Informacje

  • Wszystkie kilometry: 9989.70 km
  • Km w terenie: 3234.92 km (32.38%)
  • Czas na rowerze: 28d 01h 51m
  • Prędkość średnia: 14.65 km/h
  • Suma w górę: 54668 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Vampire.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wtorek, 22 kwietnia 2008 Kategoria Maratony

Mój pierwszy maraton - BIKE MARATHON

Mój pierwszy maraton - BIKE MARATHON
Bike Marathon 2008, Wrocław. Mój pierwszy atak na maratonie - na tzw. "żywca", bez przygotowań, rozgrzewek, treningów. Tak dla sprawdzenia atmosfery, która mimo wszystko urzekła.

Dzień wcześniej, mimo że starałam się jak mogłam wypocząć, zasnęłam sporo po 1.00 w nocy (albo jeszcze później). W głowie kotłowały mi się wyobrażenia o maratonie - czy w ogóle dam radę?? A jak na starcie się wywalę, wplątana w gąszcz kół i pedałów. Czy się nie ośmieszę swoim mało profesjonalnym ubiorem?
Rankiem wstałam przed 8.00, śniadanie i odpowiednia ilość płynów ciężko przechodziły mi przez gardło. Tym bardziej, że z powodu choroby drugiej połowy "mojej ekipy" miałam jakiś nietęgi humorek.

Z pakowaniem się na sam przód sektora dałam sobie spokój... przecież nie jadę się ścigać a chcę tylko dojechać - myślałam sobie. Ale stojący obok twardo popychali się nawzajem i mnie kierownicami. Jak u licha w takim gąszczu można ujechać cokolwiek do przodu = głowiłam się dalej. Wszystko wyjaśniło się wkrótce, kiedy to nawet bez większego wysiłku i obijania się o innych bikerów wyjechałam poza linię startu.





</a><a href="http://photo.bikestats.eu/16132/wroclaw_bike_maraton_2008.html">
Wnet na 2 kilometrze pojęłam swój największy błąd!!! Niewybaczalny błąd, świadczący tylko o moim braku profesjonalizmu (wszak jestem prawie początkująca). Ale nie od razu człowiek staje się ideałem ;). Do mojej świadomości zaczęło dobijać się pragnienie, wieeelkieeee pragnienie. A do najbliższego bufetu jeszcze z jakieś 10 kilosów, RAAAAATUUUUNKUU - krzyczałam w myślach... Po prostu nie wzięłam ze sobą bidonu - inna sprawa, że nie miałam nawet zamontowanego uchwytu na bidon, hi,hi.

Najgorsze jednak przyszło niedługo potem... Gdy ujrzałam błotniste mazie oraz grzęznące po szprychy koła rowerów, pragnienie mi odeszło (ale tylko na chwilę, by powrócić ze zdwojoną siłą). Ja, prawie niedzielny rowerzysta mam wjechać w takie błoto. Toż to mi bryźnie w oczy i po zawodach, o upadku w to błotko nie wspominając. Kałuże?? Trzeba omijać wielkim kołem - ale jak, skoro obok jakieś pole z chwastami i nie mniej grząską glebą?? Przekonałam się w końcu do kąpieli błotnych.



Jazda po grząskich ścieżkach czy traktach leśnych, gdzie błoto wylewa się do poziomu nypli i wyżej do łatwych i przyjemnych nie należy. Ale gleby nie zaliczyłam, choć był to powszechny obrazek. Moja mała przewaga wynikała z faktu, że nie byłam przytwierdzona do pedałów - po prostu nie dysponuję "czaderskimi" butami zatrzaskowymi ;). Tym razem się z tego cieszyłam. W każdej chwili mogłam wystawić "podpórkę" w postaci nogi i to mnie chyba jakoś wyratowało.

Całe szczęście jednak nie padało - choć raz świeciło słońce a raz chowało się za cumulusy. Jak tylko wyszło człowiek miał jakoś tak więcej energii. W końcu gdzieś dojrzałam zielone parasole bufetu. Droga do niego wiodła polną, błotnistą miedzą a moje pragnienie sięgało już zenitu - wyobrażałam sobie lejącą się po brodzie wodę, chłód w wyschniętym na pieprz gardle. I im bardziej o tym myślałam, tym wolniej mi się jechało. Bufet, miało się wrażenie, jakby uciekał przede mną. W końcu, uff... picie, picie, gul, gul, gul... poiłam się niemal 10 minut - głupia myślałam że czas się nie liczy. Nawet próbowałam zadzwonić do bazy moich kibiców na małe pogaduszki z trasy ;). W końcu i tak się nie dodzwoniłam.



Napojona z chełboczącym żołądkiem pojechałam dalej. Już się za siebie nie oglądałam, pędziłam ile miałam sił w nogach. Nawet zadziwiająco dużo - złapałam tzw. drugi wiatr (albo wiatr w żagle). Przystanęłam jeszcze ze dwa razy by pstryknąć fotki - w oddali majaczyła imponująca stacja tranzystorów, która na tle zachmurzonego, granatowego nieba robiła wrażenie. Gdy się tam zbliżyłam słychać tylko było buczenie płynącego prądu, jakby miliardy zwarć grały na drutach. Genialne!!

Dalej było już całkiem prosto, ale dawałam z siebie wszystko. Ubłocona po pachy, choć przyznam że błotniki nad kołami uratowały od zalania błotem moją twarz i tyły. W butach miałam kompletnie mokro a w palce zaczęło być cholernie zimno. W końcu dojechałam, jeszcze na ostatniej linii przed metą dowaliłam gazu, ale nie udało mi się wyprzedzić jadącej przede mną... Zmachana ale szczęśliwa padłam za metą :)))
  • DST 28.00km
  • Teren 28.00km
  • Czas 01:59
  • VAVG 14.12km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 13 kwietnia 2008 Kategoria Wypady Dolny Śląsk, Geocaching

II wyprawa geocachingowa

II wyprawa geocachingowa
Moja druga wyprawa geocachingowa, zakończona sukcesem oczywiście! Prócz roweru odkryłam niedawno fajną zabawę z GPS-em:), która jest dobrym pretekstem do załadowania "czterech liter" na siodełko :).
Pozostałe wpisy na bikebrother



  • DST 40.60km
  • Teren 30.00km
  • Czas 02:09
  • VAVG 18.88km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 8 kwietnia 2008 Kategoria Wypady Dolny Śląsk

Po serwisie

Po serwisie
Powrót z serwisu rowerowego do domu. Jakość usługi jak się po czasie okazało raczej kiepska... Rower chodzi jak chodził przed serwisem, nie polecam i podaję adres fuszerza: Wrocław, ul. Pułaskiego, sklep i serwis "Jawor":(. Duże minusy!!!!
  • DST 15.00km
  • Teren 12.00km
  • Czas 00:40
  • VAVG 22.50km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 6 kwietnia 2008 Kategoria Wypady Dolny Śląsk, Geocaching

Trasa kolejowa Wrocław-Kotowice

Trasa kolejowa Wrocław-Kotowice
Poszukiwanie miejsca na "zrzut" kesza. Lasy, drogi polne, bezdroża, mosty kolejowe:).
Dla niewtajemniczonych "kesz" to skrzynka z małymi drobiazgami i książeczką wpisów zostawiana w różnych ciekawych miejscach przez GPS-owców, bawiących się w geocaching.
  • DST 12.80km
  • Teren 8.00km
  • Czas 01:00
  • VAVG 12.80km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 5 kwietnia 2008 Kategoria Wypady Dolny Śląsk, Geocaching

Pierwsza wyprawa geocachingowa!!!

Pierwsza wyprawa geocachingowa!!!
Oj, była ona długa i zawiła... Niestety zabłądziłam zachęcona przez dwie piechurki do jazdy trasą omijającą tereny wodonośne MPWiK. Ponieważ bałam się mimo wszystko nakrycia mnie przez ochroniarzy, przystałam na ichniejszą propozycję i wlazłam w las... z rowerem. Nad rzekę Oławę, po grząskim terenie, przez chaszcze, błoto, strumienie, itp. Wszystko to przechodziłam raczej obok roweru niż na rowerze, ale w końcu udało się. Ale byłam wściekła. Postanowiłam następnym razem grać "głupa" w razie złapania mnie przez ochroniarzy.. he,he,he.

A cóż ciekawego tam odkryłam... Właśnie owe piechurki opowiedziały mi o nieistniejącym moście przez rzekę Oławę (wysadzony w czasie wojny) a w pobliskim lesie (lasek Siedlecki) o istnieniu jeszcze resztek bunkrów, stanowisk dla dział przeciwlotniczych i mocowań dla wyrzutni rakietowych (Festung Breslau). Polecam - kawałek historii Wrocławia.
Poniżej zdjęcie resztek wysadzonego mostu...

Taa... tu były dwa zdjęcia z serwisu photo.bikestats, ale były brzydkie i je wywaliłam (ten wpis to po 3 latach, 23.04.2011)
  • DST 68.00km
  • Teren 58.00km
  • Czas 03:57
  • VAVG 17.22km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 1 kwietnia 2008 Kategoria Wypady Dolny Śląsk

Do pracy na dwóch kółkach

Do pracy na dwóch kółkach
Po raz pierwszy do pracy na rowerze. Spieszę wyjaśnić, że niestety miejsce mojej pracy jest wybitnie nieprzychylne swym charakterem by robić to codziennie.
  • DST 24.10km
  • Teren 18.00km
  • Czas 01:34
  • VAVG 15.38km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 30 marca 2008 Kategoria Wypady Dolny Śląsk

Po dyżurze

Po dyżurze
Taki wyczyn po dyżurze...ale po raz pierwszy w roku taka ładna pogoda:)
  • DST 28.50km
  • Teren 15.00km
  • Czas 01:49
  • VAVG 15.69km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 20 marca 2008 Kategoria Wypady Dolny Śląsk

Bez celu

Bez celu
Bez celu, tak by nie zasnąć po pracy... Trzeba było jechać szybko, by tyłek nie przymarzł. Najzimniejsze warunki w jakich jeździłam :).
  • DST 8.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 00:29
  • VAVG 16.55km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 15 marca 2008 Kategoria Wypady Dolny Śląsk

GPS po raz pierwszy

GPS po raz pierwszy
Inauguracja jazdy z GPS-em.
Oczywiście sprzęcik outdoorowy kupiony specjalnie na rower, choć nie na rower dedykowany. Stałam się szczęśliwą posiadaczką Garminka. Zobaczę jak się sprawdzi, tylko niech zdobędę uchwyt do niego.
  • DST 13.20km
  • Teren 10.00km
  • Czas 01:01
  • VAVG 12.98km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 10 marca 2008 Kategoria Wypady Dolny Śląsk

Siechnice - Kotowice - Siechnice.<br

Siechnice - Kotowice - Siechnice.
Krótka przejażdżka po wałach i lesie.
  • DST 13.70km
  • Teren 10.00km
  • Czas 00:47
  • VAVG 17.49km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Blogi rowerowe na www.bikestats.pl