Informacje

  • Wszystkie kilometry: 9989.70 km
  • Km w terenie: 3234.92 km (32.38%)
  • Czas na rowerze: 28d 01h 51m
  • Prędkość średnia: 14.65 km/h
  • Suma w górę: 54668 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Vampire.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Wtorek, 10 sierpnia 2010 Kategoria NORWAY

Røldal - Kyrping

07.08.2010
Po wczorajszym wyczerpującym dniu, kiedy to padłam o północy, obudziłam się nieco przed 11.00. W hyttcie było ciepło jakby co najmniej diabeł palił w piecu. Bez chwili zwłoki otworzyłam okno. Monica, która myślała że jest mi zimno nie odważyła się zakręcić grzejnika i prawie się ugotowała. Jak to Norweżka.
W tym miejscu napomknę, że kiedy przyjechałyśmy na kemping nikogo nie było w recepcji. Jak tu się zakwaterować myślałyśmy. Zmęczenie dawało się we znaki, więc „luknęłyśmy” na hytty, z kluczami wiszącymi w zamku. Okazało się, że można zająć hyttę bez uprzedniej rezerwacji, jeśli jest wolna i nie ma w niej śladów żywego ducha. Ponieważ w naszej nikogo takiego nie było (tylko pozostawiony mały bukiecik zerwanych zapewne wczesnego ranka kwiatków od poprzednich mieszkańców), zajęłyśmy ją bez większego wahania.

Rano, a raczej niemal w południe, wypełzłyśmy w poszukiwaniu kogoś z personelu. W budce przy wjeździe nadal nikogo nie było. Monica zaczęła się martwić jak zapłacimy za nocleg. No cóż, norweska uczciwość. W sumie też poczuwałam się do zapłaty, więc raczej nie wchodziła w rachubę ucieczka. W Polsce pewno każdy by uciekł cichcem przed 9.00 byle nie płacić. Darmowy nocleg?

Już na początku trasy czekał nas krótki zjazd a potem ostry podjazd. Pierwszym punktem dzisiejszej trasy był Røldal. Wczoraj dojechałyśmy zaledwie do granic miasta, ale dzisiaj czekał nas wjazd, ostro pod górę po pierwszych 6-7 km. W Røldal mijałyśmy pod drodze masę campingów, miejsc noclegowych w prywatnych kwaterach i hoteli. Przy jednym z nich B&B Hotell skończyła się nasza sielanka, więc tu wzięłyśmy pierwszy postój przed drogą pod górę. Lody, cola, i chwila odpoczynku przy stoliku.

Røldal - Kryping, start © Sinead


Droga od hotelu prowadziła pod górę ostrymi zakrętami. Co niemal 200-300 metrów obżerałam krzaki z malinami, których było zatrzęsienie. No i całkiem słodkie i duże!!
Oczywiście podjazd pod górę i maliny były dobrym pretekstem do odpoczynku. Najgorsza była ściana E134, do której wkrótce dotarłyśmy. Masakra. Ale niedługo potem wjechałyśmy w boczną drogę, omijając kolejny tunel, Røldaltunnelen.

Czas na kibelek ;) © Sinead

Tutaj musiałam się zatrzymac na małe co nieco… w krzaczki.

W dole mijany tunel © Sinead

Byłyśmy na wysokości 898 m npm. Widoki rozciągały się coraz piękniejsze i słońce coraz częściej przezierało przez chmury. Całe szczęście nie padało, choć jeszcze parę dni temu, na stronie pogodowej zapowiadali spory deszcz. Jednym słowem miałyśmy szczęście. Rowerowałyśmy zboczami doliny Håradalen. Tym razem korciły nas jagody, duże, soczyste i słodkie!!

Håradalen © Sinead

Niedługo potem w oddali zamajaczył widok jeziora Reinsvatnet. Im dalej jechałyśmy tym większą miałyśmy nadzieję na coraz piękniejsze widoki, i jak się później okazało nasze apetyty zostały zaspokojone.

Zdjęcie z wycieczki rowerowej © Sinead


Zdjęcie z wycieczki rowerowej © Sinead

Nie sposób było oprzeć się „cykaniu” zdjęć. Po naszej prawej stronie miałyśmy nagi szczyt Killestadnuten (1236 m npm) a niedaleko przed nami stację wyciągu narciarskiego, bowiem w sezonie mieści się tutaj centrum narciarskie. Latem panuje tu błoga cisza i ślady wszelkiego białego szaleństwa znikają.

Nieługo znowu tysiączek na wysokości © Sinead


Zdjęcie z wycieczki rowerowej © Sinead

Już nie mogłyśmy się doczekać zjazdu. Ledwo pedałując mijałyśmy nagie skały starej drogi pocztowej. Kiedyś była tu faktycznie droga, którą furgonetki pocztowe dostarczały pocztę. Oczywiście jest to dalej część E134, ale mało kto jeździ teraz tą trasą. Pojedyncze samochody turystów, jeden dom na szczycie, w którym można przenocować. Akurat właściciele robili mały remont i patrząc jak się męczymy pod górę, pozdrowili nas serdecznie. Jeśli się pojawiały jakieś samochody były to często bobile [czyt.bubile], czyli caravany. Podróżując po okolicach nietrudno było oprzeć się wrażeniu, że jest to bardzo popularny sposób spędzania wakacji i wolnego czasu.


Wrażenie robiły również owcze kupy, które gęsto usiewały starą asfaltową drogę. Właścicielki kup, przestraszone na nasz widok głośno meczały, a my im odpowiadałyśmy, co rozbawiało nas tak do rozpuku, że tor jazdy przypominał jazdę po pijaku.

Zdjęcie z wycieczki rowerowej © Sinead

Trzeba jednak przyznać, że droga choć pod górę, dostarczała mnóstwa przyjemnych doznań. Monumentalne wierzchołki starych, zwietrzałych gór, potoki tworzące niezliczone kaskady z szumiącą wodą, robiły wrażenie. Chciało się i chciało jechać dalej tą trasą. Coraz więcej ciekawych rzeczy nam się trafiały, nawet wybielały czaszki jakiegoś zwierza. W końcu po osiągnięciu szczytu na wysokości 1080 m npm widoki zaczęły na nam szybciej uciekać. No cóż, przyjemność jazdy w dół…


Wkrótce pojawiło się jezioro Gorsvatnet, u którego brzegu ramoliły się czterościenne skały. W wąskiej dolinie w dole, zamajaczyły serpentyny drogi, którą dalej miałyśmy jechać. Równolegle niemal biegła trasa E134, a w oddali znowu dojrzałyśmy wjazd do kolejnego tunelu Siljestadtunnelen. Oznaczało to, że za niedługo musimy opuścić tę przepiękną trasę, a szkoda…

Stara droga pocztowa © Sinead


Serpentyny, done by M.Breitve © Sinead


Niestety, wszystko co przyjemne szybko się kończy, więc znowu musiałyśmy wrócić na E134. Ujechawszy kawałek, czując ssanie w żołądkach, zaparkowałyśmy przy niewielkim sklepiku z restauracyjką. Kobieta w Siljestad była co najmniej paranoiczką. Jak tylko weszłyśmy do wewnątrz, przyleciała zaraz jakbyśmy miały co najmniej ukraść wszystko co tam stało. Zamówiłyśmy po hamburgerze z sałatą i dressingiem. Czekając na jedzenie, na podjeździe usłyszałyśmy głośny klakson. To Viggo, mąż Moniki, pędził samochodem z przyczepą do domu, niemal prosto z Oslo, z Norway Cup 2010. Śmiał się z nas, że tak powoli jedziemy i przepowiedział, że w takim tempie to na miejscu będziemy za tydzień. Poczęstował nas 2 puszkami coli, chciał nam jeszcze wcisnąć wino, ale odmówiłyśmy. Kiedy odjechał w dal wróciłyśmy do sklepo-kafejki. Kobita za ladą, na zapytanie Moniki, czy możemy prosić o wodę, powiedziała że bidony możemy sobie napełnić w toalecie. Może brzmi to dziwnie, ale woda z kranu w Norwegii jest równie dobra co butelkowa i nawet nie trzeba jej gotować. Ale mogła nam też nalać tej wody z kranu w kuchni… Jakaś dziwna była, podejrzliwa jak nie Norweżka.

Znowu zjechałyśmy na E134. Całe szczęście było niemal całkiem w dół. Pęd powietrza zmusił mnie do wdziania czegoś cieplejszego. Nie żałowałam, że od początku założyłam długie spodnie rowerowe, bo nie ma to jak grzać czterdzieści kilka kilosów na godzinę w dobrym ubranku.

Norweska rzeka, nie pamiętam jak się nazywa... © Sinead


Po kilku kilometrach znowu zjechałyśmy na boczną odnogę E134. Trasa wiodła dalej mało uczęszczaną drogą, wzdłuż której burzliwie płyną większy potok. W Norwegii nazywają to elv (czyli rzeka), ale na moje oko, przypominało to raczej większy potok niż rzekę. No cóż, bywa i tak. Zjeżdżając w dół napotkałyśmy miłą staruszkę z psem, dziarsko podążającą na wycieczkę. Zamieniłyśmy kilka słów, coś o psach, pogodzie i naszej wycieczce. Siwawa, acz całkiem rześka babcia pożyczyła nam również miłej drogi, po czym zniknęłyśmy jej z oczu.

I dalej zjazd, zjazd, miły zjazd!! Zbliżałyśmy się do Åkrafjorden. Na najbliższym kampingu w sklepie młody sprzedawca poinstruował nas jak dalej jechać. Wzięłyśmy jeszcze tylko mały odpoczynek w betonowym tunelu, na zewnątrz bowiem zaczęło trochę kropić.

Odpoczynek w tunelu dla pieszych © Sinead

Przed nami była kolejna, stara pocztowa droga, z mniejszymi, wykutymi chyba niemal ręcznie tunelami w skałach. Pierwszy z nich był chyba najdłuższy, 300 metrów. W połowie tunelu zaczęło nam kapać na głowy a pogłębiająca się ciemność (te mniejsze, niemal turystyczne tunele są nieoświetlone) potęgowały mroczne wrażenia. Echo niosło wyśmienicie, szum gum odbijał się od skał, tarcie hamulców słyszało się potrójnie!! O ile ja znosiłam to całkiem dobrze, o tyle Monica miała stracha jak cholera!! Śmiałam się z niej do rozpuku, przed każdym wjazdem musiała się chyba w duchu pomodlić!

Monica © Sinead


Tymczasem droga dalej pięła się pod górę. Na tym etapie, trochę już zmęczone łapałyśmy doła. Nie wiedziałyśmy ile jeszcze do najbliższego campingu, a i na dworze zaczęło się ściemniać. Coraz częściej robiłyśmy pauzy by zagryźć batonem energetycznym. Morale spadały, oj spadały… Jednak na jednym z przystanków spotkałyśmy turystkę, trochę znającą okolicę. Oznajmiła nam że kamping jest tuż, tuż, ok. 6 km. Niemal jak anioł spadła nam z nieba tą wiadomością. Nabrałyśmy nadziei, że nie będziemy nocować na dziko.

W końcu znalazłyśmy się na campingu, gdzie w deszczu rozłożyłyśmy nowy, czerwony namiot. Próba generalna!!

  • DST 77.80km
  • Teren 15.30km
  • Czas 04:49
  • VAVG 16.15km/h
  • VMAX 59.90km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Kalorie 1318kcal
  • Podjazdy 1064m
  • Sprzęt Brosik
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
Nie, żebym się czepiał, ale powtarza Ci się wpis z tego dnia.
Pozdrawiam
WrocNam
- 19:32 czwartek, 12 sierpnia 2010 | linkuj
Dzieki wszystkim czytaczom za mile slowa!!!
Vampire
- 18:41 czwartek, 12 sierpnia 2010 | linkuj
super muszę zobaczyć to na żywo
krzychu60
- 07:33 czwartek, 12 sierpnia 2010 | linkuj
Tak piękna trasa, że po prostu brak słów. Fotki i opis rewelacja
niradhara
- 07:52 środa, 11 sierpnia 2010 | linkuj
Świetna relacja, doskonałe zdjęcia i widoki, super trasa. Czekam na resztę :-D
WrocNam
- 02:59 środa, 11 sierpnia 2010 | linkuj
Oj będzie uczta dla oczu:)
Dłuższe i b ciekawe trasy, super:)
Kajman
- 22:12 wtorek, 10 sierpnia 2010 | linkuj
No, ładnie. Udanego wycieczkowania życzę.
krawcowy
- 21:35 wtorek, 10 sierpnia 2010 | linkuj
Oj, wszędzie jest super, gdzie nas nie ma :)))
Vampire
- 21:34 wtorek, 10 sierpnia 2010 | linkuj
Kurde:) Ale super tam jest!
kundello21
- 21:22 wtorek, 10 sierpnia 2010 | linkuj
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa luwal
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]


Blogi rowerowe na www.bikestats.pl