekordy, aż tu od ostatniego razu, ani razu nie zaglądnęłam do komórki, gdzie „śpi” mój rower. Ale jak tu jeździć, gdy pogoda nie dopisuje…

Nie chcę się wpisywać w jakiś ponury trend, który zresztą owa pogoda dyktuje…ale jak oglądnęłam ostatni wpis Niradhary, to stwierdziłam, że nie tylko ja mam „czarno-białe” wizje.



Jednak dzisiejsza przejażdżka to nie zew natury i ciekawości świata. Dzisiaj musiałam dobrowolnie „przymusowo” wcześnie wstać. Ostatnimi czasy dosyć późno mi się chodzi wstać, bo do pracy „nie uczęszczam”, a wstawać wypada mi kole południa. I dobrze mi z tym.
Ale jutro muszę wstać o 6.00, więc wypada mi się dziś położyć wcześniej. Obmyśliłam sobie plan, że wstanę dzisiaj bladym świtem 7.30, by się odpowiednio do koguciej pobudki przygotować.
Jednak po kilku godzinach krzątania po domu jakaś okropna senność i zmęczenie zwalały mnie z nóg. Po długim namyśle postanowiłam rozruszać się trochę na rowerze. To był ten zew…





Nie za bardzo wiedziałam, gdzie pojechać, mój odwieczny problem, bo ciągle chcę czegoś nowego, nowej trasy, nowych fotek, itd. Zrezygnowana brakiem pomysłu ruszyłam prosto przed siebie, nastawiając się na kolejną nudną wycieczkę. Nisko wiszące chmury kryły okoliczne szczyty za mgielną zasłoną, wkrótce stwierdziłam też, że trochę za lekko się ubrałam.



Znalazłam się znowu obok rezerwatu Tornesvatnet, który i tym razem nie wyglądał imponująco.

Ponieważ nigdy nie zapuszczałam się w tereny po tej stronie jeziora, postanowiłam rozszerzyć trochę moje pojęcie o tejże okolicy. Brodząc w błotnistej ścieżce, po odciskach końskich kopyt dotarłam do kilku zabudowań gospodarczych, starszych i trochę nowszych. Za ostatnim skręciłam w jakąś mało uczęszczaną dróżkę, która powidła mnie to starej szklarni, służącej teraz za pseudogaraż dla spalonego wraku samochodu.



Zresztą było to chyba dobre miejsce na ukrycie starych i niechcianych czterokołowców, bo znalazłam tam jeszcze stary traktor i jakiś amerykański krążownik.



Podumawszy trochę nad roślinnymi życiami, które w owej szklarni się zakończyły, nawróciłam, gdyż mżawka przerodziła się w mały deszcz. W przeciwieństwie do roślin, aż tak dużo wody nie potrzebuję.






Amerykański krążownik

Po drodze jeszcze zaskoczyły mnie dzieci w przedszkolu, które zamiast siedzieć w ciepełku i pić mleko, cały czas spędzały na dworze. W zasadzie to nie mogę powiedzieć, że mnie to zaskoczyło, bo to i owo o norweskich przedszkolach już słyszałam. Na przykład to, że budynek przedszkola, jest tylko przebieralnią. Przekładając to na normalny język – przedszkole w Norwegii istnieje tylko na wolnym powietrzu, a dzieciaki, czy pogoda czy nie, zawsze są na zewnątrz. Brr… pewno muszą się tam bawić do końca dnia…
Ja tam popedałowałam do domu.

  • DST 6.50km
  • Teren 2.30km
  • Czas 00:28
  • VAVG 13.93km/h
  • VMAX 29.30km/h
  • Temperatura 3.0°C
  • Kalorie 190kcal
  • Sprzęt Brosik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 8 lutego 2013 Kategoria Nie warte uwagi ;)

Laksefossen

Dzień zaczęłam mocnym naparem z english breakfast tea, zanim jeszcze słońce oświetliło szczyt Nuten, najbliżej i najwyższej w okolicy górki. Na pogodynce mojego fona -3, więc znośnie.
W radio wysłuchałam jeszcze porannych wiadomości o wprowadzeniu w Norwegii podwyższonego stanu alarmu antyterrorystycznego, który nadal wydawał się jakiś tajemniczy i nikt nie wie, dlaczego został wprowadzony. Pewno Breivik coś znowu wymyślił…





Pozazdrościłam ostatnio zdjęć Niradharze nad potokiem, więc dzisiaj postanowiłam znaleźć jakiś mały spad wodny. Niedaleko ode mnie w lasku wokół Haraldsvangvatnet jest całkiem spory strumyk wypływający z Arkavatnet, niewielkiego jeziorka na wschód od wcześniej wymienionego. Tam postanowiłam ustawić aparat ze statywem, by złapać upływ czasu i wody.





Warunki jezdne nie lepsze niż wczoraj, o ile asfalt fajniutki i przyczepny, o tyle partie leśne i terenowe dawały mało przyjemności.
Przy wjeździe do lasu, jak wczoraj, warstwa stwardniałego i nierównego lodu zmusiła mnie do prowodzania roweru. Nie chciałam ryzykować upadku na i tak obolałą dupę.



Na małej kładce usadowił się mały, zmizerowany i pewno głodny kotek. Początkowo uciekał przede mną, ale w końcu przystanął by w pełnej krasie pokazać swoją mizerność. Biedaczek podchodził, w nadziei na jakieś drobne jedzonko, ale niestety nic ze sobą nie miałam. Był jakiś taki niefotogeniczny…







W końcu dotarłam do małego spadu nazywanego „łososiowym wodospadem” i tamże ustawiłam statyw. Niestety sesja zdjęciowa była szybka, bo bez rękawiczek długo się tak nie dało stać, a w rękawiczkach nic z aparatem zrobić nie mogłam.
Cyknęłam więc naprędce kilka fotek, by po chwili zawrócić. Wymarzłe ręce „wygrały”…



  • DST 6.81km
  • Teren 3.20km
  • Czas 00:37
  • VAVG 11.04km/h
  • VMAX 22.60km/h
  • Temperatura -3.0°C
  • Kalorie 210kcal
  • Sprzęt Brosik
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl