Wpisy archiwalne w miesiącu
Grudzień, 2009
Dystans całkowity: | 15.20 km (w terenie 5.00 km; 32.89%) |
Czas w ruchu: | 00:44 |
Średnia prędkość: | 20.73 km/h |
Liczba aktywności: | 2 |
Średnio na aktywność: | 7.60 km i 0h 22m |
Więcej statystyk |
Niedziela, 27 grudnia 2009
Kategoria NORWAY
Dojazd na narty
He,he!!
Karkołomne zadanie w pełnym rynsztunku narciarskim, włącznie z butami biegowymi. Ale całe szczęście nie za daleko! Tylko 2 km w tę i 2 km z powrotem. Jednak pikdeki (opony z ćwiekami) to niegłupi byłby pomysł.
No więc pierwszy raz w moich okolicach wybrałam się na narty do parku Djupadalen. Myślałam, że będę wyglądać głupio, ale na szczęście nie tylko ja posuwałam na biegówkach.
Niedawno wklejałam zdjęcia z tego samego oszronionego parku, dzisiaj mogę zaprezentować ośniezone tereny. Trzeba jednak przyznać, że śnieg w Haugesund jest nie lada wydarzeniem i najstarsi nie pamiętają, kiedy ostatnio było tyle śniegu.
Ale za to widoki, przecudowne!! Co chwila musiałam rzucać kije i rękawiczki, coby pstryknąć zdjęcie! Ale takie już życie fotograficznego maniaka.
Cisza, słońce, biel i skrzypiący śnieg. Wspaniałe miejsce dla relaksu, szkoda tylko że upociłam się szczur.
Pozdrowienia dla wszystkich czytających!!
Karkołomne zadanie w pełnym rynsztunku narciarskim, włącznie z butami biegowymi. Ale całe szczęście nie za daleko! Tylko 2 km w tę i 2 km z powrotem. Jednak pikdeki (opony z ćwiekami) to niegłupi byłby pomysł.
No więc pierwszy raz w moich okolicach wybrałam się na narty do parku Djupadalen. Myślałam, że będę wyglądać głupio, ale na szczęście nie tylko ja posuwałam na biegówkach.
Zdjęcie z wycieczki rowerowej© Sinead
Niedawno wklejałam zdjęcia z tego samego oszronionego parku, dzisiaj mogę zaprezentować ośniezone tereny. Trzeba jednak przyznać, że śnieg w Haugesund jest nie lada wydarzeniem i najstarsi nie pamiętają, kiedy ostatnio było tyle śniegu.
Nad zamarznietym Eivindsvatnet© Sinead
Ale za to widoki, przecudowne!! Co chwila musiałam rzucać kije i rękawiczki, coby pstryknąć zdjęcie! Ale takie już życie fotograficznego maniaka.
zimowa plaza© Sinead
Cisza, słońce, biel i skrzypiący śnieg. Wspaniałe miejsce dla relaksu, szkoda tylko że upociłam się szczur.
No i miejsca na grilla ;)© Sinead
Pozdrowienia dla wszystkich czytających!!
- DST 4.00km
- Czas 00:12
- VAVG 20.00km/h
- Temperatura 2.0°C
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 12 grudnia 2009
Kategoria NORWAY
Grudniowo w Norwegii
Rankiem, jeśli godz. 10.00 można nazwać rankiem, wstało słońce. Zza okna wydawało się być całkiem ciepło i mimo szronu, który osiadł na trawie po wczorajszej nocnej mgle, pełna nadziei postanowiłam wyruszyć na przejażdżkę po dłuższej "nieruchawce".
Wszak trzeba było jeszcze przetestować rękawiczki narciarskie, które niedawno kupiłam. To był zawsze mój problem, straszliwie marznę w łapy!!!
No więc skuszona świecącym słońcem wyruszyłam do parku Djupadalen. Wkrótce okazało się, że mały mrozik był. Nigdy nie byłam zwolenniczką ekstremalnych warunków, ale tym razem okazało się, że dzisiaj jeździłam w najniżej do tej pory temperaturze.
W parku, nad jeziorem skumulowało się wyjątkowo dużo zamarzniętej wilgoci, jak widać na zdjęciu. Trochę się rozruszałam, ale w palce stóp nadal było zimnawo. Stąd tylko 10 kilosów.
Bez większych przygód zawróciłam więc, choć korciło wjechać na Vardafjellet. Po krótkim podjeździe stwierdziłam, że zjazd po śliskiej nawierzchni będzie mało komfortowy i zawróciłam definitywnie do domu.
Może jeszcze coś jutro wyjdzie??
Na koniec dnia zakupiłam "rowerowe" wino!!
Wszak trzeba było jeszcze przetestować rękawiczki narciarskie, które niedawno kupiłam. To był zawsze mój problem, straszliwie marznę w łapy!!!
Zdjęcie z wycieczki rowerowej© Sinead
No więc skuszona świecącym słońcem wyruszyłam do parku Djupadalen. Wkrótce okazało się, że mały mrozik był. Nigdy nie byłam zwolenniczką ekstremalnych warunków, ale tym razem okazało się, że dzisiaj jeździłam w najniżej do tej pory temperaturze.
Zdjęcie z wycieczki rowerowej© Sinead
W parku, nad jeziorem skumulowało się wyjątkowo dużo zamarzniętej wilgoci, jak widać na zdjęciu. Trochę się rozruszałam, ale w palce stóp nadal było zimnawo. Stąd tylko 10 kilosów.
Bez większych przygód zawróciłam więc, choć korciło wjechać na Vardafjellet. Po krótkim podjeździe stwierdziłam, że zjazd po śliskiej nawierzchni będzie mało komfortowy i zawróciłam definitywnie do domu.
Djupadalen w grudniu© Sinead
Może jeszcze coś jutro wyjdzie??
Na koniec dnia zakupiłam "rowerowe" wino!!
Wino dla rowerzystw© Sinead
- DST 11.20km
- Teren 5.00km
- Czas 00:32
- VAVG 21.00km/h
- Temperatura -2.0°C
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 7 grudnia 2009
Kategoria NORWAY
Rower na biegówki - chwilowo :)
W piątkowe popołudnie, zaraz po pracy, ruszyłam ze znajomymi na wypad do hytty (norweski domek letniskowo-zimowy).
W wypadzie zatytułowanym "Javla utlendinger" (cholerni obcokrajowcy) wzięło udział 4 sztuki w tym 3 zagraniczne (prócz Norweżki Monica) swoją obecnością zaszczycili: Dan (Duńczyk), Minna (Finka), no i ja Polka :).
Celem były narty - biegówki, biegówki! Ja oczywiście pierwszy raz!!
Wpakowaliśmy się więc w czarne, terenowe Volvo z bagażnikiem zapakowanym nartami i ruszyliśmy na wschód w kierunku Haukelifjellet, niedaleko Haradagnervidda. Po przyjedzie i zrobieniu zakupów po drodze zaczęła się jedzeniowo - winiarska uczta, a jak!!
Oczywiście pierwsze co zwróciło moją uwagę była olbrzymia półka na pół ściany z wszelkiego rodzaju butami narciarskimi. Z pewnością nie należały one tylko do domowników i właścicieli hytty. Najpewniej grono znajomych zostawia tu swoje wyposażenie w nadziei na powrót i kolejną dobrą zabawę.
W hyttcie obowiązkowo drewnianej i z obowiązkowo z kominkiem zaczęliśmy przygotowania do jej ocieplenia - stała zakopana do połowy w śniegu i trochę się w niej wychłodziło. W ruch poszły szczapy drewna, masa świeczek, światełek i ozdóbek (trzeba było zrobić świąteczną atmosferę!!).
Następnego dnia pierwsza "wsiadka" na narty. Dziewczyny przyszykowały mi niezłą ekstremalną wycieczkę przez zaspy śniegu, by w końcu po 2 godzinach doprowadzić nas niechcąco do stoku narciarskiego dla "slalomowców". Przyznam, że zjeżdżanie na biegówkach i to dla początkującego było wyjątkowo bolesnym dla moich "czterech liter". Całe szczęście wróciłam cała. Ale takiej masy sniegu w życiu nie widziałam - no cóż, mogę powiedzieć, że w tej kwestii byłam ewidentnie zacofana ;))).
Zaliczyłam wszystkie możliwe techniki - podejście pod górę, jodełką i krokiem równoległym (i to wszystko w półmetrowym niemal śniegu). Zaznaczę jeszcze, że żadnymi przygotowanymi trasami nie szłyśmy - same narciarskie bezdroża. A więc dalej przeprawy przez na wpół zamarznięte strumyki, między pozbawionymi liści krzakami, których zaledwie czubki wystawały spod śniegu.
No więc dzisiaj pozostaje mi doprowadzanie do stanu używalności mojego obolałego ciała.
W wypadzie zatytułowanym "Javla utlendinger" (cholerni obcokrajowcy) wzięło udział 4 sztuki w tym 3 zagraniczne (prócz Norweżki Monica) swoją obecnością zaszczycili: Dan (Duńczyk), Minna (Finka), no i ja Polka :).
Celem były narty - biegówki, biegówki! Ja oczywiście pierwszy raz!!
Wpakowaliśmy się więc w czarne, terenowe Volvo z bagażnikiem zapakowanym nartami i ruszyliśmy na wschód w kierunku Haukelifjellet, niedaleko Haradagnervidda. Po przyjedzie i zrobieniu zakupów po drodze zaczęła się jedzeniowo - winiarska uczta, a jak!!
Vågsli, Telemark© Sinead
Oczywiście pierwsze co zwróciło moją uwagę była olbrzymia półka na pół ściany z wszelkiego rodzaju butami narciarskimi. Z pewnością nie należały one tylko do domowników i właścicieli hytty. Najpewniej grono znajomych zostawia tu swoje wyposażenie w nadziei na powrót i kolejną dobrą zabawę.
W hyttcie obowiązkowo drewnianej i z obowiązkowo z kominkiem zaczęliśmy przygotowania do jej ocieplenia - stała zakopana do połowy w śniegu i trochę się w niej wychłodziło. W ruch poszły szczapy drewna, masa świeczek, światełek i ozdóbek (trzeba było zrobić świąteczną atmosferę!!).
Następnego dnia pierwsza "wsiadka" na narty. Dziewczyny przyszykowały mi niezłą ekstremalną wycieczkę przez zaspy śniegu, by w końcu po 2 godzinach doprowadzić nas niechcąco do stoku narciarskiego dla "slalomowców". Przyznam, że zjeżdżanie na biegówkach i to dla początkującego było wyjątkowo bolesnym dla moich "czterech liter". Całe szczęście wróciłam cała. Ale takiej masy sniegu w życiu nie widziałam - no cóż, mogę powiedzieć, że w tej kwestii byłam ewidentnie zacofana ;))).
Pierwszy raz na nartach :)© Sinead
På skitur :)© Sinead
Zaliczyłam wszystkie możliwe techniki - podejście pod górę, jodełką i krokiem równoległym (i to wszystko w półmetrowym niemal śniegu). Zaznaczę jeszcze, że żadnymi przygotowanymi trasami nie szłyśmy - same narciarskie bezdroża. A więc dalej przeprawy przez na wpół zamarznięte strumyki, między pozbawionymi liści krzakami, których zaledwie czubki wystawały spod śniegu.
No więc dzisiaj pozostaje mi doprowadzanie do stanu używalności mojego obolałego ciała.
Vågslig© Sinead
- Temperatura -5.0°C
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze