Wtorek, 24 maja 2011
Kategoria Do i z pracy, Skrzynki pocztowe w Norwegii
Po deszczowej przerwie
W końcu ładna pogoda się popsowiła (kiedyś to musiało nadejść) i z roweru przesiadłam się do autobusu. Dzisiaj jednak powrót na siodełko.
- DST 10.00km
- Teren 2.00km
- Czas 00:32
- VAVG 18.75km/h
- VMAX 27.60km/h
- Temperatura 13.0°C
- Kalorie 162kcal
- Podjazdy 63m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Piątek, 20 maja 2011
Nothing spesial
Praca, w jedną stronę. Po pracy jak wyszłam lało dokumentnie, a mój strój nie był odpowiedni na taką pogodę. Zabrałam się po drodze samochodem z nadzieją, że wrócę po rower następnego dnia. Co oczywiście się nie stało :)
Rowerek "przezimował" pod schodami w części psychiatrycznej szpitala.
Rowerek "przezimował" pod schodami w części psychiatrycznej szpitala.
- DST 5.20km
- Teren 1.80km
- Czas 00:17
- VAVG 18.35km/h
- VMAX 27.50km/h
- Temperatura 17.0°C
- Kalorie 75kcal
- Podjazdy 34m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 16 maja 2011
Kategoria NORWAY
Vikersund - Modum Bad
VIKERSUND 16. maja
Dzisiejsza wycieczka rowerowa odbyła się dużo daleko od mnie, po drugiej stronie Norwegii, w Østlandet (czyli wschodniej Norwegii). Ja mieszkam w zachodniej, dla wyjaśnienia dlaczego po „drugiej stronie”. Przetransportowałam się samolotem, a rower był pożyczony od znajomych tam mieszkających.
Widok na Vikersund
Vikersund jest położone w gminie Modum a najbliższym większym miastem, nota bene znanym z licznej polonii, jest Drammen. W Vikersund mieszka ok. 2 800 mieszkańców a miasteczko słynie z największej w tej chwili skoczni narciarskiej, właściwie mamuciej. Na niej to, po przebudowie, nowy rekord świata w długości lotu ustanowił Norweg, Johan Remen Evrnsen – poszybował on w lutym tego roku na 246,5 metrów.
Dla mnie jako fana skoków narciarskich odwiedzenie skoczni było obowiązkowych punktem wycieczki.
W okolicy znajduje się również znana i prestiżowa klinika psychiatryczna, zwana eufemistycznie „Centrum dla nerwowo chorych - Modum Bad” co oczywiście w Polsce kojarzy się raczej niechlubnie. Nie ma co owijać w bawełnę, jest to rozbudowany ośrodek psychiatryczny ulokowany w przepięknych okolicznościach przyrody, lesie, parku czy jak kto tam woli. Pośród masy zieleni, oczek wodnych, otwartego basenu i secesyjnych domków będących jednocześnie oddziałami i miejscem pobytu pacjentów.
Historia Modum Bad sięga 990 r. n.e kiedy to król Olav galopujący ongiś na koniu, jak mówi legenda, nagle stanął na wzgórzu a przed nim wybiło bogate z uzdrawiające właściwości źródło. Oczywiście pomija się milczeniem, skąd było wiadomo, że miało ono od razu właściwości lecznicze, ale nie wnikajmy w takie szczegóły.
17 czerwca 1857 r. odbyło się tam otwarcie „centrum kursowego” którego założycielem był lekarz, Heinrich Arnold Thaulow. Gościł on m.in. taich sławnych gości jak: Henrik Ibsen, czy Edvard Munch.
Heinrich Arnold Thaulow
Nieco więcej niż pół wieku później, w 1939 r. centrum sprzedano Czerwonemu Krzyżowi, który to urządził miejsce dla leczących się na schorzenia reumatyczne.
W 1944 natomiast powstało tu ostatecznie chrześcijański „dom odpoczynku” (hvilehjem) i sanatorium dla „wyczerpanych nerwowo”, służące „pomocą dla ludzi w potrzebie”, jak to wówczas sformuowano. Oficjalnie jednak sanatorium dla pacjentów z nerwicami otwarto w 1957. Natomiast w 1975 do całego kompleksu dołączył „Instytut opieki nad duszą”, gdyż założycielami jego była pewna organizacja chrześcijańska, której głównym pastorem jest teraz sąsiad moich znajomych, he, he.
Całość wygląda dość niedzisiejszo, starodawnie, ale zadbanie. Mniejsze lub większe drewniane domki o charakterystycznej architekturze i zdobieniami przy zwieńczeniach dachu stoją wśród zielonych trawników, pasów i skrawków zieleni. Między nimi uliczki z drogowskazami, gdzie znajdują się poszczególne oddziały lub części mieszkalne. Co ciekawe na terenie kompleksu mieszkają zarówno pacjenci, ich rodziny, jak również terapeuci i część personelu. Na tyłach parku znajduje się szklarnia i ogródki z sadem, latem więc pacjenci są zaangażowani w zbieranie warzyw i owoców, także ich pielęgnowanie. Jest także mała stadnina i tor-ujeżdżalnia koni. Na drugim końcu z kolei znajduje się otwarty basen. Na ogrodzeniu wisi tabliczka z godzinami i rozkładem dostępności dla pacjentów i personelu.
Całość roztacza atmosferę z początku XX wieku, i w niczym nie przypomina Norwegii jaką oferują nam przewodniki.
Przy instytucie znajduje się również mały acz nowoczesny kościółek, protestancki oczywiście. Wnętrze wydaje się miłe, przytulne i nieprzytłaczające z „drzewkiem życzeń i skarg”. W zależności co nam na duszy leży można powiesić na nim małe serduszko, jeśli życie sprawia nam radość, albo powiesić potłuczone kawałki szkła mające symbolizować różne katastrofy życiowe. Interesujące…
W ostatni dzień pobytu u znajomych kiedy to jeden z „dorosłych wiełosipiedów” się zwolnił, wsiadłam z Pawłem (kolegą po fachu) i jego młodym by przejechać się kawałek po okolicy.
Najpierw na tak zwany „koniec świata”.
Przez niemal cały kompleks centrum psychiatrycznego, małym i ścieżkami w lesie, wśród sosnowego drzewia, roztaczającego cudowny żywiczny zapach. Ścieżka była nieco piaszczysta, co przypominało mi moje polskie, rowerowe wyprawy. Na zachodzie Norwegii piasek to rzadkość. Wzięliśmy azymut na Formo z olbrzymi kompleksem sportowym , pływalnią, stadionem i różnymi takimi. Po drodze złapaliśmy dwa kesze, a młody łyknął bakcyla geocachingu.
Przy następnym wpisie skrobnę coś o przepięknym i ciekawym miejscu jakim jest huta szkła w Hadeland,
Dzisiejsza wycieczka rowerowa odbyła się dużo daleko od mnie, po drugiej stronie Norwegii, w Østlandet (czyli wschodniej Norwegii). Ja mieszkam w zachodniej, dla wyjaśnienia dlaczego po „drugiej stronie”. Przetransportowałam się samolotem, a rower był pożyczony od znajomych tam mieszkających.
Widok na Vikersund
Vikersund jest położone w gminie Modum a najbliższym większym miastem, nota bene znanym z licznej polonii, jest Drammen. W Vikersund mieszka ok. 2 800 mieszkańców a miasteczko słynie z największej w tej chwili skoczni narciarskiej, właściwie mamuciej. Na niej to, po przebudowie, nowy rekord świata w długości lotu ustanowił Norweg, Johan Remen Evrnsen – poszybował on w lutym tego roku na 246,5 metrów.
Dla mnie jako fana skoków narciarskich odwiedzenie skoczni było obowiązkowych punktem wycieczki.
W okolicy znajduje się również znana i prestiżowa klinika psychiatryczna, zwana eufemistycznie „Centrum dla nerwowo chorych - Modum Bad” co oczywiście w Polsce kojarzy się raczej niechlubnie. Nie ma co owijać w bawełnę, jest to rozbudowany ośrodek psychiatryczny ulokowany w przepięknych okolicznościach przyrody, lesie, parku czy jak kto tam woli. Pośród masy zieleni, oczek wodnych, otwartego basenu i secesyjnych domków będących jednocześnie oddziałami i miejscem pobytu pacjentów.
Historia Modum Bad sięga 990 r. n.e kiedy to król Olav galopujący ongiś na koniu, jak mówi legenda, nagle stanął na wzgórzu a przed nim wybiło bogate z uzdrawiające właściwości źródło. Oczywiście pomija się milczeniem, skąd było wiadomo, że miało ono od razu właściwości lecznicze, ale nie wnikajmy w takie szczegóły.
17 czerwca 1857 r. odbyło się tam otwarcie „centrum kursowego” którego założycielem był lekarz, Heinrich Arnold Thaulow. Gościł on m.in. taich sławnych gości jak: Henrik Ibsen, czy Edvard Munch.
Heinrich Arnold Thaulow
Nieco więcej niż pół wieku później, w 1939 r. centrum sprzedano Czerwonemu Krzyżowi, który to urządził miejsce dla leczących się na schorzenia reumatyczne.
W 1944 natomiast powstało tu ostatecznie chrześcijański „dom odpoczynku” (hvilehjem) i sanatorium dla „wyczerpanych nerwowo”, służące „pomocą dla ludzi w potrzebie”, jak to wówczas sformuowano. Oficjalnie jednak sanatorium dla pacjentów z nerwicami otwarto w 1957. Natomiast w 1975 do całego kompleksu dołączył „Instytut opieki nad duszą”, gdyż założycielami jego była pewna organizacja chrześcijańska, której głównym pastorem jest teraz sąsiad moich znajomych, he, he.
Całość wygląda dość niedzisiejszo, starodawnie, ale zadbanie. Mniejsze lub większe drewniane domki o charakterystycznej architekturze i zdobieniami przy zwieńczeniach dachu stoją wśród zielonych trawników, pasów i skrawków zieleni. Między nimi uliczki z drogowskazami, gdzie znajdują się poszczególne oddziały lub części mieszkalne. Co ciekawe na terenie kompleksu mieszkają zarówno pacjenci, ich rodziny, jak również terapeuci i część personelu. Na tyłach parku znajduje się szklarnia i ogródki z sadem, latem więc pacjenci są zaangażowani w zbieranie warzyw i owoców, także ich pielęgnowanie. Jest także mała stadnina i tor-ujeżdżalnia koni. Na drugim końcu z kolei znajduje się otwarty basen. Na ogrodzeniu wisi tabliczka z godzinami i rozkładem dostępności dla pacjentów i personelu.
Całość roztacza atmosferę z początku XX wieku, i w niczym nie przypomina Norwegii jaką oferują nam przewodniki.
Przy instytucie znajduje się również mały acz nowoczesny kościółek, protestancki oczywiście. Wnętrze wydaje się miłe, przytulne i nieprzytłaczające z „drzewkiem życzeń i skarg”. W zależności co nam na duszy leży można powiesić na nim małe serduszko, jeśli życie sprawia nam radość, albo powiesić potłuczone kawałki szkła mające symbolizować różne katastrofy życiowe. Interesujące…
W ostatni dzień pobytu u znajomych kiedy to jeden z „dorosłych wiełosipiedów” się zwolnił, wsiadłam z Pawłem (kolegą po fachu) i jego młodym by przejechać się kawałek po okolicy.
Najpierw na tak zwany „koniec świata”.
Przez niemal cały kompleks centrum psychiatrycznego, małym i ścieżkami w lesie, wśród sosnowego drzewia, roztaczającego cudowny żywiczny zapach. Ścieżka była nieco piaszczysta, co przypominało mi moje polskie, rowerowe wyprawy. Na zachodzie Norwegii piasek to rzadkość. Wzięliśmy azymut na Formo z olbrzymi kompleksem sportowym , pływalnią, stadionem i różnymi takimi. Po drodze złapaliśmy dwa kesze, a młody łyknął bakcyla geocachingu.
Przy następnym wpisie skrobnę coś o przepięknym i ciekawym miejscu jakim jest huta szkła w Hadeland,
- DST 7.30km
- Teren 3.00km
- Czas 00:29
- VAVG 15.10km/h
- VMAX 29.10km/h
- Temperatura 20.0°C
- Kalorie 96kcal
- Podjazdy 84m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 12 maja 2011
Kategoria Nie warte uwagi ;)
Rutynka
Nic specjalnego, a raczej brak natchnienia do pisania.
- DST 18.30km
- Teren 4.00km
- Czas 00:56
- VAVG 19.61km/h
- VMAX 29.90km/h
- Temperatura 19.0°C
- Kalorie 212kcal
- Podjazdy 132m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 11 maja 2011
Kategoria Do i z pracy, Skrzynki pocztowe w Norwegii
Z pajęczą skrzynką w tle.
Kolejne dni z cyklu: "rowerem do pracy".
Skrzynka poniżej "złapana" dawno, ale imponująca. W końcu przyszedł czas na jej opuplikowanie!
Skrzynka poniżej "złapana" dawno, ale imponująca. W końcu przyszedł czas na jej opuplikowanie!
- DST 9.00km
- Teren 1.80km
- Czas 00:30
- VAVG 18.00km/h
- VMAX 29.50km/h
- Temperatura 19.0°C
- Kalorie 143kcal
- Podjazdy 59m
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 9 maja 2011
Kategoria Do i z pracy
Pracka, pracka, znowu
Miałam wrzucić zdjęcia, ale siadł mi dysk na którym je gromadziłam. Może więc nigdy ich nie odzyskam...:(
- DST 9.20km
- Teren 2.00km
- Czas 00:30
- VAVG 18.40km/h
- VMAX 29.60km/h
- Temperatura 17.0°C
- Kalorie 158kcal
- Podjazdy 62m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 8 maja 2011
Kategoria Do i z pracy
Til jobb
Standardzik do pracy.
Skrzyneczki z dawniejszych czasow.
Skrzyneczki z dawniejszych czasow.
- DST 9.00km
- Teren 2.00km
- Czas 00:30
- VAVG 18.00km/h
- VMAX 34.60km/h
- Temperatura 18.0°C
- Kalorie 152kcal
- Podjazdy 56m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 3 maja 2011
Kategoria Do i z pracy
Praca, domek
Nic szczególnego, poza tym że fajna pogoda już od dobrych 3 tygodni.
Poranna sielanka, cisza, spokój, ptaki śpiewają, poranne trele dodają optymizmu i energii. W lasach, na zboczach gór otaczających moje mieszkanko, budzi się życie. Ale zabrzmiało...jak u babci emerytki przy wiejskiej gospodzie.
Poranna sielanka, cisza, spokój, ptaki śpiewają, poranne trele dodają optymizmu i energii. W lasach, na zboczach gór otaczających moje mieszkanko, budzi się życie. Ale zabrzmiało...jak u babci emerytki przy wiejskiej gospodzie.
- DST 9.00km
- Teren 2.00km
- Czas 00:30
- VAVG 18.00km/h
- VMAX 32.30km/h
- Temperatura 20.0°C
- Kalorie 152kcal
- Podjazdy 72m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 1 maja 2011
Kategoria NORWAY
Aksdal majowo
Ciąg dalszy opowieści o miedzianej kopalni
Rudy były przewożone przez wozy konne z kopalni do Skiparvik Sørstokken. Rudy były załadowywane na statki płynące na północ od latarni morskiej Kobbarnaglen, do rei w Koperniku. Tutaj rudy były przeładowywane na pokład dużych statków towarowych, które przewoziły je do huty. Transport ten zlecany był ludziom z gospodarstw Stokka. Nieco później kopalnia nabyła konie górnicze, mieszkające w stajni obok. Spółka miała także później także statek o nazwie "Mine".
Większość ludzi, którzy pracowali w kopalni pochodziła z Karmøy, ale wielu przybyło też z zagranicy, głównie ze Szwecji. Nazywano ich „obibokami”, jednak wielu z nich pracowało bardzo ciężko i rzetelnie. Nazwa nie miała nic wspólnego z wymigiwaniem się od pracy.
Pracownicy mieszkali w wynajmowanych pokojach przy gospodarstwach, a niektórzy w barakach przy kopalni. Ostatni stał tam jeszcze w 1956 r. jednak ostatecznie rozpadł się.
Hans Gederø był ostatnim z Stokkastrand, który pracował w kopalni.Wiadomo także, że magister nauk humanistycznych Ole Mortensen, Johan Bratt Hammar i Kristen Blikshavn z South Stokke pracowali w kopalni. Morten Mortensen był księgowym i prowadził księgowość spółki.
Uważa się, że praca w kopalni była za czasów dominacji kopalni Visnes i pana Betty`ego ciężka. Każdy pijany majster był wyrzucany z pracy. Ludzie przychodzili do pracy na 9 rano i wracali ok. 3 po południu. Zarobili 20 koron dziennie a wynagrodzenie było jak na tamte czasy dość dobre. Szef mieszkał ok. 7 km od kopalni, a kiedy brakło gwoździ lub innego sprzętu on organizował sprzęt, podczas gdy reszta czekała na dole w kopalni.
Tak, tak się kończy opowieść o kopalni miedzi. Wcześniej pisałam dość oględnie o kopalni w Visnes, może kiedyż ją jeszcze uzupełnię. O kopalni w Visnes
A dzisiejszy wyjazd był do Grinde.
Rudy były przewożone przez wozy konne z kopalni do Skiparvik Sørstokken. Rudy były załadowywane na statki płynące na północ od latarni morskiej Kobbarnaglen, do rei w Koperniku. Tutaj rudy były przeładowywane na pokład dużych statków towarowych, które przewoziły je do huty. Transport ten zlecany był ludziom z gospodarstw Stokka. Nieco później kopalnia nabyła konie górnicze, mieszkające w stajni obok. Spółka miała także później także statek o nazwie "Mine".
Większość ludzi, którzy pracowali w kopalni pochodziła z Karmøy, ale wielu przybyło też z zagranicy, głównie ze Szwecji. Nazywano ich „obibokami”, jednak wielu z nich pracowało bardzo ciężko i rzetelnie. Nazwa nie miała nic wspólnego z wymigiwaniem się od pracy.
Pracownicy mieszkali w wynajmowanych pokojach przy gospodarstwach, a niektórzy w barakach przy kopalni. Ostatni stał tam jeszcze w 1956 r. jednak ostatecznie rozpadł się.
Hans Gederø był ostatnim z Stokkastrand, który pracował w kopalni.Wiadomo także, że magister nauk humanistycznych Ole Mortensen, Johan Bratt Hammar i Kristen Blikshavn z South Stokke pracowali w kopalni. Morten Mortensen był księgowym i prowadził księgowość spółki.
Uważa się, że praca w kopalni była za czasów dominacji kopalni Visnes i pana Betty`ego ciężka. Każdy pijany majster był wyrzucany z pracy. Ludzie przychodzili do pracy na 9 rano i wracali ok. 3 po południu. Zarobili 20 koron dziennie a wynagrodzenie było jak na tamte czasy dość dobre. Szef mieszkał ok. 7 km od kopalni, a kiedy brakło gwoździ lub innego sprzętu on organizował sprzęt, podczas gdy reszta czekała na dole w kopalni.
Tak, tak się kończy opowieść o kopalni miedzi. Wcześniej pisałam dość oględnie o kopalni w Visnes, może kiedyż ją jeszcze uzupełnię. O kopalni w Visnes
A dzisiejszy wyjazd był do Grinde.
- DST 24.00km
- Teren 3.20km
- Czas 01:23
- VAVG 17.35km/h
- VMAX 35.60km/h
- Temperatura 20.0°C
- Kalorie 400kcal
- Podjazdy 352m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 30 kwietnia 2011
Kategoria Nie warte uwagi ;)
Aksdal
Do kumpeli za Aksdal, przez miasto i stadion. Godzinka gapienia się na mecz piłki nożnej w wydaniu dziewczyn.
I mała niespodzianka na drodze ;)
Całe szczęście nieżywa...ale żmija!!!
I mała niespodzianka na drodze ;)
Całe szczęście nieżywa...ale żmija!!!
- DST 19.60km
- Teren 2.00km
- Czas 01:10
- VAVG 16.80km/h
- VMAX 39.50km/h
- Temperatura 19.0°C
- Kalorie 294kcal
- Podjazdy 230m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze