Środa, 19 czerwca 2013
Kategoria Wypady Dolny Śląsk
Jelcz-Laskowice i okolice
Nie ciekawego, tylko las i bunkry, taka przejażdżka.
- DST 23.36km
- Teren 18.40km
- Czas 01:37
- VAVG 14.45km/h
- VMAX 29.40km/h
- Temperatura 27.0°C
- Kalorie 623kcal
- Podjazdy 70m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 17 czerwca 2013
Kategoria Wypady Dolny Śląsk
Brzeg-Olawa, amazońska przeprawa :)
No cóż, zamierzchłe już czasy! Czerwiec był, początek wakacji.
Po nieudanej próbie z Kamieńca, kiedy to zostawiłam komórasa na ławeczce na stacji kolejowej, udało się znowu spotkać w miłym gronie trzech sympatycznych postaci: Lideczki i Pawełka, starych dobrych kumpli z pracy!!
Sporo z pamięci wyleciało, ale film pozostał.
Największą frajdą była przeprawa przez "wielką wode" w Kotowicach. Gdy dotarliśmy za niewielki wał przeciwpowodziowy w Kotowicach okazało się, że dalszą jazde uniemożliwi nam woda. Na wybrukowanej drodze zatrzymała nas płynąca rzeka, a próby przejechania skończyły się na umoczeniu butów. Już, już mieliśmy rezygnować gdy, muszę przyznać, wpadłam na genialny pomysł zamoczenia nóg. Miałam tylko na myśli odświeżenie umęczonych stóp, ale okazało się, że mój pomysł zrozumiana jako przejście przez wodę.
Woda płynęła, resztki Odry lawirowały pośród lasu i wszystko wyglądało jak w amazońskiej puszczy. Potem już zrobiło się sucho i myśleliśmy, że kłopotów już dość. Do czasu kiedy naszym oczom ukazał się podtopiony samochód zostawiony samemu sobie, a dalej już tylko brązowa woda do połowy ud.
Poszliśmy jednak z rowerami dalej, brnąc niemal w brązowej acz przejrzystej wodzie przez kilometr. Na końcu nagroda w postaci wieży widokowej i wielka frajda. Zresztą resztę film opowie...
Po nieudanej próbie z Kamieńca, kiedy to zostawiłam komórasa na ławeczce na stacji kolejowej, udało się znowu spotkać w miłym gronie trzech sympatycznych postaci: Lideczki i Pawełka, starych dobrych kumpli z pracy!!
Sporo z pamięci wyleciało, ale film pozostał.
Największą frajdą była przeprawa przez "wielką wode" w Kotowicach. Gdy dotarliśmy za niewielki wał przeciwpowodziowy w Kotowicach okazało się, że dalszą jazde uniemożliwi nam woda. Na wybrukowanej drodze zatrzymała nas płynąca rzeka, a próby przejechania skończyły się na umoczeniu butów. Już, już mieliśmy rezygnować gdy, muszę przyznać, wpadłam na genialny pomysł zamoczenia nóg. Miałam tylko na myśli odświeżenie umęczonych stóp, ale okazało się, że mój pomysł zrozumiana jako przejście przez wodę.
Woda płynęła, resztki Odry lawirowały pośród lasu i wszystko wyglądało jak w amazońskiej puszczy. Potem już zrobiło się sucho i myśleliśmy, że kłopotów już dość. Do czasu kiedy naszym oczom ukazał się podtopiony samochód zostawiony samemu sobie, a dalej już tylko brązowa woda do połowy ud.
Poszliśmy jednak z rowerami dalej, brnąc niemal w brązowej acz przejrzystej wodzie przez kilometr. Na końcu nagroda w postaci wieży widokowej i wielka frajda. Zresztą resztę film opowie...
- DST 55.00km
- Teren 12.00km
- Czas 03:23
- VAVG 16.26km/h
- Temperatura 25.0°C
- Kalorie 1200kcal
- Podjazdy 98m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 16 czerwca 2013
Kategoria Wypady Dolny Śląsk
Wroclaw-Wojnowice
- DST 27.95km
- Teren 4.60km
- Czas 01:44
- VAVG 16.12km/h
- VMAX 28.20km/h
- Temperatura 25.0°C
- Kalorie 712kcal
- Podjazdy 118m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 15 czerwca 2013
Kategoria Nie warte uwagi ;)
Smardzów wita
No więc po długiej nieobecności tutaj, znowu z powrotem.
Po prostu wyjechało mi się na wakacje...:)
Ale w Polsce nie leniuchowałam, już drugiego dnia pożyczyłam rower od przyjaciółki, by porowerować ze znajomymi z dawnej pracy. Umówiliśmy się na jazdę z Kamieńca Ząbkowickiego do Wrocka, poprzedziwszy wycieczkę jazdą pociągiem. Dotarłam do stacji kolejowej w Smardzowie, wpierw ładnie przywitana przez smardzowskie "Szczęść Boże".
Rozsiadłam się na ławeczce w oczekiwaniu na pociąg, zadzwoniłam do koleżanki i wnet zobaczywszy kompana wycieczki odłożyłam telefon na bok. Tak się zagadałam, że jak nadjechał pociąg zdążyłam tylko wrzucić do rower, zapominając jednak o komórce.
Oświeciło mnie kilka dobrych kilometrów za stacją, gdzie smartfona położyłam i że go nie mam ze sobą. Jedyne źródło robienia zdjęć!!! Nie... Na następnej stacji musiałam wysiąść i pognać na Smardzów, by zobaczyć, czy komórka wciąż tam leżała. Szczerze mówiąc byłam najgorszej myśli... nikt by nie przepuścił okazji by go nie zabrać.
Ale "szczęśc Boże" pomogło i komórka spała grzecznie w tym samym miejscu. No ale z wycieczki to już nici pozostały...
Po prostu wyjechało mi się na wakacje...:)
Ale w Polsce nie leniuchowałam, już drugiego dnia pożyczyłam rower od przyjaciółki, by porowerować ze znajomymi z dawnej pracy. Umówiliśmy się na jazdę z Kamieńca Ząbkowickiego do Wrocka, poprzedziwszy wycieczkę jazdą pociągiem. Dotarłam do stacji kolejowej w Smardzowie, wpierw ładnie przywitana przez smardzowskie "Szczęść Boże".
Rozsiadłam się na ławeczce w oczekiwaniu na pociąg, zadzwoniłam do koleżanki i wnet zobaczywszy kompana wycieczki odłożyłam telefon na bok. Tak się zagadałam, że jak nadjechał pociąg zdążyłam tylko wrzucić do rower, zapominając jednak o komórce.
Oświeciło mnie kilka dobrych kilometrów za stacją, gdzie smartfona położyłam i że go nie mam ze sobą. Jedyne źródło robienia zdjęć!!! Nie... Na następnej stacji musiałam wysiąść i pognać na Smardzów, by zobaczyć, czy komórka wciąż tam leżała. Szczerze mówiąc byłam najgorszej myśli... nikt by nie przepuścił okazji by go nie zabrać.
Ale "szczęśc Boże" pomogło i komórka spała grzecznie w tym samym miejscu. No ale z wycieczki to już nici pozostały...
- DST 21.37km
- Czas 00:55
- VAVG 23.31km/h
- VMAX 29.10km/h
- Temperatura 24.0°C
- Kalorie 432kcal
- Podjazdy 13m
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 28 maja 2013
Kategoria Nie warte uwagi ;)
Ciepło, ciepło, coraz cieplej
Tylko transport do pracy, z pracy i do sklepu.
Ale za to znowu cieplej i cieplej. Jutro grillowanie po pracy już nakręcone!!
Ale za to znowu cieplej i cieplej. Jutro grillowanie po pracy już nakręcone!!
- DST 11.70km
- Teren 1.20km
- Czas 00:32
- VAVG 21.94km/h
- VMAX 32.60km/h
- Temperatura 20.0°C
- Kalorie 264kcal
- Podjazdy 63m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 22 maja 2013
Kategoria Nie warte uwagi ;)
A nic takiego
Standardowa trasa do szpitala. Ileż moża wrzucać zdjęć. Przerwa!!!
- DST 12.10km
- Teren 1.10km
- Czas 00:31
- VAVG 23.42km/h
- VMAX 35.60km/h
- Temperatura 17.0°C
- Kalorie 274kcal
- Podjazdy 67m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 21 maja 2013
Kategoria Nie warte uwagi ;)
Do pracy
Nic ciekawego, tylko do i z pracy!
- DST 9.00km
- Teren 1.10km
- Czas 00:29
- VAVG 18.62km/h
- VMAX 34.70km/h
- Temperatura 18.0°C
- Kalorie 265kcal
- Podjazdy 61m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 20 maja 2013
Kategoria Nie warte uwagi ;)
Jak lekko się jedzie...:)
Po szaleństwach na Bornholmie, zauważyłam jak forma mi wzrosła. Teraz do pracy to był pikuś, gnałam prawie niezmęczona do roboty!!
- DST 9.00km
- Teren 0.90km
- Czas 00:29
- VAVG 18.62km/h
- VMAX 44.70km/h
- Temperatura 17.0°C
- Kalorie 261kcal
- Podjazdy 59m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 19 maja 2013
Kategoria Ciekawe i niepospolite miejsca
Bornholm, dzień 4
Człowiek się wieczorem rozluźniał przy Eurowizji w hotelu a tu nagle jak lunęło z nieba… Zrobiło się nieciekawie, już się zastanawiałam czy jutro pogoda też dopisze…
Obudziłam się, otworzyłam oko, nadstawiłam ucho… cisza, deszczu nie słychać, ale pochmurno i pewno chłodniej niż wczoraj. Przypuszczenia się potwierdziły, ale mnie jednak nie odstraszyły.
Zaraz po śniadaniu postanowiłam przejechać się jeszcze w kierunku Hesle, tylko po samym lesie.
Las jaki jest każdy widzi… Wczoraj jadąc większość trasy przez las nie znalazłam nic interesującego do sfocenia, ale dzisiaj było inaczej. Nie wiem nawet dlaczego, może dlatego, że po deszczu las nabrał innego wymiaru. Być może…
Po deszczu w lesie pachniało wszędzie i inaczej niż przed dwoma dniami. Lekka mgiełka unosiła się gdzieniegdzie nad poszyciem. W głuchej ciszy można jedynie było usłyszeć odgłosy kropel deszczu spadających z liści i czysto brzmiące głosy ptaków. Klimatycznie i tajemniczo.
A co kilkaset metrów las zmieniał swój wygląd. Momentami jak obudzony świeżo z zimowej drętwoty, z małymi, chudymi drzewkami dopiero co wypuszczającymi liście, by za chwilę zmienić się niemal w puszczę. Za chwilę jednak przewagę brały drzewa iglaste i gdyby tylko jesień była, mogłabym zobaczyć wszędzie grzyby.
Jak nigdy stawałam co chwilę by zrobić zdjęcie. Oblicza lasu zmieniały się jak w kalejdoskopie a ja chłonęłam tę naturę wszystkimi zmysłami.
Dojechałam w końcu do „Jeziorka Rubinowego”, którego nie dane mi było zobaczyć wcześniej, ale okazało się nie warte zachodu z wyjątkiem jednego kesza, który zaraz wpisałam na listę znalezionych.
Na krótkim odcinku asfaltówki spotkałam czwórkę emerytów jadących na rowerowy piknik. Chyba mieli już trochę w czubie z samego rana, bo darli się głośniej niż żaby w przydrożnym bajorze. Ale czarna, mokra droga usłana płatkami kwitnących drzew, niezapomniana.
Droga usłana kwiatami
Dojechałam jeszcze do morza, by tam powdychać nadmorskiego jodu i zobaczyć jeszcze jedne zalane wyrobisko. Piaszczyste klify i łódki, też miały swój urok!!
W drodze powrotnej musiałam się trochę spieszyć by zdążyć oddać rower do wypożyczalni i wymeldować z hotelu. Po drodze, już w samym miasteczku uroki małych duńskich domków znowu zawojowały moją duszę. Niemal przy każdym rower.
Taka sobie mżawka była cały czas...
No cóż, czas się na Bornholmie skończył, ale reszta wyspy będzie czekała na kolejną moją wizytę, nie odpuszczę, przyjadę tu jeszcze bo jest warto!!!
Obudziłam się, otworzyłam oko, nadstawiłam ucho… cisza, deszczu nie słychać, ale pochmurno i pewno chłodniej niż wczoraj. Przypuszczenia się potwierdziły, ale mnie jednak nie odstraszyły.
Zaraz po śniadaniu postanowiłam przejechać się jeszcze w kierunku Hesle, tylko po samym lesie.
Las jaki jest każdy widzi… Wczoraj jadąc większość trasy przez las nie znalazłam nic interesującego do sfocenia, ale dzisiaj było inaczej. Nie wiem nawet dlaczego, może dlatego, że po deszczu las nabrał innego wymiaru. Być może…
Po deszczu w lesie pachniało wszędzie i inaczej niż przed dwoma dniami. Lekka mgiełka unosiła się gdzieniegdzie nad poszyciem. W głuchej ciszy można jedynie było usłyszeć odgłosy kropel deszczu spadających z liści i czysto brzmiące głosy ptaków. Klimatycznie i tajemniczo.
A co kilkaset metrów las zmieniał swój wygląd. Momentami jak obudzony świeżo z zimowej drętwoty, z małymi, chudymi drzewkami dopiero co wypuszczającymi liście, by za chwilę zmienić się niemal w puszczę. Za chwilę jednak przewagę brały drzewa iglaste i gdyby tylko jesień była, mogłabym zobaczyć wszędzie grzyby.
Jak nigdy stawałam co chwilę by zrobić zdjęcie. Oblicza lasu zmieniały się jak w kalejdoskopie a ja chłonęłam tę naturę wszystkimi zmysłami.
Dojechałam w końcu do „Jeziorka Rubinowego”, którego nie dane mi było zobaczyć wcześniej, ale okazało się nie warte zachodu z wyjątkiem jednego kesza, który zaraz wpisałam na listę znalezionych.
Na krótkim odcinku asfaltówki spotkałam czwórkę emerytów jadących na rowerowy piknik. Chyba mieli już trochę w czubie z samego rana, bo darli się głośniej niż żaby w przydrożnym bajorze. Ale czarna, mokra droga usłana płatkami kwitnących drzew, niezapomniana.
Droga usłana kwiatami
Dojechałam jeszcze do morza, by tam powdychać nadmorskiego jodu i zobaczyć jeszcze jedne zalane wyrobisko. Piaszczyste klify i łódki, też miały swój urok!!
W drodze powrotnej musiałam się trochę spieszyć by zdążyć oddać rower do wypożyczalni i wymeldować z hotelu. Po drodze, już w samym miasteczku uroki małych duńskich domków znowu zawojowały moją duszę. Niemal przy każdym rower.
Taka sobie mżawka była cały czas...
No cóż, czas się na Bornholmie skończył, ale reszta wyspy będzie czekała na kolejną moją wizytę, nie odpuszczę, przyjadę tu jeszcze bo jest warto!!!
- DST 23.11km
- Teren 15.60km
- Czas 01:37
- VAVG 14.29km/h
- VMAX 63.20km/h
- Temperatura 18.0°C
- HRmax 154 ( 82%)
- HRavg 121 ( 65%)
- Kalorie 1068kcal
- Podjazdy 82m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 18 maja 2013
Kategoria Ciekawe i niepospolite miejsca
Bornholm, dzień 3
Oj, dzisiaj będzie jeszcze dłuższa relacja... Mam nadzieję, że nikt kto będzie czytał się nie zanudzi na śmierć...
Allinge – w końcu dojechałam do północnego krańca wysepki, do Allinge, małego portu, kontynuującego tradycję wędzenia śledzi. Nawet całkiem przypadkowo trafiłam do wędzarnia śledzi i restauracji w jednym. Bufet rybny z możliwymi wielokrotnym i dokładkami był genialny, ryby wyśmienite z różnymi sosami, cebulką, sosami, smażone, wędzone, marynowane. Palce lizać!!
Wędzarnia i restauracja
Restauracja z klimatycznym tarasem
Początkowo były to miasteczka typowo rybackie, jeszcze w średniowieczu w Allinge wybudowano małą przystań rybacką, którą z czasem rozbudowano. Wokół portu który powstał zaczęli osiedlać się pierwsi mieszkańcy. W wieku XIX w okolicy utworzono kamieniołomy - Moseløkken - w których wydobywano granit. Działa tam muzeum, w którym można m.in. obejrzeć narzędzia służące do wydobywania i obróbki granitu oraz proces wydobywczy.
Po nabraniu nowych sił popedałowałam północnym wybrzeżem w kierunku wschodnim, dalej oczywiście ścieżką rowerową. Ścieżka biegła jednak wzdłuż trasy samochodowej i widoki nieco zrobiły się nudnawe.
Dojechałam do Tejn, w której to mieścinie chyba nic ciekawego nie było, przejechałam więc nie rzuciwszy bliżej okiem.
Po kilku kilometrach w kierunku na Gudhjem pojawia się w końcu szyld z informacja o nowej atrakcji.
To dolina szczelinowa Døndalen – dolina szczelinowa z najwyższym w Danii (sic!) 20 metrowym wodospadem. Czad, nie!! Oczywiście żartuję z tym czadem... Jak dla mnie to nie wodospad. Ale jazda przez dolinę to jak przez dżungle. Dolina jest długa na ok. 1 km, a roślinnośc tam naprawdę wygląda jak egzotyczna, będąca zasługą specyficznego mikroklimatu.
Cholewcia, tu mial byc filmik, ale nic nie dziala!!!!!!
Większości opisanych tam gatunków nie potrafię w ogóle skojarzyć. A więc można tam ponoć znaleźć anemony białe, żółte i niebieskie, można znaleźć storczyki, bagienne orchidee i listerię jajowatą. Wśród drzew są wymieniane grab, brzoza brodawkowata, jesion, wiąz, leszczyna oraz kilka odmian jarzębiny. W 1916 roku, Aksel Jensen, miejscowy rolnik postanowił jeszcze bardziej urozmaicić florę i posadził ok. 150 innych gatunków drzew z całego świata, m.in. chiński dąb korkowy, kalifornijska drzewo mamucie i świerk himalajski.
Po pełnym wrażeń pobycie w duńskiej „dżungli”, ogłuszona nadal intensywnym świergoleniem ptaków przemieściłam się 2 lub 3 kilometry dalej by podziwiać nadbałtyckie klify zwane Hellidomskipperne.
Na polski wyjdą „Święte Skały” i na pewno należą do najbardziej malowniczej części bornholmskiej natury.
Zjazd do Helligdomsklipperne
Nabrzeże Helligdomsklipperne najlepiej jednak oglądać z pokładu łodzi turystycznej, ale dzisiaj nie było mi dane. Podczas rejsu można podziwiać ukryte w skałach groty oraz skalne klify, z któ®cyh każdy ma swoje własne imię, np. Suchy Piec, Mokry Piec czy Świetlista Skała. Tam też ukryta jest tajemnicza grota skalna Czarny Kocioł o głębokości 55 m. Tam też żyje sobie rzadki, bornhomski pająk!!!
To czego nie zdążyłam jeszcze zobaczyć to Muzeum Sztuki Bornholmskiej, stojące przy wjeździe na klify. Ciekawe rozwiązania architektoniczne budynku muzeum w połączeniu z malowniczym krajobrazem jest ponoć doskonałym tłem dla dzieł. Trochę korciło mnie, by zajrzeć i zakosztować tej sztuki, ale czas mnie trochę naglił. Chciałam bowiem zdążyć na sushi ucztę w hotelu. Ale ponoć warte jest odwiedzenia.
Skoro się dalej spieszyłam, wzięłam ostry zakręt na południe, zmieniając rowerową „10” na rowerową trasę numer „23”. Fajniutka, płaściutka, jechało się szybko z czego byłam zadowolona. Po drodze zrobiłam sobie tylko mały przystanek w Nyker, gdzie stoi jeden z czterech kościołów rotundowych. Potem zjazd na południe i kró†ki przystanek w Nyker by podziwiać kościół rotundowy z małym cmentarzykiem. Po drodze uciekała w bok ścieżka na bagna Spelling Mose (opis w przewodniku) ale mi nie starczyło czasu. Bagno, pewno jak bagno, ale żyje tam mnóstwo gatunków ptaków.
Kościół rotundowy w Nyker
A na koniec sushi bar w pobliskim hotelu. Gości pełno, nie widziałam aż takiej ilości, prawie stolika dla mnie zabrakło!!
Romantyczny spcerek na zakończenie dnia
18.05.13
Bornholm dzień 3
Oj długo się zastanawiałam jaka trasę obrać, wczoraj było poludnie-północ, dzisiaj jakby nie patrzeć wypadało objechać zachód-wschód. Tylko nie wiedziałam, jak to będzie z moja forma dzisiaj. Przez noc cztery litery mogły wypocząć, ale rożnie bywa. Na “cudzym” I nie swoim siodełku to jest raczej kiepsko. No I się nie pomyliłam, jak tylko wsiadłam, zawyłam z bólu!! “Daleko dzisiaj nie zajadę” – powiedziałam do siebie…po kilometrze było już lepiej, bol rozprzestrzenił się na inne regiony, słabnąc nieco w miejscach styk u z siodełkiem. Obrałam trasę nr 22 (standardowe oznaczenia: Rønne-Årsdale), ale w mojej modyfikacji do Nexø (wiem, wiem, kto nie był to go nazwy miejscowości go nie interesują, bo nie ma się zielonego pojęcia, gdzie lezą). Nie wiem co mnie podkusiło w “dupnym” stanie, bo okazało się, ze trasa pagórkowata, a ja chciałam najlżej jak można.
Slaus’s Steiner – Kamienie Slausa, kamieniarza z Uglegård (Sowiej Zagrody w wolnym tłumaczeniu) urodzonego w 1930 r. Fajne rzeźby w kamieniu, od zwierząt, poprzez baśniowe stwory, historie o uciekających pannach z zamku I siebie samego. Miejsce jest zbiorem jego różnych prac, ustawionych w miłym , cichym I zielonym zakątku, z wodnym oczkiem w centrum. Fajne miejsce do odpoczynku po drodze do Nylars.
Nylars – okrągły kościół, jeden z czterech na wyspie. Porankiem przed 10.00 był jeszcze zamknięty dla zwiedzających, ale ja przywykłam do zamkniętych kościołów w Norwegii, wiec to mnie nie “zabiło”. Na małym cmentarzyku zastałam tylko panią grabiącą żwirowe ścieżki między grobami, tak by układ kamyków był niczym nie zakłócony.
Wnętrze kościoła
Kościół jak się okazało ma 3 piętra, ale od środka widać tylko jedno z podwyższeniem na chór i organy, natomiast wejście wyżej, do ukrytych komnat znajduje się murach zewnętrznych. Grubość murów szacuje się na ok. 1,5 – 2 m, bo wcześniej takie kościółki pełniły także funkcję obronną.
Oczywiście w Nylars kapnęłam się też, że jadę nie ta trasa, zamiast 22,wzielam 23. Ale szybko zmieniłam kierunek I popedałowałam bardziej na północ w kierunku lasu Almindingen leżących na najwyższych wzgórzach na Bornholmie, kto wie może nawet w Danii.
Leśne bagnisko, brrr...
Przez las Almindingen – największy kompleks leśny na Bornholmie, w samym centrum wyspy. Najwspanialsza cześć wycieczki , nawet nie robiłam zdjęć, las jak wygląda każdy wie, a jaka tam atmosfera tez. Powalająca zmysły mieszanka świeżych gałązek jagód, sosnowej żywicy, kory, wymieszana ze śpiewem ptaków, stukających w pnie dzięciołów, po prostu sielanka. Miałam zajrzeć w Ekkodal, ale wyprawa tam okazała się porażka. Była to tylko piesza ścieżka, a ja się tam wtaszczyłam z rowerem. Początkowo fajnie się jechało, mniejsze kamienie, konary, korzenie, fajna terenowa zaprawa. Potem z górki po ubiegłorocznych liściach, które nie zdążyły zbutwieć I ślizgi po kamieniach pod spodem, Darowałam sobie te ambicjonalne podejścia, chwyciłam rower za “rogi” I szłam uparcie do doliny. A tu nawet jej nie widać. Więcej było noszenia roweru w dol. I goreć, wiec postanowiłam wrócić. Wyłączyłam nawet Garmina, by mi baterii nie zżerało, stad niedoszacowanie moich trudów.
I byłabym zapomniała... po drodze w tym ogromnym lesie spotkałam rowerzystów udających się na mały wyścig rowerowy. Zajechałam, zobaczyłam 45 zawodników, porozmawiałam z grubszą, wąsatą panią rowerzystką startującą z "pool position" i nagrałam uroczysty start!!
Nexø – mała miejscowość, do której zawijają promy z Polski. Warte do odwiedzenia “Delikatesarnia”, blisko portu, z pysznymi kanapkami z bagietek ze smakowitymi wędlinami, sosami, prażona cebulka. W ramach obrony przed Polakami szturmującymi tutejsza toaletę, obwieszono objaśnienia po polsku, ze trzeba by klientem restauracyjki by korzystać z ubikacji, w innym wypadku, objaśnienie gdzie znajduje się publiczna toaleta.
Pyszne sandwiche!!
Park motyli – przepiękne, spokojne miejsce, gdzie każdy może być sam na sam z motylami, dużymi kolorowymi, z Ameryki, Afryki , ptakami latającymi nad głowa I skrzeczącymi doniosłe. Mi udało się, za sprawa jednej Brytyjki, zobaczyć motyli seks i je same uwieszone razem na gałązce, sczepione odwłokami oddane miłosnemu aktowi, mającemu dać początek narodzinom koszmarnej gąsienicy, a potem kolejnego pięknego motyla!!
Nie pytać o gatunek, bo nie wiem
Zresztą w drugim końcu motylarni znajdowała się kameralna szklana gablotka z poczwarkami w różnych stadiach rozwoju.
Kokony jedwabnika!!
Åkirkeby – kolejny kościołek, myślałam ze zamknięty, ale o dziwo był otwarty. Nawet zobaczyłam “ksiadzyne”, albo księdza w kobiecej postaci, ze śmiesznym kołnierzem wokół szyi.
Niezapomniane ornament na wejściu na ambonę, nawet menora stała, nie wiem dlaczego, chociaż nic przeciw Żydom nie mam.
W mieścinie zrobiłam małe zakupy na wieczór, małe winko I piwko, by mieć jakaś radość z transmitowanej tutaj w publicznej telewizji Eurowizji!!! Dla moich przyjaciół z Norwegii to wielkie wydarzenie.
Allinge – w końcu dojechałam do północnego krańca wysepki, do Allinge, małego portu, kontynuującego tradycję wędzenia śledzi. Nawet całkiem przypadkowo trafiłam do wędzarnia śledzi i restauracji w jednym. Bufet rybny z możliwymi wielokrotnym i dokładkami był genialny, ryby wyśmienite z różnymi sosami, cebulką, sosami, smażone, wędzone, marynowane. Palce lizać!!
Wędzarnia i restauracja
Restauracja z klimatycznym tarasem
Początkowo były to miasteczka typowo rybackie, jeszcze w średniowieczu w Allinge wybudowano małą przystań rybacką, którą z czasem rozbudowano. Wokół portu który powstał zaczęli osiedlać się pierwsi mieszkańcy. W wieku XIX w okolicy utworzono kamieniołomy - Moseløkken - w których wydobywano granit. Działa tam muzeum, w którym można m.in. obejrzeć narzędzia służące do wydobywania i obróbki granitu oraz proces wydobywczy.
Po nabraniu nowych sił popedałowałam północnym wybrzeżem w kierunku wschodnim, dalej oczywiście ścieżką rowerową. Ścieżka biegła jednak wzdłuż trasy samochodowej i widoki nieco zrobiły się nudnawe.
Dojechałam do Tejn, w której to mieścinie chyba nic ciekawego nie było, przejechałam więc nie rzuciwszy bliżej okiem.
Po kilku kilometrach w kierunku na Gudhjem pojawia się w końcu szyld z informacja o nowej atrakcji.
To dolina szczelinowa Døndalen – dolina szczelinowa z najwyższym w Danii (sic!) 20 metrowym wodospadem. Czad, nie!! Oczywiście żartuję z tym czadem... Jak dla mnie to nie wodospad. Ale jazda przez dolinę to jak przez dżungle. Dolina jest długa na ok. 1 km, a roślinnośc tam naprawdę wygląda jak egzotyczna, będąca zasługą specyficznego mikroklimatu.
Cholewcia, tu mial byc filmik, ale nic nie dziala!!!!!!
Większości opisanych tam gatunków nie potrafię w ogóle skojarzyć. A więc można tam ponoć znaleźć anemony białe, żółte i niebieskie, można znaleźć storczyki, bagienne orchidee i listerię jajowatą. Wśród drzew są wymieniane grab, brzoza brodawkowata, jesion, wiąz, leszczyna oraz kilka odmian jarzębiny. W 1916 roku, Aksel Jensen, miejscowy rolnik postanowił jeszcze bardziej urozmaicić florę i posadził ok. 150 innych gatunków drzew z całego świata, m.in. chiński dąb korkowy, kalifornijska drzewo mamucie i świerk himalajski.
Po pełnym wrażeń pobycie w duńskiej „dżungli”, ogłuszona nadal intensywnym świergoleniem ptaków przemieściłam się 2 lub 3 kilometry dalej by podziwiać nadbałtyckie klify zwane Hellidomskipperne.
Na polski wyjdą „Święte Skały” i na pewno należą do najbardziej malowniczej części bornholmskiej natury.
Zjazd do Helligdomsklipperne
Nabrzeże Helligdomsklipperne najlepiej jednak oglądać z pokładu łodzi turystycznej, ale dzisiaj nie było mi dane. Podczas rejsu można podziwiać ukryte w skałach groty oraz skalne klify, z któ®cyh każdy ma swoje własne imię, np. Suchy Piec, Mokry Piec czy Świetlista Skała. Tam też ukryta jest tajemnicza grota skalna Czarny Kocioł o głębokości 55 m. Tam też żyje sobie rzadki, bornhomski pająk!!!
To czego nie zdążyłam jeszcze zobaczyć to Muzeum Sztuki Bornholmskiej, stojące przy wjeździe na klify. Ciekawe rozwiązania architektoniczne budynku muzeum w połączeniu z malowniczym krajobrazem jest ponoć doskonałym tłem dla dzieł. Trochę korciło mnie, by zajrzeć i zakosztować tej sztuki, ale czas mnie trochę naglił. Chciałam bowiem zdążyć na sushi ucztę w hotelu. Ale ponoć warte jest odwiedzenia.
Skoro się dalej spieszyłam, wzięłam ostry zakręt na południe, zmieniając rowerową „10” na rowerową trasę numer „23”. Fajniutka, płaściutka, jechało się szybko z czego byłam zadowolona. Po drodze zrobiłam sobie tylko mały przystanek w Nyker, gdzie stoi jeden z czterech kościołów rotundowych. Potem zjazd na południe i kró†ki przystanek w Nyker by podziwiać kościół rotundowy z małym cmentarzykiem. Po drodze uciekała w bok ścieżka na bagna Spelling Mose (opis w przewodniku) ale mi nie starczyło czasu. Bagno, pewno jak bagno, ale żyje tam mnóstwo gatunków ptaków.
Kościół rotundowy w Nyker
A na koniec sushi bar w pobliskim hotelu. Gości pełno, nie widziałam aż takiej ilości, prawie stolika dla mnie zabrakło!!
Romantyczny spcerek na zakończenie dnia
18.05.13
Bornholm dzień 3
Oj długo się zastanawiałam jaka trasę obrać, wczoraj było poludnie-północ, dzisiaj jakby nie patrzeć wypadało objechać zachód-wschód. Tylko nie wiedziałam, jak to będzie z moja forma dzisiaj. Przez noc cztery litery mogły wypocząć, ale rożnie bywa. Na “cudzym” I nie swoim siodełku to jest raczej kiepsko. No I się nie pomyliłam, jak tylko wsiadłam, zawyłam z bólu!! “Daleko dzisiaj nie zajadę” – powiedziałam do siebie…po kilometrze było już lepiej, bol rozprzestrzenił się na inne regiony, słabnąc nieco w miejscach styk u z siodełkiem. Obrałam trasę nr 22 (standardowe oznaczenia: Rønne-Årsdale), ale w mojej modyfikacji do Nexø (wiem, wiem, kto nie był to go nazwy miejscowości go nie interesują, bo nie ma się zielonego pojęcia, gdzie lezą). Nie wiem co mnie podkusiło w “dupnym” stanie, bo okazało się, ze trasa pagórkowata, a ja chciałam najlżej jak można.
Slaus’s Steiner – Kamienie Slausa, kamieniarza z Uglegård (Sowiej Zagrody w wolnym tłumaczeniu) urodzonego w 1930 r. Fajne rzeźby w kamieniu, od zwierząt, poprzez baśniowe stwory, historie o uciekających pannach z zamku I siebie samego. Miejsce jest zbiorem jego różnych prac, ustawionych w miłym , cichym I zielonym zakątku, z wodnym oczkiem w centrum. Fajne miejsce do odpoczynku po drodze do Nylars.
Nylars – okrągły kościół, jeden z czterech na wyspie. Porankiem przed 10.00 był jeszcze zamknięty dla zwiedzających, ale ja przywykłam do zamkniętych kościołów w Norwegii, wiec to mnie nie “zabiło”. Na małym cmentarzyku zastałam tylko panią grabiącą żwirowe ścieżki między grobami, tak by układ kamyków był niczym nie zakłócony.
Wnętrze kościoła
Kościół jak się okazało ma 3 piętra, ale od środka widać tylko jedno z podwyższeniem na chór i organy, natomiast wejście wyżej, do ukrytych komnat znajduje się murach zewnętrznych. Grubość murów szacuje się na ok. 1,5 – 2 m, bo wcześniej takie kościółki pełniły także funkcję obronną.
Oczywiście w Nylars kapnęłam się też, że jadę nie ta trasa, zamiast 22,wzielam 23. Ale szybko zmieniłam kierunek I popedałowałam bardziej na północ w kierunku lasu Almindingen leżących na najwyższych wzgórzach na Bornholmie, kto wie może nawet w Danii.
Leśne bagnisko, brrr...
Przez las Almindingen – największy kompleks leśny na Bornholmie, w samym centrum wyspy. Najwspanialsza cześć wycieczki , nawet nie robiłam zdjęć, las jak wygląda każdy wie, a jaka tam atmosfera tez. Powalająca zmysły mieszanka świeżych gałązek jagód, sosnowej żywicy, kory, wymieszana ze śpiewem ptaków, stukających w pnie dzięciołów, po prostu sielanka. Miałam zajrzeć w Ekkodal, ale wyprawa tam okazała się porażka. Była to tylko piesza ścieżka, a ja się tam wtaszczyłam z rowerem. Początkowo fajnie się jechało, mniejsze kamienie, konary, korzenie, fajna terenowa zaprawa. Potem z górki po ubiegłorocznych liściach, które nie zdążyły zbutwieć I ślizgi po kamieniach pod spodem, Darowałam sobie te ambicjonalne podejścia, chwyciłam rower za “rogi” I szłam uparcie do doliny. A tu nawet jej nie widać. Więcej było noszenia roweru w dol. I goreć, wiec postanowiłam wrócić. Wyłączyłam nawet Garmina, by mi baterii nie zżerało, stad niedoszacowanie moich trudów.
I byłabym zapomniała... po drodze w tym ogromnym lesie spotkałam rowerzystów udających się na mały wyścig rowerowy. Zajechałam, zobaczyłam 45 zawodników, porozmawiałam z grubszą, wąsatą panią rowerzystką startującą z "pool position" i nagrałam uroczysty start!!
Nexø – mała miejscowość, do której zawijają promy z Polski. Warte do odwiedzenia “Delikatesarnia”, blisko portu, z pysznymi kanapkami z bagietek ze smakowitymi wędlinami, sosami, prażona cebulka. W ramach obrony przed Polakami szturmującymi tutejsza toaletę, obwieszono objaśnienia po polsku, ze trzeba by klientem restauracyjki by korzystać z ubikacji, w innym wypadku, objaśnienie gdzie znajduje się publiczna toaleta.
Pyszne sandwiche!!
Park motyli – przepiękne, spokojne miejsce, gdzie każdy może być sam na sam z motylami, dużymi kolorowymi, z Ameryki, Afryki , ptakami latającymi nad głowa I skrzeczącymi doniosłe. Mi udało się, za sprawa jednej Brytyjki, zobaczyć motyli seks i je same uwieszone razem na gałązce, sczepione odwłokami oddane miłosnemu aktowi, mającemu dać początek narodzinom koszmarnej gąsienicy, a potem kolejnego pięknego motyla!!
Nie pytać o gatunek, bo nie wiem
Zresztą w drugim końcu motylarni znajdowała się kameralna szklana gablotka z poczwarkami w różnych stadiach rozwoju.
Kokony jedwabnika!!
Åkirkeby – kolejny kościołek, myślałam ze zamknięty, ale o dziwo był otwarty. Nawet zobaczyłam “ksiadzyne”, albo księdza w kobiecej postaci, ze śmiesznym kołnierzem wokół szyi.
Niezapomniane ornament na wejściu na ambonę, nawet menora stała, nie wiem dlaczego, chociaż nic przeciw Żydom nie mam.
W mieścinie zrobiłam małe zakupy na wieczór, małe winko I piwko, by mieć jakaś radość z transmitowanej tutaj w publicznej telewizji Eurowizji!!! Dla moich przyjaciół z Norwegii to wielkie wydarzenie.
- DST 78.20km
- Teren 30.30km
- Czas 04:41
- VAVG 16.70km/h
- VMAX 38.60km/h
- Temperatura 26.0°C
- HRmax 154 ( 82%)
- HRavg 123 ( 66%)
- Kalorie 1593kcal
- Podjazdy 432m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze