Sobota, 30 maja 2009
Kategoria NORWAY
Tysvær kommune
Od wczoraj słońce "przeprosiło się" z chmurami i świeci. Dzisiaj cały czas na niebie, od świtu do zachodu o godz. 22.40. Teraz, gdy piszę notkę jest na dworze granatowo...:). Nie ułatwia to zasypiania, chyba że człowiek jest bardzo "padnięty" :)
Postanowiłam więc skorzystać z okazji i po raz pierwszy pojechać, tutaj w Norwegi, w samej koszulce z krótkim rękawem. Udało się, ale znowu się "zjarałam" do czerwoności.
Na początku wycieczki spotkałam "kolegów". Po ulicy przetoczyło się kilka, całkiem sporych grup kolarzy. Czyżby trenowali przez zbliżającym się Nordsjørittet?
Po drodze, niedługo przed 12.00 zrobiło się tak gorąco, że musiałam się rozebrać do koszulki z krótkim rękawem. Widoki też były gorące, bo droga wiodła trasą rowerową z Aksdal, prosto na południe, wzdłuż fiordu Førlandsfjorden. Z góry wiedziałam, że nie zdołam jednego dnia dojechać do celu tej trasy rowerowej, czyli Wysp Bokn bo było za daleko. Tzn. mogłam tam dojechać, ale raczej nie miałabym już siły by wrócić. Niestety wcześniej nie zdołałam się dowiedzieć o wolne miejsca na kempingu. Zresztą nie chciało mi się jechać objuczoną znowu sakwami.
Po drodze minęłam kilka miejscowości ukrytych gdzieś za główną trasą E39, Ronvik, Apeland, Haukås, by dotrzeć w końcu do Slåttevik. Wjazd do miasteczka prowadził przez most nad fjordem.
Za mostem zrobiłam sobie mały odpoczynek, kontemplując przemijanie. Jeszcze niedawno było żółto od mleczy a teraz w powietrzu latają resztki dmuchawców. Jets to o tyle przykre, że podczas jazdy cały czas wpadają na twarz. Lepiej nie jeździć z otwartymi ustami, hi,hi.
Niemal tuż za mostem rozpościerał się superancki kemping nas zatoką Melkvik (Mleczna Zatoka). Korzystający z trzech dni wolnego Norwegowie (tak, tak, mają dwudniowe święto zahaczające o poniedziałek, bo mają Zielone Świątki, wszak większość to protestanci), zapełnili kemping doszczętnie. A położenie genialne, plaża, woda, urocze domki.
Szkoda, że nie było już wolnych miejsc. Z miłą chęcią bym się zatrzymała.
Ale nic to, pojechałam dalej. Aby zrobić małą pętelkę i nie wracać tę samą trasą, wynalazłam na mapie objazd drugą stroną fiordu.
Kierowałam się więc na Tysværvåg a potem odbiłam długim podjazdem na Sandbakken (Piaskowa Góra w tłumaczeniu).
W okolicach Sanbakken znowu jest mnóstwo dróg i ścieżek do pieszych i rowerowych wycieczek, ale ten weekend zawojowali okolicą miłośnicy vanów. Czyli takich trochę większych samochodów. Trafiłam na nich przypadkowo, ale warto było zobaczyć "wycackane" autka. Wiele rodem z Ameryki. Mieli tu swoje obozowisko, nad jeziorem, a co.
Z miejscem do tańczenia, picia alkoholu rzecz jasna i budką z jedzeniem. Panom w czarnych skórzanych kurtkach niewiele potrzeba.
Dziki zachód, heeeejjjj!!! Z otwartych kabin samochodowych lało się gorące powietrze i głośna muzyka. Jedni opalali tłuszczyk, inni jeszcze oddawali się wędkowaniu lub paleniu papierosów. I w ogóle ogólnie pojętemu odpoczynkowi.
Potem popedałowałam już znowu w kierunku Aksdal. Na stacji benzynowej zaopatrzyłam się w orzeźwiającego loda i jeszcze flaszkę zimnego picia. Wszak trzeba wiedzieć, że weekend w Norwegii to prawie zamknięte sklepy, nie wspominając już o świętach. Tak więc prócz stacji benzynowych żadnych tam innych zakupów. Ale straganik z norweskimi truskawkami stał!! Muszę ich niedługo spróbować :)
Postanowiłam więc skorzystać z okazji i po raz pierwszy pojechać, tutaj w Norwegi, w samej koszulce z krótkim rękawem. Udało się, ale znowu się "zjarałam" do czerwoności.
Na początku wycieczki spotkałam "kolegów". Po ulicy przetoczyło się kilka, całkiem sporych grup kolarzy. Czyżby trenowali przez zbliżającym się Nordsjørittet?
Trening przed rajdem M. Północnego?© Sinead
To jeszcze przed południem.© Sinead
Po drodze, niedługo przed 12.00 zrobiło się tak gorąco, że musiałam się rozebrać do koszulki z krótkim rękawem. Widoki też były gorące, bo droga wiodła trasą rowerową z Aksdal, prosto na południe, wzdłuż fiordu Førlandsfjorden. Z góry wiedziałam, że nie zdołam jednego dnia dojechać do celu tej trasy rowerowej, czyli Wysp Bokn bo było za daleko. Tzn. mogłam tam dojechać, ale raczej nie miałabym już siły by wrócić. Niestety wcześniej nie zdołałam się dowiedzieć o wolne miejsca na kempingu. Zresztą nie chciało mi się jechać objuczoną znowu sakwami.
Po drodze minęłam kilka miejscowości ukrytych gdzieś za główną trasą E39, Ronvik, Apeland, Haukås, by dotrzeć w końcu do Slåttevik. Wjazd do miasteczka prowadził przez most nad fjordem.
Nad Førdalansfjorden© Sinead
Mlecze już przekwitły...© Sinead
Za mostem zrobiłam sobie mały odpoczynek, kontemplując przemijanie. Jeszcze niedawno było żółto od mleczy a teraz w powietrzu latają resztki dmuchawców. Jets to o tyle przykre, że podczas jazdy cały czas wpadają na twarz. Lepiej nie jeździć z otwartymi ustami, hi,hi.
Niemal tuż za mostem rozpościerał się superancki kemping nas zatoką Melkvik (Mleczna Zatoka). Korzystający z trzech dni wolnego Norwegowie (tak, tak, mają dwudniowe święto zahaczające o poniedziałek, bo mają Zielone Świątki, wszak większość to protestanci), zapełnili kemping doszczętnie. A położenie genialne, plaża, woda, urocze domki.
Melkvik© Sinead
Szkoda, że nie było już wolnych miejsc. Z miłą chęcią bym się zatrzymała.
Ale nic to, pojechałam dalej. Aby zrobić małą pętelkę i nie wracać tę samą trasą, wynalazłam na mapie objazd drugą stroną fiordu.
Kierowałam się więc na Tysværvåg a potem odbiłam długim podjazdem na Sandbakken (Piaskowa Góra w tłumaczeniu).
W okolicach Sanbakken znowu jest mnóstwo dróg i ścieżek do pieszych i rowerowych wycieczek, ale ten weekend zawojowali okolicą miłośnicy vanów. Czyli takich trochę większych samochodów. Trafiłam na nich przypadkowo, ale warto było zobaczyć "wycackane" autka. Wiele rodem z Ameryki. Mieli tu swoje obozowisko, nad jeziorem, a co.
Z miejscem do tańczenia, picia alkoholu rzecz jasna i budką z jedzeniem. Panom w czarnych skórzanych kurtkach niewiele potrzeba.
Ameryka pełną gębą© Sinead
Dziki zachód, heeeejjjj!!! Z otwartych kabin samochodowych lało się gorące powietrze i głośna muzyka. Jedni opalali tłuszczyk, inni jeszcze oddawali się wędkowaniu lub paleniu papierosów. I w ogóle ogólnie pojętemu odpoczynkowi.
Zjazd miłośników vanów© Sinead
Potem popedałowałam już znowu w kierunku Aksdal. Na stacji benzynowej zaopatrzyłam się w orzeźwiającego loda i jeszcze flaszkę zimnego picia. Wszak trzeba wiedzieć, że weekend w Norwegii to prawie zamknięte sklepy, nie wspominając już o świętach. Tak więc prócz stacji benzynowych żadnych tam innych zakupów. Ale straganik z norweskimi truskawkami stał!! Muszę ich niedługo spróbować :)
- DST 81.04km
- Teren 20.00km
- Czas 04:57
- VAVG 16.37km/h
- VMAX 46.00km/h
- Temperatura 23.0°C
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj