Wpisy archiwalne w miesiącu
Wrzesień, 2008
Dystans całkowity: | 88.66 km (w terenie 40.00 km; 45.12%) |
Czas w ruchu: | 05:11 |
Średnia prędkość: | 17.10 km/h |
Liczba aktywności: | 5 |
Średnio na aktywność: | 17.73 km i 1h 02m |
Więcej statystyk |
Sobota, 27 września 2008
Kategoria Geocaching, Warszawka
Co każdy trzeci kilometr będzie fota
Co każdy trzeci kilometr będzie fota
Tak postanowiłam, w ramach mojego widzimisię. W każdym miejscu, dokładnie co 3 kilometr postanowiłam zrobić zdjęcie okolicy, bez względu na to czy będzie łądna, czy będzie tam coś ciekawego, czy też przed oczami stanie obraz "nędzy i rozpaczy" fotograficznej.
A oto pierwsze "zero" kilometrów - widoczek z okna. Zaraz zbiegnę sobie na dół co by ruszyć w długą:).
"Zerowy" kilometr
Ruszyłam w kierunku Lasu Kabackiego ale drugą stroną ulicy Przyczółkowej. Głupio tak jechać, gdy po drugiej stronie "autostrada" rowerowa. Ale musiałam rozeznać teren. I tak później musiałam tam zjechać.
A oto 3 kilometr
No więc ten "trzeci kilos" załapałam gdzieś na początku ulicy Przyczółkowej, niestety z powodu założeń mojego pomysłu zatrzymałam się przy jakimś domu z warsztatem samochodowym i troche na mnie podejrzanie patrzyli co ja tam mogę fotografować. Za chwilę więc wyciągnęłam mapę i zaczęłam udawać zagubioną turystkę, hi,hi.
Byłam ciekawa, gdzie wypadnie 6. kilometr... W międzyczasie musiałam zjechać na rowerowy highway, po którym gnało się aż furczało w uszach. Niemniej jednak, zanim osiągnęłam ten "szósty" musiałam zrobić jeszcze jedno zdjątko - można zobaczyć na samym dole wpisu. To dowód na to, że jesień na dobre zadowmowiła się już w Polsce. "Żółtaczka, czy co?".
No więc "szósty kilometr" wypadł niemal dokładnie w miejscu, gdzie musiałam ponownie przejechać na drugą stronę w kierunku Powsina.
"Szósty kilometr"
Za okolicą "szótego kilometra" ruszyłam wgłąb Powsina. Okolica spokojna, mały ruch na drodze. Z prawej strony minęłam nawet całkiem ładne z zewnątrz sanktuarium Powsińskie - trzeba będzie zrobić kiedyś tutaj małe rozeznanie. Tyma barzdziej, że jest tu schowany jakiś mały keszyk, hi,hi. Nieopodal uroczy cmentarz - czysty i zadbany. Warto tam się zatrzymać i podumać trochę. Do zadumy skłonił mnie również mały urokliwy parczek po drugiej stronie ulicy z mogiłą powstańców warszawskich. Przepiękne miejsce pamięci.
Minąwszy Powsin a mając po prawej stronie widok na trasę z pędzącmi po wariacku samochodami, zaczęłąm szukać jakiegoś odbicia w stronę Wisły. "Luknęłam" na mapę dowiedziawszy się z niej, iż gdzieś po prawej stronie powinna odchodzić droga w lewo. Fakt, była... Z tabliczką "TEREN PRYWATNY". Dłuższą chwilę zastanawiałam się czy wjechać, ale nie było innej rady. Mapa i GPS konsekwentnie pokazywały tę odnogę. Trochę z duszą na ramieniu, czyktoś nie poszczuje mnie pieskiem, pojechałam po wyżwirowanej alejce.
Za chwilę na liczniku pojawiła się "dziewiątka" a oczom ukazał się zapierający dech w piersiach pałac nad wodą. To o tę prywatną posiadłość chodziło. Droga wiodła dalej przez mostek z białym żwirkiem, ale obok wypatrzyłam błotnistą drogę, która omijała ową prywatę. Cmokając z zachwytu niedługo potem znalazłam się pośród pól kapusty 9znowu śmierdziało).
"Dziewiąty kilometr"
"Dwuansty kilometr"
Hmm, czyżbym tutaj miała skręcić by dojechać planowaną trasą. Czy to ul. Latoszki???
Acha i będą dalsze "trzecie kilometry" ale trzeba trochę poczekać :).
Tak postanowiłam, w ramach mojego widzimisię. W każdym miejscu, dokładnie co 3 kilometr postanowiłam zrobić zdjęcie okolicy, bez względu na to czy będzie łądna, czy będzie tam coś ciekawego, czy też przed oczami stanie obraz "nędzy i rozpaczy" fotograficznej.
A oto pierwsze "zero" kilometrów - widoczek z okna. Zaraz zbiegnę sobie na dół co by ruszyć w długą:).
"Zerowy" kilometr
Ruszyłam w kierunku Lasu Kabackiego ale drugą stroną ulicy Przyczółkowej. Głupio tak jechać, gdy po drugiej stronie "autostrada" rowerowa. Ale musiałam rozeznać teren. I tak później musiałam tam zjechać.
A oto 3 kilometr
No więc ten "trzeci kilos" załapałam gdzieś na początku ulicy Przyczółkowej, niestety z powodu założeń mojego pomysłu zatrzymałam się przy jakimś domu z warsztatem samochodowym i troche na mnie podejrzanie patrzyli co ja tam mogę fotografować. Za chwilę więc wyciągnęłam mapę i zaczęłam udawać zagubioną turystkę, hi,hi.
Byłam ciekawa, gdzie wypadnie 6. kilometr... W międzyczasie musiałam zjechać na rowerowy highway, po którym gnało się aż furczało w uszach. Niemniej jednak, zanim osiągnęłam ten "szósty" musiałam zrobić jeszcze jedno zdjątko - można zobaczyć na samym dole wpisu. To dowód na to, że jesień na dobre zadowmowiła się już w Polsce. "Żółtaczka, czy co?".
No więc "szósty kilometr" wypadł niemal dokładnie w miejscu, gdzie musiałam ponownie przejechać na drugą stronę w kierunku Powsina.
"Szósty kilometr"
Za okolicą "szótego kilometra" ruszyłam wgłąb Powsina. Okolica spokojna, mały ruch na drodze. Z prawej strony minęłam nawet całkiem ładne z zewnątrz sanktuarium Powsińskie - trzeba będzie zrobić kiedyś tutaj małe rozeznanie. Tyma barzdziej, że jest tu schowany jakiś mały keszyk, hi,hi. Nieopodal uroczy cmentarz - czysty i zadbany. Warto tam się zatrzymać i podumać trochę. Do zadumy skłonił mnie również mały urokliwy parczek po drugiej stronie ulicy z mogiłą powstańców warszawskich. Przepiękne miejsce pamięci.
Minąwszy Powsin a mając po prawej stronie widok na trasę z pędzącmi po wariacku samochodami, zaczęłąm szukać jakiegoś odbicia w stronę Wisły. "Luknęłam" na mapę dowiedziawszy się z niej, iż gdzieś po prawej stronie powinna odchodzić droga w lewo. Fakt, była... Z tabliczką "TEREN PRYWATNY". Dłuższą chwilę zastanawiałam się czy wjechać, ale nie było innej rady. Mapa i GPS konsekwentnie pokazywały tę odnogę. Trochę z duszą na ramieniu, czyktoś nie poszczuje mnie pieskiem, pojechałam po wyżwirowanej alejce.
Za chwilę na liczniku pojawiła się "dziewiątka" a oczom ukazał się zapierający dech w piersiach pałac nad wodą. To o tę prywatną posiadłość chodziło. Droga wiodła dalej przez mostek z białym żwirkiem, ale obok wypatrzyłam błotnistą drogę, która omijała ową prywatę. Cmokając z zachwytu niedługo potem znalazłam się pośród pól kapusty 9znowu śmierdziało).
"Dziewiąty kilometr"
"Dwuansty kilometr"
Hmm, czyżbym tutaj miała skręcić by dojechać planowaną trasą. Czy to ul. Latoszki???
Acha i będą dalsze "trzecie kilometry" ale trzeba trochę poczekać :).
- DST 24.41km
- Teren 19.00km
- Czas 01:27
- VAVG 16.83km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 26 września 2008
Kategoria Geocaching, Warszawka
Wieś zwana Warszawą
Wieś zwana Warszawą
Mały wypadzik po kilka keszy - udało sie wyczaić tylko dwa, niestety. Najpierw ruszyłam ulicą powiązaną ściśle z arbuzami (Arbuzową) w kierunku Skarpy Ursynowskiej. Droga, którą wybrałam byłą troche na "okrętkę", ale jakoś dało się dotrzeć na tyły rektoratu SGGW. Tam poszukiwania mi się nie udały... Pojechałam więc dalej wzdłuż rzeczki (potoczku) w kierunku miejsca, gdzie pochowani są młodzi powstańcy warszawscy, którzy zginęli podczas jednej ze swoich wypraw.
Następnie drogą z betonowych płyt pognałam w kierunku "wylęgarni". "Wylęgarnia" to miejsce pod mostkiem, w którym "śpi" mnóstwo małych pojemniczków do pobrania. Pojemniczki ocywiści do keszy, ma się rozumieć. Niestety tuż po mnie znaleźli się kolejni poszukiwacze, a że nie mogłam przy nich chować kesza to musiałam odjechać kawałek z keszem w plecaku. Gdy objechałam okolicę, iście wiejską, chłopaków już nie było więc mogłam już spokojnie skrzyneczkę ukryć gdzie spoczywała.
A otóż i wiejska twarz Warszawy
Nawrotu dokonałam w okolicach budowanej Świątyni Opatrzności Bożej, która wywołuje u mnie mieszane uczucia - tutaj jednak szczegółów tych odczuć oszczędzę. Reszta drogi wiła się pośród nowo wybudowanych apartamentowców na Wilanowie. Głowa odpada...
No i ostania prosta highwayem rowerowym do domciu!
A, i będą zdjęcia ale najpierw muszę je wrzucić do kompa:).
Mały wypadzik po kilka keszy - udało sie wyczaić tylko dwa, niestety. Najpierw ruszyłam ulicą powiązaną ściśle z arbuzami (Arbuzową) w kierunku Skarpy Ursynowskiej. Droga, którą wybrałam byłą troche na "okrętkę", ale jakoś dało się dotrzeć na tyły rektoratu SGGW. Tam poszukiwania mi się nie udały... Pojechałam więc dalej wzdłuż rzeczki (potoczku) w kierunku miejsca, gdzie pochowani są młodzi powstańcy warszawscy, którzy zginęli podczas jednej ze swoich wypraw.
Następnie drogą z betonowych płyt pognałam w kierunku "wylęgarni". "Wylęgarnia" to miejsce pod mostkiem, w którym "śpi" mnóstwo małych pojemniczków do pobrania. Pojemniczki ocywiści do keszy, ma się rozumieć. Niestety tuż po mnie znaleźli się kolejni poszukiwacze, a że nie mogłam przy nich chować kesza to musiałam odjechać kawałek z keszem w plecaku. Gdy objechałam okolicę, iście wiejską, chłopaków już nie było więc mogłam już spokojnie skrzyneczkę ukryć gdzie spoczywała.
A otóż i wiejska twarz Warszawy
Nawrotu dokonałam w okolicach budowanej Świątyni Opatrzności Bożej, która wywołuje u mnie mieszane uczucia - tutaj jednak szczegółów tych odczuć oszczędzę. Reszta drogi wiła się pośród nowo wybudowanych apartamentowców na Wilanowie. Głowa odpada...
No i ostania prosta highwayem rowerowym do domciu!
A, i będą zdjęcia ale najpierw muszę je wrzucić do kompa:).
- DST 16.02km
- Teren 12.00km
- Czas 00:57
- VAVG 16.86km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 14 września 2008
Kategoria Warszawka
Tourde Pologne
Tourde Pologne
Wyjazd by zobaczyć kolarstwo na żywo, na kolorowo, na całego i z fetą oraz dla pieniędzy. Szkoda, że pogoda byłą mizerna i kibice dali ciała...
* No i ruszyli*
Wyjazd by zobaczyć kolarstwo na żywo, na kolorowo, na całego i z fetą oraz dla pieniędzy. Szkoda, że pogoda byłą mizerna i kibice dali ciała...
* No i ruszyli*
- DST 13.00km
- Czas 00:54
- VAVG 14.44km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 9 września 2008
Kategoria Warszawka
Nidoszła Saska Kępa
Nidoszła Saska Kępa
No to dzisiaj miałam towarzystwo: Marcinka, choć z uwagi na wzrost to raczej nieodpowiednie zdrobnienie. Na obiedzie zgadaliśmy się z kolegą z duńskiej grupy, że taka jakaś łądna pogoda i może by warto posadzić tyłeczki na rowerze. Zaproponował wyjazd w kierunku Saskiej Kępy i tam też ruszyliśmy. Niestety wyjazd trochę sie opóźnił a my musieliśmy być na 18.00 na miejscu.
Ta wyższa konieczność to osławione tutejsze naleśniki z pysznym ciastem, lekką śmietanką i polewą tofii. Jeszcze ich nigdy nie jadłam, wieć spóźnić się na nie było by wielką i niepowetowaną stratą.
Dlatego też w 2/3 drogi na Saską zrobiliśmy nawrót i pognaliśmy z powrotem. Po wyśmienitej kolacyjce czas na małe "rycie " norweskiego!!
No to dzisiaj miałam towarzystwo: Marcinka, choć z uwagi na wzrost to raczej nieodpowiednie zdrobnienie. Na obiedzie zgadaliśmy się z kolegą z duńskiej grupy, że taka jakaś łądna pogoda i może by warto posadzić tyłeczki na rowerze. Zaproponował wyjazd w kierunku Saskiej Kępy i tam też ruszyliśmy. Niestety wyjazd trochę sie opóźnił a my musieliśmy być na 18.00 na miejscu.
Ta wyższa konieczność to osławione tutejsze naleśniki z pysznym ciastem, lekką śmietanką i polewą tofii. Jeszcze ich nigdy nie jadłam, wieć spóźnić się na nie było by wielką i niepowetowaną stratą.
Dlatego też w 2/3 drogi na Saską zrobiliśmy nawrót i pognaliśmy z powrotem. Po wyśmienitej kolacyjce czas na małe "rycie " norweskiego!!
- DST 20.01km
- Czas 01:01
- VAVG 19.68km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 3 września 2008
Kategoria Warszawka
Highway Wilanów
Highway Wilanów
Dla odprężenia po norweskim. Hajwejem do Parku Natolińskiego, po drodze jakaś z stadnina z grillem rybnym, lądowisko dla glajacirzy oraz pola kapusty.
Dla odprężenia po norweskim. Hajwejem do Parku Natolińskiego, po drodze jakaś z stadnina z grillem rybnym, lądowisko dla glajacirzy oraz pola kapusty.
- DST 15.22km
- Teren 9.00km
- Czas 00:52
- VAVG 17.56km/h
- Aktywność Jazda na rowerze