Informacje

  • Wszystkie kilometry: 9989.70 km
  • Km w terenie: 3234.92 km (32.38%)
  • Czas na rowerze: 28d 01h 51m
  • Prędkość średnia: 14.65 km/h
  • Suma w górę: 54668 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Vampire.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Sobota, 25 kwietnia 2009 Kategoria NORWAY, Skrzynki pocztowe w Norwegii

Ryvarden

Niestety, mój ostatni wpis ze zdjęciami został zeżarty przez ociężały serwer. I nic nie zapisało...Szlag...

No cóż wkleję tylko zdjęcia, co mi pozostało?

Boróweczki już się lęgną :) © Sinead


Viksefjorden © Sinead


Bydlęcie © Sinead


Skrzynka pocztowa © Sinead


I znowu skrzynka © Sinead


W końcy Ryvarden © Sinead


Zardzewiałe © Sinead


Morze Północne © Sinead


Dla tych, którzy zginęli... © Sinead
  • DST 62.33km
  • Teren 10.00km
  • Czas 03:58
  • VAVG 15.71km/h
  • VMAX 45.40km/h
  • Temperatura 16.0°C
  • Podjazdy 899m
  • Sprzęt Mongusik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 24 kwietnia 2009 Kategoria Nie warte uwagi ;)

Po mieście

Rekonesans po sklepach rowerowych w miasteczku. Polowanie na nowy rowerek :)
  • DST 4.25km
  • Czas 00:18
  • VAVG 14.17km/h
  • VMAX 20.00km/h
  • Temperatura 14.0°C
  • Sprzęt Mongusik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 19 kwietnia 2009 Kategoria NORWAY

Djupadalen II

Dzisiaj nie dałam rady dalej, nawaliło moje lewe kolano. To po wczorajszej wyprawie :(.
Ale nie przeszkodziło to w zrobieniu kilku fotek. Najpierw w lesie, przez który jechałam...

Djupadalen © Sinead

a potem nad jeziorem Krokkavatnet.
Tutaj zostawiłam rower na "pastwę losu" (tzn. tylko oparty o drzewo). Chciałam sprawdzić, czy to prawda że w Norwegii nie kradną ;). Ponieważ przerzutka się chyba coś psi a próby jej wyregulowania spełzały na niczym to wielkiej szkody nie będzie - pomyślałam. I tak mam zamiar kupić nowy.

Mój rowerek i Krokkavatnet © Sinead


Dalej powędrowałam na nogach na najbliższe wzniesienie Presten (213 m n.p.m), co w wolnym tłumaczeniu znaczy "Ksiądz". Zrobiłam piechotą jakieś 4 km oprócz tych kilosów rowerowych. Gdy wróciłam... rower stał na miejscu. Pierwszy test zaliczony :))
  • DST 10.70km
  • Teren 8.00km
  • Czas 00:51
  • VAVG 12.59km/h
  • VMAX 30.00km/h
  • Temperatura 13.0°C
  • Sprzęt Mongusik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 18 kwietnia 2009 Kategoria NORWAY, Skrzynki pocztowe w Norwegii

Trzy komuny - Haugesund, Tysvær, Sveio

Mapka trasy

Zahaczyłam o trzy norweskie komuny (odpowiednik polskich gmin) - jak w tytule i o cztery fiordy (Førdesfjorden, Gridafjorden, Ålfjorden i Viksefjorden).

Oczywiście nie obyło się bez małego błądzenia, bez robienia mnóstwa fotek i ślimaczenia się z podziwianiem widoków :)
Było tak ciepło, że po drodze musiałam się rozbierać. Dobrze, że miałam plecak na grzbiecie (zresztą jak zawsze) a w nim trochę miejsca, dodatkowego picia, jedzenia (jakby kogoś to interesowało była tam czekolada, ciastka, dwie kanapki i banan).

Pierwsze błądzenie miało miejsce w okolicach Aksdal. Ścieżki rowerowe jakoś dziwnie się rozeszły i nie miałam pojęcia, która z nich prowadzi do Grinde. Pobłąkałam się więc trochę pod wiaduktami wte i wewte, trafiając nawet w całkiem przytulne miejsce raczej mało przypominające Norwegię. Jakieś zaciszne miejsce z ławeczką przy drodze... Ładna nieprawdaż??

Stylowa ławeczka © Sinead

W końcu zajechałam do centrum Aksdal. Przy czym największą powierzchnię tego centrum zajmowało centrum handlowe. Były jednak jakieś kierunkowskazy na ratusz w Tysvær... Ale się uśmiałam, gdy ów "ratusz" zobaczyłam. Jakaś murowany, dwupiętrowy budyczneczek. Obok niego natomiast drogowskaz na trzy miasta: w Dani, Szwecji i Finlandii. Nie wiem dlaczego akurat te miejscowości, ale może kiedyś się wyjaśni...

Drogowskaz © Sinead

Acha, specjalnie dla WrocNama - upolowałam skrzyneczkę pocztową. Oto ona:
Skrzyneczka pocztowa :) © Sinead

W końcu po drugim błądzeniu, na które straciłam kolejne 3 km, wjechałam na drogę w kierunku Grinde. Cały czas prowadziła tam ścieżka rowerowa, ale później na krótką chwilę musiałam "wskoczyć" na drogę samochodową. Mimo, że obok była droga dla rowerów musiałam pilnować po prawej stronie zjazdu w kierunku fiordu - Grindefjorden.

W końcu się pojawił. Zanim jednak ukazał się w pełnej okazałości, dróżką pośród łąki z soczyście zieloną trawą, stoczyłam się w dół. GPS pokazał - 5m n.p.m. U celu pokazał się domek, a'la dacza, warsztat rybacki, samoróbka zjeżdżalni do wody, kilka łódek.
Nad fiordem Grindafjorden © Sinead


Czy można tutaj zacumować? © Sinead


Nad Grindefjorden © Sinead

Sielankę i drugie śniadanie nieco uprzykrzał jeżdżący powyżej na łące traktor, rozrzucający jakieś białe granulki. Po skonsumowaniu części prowiantu wtoczyłam się na górę, by kontynuować trasę. I ponownie jak poprzednio trzymałam się prawej stroni jezdni, by w każdej chwili móc zrobić "skok w bok" z widokiem na fiord.

Jeszcze raz Grindafjorden © Sinead

W końcu trzeba było skończyć z tymi zachwytami i ruszyć dalej. Przy końcu fiordu, gdzie jeszcze razem biegły ze sobą drogi E135(na OSlo) i E39 (na Bergen), musiałam zdecydować jak jechać dalej. Oczywistym było, że będę jechać na Bergen, jednak kombinacja kierunków na tablicach informacyjnych wcale nie była tak oczywista. Na jakimś "ślimakowym" zakręcie okazało się dlaczego (dla mnie ślimakowy to taki, kiedy asfalt skręca i zakręca w kółko zanim przejedzie na główną trasę, to chyba estakada lub coś w tym stylu).
Ostatecznie wjechałam na tę trasę, na którą chciałam i mocniejszym podjazdem, osiągnąwszy maksimum wysokości podczas tej wycieczki czyli 66 m n.p.m musiałam przystanąć rozebrać się do końca, tzn. ściągnąć z siebie jeszcze jedną bluzę.

Dalej było niemal z górki i za kilka kilometrów oczom ukazała się skrawek kolejnego fiordu - Ålfjorden. Skręciłam w boczny szutrowy zjazd, by po chwili znaleźć się nad jego brzegiem, gdzie znowu odpoczywałam w okolicy chatek rybackich. Zdjęcia, a jakże, znowu z łódką.

Ach te łódki...Ålfjorden © Sinead


Dalej pedałowałam pośród skalistych górek i pagórków porośniętych krępawymi, niskimi iglakami a u ich podnóża, czy też w niższych partiach trawą, mchem i roślinami "mokradłowymi". W rzeczy samej jakby tam zejść na pewno utonęłambym po kolana w bagiennej wodzie. Po kilku zakrętach oczom ukazała się tablica, że za chwilę wjadę na teren innej kommuny. O, tego się nie spodziewałam, że zahaczę o trzy gminy...

Niedługo wjazd do Sveio kommune © Sinead

Ale za to będzie mały wyczyn. Ciekawe czy uda mi się kiedyś pobić rekord. Jazda jak po sinusoidzie wcale nie jest tak rozrywkowa, przynajmniej dla kogoś kto niemal zawsze jeździł po płaskim. Myślę, że gdyby nie te podjazdy to na płaskim mogłabym zrobić przynajmniej 80 km.

Krótko potem ukazał się rozjazd, droga E39 prowadziła dalej na północ a ja musiałam pokierować się na południe i zachód. Odbiłam więc ostro w lewo, spotykając się ponownie z podjazdami. Ale co tam, przy pierwszej "zadyszce" postanowiłam zjeść mój obiad - resztę kanapek, banana i ciastka oraz marchewkę. Przy okazji z pełnym brzuchem poskakałam z kamienia na kamień, z głazu na głaz i podziwiałam widoki na pobliskie jezioro (już nie fiord) Vidgarvatnet.

A to tylko jezioro ;) © Sinead

Nieco dalej, po przejechaniu kilku małych wioseczek z gospodarstwami nastawionymi głównie na wypas owiec i kóz, wjechałam na drogę w lesie. przyznam szczerze, że ta część trasy była najspokojniejsza. Cisza... zero samochodów, widoki i atmosfera przepiękne i urozmaicone. Góry ze skalistymi wierzchołkami, gęste lasy, soczyście zielone pastwiska z owcami, baranami i kozami, jeziora z błękitną wodą, yhhhh...

A oto "owiece", znowu się na mnie patrzą © Sinead

No i te zwierzaki zawsze mnie rozbrajały :). Najpierw uciekają a potem przychodzą i się uśmiechają :)...
Wycieczka starciła nieco na uroku, gdy musiałam wjechać na ścieżkę rowerową towarzyszącą ruchliwszej nieco trasie Rv.47 do Haugesund. Ale nadal było ciepło i słońce świeciło aż do 20.50...:))
  • DST 57.10km
  • Czas 03:53
  • VAVG 14.70km/h
  • VMAX 48.50km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 756m
  • Sprzęt Mongusik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 15 kwietnia 2009 Kategoria NORWAY

Na zachód od Haugesund - chwała Wikingom

Chwała Wikingom - Karmøy, Avaldsnes

Mapka trasy

Znowu szlakiem M.Północnego, tym razem na południowy zachód, na wyspę Karmoy i okolice "urzędowania" Wikingów.
Najpierw przeprawa prze wielki, ok. kilometrowy most, która nie należała do przyjemnych. Ścieżka rowerowa wąska, z trudem mogło się pomieścić dwóch mijających się rowerzystów. Ale widoczek przedni :)

Widok z mostu © Sinead

Oznaczonym szlakiem posuwałam się dalej na południowy-zachód, by wkrótce znaleźć się w okolicach Avaldsnes, dawnej siedziby pierwszego króla Norwegii, Haralda Pięknowłosego i centrum Wikingów.
Nota bene ową trasą ruszy niedługo największy w Norwegii rowerowy rajd Nordsjørittet, szkoda że nie wezmę udziału bo zapisy już dawno się skończyły. Zresztą nie ta kondycja ;))

Szlak Morza Północnego © Sinead

Pierwsze widoki na wyspie typowo rolnicze, no i jak zwykle z pagórka na pagórek.

Droga do...? © Sinead

Wkrótce na horyzoncie zamajaczyła sylwetka protestanckiego kościoła św. Olafa. To przy nim mieści się Muzeum Wikingów a od niego stromo w dół wijąca się żwirowa dróżka na wyspę, gdzie co roku odbywa się Festiwal Wikingów. Na pewno zajrzę w tym roku :)

W tle kościół St. Olavs © Sinead


Na samej wyspie mieści się rekonstrukcja grodu Wikingów. O dziwo, nawet żyjąca, bo z drewnianych domków wydobywał się dym a i wychodzi z nich dziwnie przebrani ludzie. Po obu stronach drewnianej bramy paliły się ognie, jakby miały odstraszyć złe duchy. Działa, nie wjechałam ;)

Osada Wikingów © Sinead


Osada WIkingów, cz.II © Sinead


Gdy z powrotem byłam pod kościołem zauważyłam, że nie tylko ja tu jestem rowerem. Co prawda nie słyszałam by odbywało się jakoweś nabożeństwo, ale kilka "zaparkowanych" rowerów zrobiło wrażenie. Pod tablicą poczytałam sobie trochę o rzeczonym miejscu, z którym związana jest nawet całkiem ciekawa legenda, ale nie chce mi się pisać. Może innym razem...
Rowerowy parking pod kościołem © Sinead


Kościół św. Olafa © Sinead


No, a tutaj byłam:).

Tablica pod kościołem © Sinead


Legenda
Kościół zbudowany został w 1250 r. na polecenie króla Håkona Håkonssona i został on poświęcony patronowi Norwegii, św. Olafowi. Przy boku świątyni stoi pochylony kamienny obelisk wysokości 7,2 m, pochodzący jeszcze z czasów pogańskich. Nazywany jest Igłą Najświętszej Maryi Panny i według legendy w momencie, gdy dotknie on muru kościoła, nastąpi koniec świata i Sądu Ostatecznego. Kilka stuleci temu, aby opóźnić tę chwilę ktoś zapobiegliwy utrącił wierzchołek obelisku i dzisiaj dzieli go od muru kilkanaście centymetrów.

Igła Najświętszej Maryi Panny © Sinead
  • DST 27.91km
  • Teren 5.00km
  • Czas 01:54
  • VAVG 14.69km/h
  • VMAX 45.50km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 274m
  • Sprzęt Mongusik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 13 kwietnia 2009 Kategoria NORWAY

Gdzie lany poniedziałek

Gdzie ten lany poniedziałek???

W Norwegii, chyba całe szczęście dla mnie, nie kultywuje się lanego poniedziałku. Bezpiecznie więc wybrałam się na małą przejażdżkę po okolicy ze znajomymi. Umówiliśmy się w Parku Djupadalen, przy starcie. Zanim przybyli zdołałam już pokrążyć 6 km wzdłuż rzeczki.
Potem odpoczęłam sobie na ławeczce okraszonej polskimi, rzecz jasna, napisami. Czy Polacy wszędzie muszą zostawić znak, że "tu byli" ?? Koszmar i siara...

Ci polscy turyści... © Sinead


Trzeba dodać, że były to jedyne wpisy...:(

Gdy Piotr, Kasia wraz z małym Olivierem i Kubą przyjechali na miejsce zostałam postrzelona w pistoletu wodnego, z okazji Lanego Poniedziałku oczywiście :). Przy miejscu na grilla, który został już "uruchomiony" przez innych, poczuliśmy roztaczający się na okolicę zapach grillowanej rybki... Mniam, mniam.

Mały rowerzysta © Sinead


Oli, który dorwał się pierwszy do huśtawki nieopodal okazał się bohaterem dnia, na swoim małym czterokołowym rowerku zrobił prawie 10 km. Co prawda pod większe górki holował go tatuś, ale mały dał radę. Parę razy zaliczył glebę, ale zawsze dzielnie się podnosił i jechał dalej.

Po krótkiej zabawie na huśtawce zawieszonej na gałęzi drzewa postanowiliśmy w końcu ruszyć nasze tyłki :). Od tej pory pedałowaliśmy z dzieciakami moje tempo trochę spadło...:(
Co prawda osobiście nie zaliczam się do rowerowych wyjadaczy pod względem szybkości jazdy, ale w porównaniu z moimi znajomymi chyba byłam prawie niezniszczalna. Zauważyłam różnicę w mojej kondycji i kondycji "niedzielnych rowerzystów", zarówno pod względem prędkości jak i manewrowania na korzeniach, kamieniach, z górki i pod górkę. TO mnie podbudowało :)

Niedzielni rowerzyści:) © Sinead
  • DST 17.28km
  • Teren 10.00km
  • Czas 01:31
  • VAVG 11.39km/h
  • VMAX 35.00km/h
  • Temperatura 10.0°C
  • Sprzęt Mongusik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 12 kwietnia 2009 Kategoria Nie warte uwagi ;)

Do kolegi na Jarhaugane

Do kolegi na Jarhaugane

W świąteczne odwiedziny do kolegi z pracy. W jedną stronę trochę padało, ale pod wieczór, na zachód słońca się załapałam :)
Do tego kolegi co wyżej na zdjęciu, hi,hi.
  • DST 8.42km
  • Czas 00:31
  • VAVG 16.30km/h
  • VMAX 37.50km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Sprzęt Mongusik
  • Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 10 kwietnia 2009 Kategoria NORWAY

Djupadalen

Djupadalen

Po popołudniu wyszło przepiękne słońce, a że zachodzi ono u mnie teraz ok. 20.45 miałam sporo czasu by wykombinować jeszcze jakąś wycieczkę. Początkowo, z uwagi na moja kontuzje lewego kolana, miałam pójść piechotą.
Ale mój rowerem popatrzył na mnie i wyprosił. Miałam dojechać do parkingu rowerem a potem ruszyć z "buta".

Nad samym jeziorem wiało jak cholera, jakieś 8,5 m/s - czyli po ichniejszemu frisk bris (mocna bryza). Kaczki ledwo trzymały się na wodzi a mi mało czapki nie zwiało (tak, tak, tym razem wybrałam się bez kasku).

Eivindsvatnet © Sinead


Jak widać na zdjęciu słońce świeciło przeuroczo. Ponieważ nigdzie nie mogłam znaleźć sensownego miejsca na rzucenie roweru ruszyłam dalej razem z nim. Co prawda tutaj nikogo nie interesują cudze rowery, ale kto wie czy gdzieś polacy nie spacerują ;). Ścieżki były ładne, postanowiłam więc podjechać kawałek. Kolano trochę się odezwało, ale za to na horyzoncie pojawiły się ławeczki obok miejsca na grilla.

A może piknik? © Sinead


Tutaj złowiłam na aparat parę kaczek i w oddali mewy, ale wyszły nietwarzowo ;). Pędząc dalej żwirową ścieżynką, od czasu do czasu wymijając ludzi, wjechałam do lasu. Było sporo pod górę, więc w którymś momencie porzuciłam rowere i udałam się kawałek na nogach. Tu strumyczek, tam małe bagienko i ładne widoki. Rower stał gdzieś pod drzewem, od czasu do czasu bezsensownie na niego spoglądałam, ale upewniona że nikt go nie ruszy zeszłam niżej do jeziora. Dalsza droga rowerem nie miała sensu... stromo, kamole, korzenie, wywrócone drzewa... Zawróciłam i pojechałam płaską ścieżką w lasek...

A to w "głębokim" lesie ;) © Sinead


Niedługo potem zawróciłam. Podjazd pod górę na tyle dał się we znaki mojemu kolanie, że trzeba było wracać. Po drodze udało mi się utrwalić parkę mew na skałce.

Coś nie chciały zerwać się do lotu... © Sinead


Jeszcze raz przy starcie zeszłam na małą plażę. Kto by pomyślał, że w Norwegii są takie plaże i to jeszcze niecałe 3 km od mojego domu?? Każda plaża zaopatrzona jest w koło ratunkowe i drabinę. Drabina oczywiście na czas zimowy, jakby kto toną w przeręblu...

Może by się zabawić w ratownika © Sinead


Hmm, lato... © Sinead


Na tym zakończyłabym relację z wycieczki. Fajnie było i jeszcze jasno jak wracałam. Słońce też świeci, choć 19.41...
  • DST 9.82km
  • Teren 6.00km
  • Czas 00:42
  • VAVG 14.03km/h
  • VMAX 32.00km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 9 kwietnia 2009 Kategoria NORWAY, Skrzynki pocztowe w Norwegii

Na wschód od Haugesund

Na wschód od Haugesund - górki zdobyte

Mapka trasy

Miało dzisiaj być nieco inaczej, ale plany pokrzyżował mi tunel. Zresztą zazwyczaj plany sobie a trasa sobie :).
Ponieważ z rana świeciło słońce zaplanowałam sobie, że pojadę do Aksdal - miasteczka położonego na wschód od Haugesund, skąd niedaleko jest do fiordu Grinnefjorden.
W nocy padało, więc drogi były mokre i śliskie, jednak całe szczęście trzymałam się jakoś nawierzchni. Przy sympatycznym jeziorku Eivindsvatnet odbiłam nieco na południowy-wschód, prowadzącą do Oslo drogą E134.

Na zakręcie © Sinead


Jednak było ze mnie jakieś niemądre stworzenie, bo nie mogłam trafić na idącą tutaj gdzieś w pobliżu ścieżkę rowerową. Na jakimś skomplikowanym rondzie, przy którym dziwnie ścieżka się kończyła kręciłam dobre pół godziny. Już nawet nieopatrznie zawracałam do Haugesund (nie wiedząc o tym ) i przez przypadek zajechałam do Raglamyr, gdzie mieszczą się bycze centra handlowe. Przy okazji wiem jednak gdzie się wybrać na większe zakupy ;)

Zwariowane rondo © Sinead


Po drodze jednak, nieco wściekła, znalazłam ławeczkę w ustronnym miejscu. Zjadłam kanapę z makrelą (mniam, mniam), popiłam z bidonu i zaintrygowałam się kolorowymi, malowanymi skrzynkami pocztowymi. Należy wiedzieć, że żyjący głównie w domkach Norwedzy nie wieszają sobie skrzynek na drzwiach lub domu (oczywiście zdarzają się), ale umieszczają skrzynki po kilka z jednej ulicy pod małym zadaszeniem. Czasem, jak ktoś ma chyba natchnienie, wymalowuje jakieś cuda na niej. Będę zbierać i fotografować co ciekawsze.

Postkasser © Sinead


W końcu nakręciłam tak, że musiałam trochę popedałować ruchliwą E134. Ale bezpiecznie, to nie to co w Polsce, kiedy każdy przejeżdżający samochód musi swym pędem spychać rowerzystę do rowu ;). Po mojej lewej ręce widziałam gdzieś drogę, obiegającą malutkie jezioro Toskatjørn. Ale gdzie u diabła był tam wjazd. Niestety dostać się nie dało rady. Droga, dwupasmówka i w dodatku odgrodzone pasy... Nie pozostało mi nic innego jak jechać dalej.

W końcu doczłapałam się do jakiejś miejscowości nad małym i niezbyt malowniczym fiordem (w porównaniu oczywiści do innych, licznie obleganych turystycznie), do Førresfjorden. Tutaj natknęłam się na Muzeum Historii Wojny (Krigshistoriemuseum). Czynne od 1 maja...
Pozostało mi pooglądać eksponaty stojące na zewnątrz, czyli czołg, moździerz lub działo (nie odróżniam) i olbrzymia boja morska albo mina morska???

Wojna w czasie pokoju? © Sinead


A że za małą chwilkę zaczął padać mały deszczyk schroniłam się po zadaszeniem przy wejściu do muzeum i zjadłam kolejną kanapkę i baton. Resztki kanapki na zdjęciu obok mnie :)

Odpoczynek pod muzeum... © Sinead


Niestety ciąg dalszy trasy do Aksdal przerwał mi znak zakazu wjazdu dla rowerów. Dopiero objeżdżając okolicę zobaczyłam, że dalej jest wjazd do tunelu. Do tunelów, których w Norwegii jest całkiem sporo, rowerom jest wjazd niedozwolony. Ostatnio nawet "trąbili" o wypadku rowerzysty, który sobie tam wjechał. Trudno się mówi, postanowiłam poszukać innej ciekawej trasy, bo wracać mi się specjalnie nie chciało. Udałam się więc pod wiaduktem nieco na północ, wjechałam na miłą, mało uczęszczaną asfaltową drogę, która wiła się wśród pól, pastwisk i drobnych gospodarstw. Po mojej prawicy majaczył gdzieś w górze kamienny szczyt Valhest (313 m n.p.m). Droga natomiast ciągnęła się raz z górki, raz pod górę, co się przerzutki namęczyły ;)

W końcu ujrzałam jakieś żywe stworzenia - były to pasące się w okolicy owce. Gdy przystanęłam zrobić kilka fotek nagle wszystkie się zbiegły popatrzeć na mnie z wielkim zaciekawieniem. Chyba byłam większą atrakcją dla nich niż one dla mnie, chociaż tak z początku by wyglądało. Czarny baran przybył do płata ostatni, ale wzrokiem powiedział swoim owcom, że nie ma sobie czym zawracać głowy a do mnie machnął kilka razy łbem, próbując mnie przegonić.

I co się tak gapicie?? © Sinead


No i sumie miał rację. Czy ja owiec w życiu nie widziałam?
Dalej nadal roztaczał się sielankowy widok na norweską wioskę. Spokój cisza, mimo pochmurnej pogody świergot ptaków, pod drzewami gdzieniegdzie konwie z mlekiem (tak mi się wydaje, nie sprawdzałam). Kilkaset metrów dalej konie, ale jakieś takie masywne - zero gracji, z pewnością nie wyścigowe.

Ktoś chce mleka? © Sinead


W końcu asfaltowa droga jakoś się skończyła, zaczęła się szutrowa. Rzuciłam rower by zrobić pieszy rekonesans. Jakieś tabliczki o ujęciu wody, bramka na szutrowej drodze, po prawej stronie jakiś potok, robiący mnóstwo hałasu. Bramkę da się ominąć, więc...
Ponownie wsiadłam na rower i pędząc w dół dojechałam do małej przystani z łódkami. Wyglądało na to, że łódkę można sobie bez pytania nikogo wypożyczyć, by wypłynąć na małe wędkowanie. Zresztą stojące obok na "dzikim parkingu" samochody sugerowały, że ktoś już tak zrobił :)

Może by tak odpłynąć? © Sinead


Ja niestety, z powodu braku zdolności i chęci do pływania, zrezygnowałam z tej przyjemności.
  • DST 45.70km
  • Teren 15.00km
  • Czas 03:31
  • VAVG 13.00km/h
  • VMAX 51.00km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 741m
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 5 kwietnia 2009 Kategoria NORWAY

North Sea Cycle Route

North Sea Cycle Route

Mapka trasy

Krótka wycieczka rozeznawcza jak wygląda kawałek szlaku M.Północnego na północ od Haugesund.

Królewski monument © Sinead


W zasadzie to jeden z punktów szczególnych. Królewski monument na cześć zmarłego podczas zarazy, pierwszego króla Norwegii, Haralda Pięknowłosego. Zaraza (nie wiedzieć jaka, nie mogę na razie ustalić, może dżuma?) zabiła go niedaleko na wyspie Karmøy w Avaldsnes. Tam też założył pierwszą w Norwegii siedzibę królewską. Teraz mieści się tam Muzeum Wikingów a na pobliską wysepkę zjeżdżają się co roku miłośnicy hełmów z rogami :)

Dalej, jakże by inaczej, znowu zgubiłam drogę i po przejechaniu małych uliczek między domami straciłam ze wzroku tabliczki z rowerem...
Trafiłam przypadkowo na jakieś "bajoro" i tam się na chwilę zatrzymałam.

Polowanie na mewy © Sinead
  • DST 20.28km
  • Teren 2.00km
  • Czas 01:35
  • VAVG 12.81km/h
  • VMAX 35.00km/h
  • Temperatura 8.0°C
  • Podjazdy 279m
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl