Wtorek, 20 maja 2014
Kategoria Nie warte uwagi ;)
Kotowice i Utrata
Hejka!! I znowu na siodełko w takim samym towarzystwie jak wczoraj, z siorą, która chyba łapie cyklozę!!
Wczoraj odkryłam, iż długo nie używane rowery i łańcuchy skrzypiały i rzęziły, więc dzisiaj po południu zabrałam się za ich czyszczenie i smarowanie, by dzisiaj się lżej jechało. Ale co z tego? Pierwsza część traski to kałuże i błoto przez las, ale czadersko.
Rowery znowu uświnione!
Potem spotkana rowerzystka, która wybiera się do Rumunii na wycieczkę rowerową a za tydzień w Himalaje. Fajnie się pogadało ale czas było pedałować dalej do Kotowic.
Z Kotowic do Utraty na wieżę widokową prowadziła nas kostka, więc cztery litery wytrzęsło. Ostatnio jednak jak tędy jechałam do pokonania była z kolei woda po kolana :). Dla przypomnienia :)
Pod wieżą poznałyśmy Łukasza, który robił małe rowerowe przeszpiegi w okolicy. Siostra wlazła na wieżę, ja sobie tym razem darowałam, bo siedziałam już tam ze dwa razy. Potem już we trójkę zawróciliśmy do Kotowic i każdy w swoją stronę.
Końcóweczka już tylko koło domu, po wałach, na których szał różnej maści "sportowców", rowerzyści, ci bardziej i mniej profesjonalni, biegacze, paniusie z kijami do nordic walking, a na niebie ze cztery paralotnie z napędem.
Widać, że polskie społeczeństwo się uruchomiło!! I dobrze !
Wczoraj odkryłam, iż długo nie używane rowery i łańcuchy skrzypiały i rzęziły, więc dzisiaj po południu zabrałam się za ich czyszczenie i smarowanie, by dzisiaj się lżej jechało. Ale co z tego? Pierwsza część traski to kałuże i błoto przez las, ale czadersko.
Rowery znowu uświnione!
Potem spotkana rowerzystka, która wybiera się do Rumunii na wycieczkę rowerową a za tydzień w Himalaje. Fajnie się pogadało ale czas było pedałować dalej do Kotowic.
Z Kotowic do Utraty na wieżę widokową prowadziła nas kostka, więc cztery litery wytrzęsło. Ostatnio jednak jak tędy jechałam do pokonania była z kolei woda po kolana :). Dla przypomnienia :)
Pod wieżą poznałyśmy Łukasza, który robił małe rowerowe przeszpiegi w okolicy. Siostra wlazła na wieżę, ja sobie tym razem darowałam, bo siedziałam już tam ze dwa razy. Potem już we trójkę zawróciliśmy do Kotowic i każdy w swoją stronę.
Końcóweczka już tylko koło domu, po wałach, na których szał różnej maści "sportowców", rowerzyści, ci bardziej i mniej profesjonalni, biegacze, paniusie z kijami do nordic walking, a na niebie ze cztery paralotnie z napędem.
Widać, że polskie społeczeństwo się uruchomiło!! I dobrze !
- DST 22.06km
- Teren 9.50km
- Czas 01:35
- VAVG 13.93km/h
- VMAX 28.30km/h
- Temperatura 26.0°C
- HRmax 151 ( 81%)
- HRavg 107 ( 57%)
- Kalorie 377kcal
- Podjazdy 64m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 19 maja 2014
Kategoria Nie warte uwagi ;)
Siechnice welcomen
Odwiedziny u rodziny, a że piękna pogoda to czas na rower. Dzisiaj z sister :) po starych śmieciach, czyli w okolicy Siechnic, Blizanowic i Trestna. Dojechałyśmy do punktu pomiaru poziomu Odry w Trestnie, by zobaczyć te podniesione poziomy, ale było tylko nieco niżej od ostrzegawczych. Uff.
Tyle się tutaj zmieniło... obwodnica Wrocławia, nowe wały po których można hulać i łowiska!!!
Tyle się tutaj zmieniło... obwodnica Wrocławia, nowe wały po których można hulać i łowiska!!!
- DST 18.51km
- Teren 3.40km
- Czas 01:16
- VAVG 14.61km/h
- VMAX 33.10km/h
- Temperatura 24.0°C
- HRmax 159 ( 85%)
- HRavg 123 ( 66%)
- Kalorie 382kcal
- Podjazdy 12m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Czwartek, 1 maja 2014
Kategoria Do i z pracy
dom-praca-dom
11 dzień rowerowy do pracy, dalej idzie cieżko :)
- DST 9.20km
- Teren 1.20km
- Czas 00:30
- VAVG 18.40km/h
- VMAX 28.30km/h
- Temperatura 19.0°C
- HRmax 166 ( 89%)
- HRavg 121 ( 65%)
- Kalorie 215kcal
- Podjazdy 70m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 26 kwietnia 2014
Kategoria NORWAY
Rundt Ness
Wycieczka z Monica i jej mamą w jeden z kolejnych słonecznych dni. width="465" height="548" frameborder="0" src="http://connect.garmin.com:80/activity/embed/494086396">
- DST 23.60km
- Teren 3.40km
- Czas 01:25
- VAVG 16.66km/h
- VMAX 40.50km/h
- Temperatura 19.0°C
- HRmax 166 ( 89%)
- HRavg 133 ( 71%)
- Kalorie 513kcal
- Podjazdy 185m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 23 kwietnia 2014
Kategoria Do i z pracy
Dom-praca-dom
10 dzień rowerem do pracy, słabiutko, aj cieniutko...
- DST 9.00km
- Teren 1.20km
- VMAX 30.50km/h
- Temperatura 16.0°C
- Kalorie 235kcal
- Podjazdy 63m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 22 kwietnia 2014
Kategoria Do i z pracy
Dom-praca-dom
Nic ciekawego, jak zwykle do pracy.
- DST 9.00km
- Teren 1.20km
- Czas 00:30
- VAVG 18.00km/h
- VMAX 35.40km/h
- Temperatura 16.0°C
- Kalorie 403kcal
- Podjazdy 67m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Poniedziałek, 21 kwietnia 2014
Kategoria NORWAY
Mosterheim
Dzisiaj był
wypad w drugą stronę, na północ. Wzięłam podrzuciłam rower w autobus do Føyno, mafiej wyspy, z ktœrej
rozchodzą się drogi do Bergen i na wyspę Bømlo.
Na Bømlo już kiedyś byłam, acz nie dałam rady zobaczyć wszystkiego. Tym brakującym ogniwem był m.in. Mostehamn (tak poza tym to jeszcze wiele brakujących ogniw na tej wyspie). Jedną z atrakcji był wjazd na mosty łączące wyspy i widok z rozpościerające się z jednej strony morze a z drugiej na górskie szczyty pokryte jeszcze lodowymi czapami.
A więc dotarłam do Mosheim z 1203 mieszkańcami. Mieścina była w początkach X wieku siedzibą trzeciego króla Norwegii, Olafa Trygvassona i okolice słyną z kultu Wikingów.
Popedałowałam do starej części miasteczka, poświęconego starej historii tego miejsca.
Na pierwszy ogień poszła Tora i jej brązowy posąg.
Tora Mosterstong żyła miedzy 110-170 r. i razem z Haraldem Hårfarge była matka króla Håkon den Gode (Haakona Dobrego, zwanego Haraldsonem), który kontynuował kristianiację Norwegii. Nie wspominają, że była żoną, a później wygooglowłam, że była ona jedną z ostatnich nałożnic Haralda Pięknowłosego, pierwszego króla Norwegii. Jej brązowa statua stoi na niewielkim wzniesieniu w starej części Mosteheim, została odsłonięta w 2004 r. Malutka ścieżynka w górę wniesienia poprowadziła mnie na Vetahaugen, będącym niegdyś punktem oberwacyjnym (stad widziano dobrze pożary), ustawiono w 1924 r. kamienny krzyż w 900-setna rocznice przyjęcia chrześcijaństwa.
Na jednym ze zboczu wzniesienia wybudowano przepiękny mały amfiteatr, w którym każdego lata odbywają się przedstawienia i inscenizacje z czasów Wokingow. Niestety teraz zamknięty na cztery spusty, otoczony wysokim brązowym parlamentu przed oczami takich wścibskich jak ja.
Kościół w Mosheim
Olav Tryggvason postanowił wybudować kościół lot w 995 r. Wikipediowe źródła donoszą, że wcześniej uznawano ten kościół za najstarszy w Norwegii, ale nistety dokładniejsze badania w w 1872 r. nie potwierdziły tego. grundige undersøkelser. Niemniej jednak i tak kościół stanął na pewno przez końcem 1100 r. i jest jednym z najstarszych, tak czy siak.
Kościół jest murowany i jego część chóralna jest postawiona na planie kwadratu, reszta zaś prostokata. W środku, choć do niego się nie dostałam, łuk chóru jest zdobiony ornamentami a ściany pokryte tynkowymi malowidłami, z najstarszym z ok. 1600 r. Ponieważ kościółek był zamknięty, więc jedyne co mi pozostało to zrobić zdjęcie przez dziurkę od klucza. Efekt poniżej.
Ołtarz z amboną datuje się na 1637 r. a "umywalka" do chrztu z 1722.
Na zewnątrz oryginalne otynkowanie ostało się od strony północnej i wschodniej z pięknymi oknami, a właściwie jedym oknem. Na wieży znajduje się zegar zawieszony tam w późniejszym średniowieczu.
Po krótkim popasie w okolicy, na zielonej trawce i gorejącym słoneczku czas było na powrót. Na koniec jeszcze odwiedziłam jakiś podupadający domek rybacki. Z jego ogólnego "stanu zdrowia" wyglądało, że raczej była mała szansa by ktoś go używał, ale od strony fiordu wisiały zasuszone rybki!!
Na Bømlo już kiedyś byłam, acz nie dałam rady zobaczyć wszystkiego. Tym brakującym ogniwem był m.in. Mostehamn (tak poza tym to jeszcze wiele brakujących ogniw na tej wyspie). Jedną z atrakcji był wjazd na mosty łączące wyspy i widok z rozpościerające się z jednej strony morze a z drugiej na górskie szczyty pokryte jeszcze lodowymi czapami.
A więc dotarłam do Mosheim z 1203 mieszkańcami. Mieścina była w początkach X wieku siedzibą trzeciego króla Norwegii, Olafa Trygvassona i okolice słyną z kultu Wikingów.
Popedałowałam do starej części miasteczka, poświęconego starej historii tego miejsca.
Na pierwszy ogień poszła Tora i jej brązowy posąg.
Tora Mosterstong żyła miedzy 110-170 r. i razem z Haraldem Hårfarge była matka króla Håkon den Gode (Haakona Dobrego, zwanego Haraldsonem), który kontynuował kristianiację Norwegii. Nie wspominają, że była żoną, a później wygooglowłam, że była ona jedną z ostatnich nałożnic Haralda Pięknowłosego, pierwszego króla Norwegii. Jej brązowa statua stoi na niewielkim wzniesieniu w starej części Mosteheim, została odsłonięta w 2004 r. Malutka ścieżynka w górę wniesienia poprowadziła mnie na Vetahaugen, będącym niegdyś punktem oberwacyjnym (stad widziano dobrze pożary), ustawiono w 1924 r. kamienny krzyż w 900-setna rocznice przyjęcia chrześcijaństwa.
Na jednym ze zboczu wzniesienia wybudowano przepiękny mały amfiteatr, w którym każdego lata odbywają się przedstawienia i inscenizacje z czasów Wokingow. Niestety teraz zamknięty na cztery spusty, otoczony wysokim brązowym parlamentu przed oczami takich wścibskich jak ja.
Kościół w Mosheim
Olav Tryggvason postanowił wybudować kościół lot w 995 r. Wikipediowe źródła donoszą, że wcześniej uznawano ten kościół za najstarszy w Norwegii, ale nistety dokładniejsze badania w w 1872 r. nie potwierdziły tego. grundige undersøkelser. Niemniej jednak i tak kościół stanął na pewno przez końcem 1100 r. i jest jednym z najstarszych, tak czy siak.
Kościół jest murowany i jego część chóralna jest postawiona na planie kwadratu, reszta zaś prostokata. W środku, choć do niego się nie dostałam, łuk chóru jest zdobiony ornamentami a ściany pokryte tynkowymi malowidłami, z najstarszym z ok. 1600 r. Ponieważ kościółek był zamknięty, więc jedyne co mi pozostało to zrobić zdjęcie przez dziurkę od klucza. Efekt poniżej.
Ołtarz z amboną datuje się na 1637 r. a "umywalka" do chrztu z 1722.
Na zewnątrz oryginalne otynkowanie ostało się od strony północnej i wschodniej z pięknymi oknami, a właściwie jedym oknem. Na wieży znajduje się zegar zawieszony tam w późniejszym średniowieczu.
Po krótkim popasie w okolicy, na zielonej trawce i gorejącym słoneczku czas było na powrót. Na koniec jeszcze odwiedziłam jakiś podupadający domek rybacki. Z jego ogólnego "stanu zdrowia" wyglądało, że raczej była mała szansa by ktoś go używał, ale od strony fiordu wisiały zasuszone rybki!!
- DST 30.51km
- Teren 1.40km
- Czas 02:10
- VAVG 14.08km/h
- VMAX 41.10km/h
- Temperatura 23.0°C
- HRmax 147 ( 79%)
- HRavg 109 ( 58%)
- Kalorie 825kcal
- Podjazdy 354m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Niedziela, 20 kwietnia 2014
Kategoria NORWAY
Skudnesrute
W Norwegii wszystko ucichło na ten świąteczny
czas... Cisza i spokój, a to za sprawą wielce wydłużonej przerwy świątecznej,
która trwa od środy południa 12.00 do późnego poniedziałku. Oj, Polacy
pokochali by taka "przedmajówkę". "Wojna i pokój" odbywa
się w górach, gdzie o miejsca noclegowe w hyttach i na trasach biegowych walczą
Norwedzy o trochę miejsca. Wielkanoc to czas w Norwegii na nielimitowaną
aktywność fizyczną, wszelkiej maści, ale dominują oczywiście narty. Sama tez
wybrałam się na wypad pieszy w górki w czwartek, ale resztę postanowiłam
spędzić na rowerze.
Dzisiaj na południowy Karmøy, gdzie można znaleźć ukojenie na piaszczystych plażach.
Na początek sposiłkowałam się autobusem, który ślimaczył się jak tylko mógł po okolicznych wioskach. Trasę wszelkim możliwymi serpentyny nazywa się w Norwegii "melkerute", jak "Droga Mleczna", długa, spiralna i biała jak we mgle :-).
Wysiadlam w Farkingstad i niemal od razu wjechałam na początek drogi, Burmavegen, prowadzącej w poprzek wyspy wikingów. Trakt został zbudowany podczas II wojny światowej by ułatwić transport materiałów na wybrzeże, teraz Ponoć jest popularna wśród młodzieży bawiącej się w "straszenie się" nawzajem w okolicznych małych laskach. Co zabawa oznacza, trudno dociec, może tak tu nazywają podchody? Poza nielicznymi fragmentami droga jest wybitnie nudna. Z lewa lub prawa odchodzą czasem jakieś ścieżki w głąb karmyøskiego płaskowyżu, ale niemal wszędzie tylko niskie byliny, zbrązowiałe jeszcze z poprzedniej jesieni wrzosy, karłowate drzewka i byliny. Jak już się wydostałam z monotonnego krajobrazu ruszyłam dalej południową częścią drogi 511, wzdłuż idyllicznego wybrzeża, prosto do Skudenshavn.
Cmentarz
Przed wjazdem do Skudenshavn, natknęłam się na cmentarz Falnes, założony w 1851, wybudowany według rysunków królewskiego architekta, Linstowa. Teraz spoczywa tu około 660 nieboszczyków. Jest to jedyne miejsce z grobami brytyjskich żołnierzy poległych na terenach wyspy. Prócz tego w jednym z zakątków cmentarza znajdują się cztery lub pięć starych grobów z metalowymi, ornamentowanymi krzyżami, z datą pochówku z końca XIX w.
Kamień księżycowy
W parczku miejskim na samusieńkim końcu Skudenshavn jest parę ciekawostek. Wśród nich kamień, leżący na skałach. Wedle dawnych wierzeń miał kamień spaść z nieba, prosto z księżyca, jednak próbki i analizy wykazały, że z meteorytami nie ma on nic wspólnego. Jednak podejrzenia wzbudził dziwny kształt kamienia, jest bowiem pobrużdżony i jakby z otworkami. Otóż okazało się, że ma ponoć 800 milionów lat i składa się z mieszanki kwarcu, marmuru i dolomitu. A przybył tu z lodowcem przed 10.000 lat.
Zamknięte muzeum – Mælandsgården.
Zagłębiając się dalej w najstarszą cześć Skudenshavn, pomiędzy stare uliczki wciśnięte w niskie, białe domki, natknęłam się na muzeum (niestety było nieczynne). W muzeum pokazany jest przekrój przez życie od przeszło 200 lat, gdyż miasteczko rozrosło się w XVIII wieku w związku z bogactwem otaczającego morza w śledzia. A więc można zobaczyć jak dawniej żyło się w tutejszych gospodarstwach rybackich i w jaki sposób dawne rękodzieło wpłynęło na wygląd miasteczka. Jako że był to port rybacki, do którego zawijały wszelakiej maści kutry i łodzie z innych części Europy, ludzie tutaj spotykali się i ulegali wpływowi innych kultur. Tak więc ówczesna moda i sposoby budownictwa naśladowały tzw. „styl cesarski”, który poznano po znaleziskach archeologicznych w Pompejach. Mówi się nawet, że Skudenshavn jest „miasteczkiem białego stylu cesarskiego”.
Ja się tak bardzo nie znam na stylach architektonicznych, ale faktycznie spacerując między uliczkami, czuje się inną atmosferę, a domki, wejścia, drzwi, schody, wszystko ma jakiś inny wymiar i styl.
Moim zwyczajem ponaciskałam wszystkie możliwe klamki (a nóż coś będzie otwarte) i pozaglądałam we wszystkie możliwe szpary i okna. Udało mi się nawet zdjąć okiem aparatu wnętrze dawnego sklepiku przez okno (choć było brudne).
Zdobienia okien, wejść, kołatki, nawet hydranty, mają swoją unikalną duszę. Ja się po prostu przeniosłam w czasie… do momentu kiedy nie spotkałam moich znajomych z pracy z rodziną z Polski. Całusy, obściski z niemal wszystkimi znanymi i nieznanymi i poczułam się jak w Polsce na Wielkanoc. A więc wehikuły czasu naprawdę istnieją.
Restauracja - Smiå Bistro and Piano Bar
Nastawiona na posuchę w jedzeniu i piciu, spodziewałam się bowiem, że wszystko będzie zamknięte, spakowałam do plecaka suchy prowiant w maksymalnych ilościach. Ciastka piernikowe, ciastka z czekoladą, batony, kanapki, orzeszki pistacjowe…i to wszystko na plecach. Jakież było moje zdziwienie, ale szczęście zarazem, że przejeżdżałam obok małej, miłej restauracji.
A cóż by mogło być piękniejszego w ten wspaniały, słoneczny i wielkanocny dzień, jak nie lokalne jedzonko!! Zamówiłam więc tutejszą, przepyszną zupę rybną z trzema różnymi rodzajami ryb i krewetkami, posypaną świeżą pietruszką i podaną z focaccio z masełkiem! Pycha! Do tego kieliszek białego wina – idylla. Cenami nie będę straszyć moich polskich czytelników, a ja i tak jestem już zaprawiona, więc nie żałowałam żadnej wydanej korony.
Plaże w Sandve
No tak, może ktoś zapytać. A dlaczegóż to zachwycać się plażami? Ano dlatego, że w Norwegii piaszczyste plaże to niezwykłość! Niestety większość jest kamienista, a jak już na fiordem to ledwo metrowy skrawek piaszczystej gleby z dna morskiego i kamienie dalej.
Karmøy słynie z kilku, rozległych piaszczystych plaż, bo przypominają te z południa Europy. Norwedzy mówią na nie: syndenstrander, plaże południowe. Syden to wspólne określenie na kraje leżące w basenie Morza Śródziemnego. Nieważne czy w Hiszpani, Portugalli, Włoszech Chorwacji czy Grecji. Wszystko co na południe od Norwegii to Syden. Jak się czasem pytam znajomych, gdzie wysłali dzieci na wakacje, otrzymuję odpowiedź: „do Syden”. „No ale gdzie dokładnie ?” – pytam. „No, Syden, nie wiem, może Wyspy Kanaryjskie, a może na Majorce albo w Halkidiki”. Uff, myślę sobie w duszy…
No, no więc mają Norwedzy namiastkę Syden na wyspie Karmøy. A morze jest może trochę chłodniejsze, ale ludzie się kąpią. I ja nawet raz się kąpałam w Morzu Północnym bez większego szoku termicznego.
A na koniec proponuję posłuchać :)
Dzisiaj na południowy Karmøy, gdzie można znaleźć ukojenie na piaszczystych plażach.
Na początek sposiłkowałam się autobusem, który ślimaczył się jak tylko mógł po okolicznych wioskach. Trasę wszelkim możliwymi serpentyny nazywa się w Norwegii "melkerute", jak "Droga Mleczna", długa, spiralna i biała jak we mgle :-).
Wysiadlam w Farkingstad i niemal od razu wjechałam na początek drogi, Burmavegen, prowadzącej w poprzek wyspy wikingów. Trakt został zbudowany podczas II wojny światowej by ułatwić transport materiałów na wybrzeże, teraz Ponoć jest popularna wśród młodzieży bawiącej się w "straszenie się" nawzajem w okolicznych małych laskach. Co zabawa oznacza, trudno dociec, może tak tu nazywają podchody? Poza nielicznymi fragmentami droga jest wybitnie nudna. Z lewa lub prawa odchodzą czasem jakieś ścieżki w głąb karmyøskiego płaskowyżu, ale niemal wszędzie tylko niskie byliny, zbrązowiałe jeszcze z poprzedniej jesieni wrzosy, karłowate drzewka i byliny. Jak już się wydostałam z monotonnego krajobrazu ruszyłam dalej południową częścią drogi 511, wzdłuż idyllicznego wybrzeża, prosto do Skudenshavn.
Cmentarz
Przed wjazdem do Skudenshavn, natknęłam się na cmentarz Falnes, założony w 1851, wybudowany według rysunków królewskiego architekta, Linstowa. Teraz spoczywa tu około 660 nieboszczyków. Jest to jedyne miejsce z grobami brytyjskich żołnierzy poległych na terenach wyspy. Prócz tego w jednym z zakątków cmentarza znajdują się cztery lub pięć starych grobów z metalowymi, ornamentowanymi krzyżami, z datą pochówku z końca XIX w.
Kamień księżycowy
W parczku miejskim na samusieńkim końcu Skudenshavn jest parę ciekawostek. Wśród nich kamień, leżący na skałach. Wedle dawnych wierzeń miał kamień spaść z nieba, prosto z księżyca, jednak próbki i analizy wykazały, że z meteorytami nie ma on nic wspólnego. Jednak podejrzenia wzbudził dziwny kształt kamienia, jest bowiem pobrużdżony i jakby z otworkami. Otóż okazało się, że ma ponoć 800 milionów lat i składa się z mieszanki kwarcu, marmuru i dolomitu. A przybył tu z lodowcem przed 10.000 lat.
Zamknięte muzeum – Mælandsgården.
Zagłębiając się dalej w najstarszą cześć Skudenshavn, pomiędzy stare uliczki wciśnięte w niskie, białe domki, natknęłam się na muzeum (niestety było nieczynne). W muzeum pokazany jest przekrój przez życie od przeszło 200 lat, gdyż miasteczko rozrosło się w XVIII wieku w związku z bogactwem otaczającego morza w śledzia. A więc można zobaczyć jak dawniej żyło się w tutejszych gospodarstwach rybackich i w jaki sposób dawne rękodzieło wpłynęło na wygląd miasteczka. Jako że był to port rybacki, do którego zawijały wszelakiej maści kutry i łodzie z innych części Europy, ludzie tutaj spotykali się i ulegali wpływowi innych kultur. Tak więc ówczesna moda i sposoby budownictwa naśladowały tzw. „styl cesarski”, który poznano po znaleziskach archeologicznych w Pompejach. Mówi się nawet, że Skudenshavn jest „miasteczkiem białego stylu cesarskiego”.
Ja się tak bardzo nie znam na stylach architektonicznych, ale faktycznie spacerując między uliczkami, czuje się inną atmosferę, a domki, wejścia, drzwi, schody, wszystko ma jakiś inny wymiar i styl.
Moim zwyczajem ponaciskałam wszystkie możliwe klamki (a nóż coś będzie otwarte) i pozaglądałam we wszystkie możliwe szpary i okna. Udało mi się nawet zdjąć okiem aparatu wnętrze dawnego sklepiku przez okno (choć było brudne).
Zdobienia okien, wejść, kołatki, nawet hydranty, mają swoją unikalną duszę. Ja się po prostu przeniosłam w czasie… do momentu kiedy nie spotkałam moich znajomych z pracy z rodziną z Polski. Całusy, obściski z niemal wszystkimi znanymi i nieznanymi i poczułam się jak w Polsce na Wielkanoc. A więc wehikuły czasu naprawdę istnieją.
Restauracja - Smiå Bistro and Piano Bar
Nastawiona na posuchę w jedzeniu i piciu, spodziewałam się bowiem, że wszystko będzie zamknięte, spakowałam do plecaka suchy prowiant w maksymalnych ilościach. Ciastka piernikowe, ciastka z czekoladą, batony, kanapki, orzeszki pistacjowe…i to wszystko na plecach. Jakież było moje zdziwienie, ale szczęście zarazem, że przejeżdżałam obok małej, miłej restauracji.
A cóż by mogło być piękniejszego w ten wspaniały, słoneczny i wielkanocny dzień, jak nie lokalne jedzonko!! Zamówiłam więc tutejszą, przepyszną zupę rybną z trzema różnymi rodzajami ryb i krewetkami, posypaną świeżą pietruszką i podaną z focaccio z masełkiem! Pycha! Do tego kieliszek białego wina – idylla. Cenami nie będę straszyć moich polskich czytelników, a ja i tak jestem już zaprawiona, więc nie żałowałam żadnej wydanej korony.
Plaże w Sandve
No tak, może ktoś zapytać. A dlaczegóż to zachwycać się plażami? Ano dlatego, że w Norwegii piaszczyste plaże to niezwykłość! Niestety większość jest kamienista, a jak już na fiordem to ledwo metrowy skrawek piaszczystej gleby z dna morskiego i kamienie dalej.
Karmøy słynie z kilku, rozległych piaszczystych plaż, bo przypominają te z południa Europy. Norwedzy mówią na nie: syndenstrander, plaże południowe. Syden to wspólne określenie na kraje leżące w basenie Morza Śródziemnego. Nieważne czy w Hiszpani, Portugalli, Włoszech Chorwacji czy Grecji. Wszystko co na południe od Norwegii to Syden. Jak się czasem pytam znajomych, gdzie wysłali dzieci na wakacje, otrzymuję odpowiedź: „do Syden”. „No ale gdzie dokładnie ?” – pytam. „No, Syden, nie wiem, może Wyspy Kanaryjskie, a może na Majorce albo w Halkidiki”. Uff, myślę sobie w duszy…
No, no więc mają Norwedzy namiastkę Syden na wyspie Karmøy. A morze jest może trochę chłodniejsze, ale ludzie się kąpią. I ja nawet raz się kąpałam w Morzu Północnym bez większego szoku termicznego.
A na koniec proponuję posłuchać :)
- DST 42.68km
- Teren 12.30km
- Czas 03:47
- VAVG 11.28km/h
- VMAX 43.20km/h
- Temperatura 21.0°C
- HRmax 155 ( 83%)
- HRavg 129 ( 69%)
- Kalorie 1186kcal
- Podjazdy 423m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Sobota, 19 kwietnia 2014
Kategoria NORWAY
Klosterøy - czyli klasztorna wyspa
Dzisiaj wyjazd poza Haugesund, na średnio daleką wyspę, którą mija się jadąc na południe do Stavanger.
Widoki sielskie, wszystko zazieleniałe, owieczki już na świeżym powietrzu, a my w drodze do klasztoru.
Niestety zamkniętego jak się okazało, dziś sobota a w niedzielę udostępniony do zwiedzania, pokker (po norwesku odpowiednik "cholery jasnej" po polsku).
Na całe szczęście i na pocieszenie udało nam się znaleźć jakiegoś kesza.
Widoki sielskie, wszystko zazieleniałe, owieczki już na świeżym powietrzu, a my w drodze do klasztoru.
Niestety zamkniętego jak się okazało, dziś sobota a w niedzielę udostępniony do zwiedzania, pokker (po norwesku odpowiednik "cholery jasnej" po polsku).
Na całe szczęście i na pocieszenie udało nam się znaleźć jakiegoś kesza.
- DST 27.60km
- Teren 2.30km
- Czas 02:01
- VAVG 13.69km/h
- VMAX 46.70km/h
- Temperatura 18.0°C
- Kalorie 1299kcal
- Podjazdy 252m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze
Środa, 16 kwietnia 2014
Kategoria Do i z pracy
Dom-praca-dom
8 dzień na rowerze do pracy, żałośnie... Ale w weekend rowerowanie po wyspach.
- DST 9.10km
- Teren 1.20km
- Czas 00:30
- VAVG 18.20km/h
- VMAX 41.20km/h
- Temperatura 17.0°C
- HRmax 154 ( 82%)
- HRavg 124 ( 66%)
- Kalorie 306kcal
- Podjazdy 62m
- Sprzęt Brosik
- Aktywność Jazda na rowerze