Informacje

  • Wszystkie kilometry: 9989.70 km
  • Km w terenie: 3234.92 km (32.38%)
  • Czas na rowerze: 28d 01h 51m
  • Prędkość średnia: 14.65 km/h
  • Suma w górę: 54668 m
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Vampire.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Czwartek, 18 kwietnia 2013

Ukradzione z prawdziwego życia Dominikańczyków

Długo dumałam o czym ma traktować ten wpis. Choć kilometry wyjeżdżone w Polsce zamiast na Dominikanie, to postanowiłam jeszcze na chwilę wpaść wspomnieniami do tej karaibskiej krainy.

Dziś będzie okraszony zdjęciami pod tytułem: „Ukradzione z prawdziwego życia Dominikańczyków”.



Całe szczęście udało mi się wyrwać parę razy z tego luksusowego więzienia, gdzie rum lał się strumieniami w gardła smażących się i wiecznie jedzących wczasowiczów. Prawdziwej Dominikany nie można poznać w „resorcie”, więc wybuliłam trochę dolców na zobaczenie czegoś więcej.

W czasie pobytu tam, o dziwo, znalazłam nawet czas na poczytywanie sobie dwóch wspaniałych książek Erica Weinera, dziennikarza radiowego, podróżnika i pisarza, który nawet napomknął o Dominikanie jako o kraju, gdzie mają ponoć najniższy wskaźnik poczucia szczęścia.
Ale ja odczułam coś przeciwnego, Dominikańczyków, którzy zawsze się uśmiechają, śpiewają, nawet w pracy (kelnerzy lawirujący między stolikami, obsługa lotniska), nie przejmują się pracą, robiąc wszystko w swoim niespiesznym tempie.



Spotkanie 1
„Buggy szaleństwo” po błotnistych bezdrożach zatrzymało się w małej wiosce, gdzie w barakach mieszkali ludzie pracujący na pobliskich polach ryżowych. Dla nich przejazd turystów to istna atrakcja, bo jest szansa na załapanie butelki wody lub kilku „zielonych”. Kilkoro więc wyległo ze swoich chatek. Najpierw z ogrodu wychylił się „showman”, bo jako pierwszy zaczął paradować przed obiektywem, ustawiając się w różne pozy i zachęcając do robienia zdjęć.



Niewątpliwe zwietrzył interes. Potem z drugiej strony wychyliły się nieśmiało matka z córką. Staruszka, jako być może bardziej doświadczona, podchodziła do płota raźniej, jakby nieco mniej się nas obawiając. Widząc, że jesteśmy przyjaźnie nastawieni pochodziły bliżej i bliżej, milcząco przypatrując się miejscowemu przewodnikowi trującemu coś po angielsku do kanadyjskiej pary, która z nami jechała. Po chwili „showman” postanowił zaprowadzić mnie do najmłodszej, skąpo ubranej kobiety i niemal zmusił ją do pozowania ze sobą. Pokiwała głową z niezadowoleniem, ale w końcu ustawiła się w modelowej pozie.





Obdarowani butelkami zimnej i świeżej wody oraz kilkoma wartościowymi papierkami zaczęli nam pokazywać kury, jakieś zielsko w ogrodzie przypominające konopie, „showman” przytroczył sobie nawet maczetę do pasa. Za chwile wyszły jeszcze dwa małe kurczaki, biegające między kołami naszych pojazdów. Nie wiadomo skąd „showman” zmaterializował w swojej dłoni garść ziaren kukurydzy i zaczął małe kuraki kusić wizją obfitego jedzenia.

Postój w końcu się zakończył, a my pomachaliśmy im na pożegnanie i wzburzając tumany kurzu zostawiliśmy wioseczkę za nami.

Spotkanie 2
Targ w Higuey


Rezydentka pewnego biura podróży, która tylko raz zagościła w hotelu by się z nami spotkać, przestrzegła nas, że targ jest do przejścia, ale pod jednym warunkiem - trzeba zatkać nos, bo cuchnie.



No cóż, ekstremalne przeżycia, to jest to. Po odwiedzeniu lokalnego sanktuarium, wielce maryjnego, wysiedliśmy przy ulicy prowadzącej na targ. Mnogość bytów ludzkich, sprzedających wszystko oszałamiała. Weszliśmy w ten ludzki tygiel, idąc ścieżkami między straganami. Wszędzie owoce, ananasy, papaje, banany, mango, kokosy, papryki większe, mniejsze, zielone, wydłużone, poskręcane, ziemniaki, pataty, ziarna jakiś nieznanych zbóż, bobki fasoli, grochu i innych tutejszych specjałów.







W końcu weszliśmy w kwartał mięsny: wiszące tusze mięsne, oskórowane, czerwone, niemal ociekające krwią. Na straganach, na widoku przechodzących klientów odbywał się istny festiwal umiejętności rzeźniczych. Jeden z miejscowych specjalistów „golenia” świńskich głów i nóżek, urządzał pokaz na miejscu wyławiając z krwisto czerwonej wody szczeciniaste części świńskie, golił je z zamiłowaniem na twarzy.



Dalej zobaczyłam podwieszone podroby, za języki, z całymi tchawicami i przyczepionymi doń płuckami, czasem nawet z sercem.



Jak dla mnie to nic nie śmierdziało, a różnorodność towarów, ferera barw, głosów, nawoływań i pokrzykiwać potęgowała tylko egzotyczne doznania. Nic to, że muchy łaziły po mięsie.






Nawet pokojówka może mieć chwilę zadumy nad sztuką...
  • DST 17.30km
  • Teren 7.90km
  • Czas 01:10
  • VAVG 14.83km/h
  • VMAX 41.50km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • HRmax 148 ( 79%)
  • HRavg 112 ( 60%)
  • Kalorie 346kcal
  • Podjazdy 13m
  • Sprzęt Brosik
  • Aktywność Jazda na rowerze

Komentarze
Świetny opis.
Zupełnie inny świat.
Brakuje tylko zdjęć wiszących podrobów ;-)
WrocNam
- 04:37 wtorek, 30 kwietnia 2013 | linkuj
Ciekawa fotorelacja, czekamy na więcej
yurek55
- 21:18 sobota, 27 kwietnia 2013 | linkuj
Przedostatnie zdjęcie jest mistrzowskie.
No a Eric W. to komercjusz (w pewnym sensie), widocznie nie poszczęściło mu się na Dominikanie.

Ale najbardziej mi żal RUMU lejącego się strumieniami w gardła...
surf-removed
- 17:38 piątek, 26 kwietnia 2013 | linkuj
2 zdjęcie świetne, piękny portret!
vanhelsing
- 08:29 czwartek, 25 kwietnia 2013 | linkuj
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa lkazd
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]


Blogi rowerowe na www.bikestats.pl